sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział V

"Jeśli ptaki lecą na południe jest to znak zmian
Przynajmniej możesz to przewidzieć każdego roku
Miłość, nigdy nie wiesz kiedy nagle się skończy
Nie mogę dojść do głosu
Może jeśli wiedziałbym te wszystkie rzeczy które mogłyby nas uratować
Mógłbym zdławić ból, który krwawi we mnie
Patrzeć w twoje oczy, aby zobaczyć tam coś o mnie
Stoję na krawędzi i nie wiem co jeszcze mogę dać."

-Enrique Iglesias - Do You Know


~*~


          Wymach prawą ręką. Wymach lewą ręką. Seria kopniaków prawą noga. To samo z lewą. Obrót. Unik. Podskok. Zmyłka.
Z całej siły uderzyłem pięścią w matę przytwierdzoną do drewnianego słupka na polu treningowym. Poczułem ostry ból w kłykciach, promieniujący w górę ramienia. Byłem jednak twardy i nie skrzywiłem się, ani nie jęknąłem. Miałem nawet wrażenie, że taki ból sprawia mi więcej przyjemności aniżeli cierpienia. Potrzebowałem tego. Coś co można było zlokalizować, określić przyczynę i wiedzieć jak zminimalizować, lub zlikwidować ewentualne przykrości. Wszystko jasne i proste.
            Odskoczyłem na kilka metrów w tył, oddychając ciężko i wgapiając się z dziwną zawiścią w niewinny słupek. Lewą ręką otarłem pot z czoła, zaciskając szczęki i głośno oddychając przez nos. Nie wytrzymałem jednak tak zbyt długo i ponownie wziąłem głębszy oddech przez usta. Odkąd zacząłem trenować, czułem ból w klatce piersiowej. Byłem pewien, że powodem jest długa, jak na mnie przerwa i szybka utrata formy. Jednakże im dłużej ćwiczyłem, tym oddychanie stawało się coraz trudniejsze. Po dwóch godzinach intensywnego ruchu, dyszałem jak stary parowóz. Mój oddech zrobił się świszczący, a pot spływał po mnie tak intensywnie, że miałem wrażenie, iż może się to skończyć odwodnieniem.
Dlatego właśnie tak bardzo nie lubiłem, kiedy zmuszano mnie do zaniechania treningów. Odpoczynek tylko człowieka rozleniwia i sprawia, że zamiast zyskać, traci on swoje siły. Z całą pewnością Sakura usłyszy jeszcze ode mnie słowo zażalenia.
            Zerknąłem w bok, w stronę sporego drzewa, w którego cieniu leżał sobie Akamaru. Zamerdał ogonem widząc, że go obserwuję i od razu zrobił się szczęśliwszy.
- Nie ciesz się. Następnym razem też cię tak wymęczę – mruknąłem, prostując zdrętwiałe plecy i chwytając się w końcu za bolącą pięść. Rozmasowałem zbite kości, potrząsając jednocześnie mokrą głową. Wolnym krokiem, ruszyłem w kierunku mojego psiaka, stwierdzając na dziś koniec treningu. Obiecałem sobie jednak, że jeszcze tego wieczoru wykonam serię wzmacniający ćwiczeń u siebie w domu. No i może powinienem zmienić dietę? Więcej białka? Jeszcze więcej mięsa? Nigdy nie przywiązywałem do tego zbyt wielkiej wagi, ale bardzo chciałem jak najszybciej wrócić do formy. To żadna robota, kiedy męczysz się po dwóch godzinach podstawowego treningu.
            Akamaru podniósł się do siadu, kiedy stanąłem tuż przy nim, a gdy usiadłem, ten znów się położył. Chwyciłem za butelkę z wodą i od razu wlałem w siebie litr przyjemnie chłodnej cieczy. Żałowałem, że nie zostało drugie tyle, abym mógł się nią po prostu oblać. Odetchnąłem z głośnym jękiem, po czym walnąłem się na trawę, przysłaniając twarz ręką. Zsunąłem ją nieco w górę, by jednym okiem widzieć koronę drzewa. Słabe promienie słońca, prześwitywały przez gęsto zarośnięte liśćmi gałęzie, co wywoływało u mnie jeszcze większą ochotę na sen.
            Tej nocy znów nie mogłem zasnąć. Gdy wreszcie mi się to udało, dręczyły mnie potworne koszmary. Hinata, Naruto, oni byli ostatnio głównymi bohaterami w mojej głowie. Było to takie wkurzające, że miałem ochotę najzwyczajniej w świecie się na nich obrazić. Głupio jednak byłoby obwiniać kogoś za występowanie w twojej podświadomości. Niemniej jednak sny się zmieniały, ale morał stale był ten sam. Hinata była tą, która musiała dokonać wyboru, a ja i Naruto niszczyliśmy się nawzajem. Nie lubiłem interpretować własnych snów. To tak jakbym analizował swoją podświadomość, swoje myśli… A starałem się myśleć jak najmniej jeśli chodzi o temat naszej trójki.
Cholera, kiedy u diabła zacząłem postrzegać nas w ten sposób? Nie jako sprawę moją i Hinaty, ale jako sprawę NASZEJ TRÓJKI. To tak, jakbym przyznawał się do jakiegoś miłosnego trójkąta, a takie określenie wywoływało nieprzyjemne dreszcze na moich plecach. Za nic w świecie nie chciałem wyobrażać sobie jej w ramionach Uzumaki’ego. Wyobraźnia jednak bywa chamska i okrutna. Zawsze, kiedy mam wolną chwilę i pozostaję sam na sam z myślami, mam wrażenie, że jakiś głos pojawia się w mojej głowie i mówi coś typu „hej, a zastanawiałeś się, jak Naruto ostatnio dotykał Hinatę?” i chcąc nie chcąc zaczynam myśleć właśnie o takich głupotach.
            Od naszego ostatniego spotkania mijał już drugi dzień. Nie widziałem się ani z Hinata, ani z Naruto. Sam do końca nie wiedziałem dlaczego, ale odkładałem pójście do Hyuugi na później. Chciałem uniknąć poważnej rozmowy? A może bałem się, że Hinata usłyszała ostatnio zbyt wiele i może zareagować w sposób, jaki mi się nie spodoba? Czułem również dziwną obawę na myśl o tym, że to ona mogłaby się w każdej chwili pojawić w moich drzwiach. Mimo to, nie uważałem tego za zbyt prawdopodobne. To ja byłem tym, który powinien i zapewne wykona prędzej czy później jakiś ruch. Potrzebowałem tylko jeszcze trochę czasu. Na co? Tego to nawet ja nie wiem. Może na jakieś objawienie…
            Podniosłem się w końcu, niespecjalnie zadowolony z tego powodu. Powieki robiły się coraz cięższe i gdybym dłużej poleżał, z pewnością bym zasnął. Wolałem jednak wrócić do domu, póki byłem przytomny.
Akamaru również usiadł i przyglądał mi się uważnie. W pewnym momencie, wychylił głowę w moim kierunku i szturchnął mnie lekko nosem, cicho przy tym piszcząc.
- Co jest? – zapytałem, głaszcząc go za uchem. W tym momencie, poczułem coś wilgotnego nad moimi ustami. Zaskoczony, odruchowo podniosłem dłoń, chwytając się za nos. Chwilę później dostrzegłem na moich palcach krew. – Super – burknąłem, nadgarstkiem ocierając ciemno czerwoną substancję spod nosa. Przytrzymałem rękę w nieruchomej pozycji, zatykając krwotok i zacząłem rozglądać się za czymś, co mogłoby posłużyć mi za chusteczkę. Całe szczęście, zabrałem dziś ze sobą ręcznik, więc nie musiałem poświęcać własnej koszulki. Kiedy tylko odsunąłem dłoń, krew obficie zaczęła kapać na ziemie. Szybko rozsunąłem nogi, aby się nią nie ubrudzić i trwałem w takiej siedzącej pozycji z pochyloną głową przez dłuższą chwilę. Miałem nadzieję, że na kilku kroplach się skończy, ale po pięciu minutach byłem już znużony. Otarłem więc twarz ręcznikiem, po czym starannie go zawinąłem i przyłożyłem sobie do nosa, starając się zatamować krwawienie.
Westchnąłem ciężko, odchylając teraz głowę do tyłu i od razu podnosząc się z ziemi. Mało brakowało, a upadłbym z powrotem na trawę, gdyby nie Akamaru, który stanął za mną i jako tako mnie podtrzymał. W momencie kiedy wstałem bowiem, potwornie zakręciło mi się w głowie. Jasne, owszem, miewałem już coś tego typu, kiedy zbyt szybko wstawałem, ale ten zawrót odrobinę mnie zestresował. Tłumaczyłem go sobie, podobnie zresztą jak ten nagły krwotok z nosa, że jest to wynikiem utraty kondycji i być może zbytnim obciążeniem ciała po leniwych dniach. Sakura pewnie wyskoczyłaby na mnie z pyskiem, więc lepiej będzie, jeżeli o niczym się nie dowie. Spojrzałem więc na swojego psiaka, który wyglądał na nieco zmartwionego. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, mrugając do niego jednym okiem i wolną dłonią, klepiąc po białej głowie.
- To nic takiego. Nie przejmuj się.

            Zanim wróciłem do wioski, zahaczyłem jeszcze o rzeczkę, nad którą lubiłem chodzić. Głupio było mi paradować przed ludźmi, których o tej porze na ulicach było więcej niż mrówek w mrowisku, w umorusanej twarzy, albo ręcznikiem do niej przyczepionym. Na szczęście krwotok ustał, więc mogłem po prostu obmyć twarz, aby prezentować się tak jak zwykle- doskonale. Dodatkowo, chłodna woda zadziałała na mnie niezwykle orzeźwiająco. Rozbudziłem się nieco bardziej i dostałem dawkę nowej energii. Nadal czułem, że lepię się cały od potu i nawet miałem ochotę skoczyć do przyjemnie zimnej rzeczki, ale zrezygnowałem z tego planu. Chyba jakaś cząstka mnie, wciąż przesadnie lękała się o moje zdrowie i bała się, że dostanę katarku.
Prychnąłem cicho, ostatni raz oblewając sobie twarz wodą. Marzyłem o prysznicu, więc nie siedziałem zbyt długo, tylko od razu ruszyłem do wioski.
            Tak jak się spodziewałem, uliczki były zapełnione po brzegi, również w miejscach, w których nie było bazarów. To była istna udręka, przedzierać się przez te wąskie, wypełnione obcymi twarzami przejścia między alejkami. Chyba będę musiał złożyć podanie z prośbą o poszerzenie dróg.
Odetchnąłem dopiero wtedy, gdy udało mi się wcisnąć w jakiś zaułek. Było to miejsce między dwoma, wysokimi budynkami i mimo, że stałem zaledwie kawałek od zaludnionej ulicy, było tu dużo ciszej, chłodniej i przyjemnie. Rozejrzałem się odruchowo dookoła, instynktownie już badając swoje położenie. Spojrzałem w górę, przypominając sobie, że przecież jestem shinobi i na dobrą sprawę, potrafiłbym znaleźć dużo łatwiejszą i szybszą drogę do domu. Oparłem się o zimną, kamienną ścianę, uderzając w nią lekko głową. Nie bardzo miałem siły na wspinaczkę, a kumulowana chakra wydawała mi się jakaś taka niepewna. W dodatku miałem nogi jak z waty. Byłem pewien, że przy pierwszym skoku, odmówiłyby mi posłuszeństwa i poleciałbym tak jak nakazywała grawitacja.
- A może by tak upomnieć się o coś na wzmocnienie? – zapytałem głośno i dopiero wtedy spojrzałem na Akamaru. Uświadomiłem sobie, że nawet nie upewniłem się, czy za mną idzie. Całe szczęście, że nie spuszczał mnie z oczu i wiernie mi towarzyszył.
Tak czy inaczej, byłem więcej niż rozczarowany swoją formą. Gdybym walczył teraz z tym ćwokiem Naruto, zapewne odpadłbym po kilku sekundach. A Hinata, rozczarowana taki słabeuszem jak ja, rzuciłaby mnie i od razu pobiegła do Uzumaki’ego.
Cholera! Przecież miałem o tym nie myśleć!
Potrząsnąłem głową, ściskając w dłoni swój ręcznik. Poklepałem się lekko po policzku, zaciskając szczęki. Strasznie chciałem być już w domu, a to jeszcze taki kawał drogi.
Spojrzałem w bok i dopiero teraz, zorientowałem się, że jest przejście na drugą stronę. Kilkanaście metrów dalej, było wyjście na drugą uliczkę, która wyglądała na mniej uczęszczaną obecnie przez ludzi.
Uradowany, od razu ruszyłem w tamtym kierunku. Po drodze wdepnąłem w jakąś podejrzaną substancję i wkurzony na cały świat, oparłem się ręką o kamienną ścianę, wycierając o czyste podłoże buta i siarczyście klnąc pod nosem. Zatrzymałem się tuż przy wyjściu na drogę i w pewnym momencie do moich uszu dobiegły znajome głosy. Skupiłem się, odruchowo wyprężając do przodu szyję i uważnie nasłuchując. Pierwszy głos jaki rozpoznałem, należał do Hinaty. Wszędzie bym go poznał. Drugi zdaje się był własnością mądrali, jakim był Nara. Kolejny zaś, najbardziej wkurzający, musiał być Uzumaki’ego.
Naburmuszyłem się, słysząc jego nazbyt głośne słowa, ale również zdziwiłem. Kogo jak kogo, ale samego Shikamaru w ich towarzystwie to się nie spodziewałem. Pewnie po prostu szukał okazji, żeby wymigać się od jakiegoś treningu.
Byli tuż za rogiem, a ja nie bardzo miałem ochotę spotkać kogokolwiek z tej trójki. Oparłem więc głowę o mur, znajdujący się obok, zbolałym wzrokiem zerkając na Akamaru. On jeden mnie rozumiał. Spoważniał, patrząc na mnie tak mądrze i rozsądnie, że aż zrobiło mi się przy nim głupio.
- Zapłacę za to, a wy w tym czasie idźcie rozejrzeć się za jakimś prezentem. – Usłyszałem najpiękniejszy głos na świecie i w odpowiedzi ciche burknięcie zgody, oraz głośne zakomunikowanie zrozumiałości polecenia. Przybliżyłem się odrobinę, aby móc wyjrzeć zza rogu. Tuż obok ujrzałem Hinatę, uśmiechającą się do sprzedawczyni i podającą jej pieniądze. Szybko się ukryłem, czując jak serce próbuje wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Nie sądziłem, że jest aż tak blisko. Spojrzałem na Akamaru z wystraszonym wyrazem twarzy. Zamerdał ogonem, przechylając głowę lekko w bok.
Ponownie wyjrzałem i z jeszcze szybszym biciem serca dostrzegłem, że moja ukochana właśnie dokonała zakupu i kierowała się teraz w moją stronę. Jak debil przywarłem do mury, starając się w niego wtopić. Naprawdę nie chciałem jej spotkać. Nie w taki sposób. Nie teraz. Zorientowałaby się, że podsłuchiwałem. Zacisnąłem powieki, licząc na to, że skoro ja jej nie będę widział, ona również mnie nie zauważy.
- Kiba? – A niech to! Czyli jednak ta sztuczka nie działa! – Co ty tu…
Nie dokończyła, bo niczym tajny szpieg kierowany instynktem, złapałem ją za rękę i przyciągnąłem w swoją stronę, zatykając od razu usta dłonią. Pośpiesznie rozejrzałem się na boki, aby upewnić się czy nikt mnie nie widział i dopiero wtedy zorientowałem się, co ja właściwie wyprawiam. Doprawdy, byłem idiotą. Po jakiego czorta ją tu przyciągnąłem? Nie wystarczyłoby zwykłe „cześć”?
- Co ty wyprawiasz? – burknęła, wyswobadzając się z mojego luźnego i tak już uścisku. Spojrzałem na jej lekko rozłoszczoną twarzyczkę, przełykając przy tym głośno ślinę. Stanęła przede mną z niecierpliwością oczekując odpowiedzi.
- Ja… - zająknąłem się. Naprawdę nie wiedziałem, co miałbym jej odpowiedzieć. Odwróciłem więc głowę w bok, patrząc na przechodzących kawałek dalej ludzi. – Co tu robisz z Naruto i Shikamaru? – zapytałem, sprytnie unikając tłumaczeń za moje głupkowate zachowanie. Westchnęła ciężko, najwyraźniej zawiedziona moją taktyką zmieniania tematu.
- Zakupy – odpowiedziała krótko. Skrzywiłem się, nieusatysfakcjonowany taką odpowiedzią.
- Ale czemu jest z wami Shikamaru? – drążyłem, chociaż właściwie mało mnie to obchodziło. Ponownie westchnęła.
- Syn Kurenai ma w tym tygodniu urodziny.
- Serio? – Spojrzałem na nią szczerze zaskoczony tą nowiną. – Znowu?
- Ostatnie miał rok temu – odparła, marszcząc brwi i uważniej mi się przyglądając. – Rozmawialiśmy przecież o tym kilka dni temu – dodała, wyraźnie nie pochwalając faktu, iż nie pamiętam o takich rzeczach.
- Wybacz, najwyraźniej nie słuchałem – mruknąłem cicho, ukradkiem wyglądając zza rogu i wzrokiem szukając Naruto. Dostrzegłem ich dwójkę przy jakimś niedużym stoisku z zabawkami. Znudzony Nara kiwała leniwie głową, natomiast blondyn zdawał się bawić w najlepsze, chwytając każdy gadżet po kolei.
- Będziesz, prawda? – zapytała niepewnie. Odwróciłem się w jej stronę i zamyśliłem na moment, lustrując ją swoim spojrzeniem. Urodziny małego brzdąca? Zapewne będzie cała drużyna dziesiąta, jak i również moja. Dodatkowo jak sądziłem, zjawi się Naruto jako towarzysz Hinaty. Skrzywiłem się odrobinę na tę myśl, ale pokiwałem twierdząco głową.
- A kto w ogóle jeszcze będzie? – zapytałem. Zarumieniła się, spuszczając głowę. – Dobra, nie odpowiadaj – uciąłem bardziej ostro niż planowałem. Ponownie wyjrzałem na uliczkę, a widząc, że Naruto nieprędko zakończy swoją zabawę przy stoisku, nieco spokojniejszy stanąłem naprzeciwko Hinaty. Oparłem się o kamienną ścianę i odetchnąłem ciężko, patrząc na nią i wreszcie posyłając jej jeden z moich najbardziej czarujących uśmiechów. Znów się zarumieniła, nerwowo zerkając w bok. Wyciągnąłem ku niej ręce i nim zdążyła mi umknąć, pochwyciłem ją w swoje ramiona, przyciągając bliżej siebie.
- Nawet nie zainteresowałaś się, czy żyję przez te dwa dni – zarzuciłem z łobuzerskim uśmiechem.
- Przestań! Co ty robisz – fuknęła, wciąż z obawą odwracając wzrok w stronę uliczki.
- Nie stęskniłaś się? – zapytałem, udając smutnego. Naburmuszyła się jeszcze bardziej, a jej twarz przybrała bardziej różowy kolor. – Kiedy Naruto da ci trochę swobody? – dodałem, znów się uśmiechając. Odwróciła głowę w moją stronę, niezbyt zadowolona z sytuacji w jakiej ją stawiałem. Postarałem się spoważnieć. – Chciałem z tobą pogadać.
- O czym? – Wyraźnie się zmartwiła. Przygryzłem lekko dolną wargę.
- Zobaczysz. To kiedy? – ponowiłem pytanie. Opuściła głowę, zamyślając się na chwilę. Była bardzo blisko mnie i z tej odległości czułem niezwykle intensywny zapach jej włosów.
- Nie wiem. Dzisiaj, albo jutro wieczorem? – Uniosła pytający wzrok. Kiwnąłem głową z obojętnością, jednak mój uścisk zrobił się ciaśniejszy. – A teraz wypuść mnie. Muszę wracać – zakomunikowała, na co ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Wypuszczę cię, jak zasłużysz – zaśmiałem się, stukając lekko nosem jej czoła. Przez chwilę próbowała się wyrwać, ale coś nie bardzo się starała. Pośpiesznie wyjrzała zza rogu, po czym przeniosła wzrok na mnie.
- Jesteś niemożliwy – powiedziała ze złością. Mruknąłem tylko cicho, ocierając twarz o jej głowę i delektując się tą cudowną wonią. – I śmierdzisz – dodała niespodziewanie na co ja parsknąłem śmiechem.
- To zapach mężczyzny.
- Spoconego po treningu – zauważyła inteligentnie. – Miałeś nie trenować – dodała oskarżycielskim tonem.
- Nic z tych rzeczy. Miałem się nie przemęczać – odparłem, wywracając demonstracyjnie oczami. Przez minutę mierzyliśmy się na spojrzenia, aż w końcu to ja odpuściłem. – Dobra, spadaj sobie do tego twojego promyczka – burknąłem, wypuszczając ją z objęć. Uśmiechnęła się przyjaźnie, chwytając mnie za dłoń i ściskając ją pokrzepiająco.
- To do zobaczenia – powiedziała, a kiedy już odchodziła, nie puściłem jej dłoni tylko ścisnąłem jeszcze mocniej i pociągnąłem w swoją stronę tak, że dziewczyna wpadła prosto na mnie. Bez zbędnych ceregieli, objąłem ją mocno w talii, drugą dłonią chwytając za tył głowy i składając na jej ustach tak namiętny pocałunek o jakim długo nie zapomnij. Gdy oderwaliśmy się od siebie, z ledwością łapała oddech.
- Do zobaczenia – mruknąłem jej w usta, z zawadiackim uśmiechem. Sekundę później pchnąłem jej obficie zarumienioną i zszokowaną postać w kierunku wyjścia na uliczkę, sam chcąc odczekać jeszcze jakiś czas w ukryciu.

            Nie przyszła.
 Ani tego samego dnia, ani następnego.
Skubana, najwyraźniej z jakiegoś powodu mnie unikała! Ja zresztą też miałem swoją dumę. Miałem! Naprawdę! Facet z honorem ze mnie! Tak, czy inaczej, obiecałem sobie, że nie będę za nią latał, jak wygłodniały pies. Byłem pewien, że prędzej, czy później to ona pęknie i zrobi pierwszy krok.
Nasze spotkanie musiało więc poczekać do urodzin małego Sarutobi’ego. Byłem szczerze zaskoczony faktem, że Kurenai zaprosiła tyle osób. Poza drużyną ósmą i dziesiątą, był oczywiście Naruto, ale oprócz tego pojawiła się tam również Anko, a nawet sam Kakashi i Genma. Ten ostatni najwyraźniej miał chrapkę na samotną mamuśkę, bo doskakiwał do mojej mistrzyni na każde jej skinienie. Żałosny typek. Jak można tak się płaszczyć przed kobietą… Ale co tam! Życzyłem jej jak najlepiej i musiałem przyznać, że z Kurenai wciąż była niezła partia, więc dlaczego nie miałaby sobie kogoś znaleźć? Życie układa się różnie i bywa czasem tak, że to nie z tą wyśnioną miłością je spędzamy, a z kimś, po kim w ogóle nie spodziewaliśmy się wcześniej żadnego głębszego uczucia. Może to trochę okrutne, może trochę zabawne, ale właśnie tak jest. Nic nie można sobie zaplanować, bo życie jest jednym, wielkim chamem i zawsze zrobi nam coś na przekór.
            Siedząc na zbyt miękkiej kanapie, posępnie spojrzałem na roześmianą twarz Hinaty. Stała razem z Ino i Kurenai, dyskutując o jakiś babskich sprawach. Obstawiałem, że zachwycają się tym małym bachorkiem, który już od jakiegoś czasu siedział obok mnie i co chwilę próbował wdrapać mi się na głowę. Moja cierpliwość zaczynała już niebezpiecznie zbliżać się do granic.
- Zapamiętaj młody, kobiety to fałszywe stworzenia. Obiecują jedno, a potem robią co innego i jeszcze powiedzą, że to twoja wina – mruknąłem, nie spuszczając wzroku z granatowowłosej. Na domiar złego, podeszli do nich Naruto i Shikamaru. Nara oczywiście z nijakim wyrazem twarzy, pewnie tylko czekał, kiedy będzie mu wypadać pójść sobie do domu… Natomiast Naruto… Naruto był wkurzająco zadowolony. Cały dzień z bananem na twarzy. Że też nie bolała go szczęka… W dodatku, jak gdyby nigdy nic, obejmował sobie co jakiś czas Hinatę, jakby znakował swoje terytorium. Poważnie, miałem wrażenie, że za chwilę ściągnie spodnie i nasika wokół niej, żeby wszyscy wiedzieli, że jest jego.
A ona? Ona zachowywała się, jakby jej to odpowiadało. Udawała szczęśliwą i zadowoloną. Śmiała się i patrzyła na niego z… z NIBY czułością. Ale ja wiedziałem! W tej „czułości” kryła się odraza. Wolała, żebym to ja stał tam obok niej i ją obejmował.
- Korzystanie z nieswoich rzeczy bez pozwolenia właściciela, jest równoznaczne z kradzieżą. – Usłyszałem nagle ponury głos, przez który niemal dostałem zawału. Z ręką przytwierdzoną do wyrywającego się z piersi serca, spojrzałem w bok.
- Kurde, Shino! Dawaj znać jakoś o swojej obecność, a nie mnie straszysz.
- Siedziałem tu dłużej od ciebie – odparł spokojnie. – Przyjaciele nie powinni być tak zaślepieni własną osobą – dodał z wyraźnym wyrzutem. Wykrzywiłem usta z cichym jęknięciem. Cichociemny drań. Robił to specjalnie. Zawsze musiał mnie jakoś wystraszyć. – Poza tym… jestem ninją – odezwał się znów po chwili, usprawiedliwiając wszystkie swoje wybryki.
- Dobra, dobra – skwitowałem, nie mając ochoty na kontynuowanie tego tematu. Delikatnie odepchnąłem od siebie Juniora, ponownie spoglądając na wesołą gromadkę, w której była moja ukochana. – A tak w ogóle, pożyczanie to nie kradzież – chciałem sparować jego poprzednie zdanie.
- Owszem, jeżeli nie spytałeś o pozwolenie. – Był denerwująco pewny siebie. Przyjrzałem mu się uważnie, zastanawiając się, czy ma na myśli coś konkretnego. Shino zawsze był dziwny, ale wiedział denerwująco dużo. Zapewne poznawał wiele sekretów, bo ludzie zwyczajnie nie zwracali uwagi na jego obecność.
Szybko więc cofnąłem się w myślach, aby zanalizować różne miejsca, w których mógłby dostrzec mnie i Hinatę. Nic konkretnego jednak nie przychodziło mi do głowy i miałem szczerą nadzieję, że jego wypowiedź nie nawiązuje do towarzyszki z naszej drużyny.
- Jak zwykle nie wiadomo o co ci chodzi – burknąłem, coraz bardziej nerwowo odganiając od siebie malca. Ten wypierdek jednak się uparł! Koniecznie musiał wleźć mi na głowę!
- Jeśli mnie nie rozumiesz, to jak zwykle zignoruj, ale jeżeli wiesz co mam na myśli, to zakończ to zanim zostaniesz z niczym i skrzywdzisz więcej osób. – Byłem w szoku. Czułem jak jeżą mi się włosy na karku. Shino jeszcze nigdy nie powiedział mi niczego, można rzec tajnego, tak dosadnie. Nie miałem wątpliwości, o co mu chodzi i bałem się dalej myśleć skąd tyle wie.
Odwróciłem więc czym prędzej wzrok, prychając cicho i uśmiechając się kpiąco.
- Pleciesz trzy po trzy.
- Bylebyś mógł potem spojrzeć w lustro – odpowiedział. Co za wkurzający gbur!
            Impreza, o ile można to tak nazwać, zaczęła zbliżać się ku końcowi. Shikamaru pod pretekstem ważnego raportu, ulotnił się wcześniej, a za nim poszedł Chouji. Kakashi i Anko również długo nie zabawili. Shino nie wiem kiedy poszedł. Mały Asuna- bo takie wymyślne imię nosił Junior- spał teraz w swoim pokoju. Najwyraźniej zmęczyły go ciężki wspinaczki na moją głowę.
Kurenai i Genma zmywali w kuchni, natomiast my we czwórkę, siedzieliśmy nadal w salonie. Hinata czuła na sobie moje ciężkie spojrzenie, bo skrupulatnie starała się cały czas patrzeć w innym kierunku. Ja jednak nie miałem zamiaru odpuszczać. Musiałem przecież z nią pogadać. Jej zachowanie nie było normalne. Chciałem wiedzieć na czym stoję.
W końcu jednak wpadłem na genialny plan! Zawołałem na bok Ino i najzwyczajniej w świecie poprosiłem ją, aby jakoś uwolniła Hinatę od Naruto. Oczywiście Yamanaka nie należała do osób, które robią coś dla innych, nie poznawszy wcześniej szczegółów każdego planu. Przedstawiłem więc całą sprawę tak, by wyszło na to, że chciałbym po prostu wypytać Hinatę o jej związek z Uzumaki’m, a później wszystkie informację chętnie przekażę blondynce. Moja przyjaciółka z drużyny nie zwierzała się każdemu, a wśród znajomych miałem opinię jej najlepszego spowiednika, więc… Ino głodna tak banalnych rzeczy, jak szczegóły związku kogoś innego niż ona sama, łyknęła wszystkie moje kłamstwa. Nawet byłem trochę rozczarowany tym, że tak łatwo mi uwierzyła. Czy ona naprawdę myślała, że facet wziąłby swoją koleżankę na ploteczki o innym facecie?
W każdym razie, jak tylko opuściliśmy dom Kurenai, Ino „przypomniała sobie”, że Sakura kazała im pójść do Siedziby Hokage i dokończyć bardzo ważną sprawę. Naruto brał sobie bardzo do serca wszystko, co zbliżyłoby go do stanowiska Lidera Wioski, więc nawet nie oponował. Przeprosił Hinatę, pożegnał się z nią i razem z Ino, która po prostu nie mogła powstrzymać się przed puszczeniem do mnie oczka, oddalili się.
Jak tylko zostaliśmy sami, spojrzałem kątem oka na dziewczynę. Nie patrzyła na mnie, ale przed siebie. Trochę minęło, zanim dwójka naszych przyjaciół, zniknęła nam całkiem z oczu.
- Chciałeś porozmawiać, Kiba – odezwała się niespodziewanie. Jej głos podziałał na mnie jak porażenie prądem.
- Przejdźmy się – zaproponowałem dziwnie niepewnym głosem. Nagle zrodziło się między nami jakieś napięcie. Nie te dobre. Coś zupełnie przeciwnego. Jakby wyrosła wielka ściana i odgrodziła nas od siebie.
Szliśmy więc w milczeniu, aż dotarliśmy do miejsca mniej uczęszczanego przez ludzi. To był park. O tej porze zwykle wałęsało się tędy sporo par, teraz jednak o dziwo nie było tu prawie nikogo. Prawie, bo po drodze mignął mi znany w Konoha, bezdomny pijaczek, który komplementował zawsze wszystkie mijające go niewiasty.
            Zatrzymaliśmy się przy jednaj z ławek, naprzeciwko której znajdował się nieduży staw, w którym pływały kaczki. Hinata usiadł, natomiast ja jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w gładką taflę wody.
- Dlaczego mnie unikasz? – zapytałem bez ogródek. Nie patrzyłem na nią, ale czułem w kościach, że się cała spięła. Jej oddech był trochę inny.
- Nie… nie wiem – odparła cicho i z pokorą, jakby przyznawała się do winy.
- A może to dlatego, że sytuacja cię przerosła i próbujesz udawać, że nic się nie stało? – zaproponowałem bardziej złośliwie, niż planowałem.
- Może – przyznała, a ja odwróciłem się szybko w jej stronę. Siedziała skulona, zgarbiona z opuszczoną głową i splecionymi na kolanach dłońmi. – Tak chyba byłoby lepiej – dodała. Nie chciałem tego słuchać. Pieprzyła bzdury.
Przykucnąłem przed nią, opierając ręce na ławce po jej obu bokach.
- Wcale tak nie myślisz – powiedziałem.
- Właśnie, że tak myślę! – wykrzyknęła, szokując mnie doszczętnie.
- Chciałabyś – mruknąłem znów po krótkiej chwili ciszy. Odwróciła głowę w bok, starając się na mnie nie patrzeć. Musiałem więc chwycić ją za podbródek i pewnie skierować jej twarz w moim kierunku. – Chciałabyś, ale nie jesteś w stanie tak po prostu nas skreślić, prawda? – wyznałem pewnie. – PRAWDA? – powtórzyłem z większym naciskiem, mocniej ściskając palce na jej cerze. Skrzywiła się, a jej oczy zrobiły się szkliste. Przymknęła powieki, nabierając sporo powietrza przez nos.
- Tylko skrzywdzimy się niepotrzebnie – dodała w końcu. Zacisnąłem mocniej szczęki. – Cała nasza trójka będzie cierpieć prędzej czy później. Czuję to.
- Nie możesz być tego pewna – obstawiałem przy swoim. Jak dla mnie, Naruto wcale nie musiał się dowiedzieć o czymkolwiek. – A nawet jeśli, jestem gotowy zaryzykować.
- A ja nie…
- Więc chcesz powiedzieć, że wybierasz tylko moje cierpienie?! – zgromiłem ją surowym tonem. Cholera, naprawdę nie chciałem tego mówić. To nawet dla mnie brzmiało jak szantaż. Tak jednak właśnie czułem. Stale wybierała jego zamiast mnie.
Co mnie zaskoczyło, to fakt, że Hinata się tym zbytnio nie przejęła. Spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i powoli, delikatnie przystawiła swoją dłoń do mojego policzka. Uśmiechnęła się przy tym nikle.
- Oboje byśmy cierpieli. – Jej cichy głos, wyjątkowo drażnił moje uszy. – Ale myślę, że to jeszcze będzie znośne, a z czasem ból zmaleje, albo zupełnie zniknie – dodała.
- Zmaleje? – powtórzyłem głucho. – Zniknie? – Spojrzałem na nią ze złością. – Więc nie masz bladego pojęcia, co tak naprawdę do ciebie czuję – zarzuciłem jej z nieukrywanym rozczarowaniem. Jej usta zadrżały. Zaskoczyłem ją, bo znów okazało się, że mam rację.
Zacisnąłem mocniej pięści i przygryzłem dolną wargę, z naburmuszoną miną rozglądając się na bok. Ścieżki parku aktualnie świeciły pustkami. W tle słychać było jedynie, nieznośne ćwierkanie ptaszków.
- Kiba…
- Chyba się nie zrozumieliśmy – przerwałem jej i ponownie spojrzałem prosto w oczy. – Nie możesz skreślić tego, co nas łączy. To uczucie jest zbyt silne.
- Kiba… proszę…- szepnęła cichutko, drżącym głosem. Złapałem pośpiesznie jej chłodne dłonie, którymi nerwowo poruszała.
- Prosisz mnie, bym przestał cię kochać? – również szepnąłem, opierając się teraz brodą o jej kolana i starając się uchwycić jej spojrzenie. Udało się, a smutek jaki dostrzegłem w jej oczach, łamał mi serce. Kiwnęła twierdząco głową, przygryzając dolną wargę. – No to mi przykro – odparłem, po czym jakby na potwierdzenie, że jest to niemożliwe, ucałowałem jej dłonie.
- Kocham Naruto – powiedziała słowa, które przeszyły moją klatkę piersiową, niczym najostrzejszy harpun.
- Nie wierzę – skłamałem, chociaż naprawdę chciałem tak czuć.
- No to mi przykro – ściągnęła moją wcześniejszą wypowiedź, odwracając głowę w bok. Wkurzyłem się. Bardzo nie podobał mi się przebieg tej rozmowy.
- Nie poddam się – ostrzegłem, po czym uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie jej zasadę, którą jak na ironię, ściągnęła od Naruto. – Nigdy nie cofam swoich słów.
Tak jak myślałem, jej wzrok poszybował na mnie z prędkością światła. Nie była jednak zaskoczona. Wydawała się być raczej złą, czy nawet urażoną.
- Dlaczego chcesz nas wpędzać w kłopoty? Nie jest jeszcze za późno, żeby się ze wszystkiego wycofać.
- Dla mnie nasza cicha miłość nie jest żadnym kłopotem.
- Ale dla mnie jest! – wykrzyknęła nerwowo. Otworzyłem szeroko oczy, ponownie będąc zaskoczonym. Ta cała napięta sytuacja, najwyraźniej budziła jej skrywane wnętrze.
- Słuchaj… - zacząłem po chwili ciszy, coraz bardziej podirytowany tą całą rozmową. Ściągnąłem brwi i ścisnąłem mocniej jej dłonie. – Ja jestem gotowy zrezygnować ze swojego kumpla dla ciebie. Mam go gdzieś. Dla mnie liczysz się tylko ty, dawno już to zrozumiałem. Nie mów więc mi, że mam po prostu rezygnować, bo tak się nie stanie. Jeżeli ty wciąż nie jesteś pewna własnych uczuć, pomogę ci się w nich odnaleźć, czy tego chcesz, czy nie – zakomunikowałem z pewnością siebie.
Hinata nic nie odpowiedziała. Westchnęła głośno, a po trzech minutach i dwudziestu siedmiu sekundach, podniosła się z miejsca, wyswobadzając się tym samym z mojego uścisku. Odeszła kilka kroków w bok, a ja w milczeniu i skupieniu, obserwowałem jej poczynania.
- Jestem już pewna – wyznała, na co ja szybko również wstałem. Nie podszedłem jednak do niej.
- Kłamiesz – rzuciłem oskarżycielsko, marząc brwi. Odchyliła głowę w bok, zerkając na mnie przez ramię. Uśmiechała się nikle.
- Tak będzie lepiej. Spróbujmy zapomnieć o nas.
- Ja nie chcę próbować – powiedziałem pośpiesznie.
- Spróbuj – uparła się, po czym pobiegła. Tak po prostu, niczym w jakimś melodramacie. Zostawiła samotnego faceta w parku i sobie uciekła. Brakowało tu tylko deszczu, w którym mogłaby mnie podrzucić. Chociaż… miałem wrażenie, że w moim wnętrzu szaleje istna ulewa. Deszcz smutku i rozpaczy, spływał właśnie w każdym zakamarku mojego ciała.
Nie poddam się, obiecałem sobie w myślach. Będę walczył i ją zdobędę!
Mimo tak motywujących myśli, czułem jednak potworny uścisk w klatce piersiowej. Serce kołatało mi tak szybko, jakby chciało wyrwać się z tego żałosnego ciała. W uszach mi dzwoniło, a odór bezdomnego żulka nasilił się jeszcze bardziej.
Najchętniej upadłbym na kolana i zaczął wyć do pełni księżyca. Był jednak nadal dzień. Nic mi nie wychodziło!
Mając więc w głowie totalną pustkę, przysiadłem na ławce i siedziałem na niej bardzo długo.

            „Dwie postacie, stojąca naprzeciwko siebie niczym lustrzane odbicia. On i ja. Dwie tak różne osoby, a jednak w tym momencie zdawaliśmy się być niemal jednym.

Inne cele w życiu? Inne pragnienia? Czy naprawdę mieliśmy tyle wspólnego? Tak wiele, że można by pokochać nas obu taką samą miłością?

On jednak świecił jaśniej. Jego blask się rozprzestrzeniał, podczas gdy moje mdłe światło zaczynało gasnąć.

To on był słońcem, które tak rozświetlało jej księżycowe oczy. Kim więc ja byłem w tym trójkącie miłości? Wilkiem, który mógł jedynie zawyć w swoim bólu.

Stojąc przede mną, patrzył na mnie i… uśmiechał się. Jego uniesione ku górze kąciki ust, drażniły mnie nie miłosiernie. Nie dlatego, że ze mnie kpił. Wcale się nie wywyższał. Nie było również w tym uśmiechu współczucia. On… on uśmiechał się do mnie tak zwyczajnie. Tak jakby po prostu mój widok go radował. Cieszył się, że patrzy na przyjaciela, bo… bo wciąż byliśmy przyjaciółmi. Mogliśmy nimi pozostać na zawsze.

Moje usta zadrżały, kiedy mimowolnie próbowałem odwzajemnić gest. Byłem ważny dla przyjaciela i on również nie był mi obojętny.

Wtedy nagle przechylił głowę, zerkając gdzieś w bok. Podążyłem za jego spojrzeniem i ujrzałem ją. Stała w ciemności, z ciepłym uśmiechem wpatrując się w jego błękitne, radosne oczy.

Poczułem ból w sercu i nawet nie wiem kiedy, zrobiłem krok w jej kierunku. To było silniejsze ode mnie. Moje ciało działało jak automat, nie miałem na nic wpływu.

Jasna aura, otaczająca mojego przyjaciela zaczęła się rozmywać, a wkoło robiło się coraz ciemniej. Im bliżej byłem miłości mojego życia, tym mrok panujący między nami począł się poszerzać. Po kilku krokach, znów zerknąłem na mojego przyjaciela. Nie uśmiechał się. Jego twarz zaszedł cień i spoglądał teraz na mnie ponurym wzrokiem. Byłem winny, mówił do mnie samym wyrazem twarzy. To ja gasiłem tę świetlistą i radosną więź, jaka nas łączyła.

Moje nogi jednak stale parły na przód. Coraz ciemniej, a ja nie zwolniłem ani na moment. Kiedy dotarłem do dziewczyny, obejrzałem się za siebie, by ponownie ujrzeć mojego przyjaciela. Była jednak tylko czerń, ani śladu światła. Byłem winny, wiedziałem to. Dokonałem wyboru i straciłem coś pięknego. Moja decyzja była jednak słuszna. Myślałem o tym, gdy powoli odwracałem głowę w stronę mojej miłości. Trzeba coś utracić, aby coś innego mogło… i stało się. Nie było jej, ona również zniknęła. Zostałem sam. Sam w tej otaczającej mnie, bezkresnej ciemności.”

            Zerwałem się do siadu, zalany zimnym potem. Poderwałem się tak szybko, że omal nie zleciałem z łóżka. Z trudem łapałem oddech.
Co to było, u diabła?! Niby takie nic, ale… cholera! Konkretnie mnie powaliło, skoro tak żałośnie zaczynają wyglądać moje koszmary. To był tylko durny, irracjonalny sen. Nic takiego nie ma prawa się zdarzyć.
            Nerwowo rozejrzałem się po pokoju. 
Moja sypialnia. 
Przez okno zauważyłem, że musi być późna noc. Nawet nie pamiętałem, jak doczłapałem się do domu. Musiałem iść tu w totalnym amoku, skoro nic nie potrafiłem sobie przypomnieć.
Hinata porzuciła mnie w parku, jak jakiegoś niechcianego kundla i zostałem sam, skazany na pastwę swoich nienormalnych myśli. Sam… nie, nie, nie! Nigdy nie zostanę sam! Czy ona naprawdę myśli, że ja tak po prostu dam jej spokój?! Że niby zapomnę?! Gówno prawda! Nie da się, po prostu się nie da. Mam gdzieś Naruto i jego pieprzoną przyjaźń, jeśli mam za to płacić tak wysoką cenę. Wybieram Hinatę i nie obchodzi mnie, co ona na to!
            Zdenerwowany chaotycznymi myślami, skopałem z siebie kołdrę i szybko wstałem z łóżka. Pech chciał, że zaplątałem się o te cholerne przykrycie i poleciałem do przodu, przy okazji uderzając biodrem o róg łóżka. Zawyłem skołowany, siarczyście klnąc pod nosem.
- Zostaw mnie, Akamaru – warknąłem, kiedy mój wierny przyjaciel, ten prawdziwy, a nie jakiś frajer, który zabierał mi dziewczynę… kiedy mój przyjaciel, Akamaru, zaczął troskliwie mnie obwąchiwać.
Odepchnąłem lekko jego pysk, szybko podnosząc się z ziemi. Przeszedłem przez salon, od razu kierując się w stronę kuchni. Otworzyłem jedną z szafek, w poszukiwaniu śmiesznych buteleczek z moimi lekarstwami. Sam do końca nie wiedziałem, dlaczego właśnie po nie wyruszyłem, ale może… może one jakoś mi ulżą. Chciałem chyba myśleć, że mój dygocący stan, moje nerwowe bicie serca, mój ból… że to wszystko jest skutkiem jakiegoś przewlekłego wirusa, który nadal trapił moje ciało. Dopiero po dobrej minucie przeklinania i szukania dostrzegłem, że zaginiona buteleczka stoi sobie na zewnątrz, obok zlewu. Zatrzasnąłem więc nerwowo drzwi szafki, wyzywając buteleczkę od najgorszych. Brutalnie chwyciłem ją w swoje szpony i uprzednio otwierając, upiłem spory łyk. Grymas wykrzywił moją twarz, kiedy poczułem gorzki smak specyfiku. Sakura nic nie myślała o moich kubkach smakowych, kiedy przygotowywała tę magiczną miksturę.
            Powoli zaczynałem się uspokajać. Nie wiem, czy to dzięki lekowi od Sakury, czy może po prostu, zwyczajnie ochłonąłem, wypijając przy okazji pół litra wody mineralnej. W każdym razie, byłem już spokojny i mogłem trzeźwo myśleć.
Usiadłem na kanapie w salonie i mętnym wzrokiem wpatrywałem się w ciemność za oknem. Akamaru wskoczył na mebel, zajmując miejsce obok mnie i układając swoją głowę na moich kolanach. Pogłaskałem go za uchem, wzdychając ciężko.
Podsumowując… Hinata chce mnie rzucić dla tego matołka. Woli jego ode mnie. Nie interesuje ją, że to ja będę cierpiał. Nie wie jednak, że się myli. Po pierwsze, to mnie kocha naprawdę. Miłość do Naruto jest tylko jej urojeniem, które wpoiła sobie, podziwiając go przez tyle lat. To tylko kwestia przyzwyczajenia. Mnie przez cały ten czas uważała za przyjaciela. Nie widziała we mnie kandydata na swojego partnera, podczas gdy do Naruto wzdychała z zamiłowaniem. Życia jednak nie da się zaplanować i to dotyczy również jej. Nie przewidziała tego, że spojrzy na mnie inaczej i to ją tak przeraziło. Boi się zaryzykować, boi się czegoś, o czym wcześniej nie myślała. Czegoś, co nie było w jej planach.
Ja jednak nie zamierzam się poddać. Mogę chyba nawet otwarcie przed sobą przyznać, że skoro tak stawia sprawę, to cichy romans przestaje mi wystarczyć. Nie zamierzam dłużej uciszać naszej miłości. Na przeszkodzie stoi mi jedynie Naruto, a jak to się mówi: W miłości i na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone.
            Nagle poczułem coś wilgotnego pod moim nosem. Uniosłem rękę, a kiedy przyłożyłem ją do twarzy, znów zobaczyłem krew. Wywróciłem oczami, wkurzony na tak przyziemne sprawy i szybko skoczyłem do łazienki, aby jakoś zatamować krwotok.
Po jakiś trzydziestu minutach, walnąłem się z powrotem na łóżko, cały czas przykładając sobie do nosa ręcznik. Był już cały w palmach, a krew nie chciała przestać lecieć.
- Może mam anemie po tej całej chorobie? – mruknąłem w stronę Akamaru, gdy ten zajął miejsce przy moim boku. Kochana psinka. On jeden zawsze chętnie spał ze mną.
Zamknąłem oczy, czujące lekkie zawroty w głowie.
Nie miałem teraz czasu, aby znów chorować. Musiałem przecież walczyć! Sam nie wiem dlaczego, ale czułem, że muszę działać szybko. Naprawdę nie chciałem jej tracić, a przyjaźń z nią… Tak, myślałem, że wciąż można nazwać to przyjaźnią, ale nie! Cholera, to co do niej czułem nie umywało się do przyjaźni! I rosło z każdym dniem, z każdym jej widokiem z każdą tęsknotą. Nie, chyba nie potrafiłbym być znów jej przyjacielem. Wiedziałem więc, że jeżeli jej nie odzyskam, to stracę ją zupełnie. Nie będę miał dość siły by spoglądać biernie na nią i tego kmiotka. Żałosne. Ta miłość uczyniła mnie naprawdę słabym, podczas gdy myślałem, że dodaje mi sił.
Leżące tak bezradnie, bez krzty siły, z zawrotami głowy, nieustannym krwotokiem i tymi wszystkimi, denerwującymi myślami… Nie! Póki starczy mi sił! Zdecydowanie ją odzyskam!
Uśmiechnąłem się chytrze, widząc na ciemnym suficie swoje wizje na najbliższą przyszłość.
- Nigdy nie cofam swoich słów – szepnąłem. – Muszę tylko pozbyć się Naruto – dodałem, czując nagle, jakie to wszystko przy odpowiednim podejściu może być proste.

*************************

Tak, rozdział krótszy niż zwykle i pod dłuższej przerwie, ale tym razem jest mniej dialogów ^^"
Dostałam małego powera, widząc, że mam nowego czytelnika. Widzicie, jak mi niewiele do szczęścia potrzeba? No i nie mogłam zakończyć tego rozdziału inaczej, bo wiem już dokładnie, jak rozpocznie się kolejny ;p

Poza tym...
Poza tym, od pewnego czasu moja ilość wolnego czasu zmalała diametralnie (praca codziennie od rana do wieczora + jazdy + weekendowa szkoła), więc ciężko mi powiedzieć, kiedy pojawi się nowy rozdział. Motywujące jest jednak posiadanie czytelników xD Nigdy nie wierzyłam, że mogę mieć jakiegoś cichego czytelnika, który czyta i nie komentuje, więc jeżeli takowy się jednak znajdzie, to byłabym wdzięczna chociaż za uśmiech w komentarzu.

To chyba tyle. Mam nadzieję, że wybaczycie mi długość rozdziału. Następnym razem postaram się bardziej! ;*

25 komentarzy:

  1. TU BĘDZIE KOMENTARZ! Przeczytałam pół rozdziału i wybacz, ale miałam męczący dzień i nie dałam rady doczytać :(

    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy:
      nie swoich rzeczy - nieswoich rzeczy
      nie miłosiernie - niemiłosiernie
      Tylko skrzywdźmy się niepotrzebnie - ??????
      +czasami nadużywasz słówka "jednak" :)

      A z tych przyjemnych rzeczy: JAK JA SIĘ STĘSKNIŁAM ZA CZYMŚ TWOIM! Ostatnio coś robisz takie długie przerwy jak ja, a to wcale nie jest fajne (teraz już wiem, jak się czujecie, jak miesiącami nic nie dodaję na TL T^T). No i rzeczywiście coś krótko było, ale to akurat mogę ci wybaczyć - nie każdy rozdział musi powalać swoją długością :)

      Już na początku chcę napisać, że to krwawienie z nosa podejrzanie mi wygląda. Coś nie chce mi się wierzyć, że tak tylko od osłabienia go bierze, w końcu to je ninja! Mają silniejsze organizmy niż my - ludzie zwykli. Ale póki co nic nie gadam, bo może się okazać, że to serio tylko głupie osłabienie :p

      Nie wiem jaki mieć stosunek do Hinaty :/ Bo z jednej strony ją rozumiem, w końcu nie chce sobie bardziej kombinować życia i wgl, zrozumiała że z takiej cichej miłości (jak Kiba fajnie zaznaczył tytuł bloga :3) nic dobrego nie wyjdzie poza czyjąś krzywdą. I teraz znalazła się między prawdziwym młotem a kowadłem. Z jednej strony ma przyjaciela, do którego mówi że nic nie czuje, a którego straci jeśli zerwie ich schadzki. A z drugiej ma faceta, za którym się ugania przez całe życie. W sumie ciężko się połapać, co ona wgl czuje, bo nam zamieszałaś tym rozdziałem. Jak w zeszłym jeszcze byłam przekonana, że kocha Kibę i szczerze im kibicowałam, tak teraz kiedy powiedziała, ze kocha Naruto, to uważam zachowanie Kiby za pazerne i chamskie, i nie chcę żeby dręczył Hinatkę :/ Dupaaa, serio nie wiem co myśleć :(

      Rozwalił mnie Shino xd to jest taka postać, o której SERIO się zapomina dopóty, dopóki czegoś nie odwali. Masakra jak go Kisiel stworzył, bo naprawdę w mojej głowie on prawie nie istnieje, aż tu nagle tak BAM! i sobie przypominam, że serio jednak był w tym anime xd dziwny ._. Ale to jak pouczył Kibę mi się podobało :) Ale to człowiek zagadka - wszystko wie, ale nikt nie wie skąd. W sumie to Kiba ma rację, że pewnie tyle wie, bo nikt go nie zauważa, hah.

      "Nic nie można sobie zaplanować, bo życie jest jednym, wielkim chamem i zawsze zrobi nam coś na przekór." - a z tym się zgadzam w 100%

      Pozdrawiam, WENY i buziaki ♥

      Usuń
    2. Wiesz, że ja w sumie też mam mieszane uczucia zarówno do Kiby jak i Hinaty :) Wkurza mnie postawa Kiby, taki egoista trochę wychodzi. Z drugiej strony Hinata też nie wypada za dobrze w tym świetle. W końcu to ona zdradza Naruto. No i właśnie, Naruto... jedyny o czystym sumieniu. Sama nie wiem, co się dokładnie wydarzy. W sumie to nawet mam dwie wersji zakończenia, więc wszystko jest możliwe, w zależności od tego, w jakich humorach będę pisała decydujące rozdziały ;D
      Dzięki za komentarz, kochana ;**

      Usuń
  2. A my to nie czytelnicy, czy co?!:d Komentarz zostawię jutro, bo... jestem u dziadków -,-'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to nie czytelnicy?! Wy te najwierniejsze, które były niemal od początku i wytrwały tyle lat ;* Czekam więc... xD

      Usuń
  3. Kurczeee ...
    Czytam twój blog tak naprawdę od czasu, jak był pierwszy rozdział. I na początku ta historia nie przypadła mi zbytnio do gustu. Ale teraz strasznie kibicuję Kibie!

    Biedny Kiba. Wydaje się, że on naprawdę kocha Hinatę, a ona tak go rani. I jeszcze nie przyszła do niego, a obiecała. A po tym ich "zerwaniu" jestem ciekawa co wymyśli. I ten Shino. Pojawia się znikąd, gada nie do końca zrozumiale i, nie wiadomo kiedy, znika.
    Ino jest jakaś tępa.
    Shikamaru taki jak zawsze, leń.
    Naruto to chyba można wszystko wmówić.

    Bardziej jestem za parą NaruHina, ale u ciebie po prostu nie mogę się pogodzić, że są razem. Nie pasują mi do siebie. Oby Hinata się opamiętała, zerwała z Naruto i była z Kibą.

    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, jak miło widzieć tu nową osobę xD Serio, naprawdę mnie to buduje. Bardzo się cieszę, że czytasz od początku i zmieniasz zdanie odnośnie całej historii :)
      Dla mnie osobiście, NaruHina jest oczywistością, ale fajnie właśnie popisać, czy poczytać historię typu "co by było gdyby".
      Super, że kibicujesz tu Kibie. Mam nadzieję, że nikogo do niego nie zrażę, a wręcz przeciwnie. Chciałabym, aby więcej osób dostrzegło tego zajebiste typka, tak pominiętego w oryginale xD
      Bardzo więc dziękuję Ci za komentarz. Cieszę się, że jesteś i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę!
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Cieszę się, że się cieszysz ^^
      Według mnie Kiba jest jedną z najfajniejszych postaci. I za mało go, naprawdę :/
      Kiba w twojej wersji jest świetny, jeden z dwóch Kibów z blogów, jakich w 100% lubię. Nawet jak planuje zniszczyć NaruHina to nie mogę przestać go lubić, mimo że na innych blogach z tego faktu Kiby nie cierpię. To o czymś świadczy ^^

      Usuń
  4. Matko! Ten rozdział rozłożył mnie na łopatki! Serio! Ja nie wiem ile razy będę zmuszona ci o tym mówić i mówić i mówić, ale może chociaż zamiast znudzenia, będziesz czerpała z tego trochę przyjemności, ale... Jesteś zawodowym Kibą! Z rozdziału na rozdział idzie ci to naprawdę coraz lepiej. Zawsze obawiałam się, że zrobisz na silence drugiego KIbę z Itami, a przyznasz sama, że tamten jest troszeczkę zniewieściały - ale nie ma w tym oczywiście nic złego! - ale tutaj... no kurczę, te teksty, te opisy powplatane z jego myślami! Na poparcie... dam ci coś, co rozwaliło mnie na kawałeczki. Musiałam to sobie przeczytać trzy razy i szczerze... zaśmiałam się. xD
    "Poważnie, miałem wrażenie, że za chwilę ściągnie spodnie i nasika wokół niej, żeby wszyscy wiedzieli, że jest jego." No kurde! Wszystkie jego teksty są takie męskie, proste, jasne i... idealnie dla Kiby, którego żywiołem bądź co bądź są... psy. Jestem pełna zachwytu. Oczywiście takich zdań i słówek było więcej, więc jak będziesz miała ochotę to znajdę czas i powypisuje ci co nie co, ale to stanie powyżej... przeszłaś samą siebie i mimo że jesteś kobietą, to tak pięknie oddajesz męską maturę, że... muszę stwierdzić, że jesteś NAPRAWDĘ genialną pisarką i nie tylko jeśli chodzi o styl, akcje, wymyślane historii i bohaterów. SZACUN!
    Ogółem... cała kreacja Kiby w tym rozdziale... jak taki zbity pies na tej sofie. Umiałam sobie to doskonale wyobrazić! Siedział naburmuszony, wstrętny bachor powoli wyprowadzał go z równowagi, a on patrzył z iskrami w stronę Hinaty i jeszcze jej pociskał! Haha ;d Biedny, nieszczęśliwy Kiba. xD A potem ta zawiść w kierunku Naruto. Cała ta scena! No po prostu mistrz tego rozdziału. No weź sobie to wyobraź! No wiem, że to głupie pisać ci coś takiego, ale weź sobie to wyobraź jeszcze raz! Razem ze mną! Jestem taka podekscytowana tą sceną. xD Siedzi, patrzy, marudzi i narzeka, a zaraz... SHINO! NO tak jak on mi zawsze był obojętny, tak teraz go ubóstwiam. Pierwsze zdanie które powiedział: "
    Korzystanie z nieswoich rzeczy bez pozwolenia właściciela, jest równoznaczne z kradzieżą." Było takiego podobne do niego! Genialne! I ta rakcja Kiby! Że go wcale nie widział, a przecież on siedział obok! HAHAHAHA NO MANGA ŻYWCEM WYCIĘTA Z GŁOWY KISIELA! Jakbyś mi tą scene narysowała w postaci komiksu to kochałabym cię jak nie wiem co i kogo! ;D Ale wiem, że ty zarobione dziewcze jesteś, ale wiedz... bardzo chciałabym to zobaczyć xD Cała rozmowa z Shino to mistrz. I to, jak Kiba w ostatecznym rozrachunku go olał i tyle. xD Potem moment zerwania! Ja w tym wypadku własnie rozumiem Hinatę... Ona po prostu ma za dobre

    OdpowiedzUsuń
  5. serce na takie numery. Powiedziała to wszystko Kibie, aby odpuścił, aby nie cierpiał dalej i mocniej, aby nie ranić Naruto. Ona nie przejmuje się tym, że to ONA BĘDZIE CIERPIEĆ, ale martwi się przedewszystkim o nich i dziewczyna ma racje... bo to rozwiązanie DLA NICH jest najlepsze. No oczywiście też popieram Kibe. Niech walczy! Niech się stara! I kolejna scena mistrz... jak na końcu wkurzony skopał kołdre ze złości i wyzywał wszystko w myślach, że co to! przeciez on nie jest żadnych frajerem którego się zostawia! CO TO-TO NIE! Przecież... jak to zauważył na początku rozdziału... jest doskonały. xd
    Martwią mnie jedynie te krwotoki z nosa i to, że ewidentnie Sakura w przyszłości będze miała pełne ręce roboty z Kibusiem, który nie korzysta z jej zaleceń i uwag. Ale cóż się dziwić?;D Toż to nie jest pokorny chłopaczyna.

    A i jedna uwaga, ale sama do końca nie jestem pewna, bo przecież polonistką nie jestem, ale chyba pisze się "chyli się ku końcowi" albo "zbliża się do końca" a nie "zbliża się ku końcowi" i chyba po prostu ci się pomyliło i pomieszałaś te oba razem, ale to tylko taki szczegół i mogę się mylić, no ale tak mi się wydaje. xD
    No i... teraz oczywiście czekam na itami! chociaż czuję, że akcja na silence rusza pełną parą. Kiba w roli czarnej zmory rodziny Uzumakich?:D To może być i śmieszne i tragiczne zarazem. xD Jakbyś miała ochotę powymyślać scenki to ja mam wene. xD I do konca tygodnia nocami jestem dostępna. ;D No, a teraz kończę, ale wiedz... JESTEM PRZESZCZĘŚLIWA, że dodałaś ten rozdział,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zniewieściały Kiba xD Fakt, Itami trochę go tam utemperowała swoim charakterkiem, a przy takiej skromnej Hinacie, to może się chłopaczyna popisywać i szpanować byle czym xD
      Co do Hinaty... no ma dobre serducho, ale znalazła sie w takiej chu... nieciekawej sytuacji. Serio, ja osobiście nie widzę dobrego wyjścia. Bez względu na to, co postanowi, ktoś ucierpi.
      Ach, no i pochlebiasz mi i to bardzo tymi komplementami ;* Ja ciągle mam wrażenie, że zbyt często brakuje mi słów i wychodzi trochę dziecinnie ^^" Chociaż z wcielania się w rolę Kiby jestem jak na razie zadowolona (te Wasze zachwalanie tak mnie podbudowało xD)
      No i koniecznie musimy się spiknąć na gg i będziesz mi mówiła, co Ci się podobało i jakie masz wizje i pomysły xD W piątek, albo sobotę...
      Co do Shino... aż narobiłaś mi ochoty, żeby to narysować xD Raz już tak mnie pokusiłaś na ten obrazek z Itami, Yuji'm i Tią, więc może w wersji mangowej też spróbuję taką scenkę z Kibą i zShino zrobić ;))

      Dziękuję Ci bardzo za dłuuugi komentarz, moje ty bejbe! ;**

      Usuń
  6. Nie! Nie zgadzam się! xd (miło zaczęty komentarz :3) Nie mogę uwierzyć w zachowanie Hinaty. Przecież ostatnio było to samo. Mówiła mu, że lepiej będzie, jeżeli dadzą sobie spokój, zapomną o sobie. I co zrobiła? Wróciła do niego. A teraz robi znowu to samo? -,- I znowu szkoda mi Kiby, a z drugiej strony Naruto też szkoda. Kurczę, kibicuję Kibie, ale mam też małe wtrzuty sumienia w stosunku do Uzumakiego.

    I jak żyć, jak żyć? Xd Co ta miłość potrafi zrobić z ludźmi.

    Rozpływam się podczas czytania za każdym razem. I czasami nawet zastanawiam się, co bym zrobiła w takiej sytuacji. Oczarowałaś mnie po prostu. Moja wyobraźnia pracuje jak oszalała, a jest już 23.30 xd :3

    Zastanawiają mnie sny Kiby, które powoli robią się bardzo dziwne. No i co jest nie tak z jego zdrowiem? + Ta krew z nosa... ;> Coś kombinujesz, tylko nie wiem jeszcze co. ;> Może Sakura dała mu nie ten lek co trzeba i teraz ma halucynacje. XD Nie no, żartuję, ona by pewnie czegoś takiego nie zrobiła.

    Hinata niech się pacnie w głowę i pędzi przepraszać Kibę, który okazał się wspaniałym, wrażliwym facetem. :3
    Chciałabym takiego, no... ;__;

    Rozdział genialny, w sumie jak zawsze. Życie teraz takie brutalne. Też nie mam ostatnio na nic czasu, więc znam twój ból.

    Będę cierpliwie czekać na kolejną notkę.

    Trzymaj się i weny! ;*;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, z tą weną to zawsze na przekór. Ja teraz mam, to brak mi czasu, a jak mam czas, to brak weny. Ta... życie takie brutalne...
      Ale co tam! Jak się sprężę, to może w miarę szybko coś naskrobię, bo już w głowie powoli obmyślam kolejne sceny ;)
      Co do Hinaty... Kobieta zmienną jest. Zwłaszcza taka Hinata, która jest po prostu czasem zbyt miła, zbyt dobra... Nie potrafi odmówić takiemu lachonowi, a potem ma problem, bo ten lachon się w niej na zabój zakochuje. I jak tu żyć?!
      Sny... sny są fajne, bo można w nich poszaleć. Czy jakieś głębsze znaczenie będą miały? Zobaczymy :X
      Zdrówko Kiby może będzie omówione :X
      W każdym razie, dziękuję Ci bardzo za komentarz.
      Cieszę się, że jesteś! <3

      Usuń
  7. Witam,
    mogłabym się spytać jakiego używasz szablonu, lub układu tabel, że nie rusza Ci się tło, a sama kolumna z opowiadaniami ?


    Mam nadzieje, że jak minie mi matura to będę w stanie przeczytać Twoje opowiadanie. Kiba Hina to jedna z moich OTP

    Pozdrawiam Serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon mam chyba Prosty, albo Rewelacja, ale Tło wystarczy zrobić "Nie powielaj sąsiadująco" i odhaczyć "Przewijaj wraz ze stroną" :)
      Mam nadzieję, że jeszcze tu wpadniesz.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  8. Kocham ten blog! Jesteś cudowną Autorką! Wiedz, że nawet jeśli nie komentuje, to czytam! :) Pisz częściej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę! Ja miło mi się zrobiło :) Dziękuję za komplement, za to, że jesteś i za to, że jakiś znak życia od Ciebie dostałam. Pozdrawiam!

      Usuń
  9. :) Czekamy na rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  10. Za karę ci pospamie. Rozdział daj!

    OdpowiedzUsuń
  11. od samego początku podoba mi się nie tylko Twój sposób pisania, ale umiejętność wprowadzenia czytelnika w sytuację. wszystkie emocje Kiby strasznie mi się udzielają, więc to jak potraktowała go Hinata - mocno mną.. "poszarpało". :D jedno Ci powiem, nigdy nie przestawaj pisać, bo jesteś w tym niewiarygodnie dobra. :)

    pozdrawiam i życzę duuuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ takie niespodziewane pochwały, od niespodziewanych gości poprawiają humor. Dziękuję Ci bardzo. Trochę się teraz obijam, ale postaram się poprawić! ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Statystyka

Obserwatorzy