środa, 12 lutego 2014

Rozdział IV


" Wszystko czego kiedykolwiek pragnąłem,
 Wszystko czego kiedykolwiek potrzebowałem,
 Jest tutaj, w moich ramionach.
 Słowa są naprawdę nie potrzebne,
 One potrafią tylko ranić."
 
-Depeche Mode - Enjoy The Silence

~*~

                Mierzenie temperatury. Osłuchiwanie. Mierzenie ciśnienia. Opukiwanie. Powierzchowne oględziny. Krótki wywiad.
Tak, czułem się zupełnie zdrów. Nie liczyłem na inną diagnozę mojej osobistej pani doktor. Wypełniała jednak swoje zadania jak najstaranniej potrafiła. Byłem taki pewny siebie, a ona tak się guzdrała. Chyba robiła to specjalnie. No bo ile można wpatrywać się w jakąś pogryzmoloną kartkę papieru?!
            Sakura Haruno wyglądała na niezwykle poważną. Do serca brała sobie wydanie wyroku. Przyszedłem do niej z samego rana, bo już od dwóch dni właściwie nic mi nie dolegało. Nawet pochwaliłem te lekarstwa, które mi przepisała. Nie wiedziałem czy to ich zasługa, czy może mojego walecznego organizmu, ale… No cóż, od wolności i powrotu do normalności dzieliła mnie tylko jej decyzja.
- I? – ponagliłem ją już któryś raz z kolei. Posłała mi zirytowane spojrzenie, po czym znów zatopiła się w historii pacjenta. Odetchnąłem głęboko, wyginając się nieco do tyłu. Zapomniałem, że siedzę na zwykłym taborecie bez oparcia, więc o mały włos nie poleciałbym jak długi. Pisnąłem zaskoczony i zaśmiałem się nerwowo ze swojego roztargnienia. Sakura pokręciła tylko głową, nawet na mnie nie patrząc.
Znów się wychyliłem, tym razem chcąc zerknąć przez okno.
Dzień był cudowny. Na niebie ani jednej chmurki. Ciepło, ale nie upalnie. Idealna pogoda na trening. Już nie mogłem się doczekać, aż Akamaru pokaże mi czego się beze mnie nauczył. Pewnie będzie się popisywał.
Nogi drgały mi z podekscytowania. Czuję, że gdy dostanę oficjalną zgodę, pobiegnę tak szybko jak nigdy wcześniej.
- No dobra – odezwała się w końcu, a ja spojrzałem na nią z szerokim uśmiechem. Musiałem wyglądać jak pacan, ale co tam. Usta same wyginały mi się w ten idiotyczny sposób.
- Będę żył? – zadałem standardowe pytanie.
- Na razie wygląda na to, że tak – zaśmiała się, odkładając kartę gdzieś na bok i splatając dłonie na stoliku. – Ale nie próbuj nadrobić straconego czasu w jeden dzień. Nie forsuj się zbytnio – ostrzegła poważnym tonem.
Ja już oczywiście stałem na baczność, gotów do wyjścia.
- Jasna sprawa. Luźny trening dla zdrowia – odparłem posłusznie.
- Kiba… - ostrzegła groźnie.
- No poważnie! Będę uważał – zarzekłem się. Szczerze, nie byłem jednak taki pewien swoich słów. Jasne, nie zaserwuję sobie kilkugodzinnej mordęgi, aż taki głupi nie jestem. Ale… Jestem przecież silny. Przerwę, kiedy poczuję się bardziej zmęczony.
            Czym prędzej opuściłem więc gabinet lekarski, uprzednio żegnając się z Sakurą i biegiem ruszając przez długi korytarz. Miałem wspaniały nastrój.
Po drodze jakaś pielęgniarka zwróciła mi uwagę bym nie biegał, ale na kolejnym zakręcie i tak nie wytrzymałem i przyśpieszyłem. Nie chciałem marnować więcej czasu w szpitalu. Nie teraz, kiedy byłem zdrowy.
Wybiegając na dziedziniec wpadłem na znajomą postać, która o mały włos nie przewróciłem. Wyszczerzyłem się w swojej niepohamowanej radości i bez żadnych oporów, uściskałem ją mocno.
- Hinata! – wykrzyknąłem, nie będąc w stanie zapanować nad swoim szczęściem.
- Nie krzycz mi do ucha – jęknęła, odpychając mnie lekko i nerwowo rozglądając się na boki. Zaśmiałem się i przyczaiłem by ponownie pochwycić ją w swoje ramiona. – Przestań – rozkazała cicho, ciągle niepewnie zerkając w różne strony.
- Daj spokój. Jesteś przewrażliwiona – wyznałem, prostując się przed nią i opierając dłonie na swoich biodrach. – Gdybym wpadł na kogokolwiek innego, również bym go uściskał. Nie schlebiaj więc tak sobie – dodałem, uśmiechając się do niej łobuzersko. Spojrzała na mnie z lekkim rumieńcem na policzkach. – Co tu  w ogóle robisz? – zapytałem, uświadamiając sobie, że nasze spotkanie jest obecnie zupełnie przypadkowe.
Znów się zarumieniła, spuszczając szybko wzrok. Schowała ręce za plecami, kołysząc się niepewnie, po czym kopnęła mały kamyczek.
- Ja… szłam do Naruto – powiedziała cicho, zerkając na mnie z lękiem w oczach.
Na chwilę mnie zatkało. Uniosłem wysoko brwi, patrząc na nią zaskoczony. Poczułem się… trochę… właściwie to bardzo rozczarowany. Nie wiem dlaczego. Przecież to było nieważne. Przecież wiedziałem w co się pakuję. A jednak! Widać nie jestem z kamienia.
Szybko się jednak zreflektowałem. No tak, właśnie… wiedziałem w co się pakuję. Nie miałem więc prawa mieć żadnych pretensji, ani żalu.
Przywołałem się do porządku i zmusiłem się do przybrania neutralnego wyrazu twarzy. Wzrok Hinaty bacznie mnie obserwował.
- Naruto jest w szpitalu? Coś się stało? – zapytałem i o dziwo, nawet usłyszałem nutę zmartwienia w swoim głosie. Może byłem lepszym aktorem niż sądziłem?
- Nie, nie – odparła pośpiesznie i uśmiechnęła się nieco bardziej już zrelaksowana. – Po prostu miał dziś pomóc w czymś Sakurze. Niedługo kończy, więc postanowiliśmy… - urwała, najwyraźniej przypominając sobie z kim rozmawia. Zawstydziła się uroczo i znów opuściła wzrok.
Spojrzałem na nią rozczulony.
- Idziecie na randkę – stwierdziłem i aż zaskoczyła mnie obojętność w moim głosie. Wzruszyłem ramionami, jak tylko podniosła głowę. – Rozumiem. Miłej zabawy – dodałem z uśmiechem i ruszyłem do przodu. Kiedy jednak ją mijałem, zatrzymałem się tuż obok i chwyciłem ją za ramię. Chyba nawet mocniej niż planowałem. – Ale pamiętaj, że wieczorem masz randkę ze mną – szepnąłem prosto do jej ucha, uśmiechając się zawadiacko. – Wpadnij koło ósmej. Będę czekał – dodałem i ruszyłem dalej.
Nie, wcale nie byliśmy wcześniej umówieni. Nie wiedziałem, czy nie ma planów na ten wieczór. Cóż… tak czy inaczej teraz już ma. Nie zastanawiałem się nad tym, czy to było uprzejme z mojej strony. Czułem jednak, że mi się należy. No bo… dlaczego niby ma spotykać się z Naruto częściej niż ze mną? Jak już mam się dzielić, to chcę mieć z tego to co najlepsze, a nie oddawać jej wolne wieczory Uzumaki’emu.
Czy byłem zazdrosny? A gdzie tam! O kogo niby mam być zazdrosnym? Po prostu tak jest sprawiedliwie.

            Rzuciłem kolejny kamień do rzeki, ze znudzoną miną obserwując powstające na wodzie koła. Odetchnąłem po chwili głęboko, ponownie zaczynając mówić.
- Nie chodzi o to, że jestem zazdrosny, ale może wybralibyśmy się wspólnie na jakąś długoterminową misję? Widziałem ostatnio taką jedną, która polegała tylko na obserwacji i składaniu raportów. Odpoczęlibyśmy i mogli spędzić razem więcej czasu. Nie martwilibyśmy się, że ktoś nas przyłapie. Miałabyś czas, żeby poukładać sobie wszystko w głowie i kto wie, może byś podjęła jakąś bardziej znaczącą decyzję – skończyłem na jednym tchu, po czym odwróciłem głowę w bok, spoglądając na Akamaru. Dyszał ciężko z jęzorem na wierzchu, a kiedy zauważył, że go obserwuję, uprzejmie zamknął pysk i również na mnie spojrzał. – Jak myślisz, zgodziłaby się gdybym przedstawił to w ten sposób? – zapytałem z poważną miną.
Mój przyjaciel nic nie opowiedział tylko pisnął cicho, przekrzywiając nieco głowę w bok i ponownie rozchylając szczęki.
            Westchnąłem ciężko, odwracając wzrok w stronę rzeki i rzucając w nią kolejny kamień.
- Racja, nie powinienem się tym tak przejmować – mruknąłem, podkulając nogi i opierając brodę na kolanach.
Po prostu kiedy przypomniałem sobie, że Hinata włóczy się teraz gdzieś z Naruto, zupełnie odechciało mi się robić cokolwiek. A taki miałem ambitny plan, żeby tyle przećwiczyć i w ogóle! Mój głupi mózg jednak bez przerwy przywoływał mi przed oczy widok tej rozkosznej parki. Tak rozkosznej, że aż mnie mdliło. Pewnie migdalili się teraz w jakimś zaułku, albo…
- Do diabła! – warknąłem, łapiąc się za głowę i czochrając po włosach. Chciałem wyrzucić z głowy te bezsensowne myśli, skupić się na czymś pożytecznym.
Nie byłem przecież zazdrosny. Gdybym był zazdrosny, to poszedłbym teraz do nich i w prosty sposób rozpieprzył ten ich śmieszny związek. Siedziałem jednak tu, nad rzeką i… i nie robiłem nic, co powinienem był robić. Zamiast tego wolałem wymyślać najróżniejsze scenariusze tego, co mogą teraz robić nasze gołąbeczki.
            Akamaru najwyraźniej zirytował się moim durnym szamotaniem, bo szturchnął mnie nosem, wydając przy okazji z siebie głośny pomruk. Spojrzałem na niego, lekko się uśmiechając, a po chwili położyłem dłoń na jego głowie, głaszcząc go.
- Wybacz, stary – powiedziałem spokojnie. – To miał być nasz wypad, a ja tu robię za jakąś pokrzywdzoną ciotę – dodałem ze sztucznym chichotem. Mój kompan jednak nie dał się nabrać i podarował mi soczystego całusa na pół twarzy.
Zaśmiałem się, tym razem szczerze, lekko go odpychając i wycierając swój policzek.
- Aleś ty czuły – stwierdziłem, podnosząc się z ziemi. Rozprostowałem zdrętwiałe kości, przy okazji rozglądając się po okolicy.
            Przyszedłem tutaj właściwie bez większego celu. To nie był teren wyznaczony do treningów, gdzie wcześniej miałem zamiar się udać. Trafiłem tu chyba odrobinę nieświadomie. Najwyraźniej szedłem zamyślony, nawet nie patrząc dokładnie gdzie zmierzam. Tak czy inaczej, miejsce było idealne na odpoczynek.
Drzewa, rzeczka, cisza, spokój, żadnych ludzi. I jak tu trenować? Spojrzałem w dół, gdy moją uwagę przykuł leżący tam, nieduży kijek. Schyliłem się by go podnieść, a Akamaru już stanął przede mną z entuzjazmem merdając ogonem. Uśmiechnąłem się, patrząc na niego i prostując razem z trzymanym w dłoni kijem.
- Dawno nikt się z tobą nie bawił, co? – zapytałem, a ten odpowiedział mi zniecierpliwionym szczeknięciem. Pochyliłem się lekko, po czym udałem, że rzucam przedmiot w lewo, kiedy tak naprawdę rzuciłem go w drugą stronę, prosto do rzeki! Akamaru jak zwykle nie nabrał się na takie dziecinne sztuczki. Bez żadnych zahamować, dał nura do wody, płynąc w stronę swojego celu.  – Chyba nic się nie stanie, jak odpuścimy sobie jeszcze jeden dzień, co? – zapytałem, kiedy wyskakiwał już z rzeki. Oczywiście otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy znalazł się dostatecznie blisko mnie, bym również był cały mokry. Zakląłem, śmiejąc się przy tym głośno. Mój przyjaciel w tym czasie skoczył już na mnie przednimi łapami, wpychając mi do ręki swoją zdobycz.
            Bawiliśmy się tak jeszcze przez chwilę, ciesząc się z własnego towarzystwa i świeżo odzyskanej, pełni zarówno wolności jak i sprawności. Co jak co, ale chyba nie ma nic lepszego niż trening połączony z zabawa. Przyjemne z pożytecznym .
Zanim się obejrzeliśmy, wkoło zaczęło już się ściemniać.
- Ciekawe, jak tam ich randka – burknąłem cicho pod nosem, kiedy wracaliśmy już do domu. Fascynujące, że przez większość dnia udało mi się o tym w ogóle nie myśleć. Musiałem jednak spieszyć się do domu, skoro Hinata miała jeszcze jedno spotkanie, tym razem ze mną. Nie martwiłem się zbytnio tym, że mógłbym w tej kwestii gorzej od niego wypaść. No bo właściwie, co oni takiego mogli robić? Pójść na spacer? Nieśmiało chwycić się za rączki? Zjeść wspólnie ramen?
To mi przypomniało, że powinienem jeszcze po drodze skoczyć do sklepu po małe zakupy. W końcu Hinata zawsze była nieśmiała przy Naruto, więc nawet jeżeli poszli coś zjeść, w jego towarzystwie kulturalnie skonsumowało jedną, maleńką porcję czegoś. Na szczęście ja znałem Hinatę i jej apetyt! Kiedyś nawet urządziliśmy sobie w drużynie zawody w jedzeniu i nawet mnie przegoniła! Shino nie chciał się z nami bawić… Cóż no, w każdym razie, cicha woda brzegi rwie. Przy niej to stwierdzenie sprawdza się w stu procentach. Przynajmniej, kiedy ona jest przy mnie.

            Tak jak myślałem, Hinata zjawiła się u mnie niedługo po tym, jak sam wróciłem do domu. Z jej krótkiego sprawozdania wywnioskowałem, że przyszła prosto z randki z Naruto. Widać nie lubiła tracić czasu.
Otworzyliśmy wino, które wcześniej kupiłem. Było w promocji, więc pomyślałem, a co tam…
Chciałem nadać wieczorowi jakiś romantyczny klimat, ale coś nie wyszło. Siedzieliśmy jak zwykle w salonie na kanapie, sącząc słodko-kwaśny napój, który niezbyt mi smakował. Co innego Hinata. Nie zdążyłem dopić kieliszka, kiedy ta dolewała już sobie czwartą porcję. Nigdy nie przepadała za alkoholem więc byłem trochę zdziwiony. Piła tak, jakby nagle bardzo jej się śpieszyło. Koniec końców, sama opracowała prawie całą butelkę, robiąc się przez to coraz bardzie rozmowna.
            Oczywiście wieczór nie byłby tak udany, gdybyśmy nie skończyli później w łóżku. Mogła mówić, co chciała, ale wiedziałem, że przyszła tu głównie po to. A ja? Skłamałbym mówiąc, że tego nie oczekiwałem.
Pieszcząc więc i całując każdy centymetr jej ciała, oboje stwierdziliśmy, że wszystko jest jak najbardziej sprawiedliwie i w porządku.
- Nie mogłaś się już doczekać, co? – zaśmiałem się, leżąc na niej i powoli poruszając. Muskałem przy tym dokładnie całą jej szyje, a jej oddech coraz bardziej przyśpieszał. Czułem jak jej nogi ciaśniej oblatają się wokół mojego ciała, a jej paznokcie mocniej drapią moje plecy. – Pomyśl tylko – zacząłem ponownie, sam na chwilę tracąc oddech i bardziej skupiając się na wykonywanych czynnościach. Z rozkoszą wpatrywałem się w jej twarz, którą przepełniała najcudowniejsza ekstaza, sam również powoli podłapując to uczucie. - … że tak… - jęknąłem głośno, wyginając się odrobinę do góry i opierając na łokciach. Dłonie ułożyłem na jej policzkach, odwracając jej twarz tak, by na mnie patrzyła. - … tak mogłoby być zawsze – dokończyłem, po czym oboje poddaliśmy się chwili zapomnienia.
Po wszystkim czuliśmy się zupełnie bezsilni. Opadłem na łóżko tuż obok Hinaty, dysząc jeszcze ciężej od niej.
- Łał! – wyrwało mi się i odwróciłem głowę w bok, patrząc na nią z szerokim uśmiechem. Czułem się jak w siódmym niebie. Chyba jeszcze nigdy nie był mi tak dobrze.
Odwróciła się na bok, leżąc teraz przodem do mnie i również przyglądając mi się z uśmiechem. Wysunęła spod kołdry jedną dłoń, przesuwając ją na moje ramie.
- Chcesz jeszcze raz? – zapytała cicho, jak na mój gust zbyt ponętnym głosem.
Odetchnąłem głośno, śmiejąc się zaskoczony. Uwielbiałem, kiedy pokazywała swoje mniej niewinne strony.
- Spokojnie, daj mi trochę odpocząć – wydyszałem. Nic nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się czule, przysuwając bliżej mnie. Przywarła do nie całym ciałem, układając głowę na mojej klatce piersiowej.
Przez jakiś czas leżeliśmy w milczeniu, słysząc jedynie nasze zmęczone oddechy. Czułem jak rysuje mi palcem na skórze różne, niezidentyfikowane znaki.
Wpatrując się w sufit myślałem o… o niczym konkretnym. Objąłem ją przy tym ramieniem, chcąc, aby była jeszcze bliżej.  Nie chciałem teraz zawracać sobie głowy jakimiś głupotami, przez które mógłbym popsuć sobie humor. Chciałem żyć chwilą. Tym co tu i teraz. Wiedziałem, że to potrafię.
- O czym myślisz? – Usłyszałem nagle jej głos i wywróciłem z rezygnacją oczami. Westchnąłem cicho, podnosząc się na chwilę, aby móc ucałować czubek jej głowy.
- O tym, żeby za dużo nie myśleć – odparłem zgodnie z prawdą. – A ty? – Nie byłem pewien czy właściwie chcę wiedzieć. Co jeśli nie spodoba mi się jej odpowiedź?
- O śniadaniu – odezwała się po krótkim namyśle. Parsknąłem śmiechem, nie wierząc własnym uszom.
- Poważnie? – zaśmiałem się. – Zrobiłaś się aż taka głodna?
Poczułem jak wzrusza lekko ramionami, a po chwili przeturlała się tak, że leżała niemal całkiem na mnie, patrząc teraz prosto w moją twarz. Uśmiechała się z delikatnymi rumieńcami na policzkach.
- Na co miałabyś ochotę? – zapytałem, chwytając za kosmyk jej włosów. Pomachałem nim przed jej nosem, po czym zacząłem owijać go sobie wokół palca.
- Kanapkę z szynką, serem, pomidorem, jajkiem i szczypiorkiem – odpowiedziała w wyjątkowo szybkim tempie. Zupełnie tak, jakby czekała z tym życzeniem już od dłuższego czasu.
Zrobiłem zamyśloną minę, zerkając na nią ukradkiem.
- Nie będę cię okłamywał. Szynka i ser się znajdą, a może nawet jakiś zjadliwy chleb! Co do reszty… - Tu pokręciłem głową z rezygnacją, cmokając przy tym z niezadowoleniem.
- Jakoś to będzie – powiedziała jak zawsze pocieszającym tonem, unosząc się odrobinę i podciągając nieco w górę, aby pocałować moje usta.
Musiałem przyznać, że nie ma chyba lepszego widoku, niż widok jej wielkich piersi, przyciśniętych do mojej klaty. Idealne dopasowanie.
W pewnym momencie, chwyciłem ją mocno za ramię i szybkim sprawnym ruchem, rzuciłem z powrotem na łóżko, nachylając się nad nią i namiętnie ją całując. Wiła się pode mną, jakby tylko na to czekała. Przejechałem dłonią wzdłuż jej ciała, czując jego ciepło.
- Kolejna runda? – mruknąłem zachęcająco, pocierając swoim nosem o jej. Uśmiechnęła się zadziornie, co bardzo do niej pasowało, oplatając swoje ręce wokół mojej szyi.
Nie wiedziałem nawet kiedy i jak, ale nagle poczułem szarpnięcie, a ona znalazła się nade mną. Poczułem nowy dreszczyk podniecenia widząc, że próbuje być górą. Nie dopuszczając mnie do kontrataku, usiadła na mnie okrakiem, nachylając się i całując z zapałem. Nie potrafiłem tak leżeć bezczynnie, więc podniosłem się do pozycji siedzącej, usadzając ją sobie wygodniej na moich udach. Same pocałunki wystarczyły, by odpowiednio nas rozgrzać. Kiedy zamierzałem znów w nią wejść, rozproszył nas głośny huk, dobiegający zza drzwi.
Wymieniliśmy się pytającymi spojrzeniami, po czym skierowaliśmy wzrok w stronę przedpokoju.
            Ponowne uderzenie do drzwi, tym razem kilkakrotne i jakby konkretniejsze. Nie zdążyliśmy nawet wykorzystać naszych umiejętności, aby dowiedzieć się, kto nam przeszkadza, kiedy sprzed mieszkania rozległ się żałosny jęk.
- Kibaaa! Debiluuu! Otwieraaaj te drzwiiii! – Jestem pewien, że ciarki po naszych ciałach przebiegły w tym samym momencie, kiedy uświadomiliśmy sobie, że przed drzwiami stoi nie kto inny jak Uzumaki Naruto.
- Co on tu robi? – zapytaliśmy jednocześnie, wpatrując się w siebie zdziwieni.
- Wiem, że… tam jesteś, ciuluuuu! Otwieraj! bo rozwalę te… te drzwiii! – bełkotał zdecydowanie za głośno.
- Szlag. – Przestraszyłem się nie na żarty. Odruchowo zepchnąłem z siebie Hinatę, podnosząc się z łóżka. Usłyszałem tylko jej cichy pisk i huk, wskazujący na to, że musiała spaść z leżenia. – Co… co tu robisz o tej porze? – zapytałem niepewnie, stając przy przedpokoju. Nawet Akamaru przebudził się przez te jego pukanie i wyjrzał z kuchni, nie bardzo wiedząc co jest grane. Spojrzałem na Hinatę, która pozbierała się już z ziemi i pośpiesznie wkładała na siebie swoje ubrania. Ten widok przyprawił mnie o lekkie ukłucie rozczarowania.
- Mam ważną sprawę! Otwieraj w tej chwili! – wykrzyknął, ponownie uderzając w drzwi. – Otwieraj!
- Dobra! Zaraz! Uspokój się! – krzyknąłem, stojąc jak ten kołek przed drzwiami.
- Teraz! – Uparty idiota, do którego nic nie docierało. I co ja miałem z nim zrobić?
- Czekaj! – Wrzasnąłem. – Jestem… - przerwałem, dopiero teraz omiatając się wzrokiem. Zorientowałem się, że nie mam na sobie absolutnie nic. – Goły…? – mruknąłem ciszej.
- Nie masz tam nic, czego bym nie widział! Otwieraj, albo wszyscy sąsiedzi dowiedzą się o rozmiarze twojego…
- No mówię, że poczekaj sekundę! – wydarłem się już nieźle wkurzony całą tą sytuacją.
Odszedłem kawałek od drzwi, podchodząc do przerażonej Hinaty i łapiąc ją za ręce.
- Po co mówiłeś, że jesteś nagi?! – syknęła ze złością. – Przecież mogłam u ciebie po prostu być, a nie – dodała, rozczarowana moją szczerością względem Naruto. Miała rację, przyznałem z niechęcią. Ten gamoń od razu uwierzyłby, że Hinata po prostu się u mnie zasiedziała i nic by sobie z tego nie robił. Inna bajka, że miałbym paradować przed nią goły i wesoły. Nawet Naruto nie jest aż taki tępy, by na to przymknąć oko.
- Ukryj się u mnie w sypialni, a ja spróbuję go szybko spławić – powiedziałem nerwowo odwracając ją w kierunku wejścia do mniejszego pokoju i popychając lekko.
- Tu nawet nie ma drzwi – zauważyła, patrząc na mnie ze strachem w oczach. Nie wiedziałem, co na to odpowiedzieć, więc tylko machnąłem ręką by się pośpieszyła. – Kiba? – Usłyszałem nagle, a gdy odwróciłem się w jej stronę, dostałem prosto w twarz jakąś szmata. Dopiero po chwili zorientowałem się, że są to moje spodnie. Pośpiesznie, wsunąłem je na siebie i upewniając się jeszcze, że z tego miejsca nijak nie da się zauważyć Hinaty, doskoczyłem do drzwi. Niepewnie przekręciłem kluczyk w zamku, przytrzymując drzwi, aby Naruto nie wpadł tu jak torpeda. Powoli je uchyliłem, przez szparę spoglądając na blondyna.
Patrzył na mnie jak na idiotę swoim mętnym wzrokiem. Najwyraźniej zastanawiał się, co ja odwalam, tak czając się za własnymi drzwiami.
- Co ty odwalasz? – przemówił, jakby czytał mi w myślach. Nic nie odpowiedziałem, tylko zrobiłem krok do przodu, kiedy Uzumaki pchnął przeszkodę blokująca mu wejście. Wpadł do środka, lekko się przy tym zataczając. Kiedy złapał już równowagę, zaczął rozglądać się dookoła, jakby nie wiedział gdzie się znajduje.
- Czego chcesz o tej porze? – zapytałem, znudzony już widokiem jego postawy zagubionego zwierzątka. Podniósł wzrok, przypominając sobie o mojej obecności. Przez dłuższą chwilę stał tak, jakby chciał coś powiedzieć, wskazując przy okazji mnie palcem i marszcząc gniewnie brwi.
- Tyyy… - burknął w końcu, podchodząc bliżej. Zatrzymał się zdecydowanie za blisko. Musiałem wstrzymać oddech.
- Ile wypiłeś? – Zapytałem, czując potworny odór po alkoholu.
- Masz moje piwo! – wykrzyknął oskarżycielskim tonem.
- No mam – westchnąłem ciężko, znudzonym tonem. – Pójdziesz sobie, jak ci je oddam? – zapytałem. Zmarszczył brwi jeszcze bardziej, wyginając usta i zaciskając pięści.
- Nnnnie! – Chuchnął mi prosto w twarz, po czym udał się w kierunku kuchni. Zataczał się do tego stopnia, że momentami musiał się zatrzymywać, by złapać równowagę i nie upaść.
Odetchnąłem głęboko, kręcąc głową z rezygnacją. Spojrzałem jeszcze raz, tęsknym wzrokiem w kierunku mojej sypialni, po czym poczłapałem za tym matołkiem.
Kiedy wszedłem do kuchni, Naruto siedział już z głową w lodówce, dokładnie ją penetrując.
- Na górnej półce masz to piwo, ślepoto – powiedziałem, podchodząc bliżej i wskazując mu puszki dłonią. Pośpiesznie zagarnął całe opakowanie, jakby bał się, że sprzątnę mu je sprzed nosa. Zatrzasną drzwiczki lodówki, próbując podnieść się z miejsca. Wysiłki jednak nie zdały się na zbyt wiele i blondyn postanowił zostać na ziemi. Doczołgał się jednak do ściany, usadawiając się wygodniej i opierając plecami o nią. Wygrzebał jedną puszkę z opakowanie, rzucając resztę gdzieś w bok.
- Coś się stało? – zapytałem w końcu, kiedy zauważyłem, że jest jakiś niemrawy. Wpatrywał się tępo w trzymaną puszkę, drapiąc paznokciem jej ścianki. Wzruszył ramionami, kiedy usłyszał moje pytanie.
- Chyba zrobiłem coś nie tak – mruknął cicho po dłuższej przerwie. Opuściłem głowę podłamany, że jednak zebrało mui się na jakieś śmieszne zwierzenia. No cóż… musiałem więc wykazać się empatią i wysłuchać żalów tego pijaka.
Podszedłem więc do niego i zająłem miejsce obok, przy okazji również częstując się jedną puszką piwa.
- W związku z czym? – zapytałem.
- Z Hinatą – odparł, jakby to było oczywiste, a ja poczułem jak włosy jeżą mi się na karku. Jej imię w jego ustach działało na mnie ostatnio bardzo niekorzystnie. – Tak się starałem, chciałem jej jakoś zaimponować. Zaplanowałem cały dzień, a najlepsze zostawiłem na koniec. Jej się chyba w ogóle nie podobało, bo raptem zaczęła się bardzo śpieszyć i wciskać mi jakieś tanie wymówki – wyjaśnił, głośno bekając na końcu. Byłem pod wrażeniem, jak wyraźnie wypowiedział tyle słów. Niemniej jednak poczułem wyrzuty sumienia. Gdyby to była jakaś obca mi dziewczyna, z którą nie wiedziałbym co się później działo, pewnie bym go teraz jakoś lepiej wsparł, nawyzywał laskę, albo walnął jakiś rozluźniający żarcik, sugerujący co powinien robić z dziewczynami.
W tym wypadku jednak nic konkretnego i dobrego nie przychodziło mi do głowy. Zdecydowałem się więc na żałosne i standardowe…
- Będzie dobrze… - Spojrzałem na niego. Nadal wpatrywał się w tę cholerną puszkę. – Znasz Hinatę. Może sobie o czymś przypomniała i nie chciała cię martwić, albo wstydziła się ci o tym powiedzieć – mówiłem, siląc się na szczery ton.
- No właśnie! – jęknął, uderzając tyłem głowy o ścianę. – Ale ja nie chcę, żeby ona się mnie wstydziła. Chcę, żeby mogła powiedzieć mi wszystko. Chcę wiedzieć o niej wszystko! – powiedział z naciskiem, zaciskając lekko w dłoni biedną puszkę.
- Wierz mi, wszystkiego nie chcesz wiedzieć – mruknąłem cicho, bardziej do siebie niż do niego.
- Jak to? – Spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Cholera, akurat tym musiał się zainteresować!
- No wiesz… - Wzruszyłem ramionami. – Te wszystkie babskie sprawy,  problemy… to jest zupełnie inny świat, inna mentalność… lepiej dla faceta, że nie wie wszystkiego – odparłem zaskakująco szybko. Byłem zadowolony z siebie, że udało mi się przytoczyć w miarę sensowny zamiennik na moje prawdziwe myśli.
- W sumie racja – przyznał cicho. – Ale i tak chcę wiedzieć więcej! – wykrzyknął znowu. – Dlaczego ostatnio bywa taka skołowana? Dlaczego tak się zawiesza w niektórych momentach i zamyślona patrzy w dal? Dlaczego wzdryga się i spina, gdy ją całuję, albo dotykam? Dlaczego…
- Stop! – przerwałem jego monolog, zaintrygowany ostatnim stwierdzeniem. Spojrzał na mnie pytająco. – Na jakim właściwie etapie jesteście? – zapytałem, szczerze zaciekawiony. Nawet nie musiałem udawać. Uśmiechnąłem się z nonszalancją, unosząc jedną brew. Byłem pewien, że w tej sprawie znacznie wyprzedziłem Uzumaki’ego, co działało na mnie niezwykle budująco.
Podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Ciężko powiedzieć… - zaczął niepewnie, a na jego policzkach dostrzegłem lekkie rumieńce. A niech mnie! Czyżby nasz szalony Naruto był nagle taki niewinny i wstydliwy?!
- Trzymacie się chociaż za ręce? – zakpiłem. – Wiesz… ona jest bardzo nieśmiała – dodałem z cichym chichotem. Posłał mi gniewne spojrzenie, po czym znów się zamyślił.
- Raz, kiedy byliśmy u mnie miałem nadzieję, że do czegoś dojdzie, ale ona chyba nie była jeszcze gotowa – odezwał się w końcu. – Serio, stary… aż się wtedy wkurzyłem – dodał ciszej z lekko naburmuszoną miną.
Zaśmiałem się, kładąc mu dłoń na ramieniu. Musiałem przyznać, że nieco mi ulżyło.
- Znam ten ból – westchnąłem, z powagą kiwając głową. Odwrócił się w moją stronę zaskoczony.
- Niby skąd? – burknął, wyraźnie niezadowolony z wiedzy o moich doświadczeniach. Wyszczerzyłem się chytrze, jeszcze bardziej z siebie zadowolony.
- To nic takiego, po prostu jestem od ciebie przystojniejszy. Dziewczyny bardziej do mnie lgną – wyjaśniłem mu. Najeżył się jeszcze bardziej, patrząc na mnie spode łba. Wyglądał już nieco lepiej, niż w chwili, w której się tu zjawił. Coraz bardziej kontaktował, a oczy przestały mu się co chwilę zamykać ze zmęczenia.
- Tak sobie wmawiaj – warknął, odwracając się znów ode mnie obrażony. Wybuchnąłem śmiechem, traktując jego obrażoną postawę jako znak, że mi wierzy.
- Jak chcesz mogę dać ci jakieś wskazówki – zaproponowałem, na co ten znów przekręcił głowę w moją stronę, patrząc na mnie wielkimi oczyma. Wyprostowałem plecy, biorąc spory łyk z puszki, którą wcześniej zagarnąłem. Odetchnąłem głośno, wycierając ręką mokre usta.
- No to, taka Hinata… - zacząłem, odchylając głowę do tyłu i opierając się na rękach. Przez chwilę wpatrywałem się w sufit, aż w końcu wpadł mi do głowy szatański pomysł. Uśmiechnąłem się szeroko, chytrze zerkając na zaciekawionego blondyna. – Ona jest z tych porządnych – powiedziałem, na co Naruto potakiwał energicznie głową. – Wiesz… mam na myśli to, że… - zaciąłem się, nieco zirytowany ciągłym przytakiwaniem tego ciołka. - … nie da ci przed ślubem – wypaliłem szybko, obserwując uważnie reakcję Naruto. Tak jak się spodziewałem, był przerażony. Jego oczy otworzyły się szeroko, podobnie jak usta. Pięści zacisnęły jeszcze bardziej. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co.
- Ślubem? – bąknął w końcu, a ja pokiwałem tylko głową, udając współczucie. – Dobra! – wykrzyknął z szerokim uśmiechem. Nie bardzo rozumiałem.
Nagle, chwiejnie i z wielkim trudem, zaczął podnosić się z podłogi. Wspinał się na ścianie, aż w końcu stanął na prostych nogach, cały czas zaciskając pięść i uśmiechając się szeroko.
- Jutro się oświadczę! – powiedział radośnie, a ja omal nie zakrztusiłem się własną śliną. Naprawdę, nie taki miałem plan!
- Zwariowałeś?! – Wykrzyknąłem z przerażeniem. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Zastanów się. Tylko ją spłoszysz – dodałem pośpiesznie. Również wstałem, zgniatając w dłoni puszkę. Niestety, zapomniałem, że spora ilość trunku wciąż w niej tkwiła, przez co upaćkałem sobie piwną fontanną pół kuchni. Obaj patrzyliśmy na to zafascynowaniem, a sekundę później znów wpatrywaliśmy się w siebie.
- Dlaczego tak myślisz? Ja uważam, że to świetny pomysł – odezwał się, pewny swojej racji. – Kochamy się i wiemy, że będziemy razem, więc po co czekać? – Wzruszył ramionami.
            Przez jakiś czas nie wiedziałem, co mam na to odpowiedzieć. Jakie miałem argumenty? Coraz bardziej zaczynałem wierzyć, że Naruto ją kocha. A przynajmniej wierzyłem, że on w to wierzył. Gdybym jednak miał być obiektywny… Jak często pierwsza miłość może być tą ostatnią? Ludzie to bardzo kochliwe stworzenia. Zakochują się, deklarują sobie nawzajem jakieś bzdety, a potem? A potem się rozstają i niejednokrotnie miłość zmienia się w nienawiść. Przypadek Naruto właśnie mógł być jednym z tych najgorszych. Pierwsze, nieskalane uczucie, którym doszczętnie się pochłonął. To co on czuł mogło być jak wielki wybuch, który wygląda imponująco, ale szybko gaśnie, pozostawiając po sobie masę szkód. Nie chciałem, żeby zepsuł mi Hinatę. Naobiecuje jej nie wiadomo czego, zrobi jej nadzieje, przekona do siebie, a później spotka jakąś nieznajomą panienkę i pomyśli sobie „hej! Dlaczego by nie spróbować tego z inną?”.  Moja przyjaciółka się załamie, odtrąci od siebie wszystkich dookoła i do końca życia będzie nosiła w sercu tę skazę, nie ufając już nikomu więcej.
Narastała we mnie coraz większa ochota, by uderzyć kogoś w twarz.
- Słuchaj… - zacząłem ostrożnie, obserwując jego bojową postawę. Kiwał się lekko na boki, ale wciąż próbował trzymać fason i był gotowy sparować wszystkie moje argumenty. – Wyjdziesz na desperata – wyznałem szczerze.
- A może na romantyka? – Uśmiechnął się, splatając ręce na piersi i prostując się dostojnie.
- Romantycy to zwykle desperaci – mruknąłem ponuro. – Posłuchaj, ty chcesz po prostu ją zaliczyć. Nie oświadczyłbyś się z miłości tylko z żałosnej potrzeby. Dla niej znaczyłoby to zupełnie co innego niż dla ciebie. Tylko ją tym skrzywdzisz – powiedziałem spokojnie, czując się już zmęczony tą rozmową.
- Mylisz się! – wykrzyknął, wskazując na mnie palcem. Westchnąłem ciężko, przykładając sobie dłoń do twarzy i z rezygnacją kręcąc głową.
- Dobra, dokończymy tę rozmowę jutro, jak wytrzeźwiejesz. A teraz spadaj – jęknąłem, kierując się w stronę przedpokoju. Ruszył za mną bez słowa po chwili mnie wymijając.
- Muszę się odlać – zakomunikował, a ja tylko przytaknąłem, cały czas pocierając zmęczone już oczy. Dopiero po sekundzie zorientowałem się, dokąd on zmierza.
Szlag! Przecież w sypialni cały czas siedziała Hinata! Nie mogłem przecież pozwolić, żeby ją zobaczył!
- Czekaj! – wrzasnąłem, niemal skacząc w jego stronę. Ten chyba pomyślał, że to jakaś zabawa, bo zaśmiał się głośno, wybiegając do przodu i w dwóch krokach docierając do mojej sypialni.
- Za wolno! – wykrzyknął z triumfem i jak gdyby nigdy nic, wszedł do łazienki. Zdziwiłem się, jak mało kiedy, niepewnie zaglądając do sypialni. Łóżko, szafa… i zero Hinaty. Przez moment nie byłem w stanie tego pojąc. Gdzie u diabła ona zniknęła.
Nagle szybko upadłem na kolana i pochyliłem się, zaglądając pod łóżko. Tam również jej nie było. Zobaczyłem tylko grubą warstwę kurzu iiii… jej stanik! Ha! Czyli gdziekolwiek teraz była, paradowała bez biustonosza. Podniosłem go, z mimowolnym uśmiechem patrząc na rozmiar miseczek. Przez kilka sekund zachwycałem się tym widokiem, aż moją uwagę przykuło uchylone okno. Doskoczyłem do niego jak dziki, otwierając je szerzej i wyglądając na zewnątrz.
A więc tak zniknęła! Najzwyczajniej w świecie uciekła. Wymknęła się przez okno. Zapewne nie była w stanie wytrzymać takiego napięcia.
Jednocześnie ulżyło mi i poczułem żal. Wszystko przez tego młotka! Gdyby nie przylazł do mnie pijany, zapewne teraz zasypialibyśmy spokojnie w swoich ramionach.
- Od razu lepiej. – Usłyszałem westchnienie ulgi i poczułem jak rzuca się całym ciałem na łóżko. Mój pokój nie był duży, a ukochany mebel do spania, znajdował się tuż pod oknem. Spojrzałem w bok na Naruto, który zaczynał już przysypiać. Cóż za ironia! Zamiast spędzić noc w objęciach Hinaty, znajdowałem się teraz w łóżku z jej chłopakiem. Skrzywiłem się na samą myśl, szturchając go nogą w bok. Mruknął coś niewyraźnie z błogim uśmiechem.
- Zjeżdżaj stąd. Nie będziesz spał w moim łóżku – warknąłem zirytowany.
- Ehe – jęknął, ziewając przy tym potężnie i przeciągając się sennie.
- Mówię poważnie, jeżeli już musisz, spadaj na kanapę. Ja też jestem zmęczony – powiedziałem, szturchając go jeszcze mocniej. Otworzył jedno oko, patrząc na mnie zdegustowany. Zawył urażony, siadając i próbując się trochę rozbudzić. Zamlaskał kilkakrotnie, rozglądając się po moim legowisku. W pewnym momencie wyciągnął po coś rękę, a ja znów omal nie padłem na zawał. Chwycił za biustonosz Hinaty, który musiałem odruchowo rzucić na łóżko i podniósł go na wysokość swojej twarzy. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w niego, jakby próbował skojarzyć fakty. Ja w tym czasie, usiadłem bezradnie na materacu, cierpliwie czekając na wyrok.
- Czyli jednak nie ściemniałeś z tym swoim doświadczeniem – zauważył, zerkając na mnie podejrzliwie. – Chyba, że to twoje? – Zmrużył oczy, wskazując na mnie palcem.
- Zgłupiałeś? – żachnąłem, wyrywając mu kawałek garderoby z ręki i odrzucając gdzieś na bok. – Laska musiała to u mnie zostawić ostatnio – dodałem niepewnie, lekko drżącym głosem. Naruto jeszcze przez chwilę spoglądał to na mnie, to na odrzucony stanik. Wyglądał, jakby nad czymś się zastanawiał.
- Hinata ma podobny! – wykrzyknął nagle, uderzając pięścią w swoją dłoń. Jak mamę kocham, ten drań mnie kiedyś wykończy. – Tylko, że ona nie miała rozerwanego tego ramiączka – zauważył, wychylając się nieco do przodu, aby lepiej widzieć leżącą na ziemi bieliznę.
- Pewnie była wyprzedaż w sklepie. Nie zdziwiłbym się, gdyby połowa Konohy takie nosiła – wypaliłem pośpiesznie. Nic nie odpowiedział tylko pokiwał twierdząco głową. W pewnym momencie, podniósł się z łóżka i wyszedł z mojej sypialni. Nie byłem pewien, czy mam iść za nim, czy co? Siedziałem więc tak z lekko podkulonymi nogami i tępo wpatrywałem się w przejście do salonu.
Niecałą minutę później, usłyszałem pisk i warknięcia Akamaru, a przy tym głos Uzumaki’ego.
- Spadówa, Akamaru! Ja zamawiałem kanapę! – Ostrzegawcze warknięcie i znów Naruto. – To przesuń się chociaż. Zmieścimy się nawet we dwójkę! – Szczek mojego druha i głośny huk. Zastanawiałem się, które z nich zleciało z sofy. Niedługo potem, do mojego pokoju przyczłapał się przegrany psiak. Obejrzał się za siebie ze złością, po czym przeniósł na mnie przygnębiony wzrok. Uśmiechnąłem się ze współczuciem, klepiąc miejsce obok siebie. Biały kudłacz od razu zamerdał ogonem i bez zastanowienia wskoczył na materac, okręcając się kilka razy wokół własnej osi, a na koniec zwijając w kłębek, tuż przy moim boku. Zaśmiałem się, tarmosząc go za uchem, aż w końcu sam postanowiłem się położyć.
Nie musiałem długo czekać na nadejście snu.

            Ranek nadszedł szybciej niż się spodziewałem. Obudził mnie chłód nacierający przez otwarte okno i wiercący się Akamaru. Niechętnie otworzyłem jedno oko. Wciąż pamiętałem co działo się w nocy i kto powinien tu leżeć zamiast mojego psiaka. Podniosłem się leniwie, wyciągając ramiona i ziewając z głośnym jękiem. Zamlaskałem kilkakrotnie, rozglądając się po pomieszczeniu. Zza ściany słyszałem głośne chrapanie mojego kumpla. Zczołgałem się więc z łóżka i chwiejnym krokiem udałem się do łazienki.
Po wypełnieniu porannej toalety i szybkim prysznicu, wyszedłem z ręcznikiem na głowie i starych spodniach od dresu. Wchodząc do salonu, od razu poczułem odór alkoholu, rozchodzący się w powietrzu. Skrzywiłem się, cicho klnąc pod nosem i podszedłem do okna. Po drodze jeszcze wypuściłem skomlącego już Akamaru na dwór.
Świeże powietrze wleciała do pomieszczenia, nadając mu odrobinę lepszy zapach. Nienawidziłem tych poranków, kiedy moje mieszkanie przypominało zapachem jakąś melinę. Przez chwilę stałem oparty o parapet, spoglądając na ulicę. Widziałem krążącego Akamaru, który obwąchiwał każdy krzaczek i słupek, zaznaczając go przy okazji swoim zapachem. Musiało być jeszcze wcześnie, bo nie dostrzegłem żadnego człowieka. Poranek był chłodny i zapowiadał się deszczowy dzień. Zastanawiałem się, co robi teraz Hinata. Czy mogła zasnąć tej nocy? Nie zdziwiłbym się, gdyby wyrzuty sumienia jej na to nie pozwoliły. Dużo wczoraj wypiła, więc pewnie miałbym się z czego pośmiać, gdyby zobaczył dzisiaj jej skacowaną minę.
            Westchnąłem ciężko, kręcąc głową i odwracając się w stronę pokoju. Zdegustowany, spojrzałem na wciąż śpiącego Naruto. Zbliżyłem się do niego i odruchowo trzepnąłem dość mocno w ramię.
- Wstawaj! To nie hotel! – wykrzyknąłem specjalnie głośno, opierając się rękoma o oparcie kanapy. Skrzywił się boleśnie, mrucząc coś pod nosem z niezadowoleniem. Nie miał zamiaru jednak od razu się obudzić, a jedynie przekręcił głowę na drugi bok, nakładając na nią podusze, aby mnie nie słyszeć. Nie miałem więc wyboru i walnąłem go drugi raz, tym razem nieco mocniej. – Poważnie, wstawaj. Musimy pogadać – powiedziałem poważnym tonem. Przypomniała mi się nasza wczorajsza rozmowa i miałem szczerą nadzieję, że pomysł ślubu wyparował mu z głowy równie szybko jak alkohol.
Znowu zaczął jęczeć, ale powoli wsparł się na ramionach, odwracając głowę w moją stronę. Zamrugał kilka razy, próbując ogarnąć co się dzieje. Uśmiechnąłem się złośliwie, odbijając rękoma od kanapy i prostując z wyższością.
- Kacyk? – zakpiłem, na co ten skrzywił się jeszcze bardziej. Przyłożył sobie dłoń do twarzy pocierając ją i przy okazji ziewając przeciągliwie.
Skoczyłem szybko do kuchni po jakąś butelkę wody, a kiedy wróciłem, blondyn siedział już normalnie, lekko się przy tym garbiąc. Rzuciłem mu butelkę, którą niestety nie zdołał złapać i dostał nią prosto w nos. Przeklął wkurzony, chwytają za pojemnik z wodą i odkręcając korek. Przyssał się, jakby nigdy nic nie pił, a po minucie westchnął ciężko, wycierając rękawem mokre usta.
- Więc? – mruknął, patrząc na mnie przybitym wzrokiem.
- Więc? – zaśmiałem się, siadając na stoliku, niemal naprzeciwko niego.
- Nie bardzo pamiętam – burknął niepewnie, odwracając wzrok. Nie wiedziałem, czy się z tego powodu cieszyć, czy wręcz przeciwnie.
- Nic, a nic? – zapytałem.
- Byłem przybity tym niewypałem na spotkaniu z Hinatą, więc poszedłem do baru… Potem pamiętam tylko, że…
- Że byłeś tak zdołowany, że postanowiłeś przyjść do mnie i wypłakać mi się w ramiona – naśmiewałem się z niego. Ku mojemu zdziwieniu również uśmiechnął się odrobinę skrępowany.
- No właśnie… to nie do końca tak – zaśmiał się, drapiąc przy okazji po głowie. – Przyszedłem do ciebie, bo po porostu mieszkasz najbliżej. Nie miałem zamiaru się z niczego zwierzać – wyjaśnił. Skrzywiłem się lekko. Czyli ten półgłówek po prostu szukał jelenia, u którego mógłby się przekimać. Mogłem się tego spodziewać.
- Ech… - westchnąłem ciężko, opuszczając głowę i splatając ręce na piersi. – Tak bardzo mnie ranisz – mruknąłem.
- Niepotrzebnie robiłeś sobie nadzieje – odparł ze śmiechem, a po chwili złapał się za bolącą głowę i skrzywił z bólu. Nie powiem, że nie poprawiło mi to nastroju.
- Niemniej jednak, wygadywałeś różne bzdury.
- Co dokładnie mówiłem? – zapytał z lekką obawą w głosie. Nie był pewien, czy chce to słyszeć, czy nie. Po pijaku ludzie często mówią prawdę, więc faktycznie miał się czego obawiać.
- Cóż… - zamyśliłem się, drapiąc po brodzie. Przy okazji pomyślałem, że powinienem się ogolić. – Najpierw darłeś mordę przed drzwiami. Chwaliłeś się tym, że podglądasz interesy facetów w łaźni i znasz ich rozmiary – zacząłem do początku.
- Ta… na pewno – burknął obrażony, czerwieniąc się przy tym nieznacznie. Zaśmiałem się cicho.
- Potem żaliłeś się na Hinatę. Gadałeś, że nie wiesz co robić i ogólnie, zachowywałeś się jak baba – streściłem, nie chcąc bardziej rozwijać tematu.
Tyle najwyraźniej mu wystarczyło, bo westchnął ciężko, znowu się załamując. Miałem tylko nadzieję, że nie oznaczało to dalszego ciągu jego gorzkich żalów. Co jak co, ale na drugą rundę nie mogłem się zgodzić.
- Chyba już pójdę – odezwał się nagle, a ja nie wiedzieć czemu, poczułem wyrzuty sumienia. Co ze mnie był za kumpel, skoro nawet nie potrafiłem mu pomóc. Zresztą… o czym ja w ogóle myślałem, skoro kilka godzin wcześniej zabawiałem się z jego dziewczyną, kiedy ten się o nią zamartwiał. Nie zasługiwałem na miano jego kumpla.
- Tak – mruknąłem niepewnie. – Tak chyba będzie lepiej – powiedziałem szybko, wstając z miejsca i podchodząc do okna.
Słyszałem, jak Uzumaki bierze jeszcze kilka łyków z butelki, zakręcając ją po chwili.
- Konfiskuję – zakomunikował, zapewne mówiąc o wodzie. Nie miałem nic przeciwko, więc tylko przytaknąłem lekko głową. Odwróciłem się w końcu jego stronę i spojrzałem, jak zmierza w kierunku wyjścia, zatrzymał się w pewnym momencie i obejrzał przez ramię. Uśmiechnął się niemrawo. – A… i to co wczoraj wygadywałem… - zaczął, po czym znów odwrócił się w stronę drzwi. – Tylko żartowałem – dokończył, wchodząc do przed pokoju i chwytając za klamkę. Otworzył drzwi, leniwie przekraczając próg. – Na razie – rzucił obojętnie.
- Naruto! – zawołałem nagle za nim, sam do końca nie wiedząc po co. Odwrócił się zaskoczony, a ja podskoczyłem szybko do wyjścia. Oparłem się o framugę, przez dłuższą chwilę zastanawiając się, po co w ogóle go zawołałem. – Jeśli chodzi o Hinatę… - zacząłem, przygryzając dolną wargę i spuszczając wzrok. – To najlepsza dziewczyna jaką znam – powiedziałem cicho. – Nie skrzywdź jej, dobra? – Spojrzałem w jego zdziwione oczy. Nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się przyjaźnie, kiwając głową.
Zatrzasnąłem za nim drzwi z wyraźną ulgą i mocno uderzyłem w nie głową.
Hipokryzja powinna być moim drugim imieniem. Żałosne, że najgorszym szkodnikiem jestem tutaj ja. 

*******************************

Wydłużyłam jednak rozdział o tę ostatnio scenę, bo... by wydał mi się taki o niczym ;/
W sumie i tak nie jestem (jak zwykle przecież!) z niego zadowolona. W mojej głowie brzmiał lepiej. 
Co do błędów. Wiem, że jest ich standardowo sporo, ale sprawdzę dopiero w nocy, albo jutro. 
Jakoś nie potrafię ostatnio myśleć xD Tzn. myślę o dziesięciu rzeczach naraz i w efekcie nie myślę o niczym. Nie potrafiłam nawet wymyślić głupiego pomysłu na o-s, na konkurs ;/ 
Normalnie, czuję się przegrana jak jeszcze nigdy (bardziej niż na co dzień).

10 komentarzy:

  1. Dlaczego tak sądzisz? Ja rozumiem, że są takie dni, ale ty jesteś zdecydowanie zbyt surowa dla siebie. Tak nie może być! Trzeba to naprawić! Koniecznie!
    To, że chwilowo nie miałaś pomysłu, nie znaczy, ze powinnaś sie na siebie ciskać, że czujesz się przegrana jak nigdy. To, że rozdział - faktycznie - króciutki, nie znaczy, że był o niczym i masz powód do narzekania! Chociaż ja cię trochę rozumiem... mam wrażenie, że nie umiem pisać i wszystko co robię wypada blado w porównaniu do was, ale staram się z tym walczyć! Albo przynajmniej tak często o tym nie myśleć, żeby nie zaprzątać sobie głowy. Po prostu sobie pisz - tak jak ja - na luzie, ze spokojem, aż tak nie przejmując się końcowym efektem, bo mnie już dawno kupiłaś! :)
    Kocham ten blog i nigdy nie pozwole ci go opuścić niedokończonego <3 To taka cenna perełka w blogspocie! Blog o czymś innym! KibaHina, jeeeeee! Staniki w górę!

    Co do samego rozdziału - wkracza Mitshie krytyk xD
    To był genialny ;D Nie wiem co chcałaś tutaj przeczytać, ale... bolesna prawda, cóż... weź to na klatę i przetraw to w chwili samotności. Nie ma co się oszukiwać i zarzucać się durnymi komplementami xD Jest jak jest! Cios w twarz!
    Kiba jak to Kiba w twoim wykonaniu - chłopski, prosty, cudowny, cwaniacki <3
    Najbardziej podobał mi się moment, jak spotkał Hinatę na korytarzu i ona powiedziała, ze idzie do Naruto, a Kiba co?
    Kiba wcale nie był zazdrosny! A jakże... po prostu tu chodziło o tą sprawiedliwość, której jest stróżem. Musi być na równo...ale jakby nie patrzeć to Kiba kocha się z Hinatą, a Naruto jeszcze nie - nie jest fair, Odea. Nie jest! I trochę mi smutno z tego powodu, bo fajnie by było jakby oni jednak coś... Naruto i romantyczny wieczór - no bo w końcu Hinata go kocha?
    ALe jak wgl ona zareagowała na tą wzmiankę o ślubie?! Pewnie się wzruszyła, i teraz pluje sobie w brodę, ze on chce się z nią ożenić a ona takie rzeczy wyprawia!
    Ale w sumie... ja bym się obraziła, bo wyszło trochę tak, jakby Naruto faktycznie chciał ją w końcu przelecieć. ;/ Może czuję się trochę skrzywdzona?
    Ciężka sprawa. Jestem tak poteżnie ciekawa jak ona to odebrała!
    I czy Naruto w końcu się oświadczy czy nawet o tym zapomniał?
    Co z kolejnym spotkaniem Kiby i Hinaty?
    I co...
    to pytanie nurtuje mnie najbardziej!
    Co z dziewictwem Hinaty?
    Ona je straciła z Kibą? Jeśli tak, to jak zareaguje Naruto na to?

    Błagam, wyjaśnij! xD
    Tak wiem, że komentarz dzisiaj wyjątkowo krótki, ale mam nadzieje, że treściwy.
    TERAZ ITAMI!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Mits, Mits...mój fatalny nastrój i ten brak weny, to bardziej odnosi się po prostu do realnego życia, szarej codzienności :) Chociaż, to że nie potrafię ostatnio pisać, to już swoją drogą xD

      Co do rozdziału... No to ja nie wiem, co Naruciak na to, że nie będzie pierwszym Hinaty. Kiba był jej pierwszym? Możliwe, wiadomo gdzie to się tam szlajała wcześniej. xD Wychodzi szydło z worka, że to wcale nie taka grzeczna i porządna dziewczynka.
      A co do reakcji na ślub... w sumie nie wiadomo, czy cokolwiek usłyszała. Nie wiemy przecież, kiedy dała nogę przez okno. Ja w każdym razie na jej miejscu, gdyby podsłuchała taką rozmowę, poczułabym się naprawdę fatalnie ;/

      Dzięki za tak szybki komentarz! ;**

      Usuń
  2. Ja też się ostatnio czuję trochę przegrana, więc pjona! Ale czemu ty czujesz się przegrana? Wiesz, ja przynajmniej mam ku temu doskonały powód, bo elegancko zawalam egzamin za egzaminem (taka jestem super-genialna, eja!), ale ty? Ej no, proszę przestać się tak czuć, i to już! No!

    No i krótko coś było, obijasz się ostatnio. Nie dość, że na Itami masz obsówę, to tu takie króciutkie dajesz... Ja nie wiem co z wami, Mitshie też się wymiguje, że niby weny nie ma, a ja swoje wiem. LENIE Z WAS I NIEROBY, TYLE! Ale do rozdziału przechodząc...

    Ładnie się uśmiałam, to ci powiem. Twój Kiba po prostu jest zajebisty, mogłabym się w nim zakochać, gdyby był prawdziwy, ech... ale nie jest (*) Sakura to z nim ma. Takiego niecierpliwego pacjenta mieć, przyłożyłabym mu.. Ale Inzuzuka już cały i zdrowy, więc sobie od niego odpocznie. Coś czuję, że ona też się tak bardzo ucieszyła jak on :P No i scena przed szpitalem była epicka. Bo Kiba WCALE nie był zazdrosny, tu chodzi tylko i wyłącznie o sprawiedliwość! Swoją drogą, tak trochę jakby traktował Hinatę jak rzecz, którą należy się dzielić, ech samceee.... Ale to, jak jej "przypomniał" o randce wieczorem z nim było cudowne *,* A Hinata uciekła dla niego od Naruto, w dodatku była nawet ciut wcześniej, widać, kogo stawia na pierwszym miejscu. No nie oszukujmy się... to Kiba dobrał jej się do majtasek, hehe :3 Ale zamurowało mnie to Hinaty "Chcesz jeszcze raz?" O.o I się ładnie uśmiałam xd Bez kitu, cicha rzeka... 100% prawdy! I powiem ci, że zupełnie inaczej sobie wyobrażałam rozmowę Naruto z Kibą jak mi spoiler wysłałaś na gg. Myślałam, że się umówią na jakieś piweczko do baru, a tu psikus - Uzumaki wparował mu do mieszkania w dodatku w najgorszym momencie, jak ten miał znowu wejść w Hinatkę. Haha, no ładnie, ładnie! Ale zrobiło mi się szkoda Hinaty, kiedy czytałam o żalach Naruciaka. Przeciez to musiało być dla niej strasznie przykre, tak słuchac jak rani ukochaną osobę. Zycie tak okrutnie złe T^T No i uciekła, mogłam się tego spodziewać.... na koniec jeszcze rozbawiła mnie scena z Akamaru. Biedny psiak, został wywalony z kanapy przez pijoka :(

    "poczym " -> "po czym"
    "To miał być nasz wypad, a ja tu robię za jakiegoś pokrzywdzonego ciotę" -> "jakąś pokrzywdzoną ciotę"
    "dokończył, wchodząc do przed pokoju" -> "przedpokoju"
    I kilka literówek było, ale drobniutkich :)

    Buziaki i weny! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak wyżej... Ja tu przegrałam życie! - tak się czuję xD ach, te dramaty w tak młodym jeszcze wieku. Ale można się faktycznie poczuć, jak śmieć, kiedy inne, młodsze osoby osiągnęły w życiu już tak wiele ^^" Taka zazdrość i zgorzknienie xD

      Fajnie, że dostrzegłaś jakiś moment z Akamaru xD Wzoruję go na moim własnym psiaku, więc nawet kilka razy zdarzyło mi się napisać "Ares".
      No i tak, Hinata może i jest cicha, miła i niewinna, ale lubi dobrą zabawę ;)
      No i tak momentami też pomyślałam, że chłopacy traktują biedną Hinatę jak jakiś przedmiot. Ona tam nie ma nic do gadania. Jeszcze trochę, a zaczną ustalać między sobą "dobra, ty masz ją dzisiaj, a ja jutro" i nawet nie będą jej o nic pytać. Ech... ciężko jest być nieasertywnym :(

      Dzięki za wskazanie kilku błędów. Mam wrażenie, że popełniam ich coraz więcej. Dobrze, że jest ta automatyczna korekta, bo byście się za głowy łapały, gdybym oryginały wstawiała xD

      Również Tobie dziękuję za tak szybką reakcję na rozdział! ;**

      Usuń
  3. Z góry przepraszam za spam.
    Internet jest pełny takich blogów, jak Twój. Lecz co pierwsze przyciąga uwagę czytelnika, gdy wchodzi na taką stronę? Tak. Tak, szablon. ;) Zawsze warto się zaopatrzyć w ciekawy wygląd bloga, który jako pierwszy rzuca się w oczy, gdy wchodzi się na bloga.
    Zapraszam na Cheylachan. :)

    http://szablony-cheylachan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do Liebster Award! Więcej informacji na moim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bawię się w nominowanie, ale lubię odpowiadać na pytania, więc w razie co, zamieszczę je w zakładce "O mnie". ;)

      Usuń
  5. Ohayo ^^

    W koncu udalo mi sie wszystko nadrobic i jestem z tego powodu mega szczescliwa. Z gory przepraszam za bledy i brak polskich znakow, ale komentarz pisze z telefonu. >.<

    Od czego by tu zaczac? Od fabuly! Kochana, pomysl na to opowiadnie mialas naprawde genialny! Nigdy jeszcze z czyms takim sie nie spotkalam. Naruto w zwiazku z Hinata, ktora go zdradza i to na dodatek z Kiba. *,* W sumie to zawsze wolalam ich jako pare, chociaz do Naruciaka nic nie mam.

    Oczarowalas mnie swoim stylem, lekkoscia i wyobraznia. Chociaz zdarzylo sie pare bledow, jestem zakochana po uszy. <3

    Idealnie przedstawiasz charaktery glownych bohaterow, swietnie opisujesz ich emocje i przemyslenia. No cud, miod i orzeszki :3

    Swoja droga bardzo smutna jest historia Hinaty i Kiby. Chcialabym, zeby byli razem i nie musieli sie z tym kryc, no ale z drugiej strony jest ten Uzumaki, ktorego bardzo mi szkoda. Z Hinatki ostatnio taka sucz sie zrobila. Z Naruto do lozka nie chce pojsc, a z Kibie nawet nie da odpoczac. XD

    Zastanawiam sie, gdzie ona (i jakim cudem) uciekla, no i jak zareagowalaby na oswiadczyny blondyna. ;____; Chociaz mam nadzieje, ze on tego nie zrobi.

    Przerazil mnie tez troche wczesniejszy sen Kiby i zastanawiam sie czy odegra jakas wazniejsza role w tym opowiadaniu. ^^

    Nie mow ze ci rozdzial nie wyszedl, bo wyszedl! Piszesz swietnie i miej tego swiadomosc :3 Masz we mnie kolejna czytelniczke, a zarazem fanke. ;)

    Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial i mam nadzieje, ze juz niedlugo sie pojawi. ^^

    Duuuuzo weny zycze, pozdrawiam i sle buziaki! :*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to skoro mam nową czytelniczkę (YEACH!) to muszę się postarać i jak najszybciej coś naskrobać ;)
      Bardzo się cieszę, że mój styl przypadł Ci do gustu. W rolę Kiby wciela mi się wyjątkowo łatwo i fajnie wiedzieć, że nawet nieźle mi to wychodzi.
      Także bardzo mocno, mocno dziękuję za komentarz. Podbudowałaś mnie. Postaram się nie zawieść ;)
      Pozdrawiam!!!

      Usuń
  6. To opowiadanie jest jak lek na ukojenie bólu. Bólu, spowodowanego niedoborem ff o KibaHinie.
    Piszesz cudownie, nawet jeśli dostrzegłam nieliczne literówki to i tak dla mnie nie miały znaczenia. Kocham Cię za pomysł na to opowiadanie i opublikowanie go!
    Kiba w tym rozdziale jest taki, ah, męski, chciałoby się rzec. Na moich ustach za każdym razem pojawiał się uśmiech, gdy czytałam jego porównywanie się z Naruto w sprawach oni-Hinata. Zdecydowanie wygrywasz, Kiba-kun! <3
    To chyba najlepszy ff o tematyce KibaHina jaki czytałam~! (oczywiście każdy rozdział mam za sobą, ale niestety komentuję dopiero teraz)
    Pisz dalej, bo masz do tego ogromne zadatki. No nic, lecę po kolejną dawkę leku -> Ahoj, następny rozdziale!

    OdpowiedzUsuń

Statystyka

Obserwatorzy