"Jeśli ptaki lecą na południe jest to znak zmian
Przynajmniej możesz to przewidzieć każdego roku
Miłość, nigdy nie wiesz kiedy nagle się skończy
Nie mogę dojść do głosu
Może jeśli wiedziałbym te wszystkie rzeczy które mogłyby nas uratować
Mógłbym zdławić ból, który krwawi we mnie
Patrzeć w twoje oczy, aby zobaczyć tam coś o mnie
Stoję na krawędzi i nie wiem co jeszcze mogę dać."
Przynajmniej możesz to przewidzieć każdego roku
Miłość, nigdy nie wiesz kiedy nagle się skończy
Nie mogę dojść do głosu
Może jeśli wiedziałbym te wszystkie rzeczy które mogłyby nas uratować
Mógłbym zdławić ból, który krwawi we mnie
Patrzeć w twoje oczy, aby zobaczyć tam coś o mnie
Stoję na krawędzi i nie wiem co jeszcze mogę dać."
-Enrique Iglesias - Do You Know
~*~
Wymach prawą ręką.
Wymach lewą ręką. Seria kopniaków prawą noga. To samo z lewą. Obrót. Unik.
Podskok. Zmyłka.
Z całej siły uderzyłem
pięścią w matę przytwierdzoną do drewnianego słupka na polu treningowym.
Poczułem ostry ból w kłykciach, promieniujący w górę ramienia. Byłem jednak
twardy i nie skrzywiłem się, ani nie jęknąłem. Miałem nawet wrażenie, że taki
ból sprawia mi więcej przyjemności aniżeli cierpienia. Potrzebowałem tego. Coś
co można było zlokalizować, określić przyczynę i wiedzieć jak zminimalizować,
lub zlikwidować ewentualne przykrości. Wszystko jasne i proste.
Odskoczyłem na kilka metrów w tył,
oddychając ciężko i wgapiając się z dziwną zawiścią w niewinny słupek. Lewą
ręką otarłem pot z czoła, zaciskając szczęki i głośno oddychając przez nos. Nie
wytrzymałem jednak tak zbyt długo i ponownie wziąłem głębszy oddech przez usta.
Odkąd zacząłem trenować, czułem ból w klatce piersiowej. Byłem pewien, że
powodem jest długa, jak na mnie przerwa i szybka utrata formy. Jednakże im
dłużej ćwiczyłem, tym oddychanie stawało się coraz trudniejsze. Po dwóch
godzinach intensywnego ruchu, dyszałem jak stary parowóz. Mój oddech zrobił się
świszczący, a pot spływał po mnie tak intensywnie, że miałem wrażenie, iż może
się to skończyć odwodnieniem.
Dlatego właśnie tak
bardzo nie lubiłem, kiedy zmuszano mnie do zaniechania treningów. Odpoczynek
tylko człowieka rozleniwia i sprawia, że zamiast zyskać, traci on swoje siły. Z
całą pewnością Sakura usłyszy jeszcze ode mnie słowo zażalenia.
Zerknąłem w bok, w stronę sporego
drzewa, w którego cieniu leżał sobie Akamaru. Zamerdał ogonem widząc, że go
obserwuję i od razu zrobił się szczęśliwszy.
- Nie ciesz się.
Następnym razem też cię tak wymęczę – mruknąłem, prostując zdrętwiałe plecy i
chwytając się w końcu za bolącą pięść. Rozmasowałem zbite kości, potrząsając
jednocześnie mokrą głową. Wolnym krokiem, ruszyłem w kierunku mojego psiaka,
stwierdzając na dziś koniec treningu. Obiecałem sobie jednak, że jeszcze tego
wieczoru wykonam serię wzmacniający ćwiczeń u siebie w domu. No i może
powinienem zmienić dietę? Więcej białka? Jeszcze więcej mięsa? Nigdy nie
przywiązywałem do tego zbyt wielkiej wagi, ale bardzo chciałem jak najszybciej
wrócić do formy. To żadna robota, kiedy męczysz się po dwóch godzinach
podstawowego treningu.
Akamaru podniósł się do siadu, kiedy
stanąłem tuż przy nim, a gdy usiadłem, ten znów się położył. Chwyciłem za
butelkę z wodą i od razu wlałem w siebie litr przyjemnie chłodnej cieczy.
Żałowałem, że nie zostało drugie tyle, abym mógł się nią po prostu oblać.
Odetchnąłem z głośnym jękiem, po czym walnąłem się na trawę, przysłaniając
twarz ręką. Zsunąłem ją nieco w górę, by jednym okiem widzieć koronę drzewa.
Słabe promienie słońca, prześwitywały przez gęsto zarośnięte liśćmi gałęzie, co
wywoływało u mnie jeszcze większą ochotę na sen.
Tej nocy znów nie mogłem zasnąć. Gdy
wreszcie mi się to udało, dręczyły mnie potworne koszmary. Hinata, Naruto, oni
byli ostatnio głównymi bohaterami w mojej głowie. Było to takie wkurzające, że
miałem ochotę najzwyczajniej w świecie się na nich obrazić. Głupio jednak
byłoby obwiniać kogoś za występowanie w twojej podświadomości. Niemniej jednak
sny się zmieniały, ale morał stale był ten sam. Hinata była tą, która musiała
dokonać wyboru, a ja i Naruto niszczyliśmy się nawzajem. Nie lubiłem
interpretować własnych snów. To tak jakbym analizował swoją podświadomość,
swoje myśli… A starałem się myśleć jak najmniej jeśli chodzi o temat naszej
trójki.
Cholera, kiedy u
diabła zacząłem postrzegać nas w ten sposób? Nie jako sprawę moją i Hinaty, ale
jako sprawę NASZEJ TRÓJKI. To tak, jakbym przyznawał się do jakiegoś miłosnego
trójkąta, a takie określenie wywoływało nieprzyjemne dreszcze na moich plecach.
Za nic w świecie nie chciałem wyobrażać sobie jej w ramionach Uzumaki’ego. Wyobraźnia
jednak bywa chamska i okrutna. Zawsze, kiedy mam wolną chwilę i pozostaję sam
na sam z myślami, mam wrażenie, że jakiś głos pojawia się w mojej głowie i mówi
coś typu „hej, a zastanawiałeś się, jak Naruto ostatnio dotykał Hinatę?” i
chcąc nie chcąc zaczynam myśleć właśnie o takich głupotach.
Od naszego ostatniego spotkania
mijał już drugi dzień. Nie widziałem się ani z Hinata, ani z Naruto. Sam do
końca nie wiedziałem dlaczego, ale odkładałem pójście do Hyuugi na później.
Chciałem uniknąć poważnej rozmowy? A może bałem się, że Hinata usłyszała
ostatnio zbyt wiele i może zareagować w sposób, jaki mi się nie spodoba? Czułem
również dziwną obawę na myśl o tym, że to ona mogłaby się w każdej chwili
pojawić w moich drzwiach. Mimo to, nie uważałem tego za zbyt prawdopodobne. To
ja byłem tym, który powinien i zapewne wykona prędzej czy później jakiś ruch.
Potrzebowałem tylko jeszcze trochę czasu. Na co? Tego to nawet ja nie wiem.
Może na jakieś objawienie…
Podniosłem się w końcu,
niespecjalnie zadowolony z tego powodu. Powieki robiły się coraz cięższe i
gdybym dłużej poleżał, z pewnością bym zasnął. Wolałem jednak wrócić do domu,
póki byłem przytomny.
Akamaru również usiadł
i przyglądał mi się uważnie. W pewnym momencie, wychylił głowę w moim kierunku
i szturchnął mnie lekko nosem, cicho przy tym piszcząc.
- Co jest? –
zapytałem, głaszcząc go za uchem. W tym momencie, poczułem coś wilgotnego nad
moimi ustami. Zaskoczony, odruchowo podniosłem dłoń, chwytając się za nos.
Chwilę później dostrzegłem na moich palcach krew. – Super – burknąłem,
nadgarstkiem ocierając ciemno czerwoną substancję spod nosa. Przytrzymałem rękę
w nieruchomej pozycji, zatykając krwotok i zacząłem rozglądać się za czymś, co
mogłoby posłużyć mi za chusteczkę. Całe szczęście, zabrałem dziś ze sobą
ręcznik, więc nie musiałem poświęcać własnej koszulki. Kiedy tylko odsunąłem dłoń,
krew obficie zaczęła kapać na ziemie. Szybko rozsunąłem nogi, aby się nią nie
ubrudzić i trwałem w takiej siedzącej pozycji z pochyloną głową przez dłuższą
chwilę. Miałem nadzieję, że na kilku kroplach się skończy, ale po pięciu
minutach byłem już znużony. Otarłem więc twarz ręcznikiem, po czym starannie go
zawinąłem i przyłożyłem sobie do nosa, starając się zatamować krwawienie.
Westchnąłem ciężko,
odchylając teraz głowę do tyłu i od razu podnosząc się z ziemi. Mało brakowało,
a upadłbym z powrotem na trawę, gdyby nie Akamaru, który stanął za mną i jako
tako mnie podtrzymał. W momencie kiedy wstałem bowiem, potwornie zakręciło mi
się w głowie. Jasne, owszem, miewałem już coś tego typu, kiedy zbyt szybko wstawałem,
ale ten zawrót odrobinę mnie zestresował. Tłumaczyłem go sobie, podobnie
zresztą jak ten nagły krwotok z nosa, że jest to wynikiem utraty kondycji i być
może zbytnim obciążeniem ciała po leniwych dniach. Sakura pewnie wyskoczyłaby
na mnie z pyskiem, więc lepiej będzie, jeżeli o niczym się nie dowie.
Spojrzałem więc na swojego psiaka, który wyglądał na nieco zmartwionego.
Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, mrugając do niego jednym okiem i wolną dłonią,
klepiąc po białej głowie.
- To nic takiego. Nie
przejmuj się.
Zanim wróciłem do wioski, zahaczyłem
jeszcze o rzeczkę, nad którą lubiłem chodzić. Głupio było mi paradować przed
ludźmi, których o tej porze na ulicach było więcej niż mrówek w mrowisku, w
umorusanej twarzy, albo ręcznikiem do niej przyczepionym. Na szczęście krwotok
ustał, więc mogłem po prostu obmyć twarz, aby prezentować się tak jak zwykle-
doskonale. Dodatkowo, chłodna woda zadziałała na mnie niezwykle orzeźwiająco.
Rozbudziłem się nieco bardziej i dostałem dawkę nowej energii. Nadal czułem, że
lepię się cały od potu i nawet miałem ochotę skoczyć do przyjemnie zimnej
rzeczki, ale zrezygnowałem z tego planu. Chyba jakaś cząstka mnie, wciąż
przesadnie lękała się o moje zdrowie i bała się, że dostanę katarku.
Prychnąłem cicho,
ostatni raz oblewając sobie twarz wodą. Marzyłem o prysznicu, więc nie
siedziałem zbyt długo, tylko od razu ruszyłem do wioski.
Tak jak się spodziewałem, uliczki
były zapełnione po brzegi, również w miejscach, w których nie było bazarów. To
była istna udręka, przedzierać się przez te wąskie, wypełnione obcymi twarzami
przejścia między alejkami. Chyba będę musiał złożyć podanie z prośbą o
poszerzenie dróg.
Odetchnąłem dopiero
wtedy, gdy udało mi się wcisnąć w jakiś zaułek. Było to miejsce między dwoma,
wysokimi budynkami i mimo, że stałem zaledwie kawałek od zaludnionej ulicy,
było tu dużo ciszej, chłodniej i przyjemnie. Rozejrzałem się odruchowo dookoła,
instynktownie już badając swoje położenie. Spojrzałem w górę, przypominając
sobie, że przecież jestem shinobi i na dobrą sprawę, potrafiłbym znaleźć dużo
łatwiejszą i szybszą drogę do domu. Oparłem się o zimną, kamienną ścianę,
uderzając w nią lekko głową. Nie bardzo miałem siły na wspinaczkę, a kumulowana
chakra wydawała mi się jakaś taka niepewna. W dodatku miałem nogi jak z waty.
Byłem pewien, że przy pierwszym skoku, odmówiłyby mi posłuszeństwa i
poleciałbym tak jak nakazywała grawitacja.
- A może by tak
upomnieć się o coś na wzmocnienie? – zapytałem głośno i dopiero wtedy
spojrzałem na Akamaru. Uświadomiłem sobie, że nawet nie upewniłem się, czy za
mną idzie. Całe szczęście, że nie spuszczał mnie z oczu i wiernie mi
towarzyszył.
Tak czy inaczej, byłem
więcej niż rozczarowany swoją formą. Gdybym walczył teraz z tym ćwokiem Naruto,
zapewne odpadłbym po kilku sekundach. A Hinata, rozczarowana taki słabeuszem
jak ja, rzuciłaby mnie i od razu pobiegła do Uzumaki’ego.
Cholera! Przecież
miałem o tym nie myśleć!
Potrząsnąłem głową,
ściskając w dłoni swój ręcznik. Poklepałem się lekko po policzku, zaciskając
szczęki. Strasznie chciałem być już w domu, a to jeszcze taki kawał drogi.
Spojrzałem w bok i
dopiero teraz, zorientowałem się, że jest przejście na drugą stronę. Kilkanaście
metrów dalej, było wyjście na drugą uliczkę, która wyglądała na mniej
uczęszczaną obecnie przez ludzi.
Uradowany, od razu
ruszyłem w tamtym kierunku. Po drodze wdepnąłem w jakąś podejrzaną substancję i
wkurzony na cały świat, oparłem się ręką o kamienną ścianę, wycierając o czyste
podłoże buta i siarczyście klnąc pod nosem. Zatrzymałem się tuż przy wyjściu na
drogę i w pewnym momencie do moich uszu dobiegły znajome głosy. Skupiłem się,
odruchowo wyprężając do przodu szyję i uważnie nasłuchując. Pierwszy głos jaki
rozpoznałem, należał do Hinaty. Wszędzie bym go poznał. Drugi zdaje się był
własnością mądrali, jakim był Nara. Kolejny zaś, najbardziej wkurzający, musiał
być Uzumaki’ego.
Naburmuszyłem się,
słysząc jego nazbyt głośne słowa, ale również zdziwiłem. Kogo jak kogo, ale
samego Shikamaru w ich towarzystwie to się nie spodziewałem. Pewnie po prostu
szukał okazji, żeby wymigać się od jakiegoś treningu.
Byli tuż za rogiem, a
ja nie bardzo miałem ochotę spotkać kogokolwiek z tej trójki. Oparłem więc
głowę o mur, znajdujący się obok, zbolałym wzrokiem zerkając na Akamaru. On
jeden mnie rozumiał. Spoważniał, patrząc na mnie tak mądrze i rozsądnie, że aż
zrobiło mi się przy nim głupio.
- Zapłacę za to, a wy
w tym czasie idźcie rozejrzeć się za jakimś prezentem. – Usłyszałem
najpiękniejszy głos na świecie i w odpowiedzi ciche burknięcie zgody, oraz
głośne zakomunikowanie zrozumiałości polecenia. Przybliżyłem się odrobinę, aby
móc wyjrzeć zza rogu. Tuż obok ujrzałem Hinatę, uśmiechającą się do
sprzedawczyni i podającą jej pieniądze. Szybko się ukryłem, czując jak serce
próbuje wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Nie sądziłem, że jest aż tak blisko.
Spojrzałem na Akamaru z wystraszonym wyrazem twarzy. Zamerdał ogonem,
przechylając głowę lekko w bok.
Ponownie wyjrzałem i z
jeszcze szybszym biciem serca dostrzegłem, że moja ukochana właśnie dokonała
zakupu i kierowała się teraz w moją stronę. Jak debil przywarłem do mury,
starając się w niego wtopić. Naprawdę nie chciałem jej spotkać. Nie w taki
sposób. Nie teraz. Zorientowałaby się, że podsłuchiwałem. Zacisnąłem powieki,
licząc na to, że skoro ja jej nie będę widział, ona również mnie nie zauważy.
- Kiba? – A niech to!
Czyli jednak ta sztuczka nie działa! – Co ty tu…
Nie dokończyła, bo
niczym tajny szpieg kierowany instynktem, złapałem ją za rękę i przyciągnąłem w
swoją stronę, zatykając od razu usta dłonią. Pośpiesznie rozejrzałem się na
boki, aby upewnić się czy nikt mnie nie widział i dopiero wtedy zorientowałem
się, co ja właściwie wyprawiam. Doprawdy, byłem idiotą. Po jakiego czorta ją tu
przyciągnąłem? Nie wystarczyłoby zwykłe „cześć”?
- Co ty wyprawiasz? – burknęła,
wyswobadzając się z mojego luźnego i tak już uścisku. Spojrzałem na jej lekko
rozłoszczoną twarzyczkę, przełykając przy tym głośno ślinę. Stanęła przede mną
z niecierpliwością oczekując odpowiedzi.
- Ja… - zająknąłem
się. Naprawdę nie wiedziałem, co miałbym jej odpowiedzieć. Odwróciłem więc
głowę w bok, patrząc na przechodzących kawałek dalej ludzi. – Co tu robisz z
Naruto i Shikamaru? – zapytałem, sprytnie unikając tłumaczeń za moje głupkowate
zachowanie. Westchnęła ciężko, najwyraźniej zawiedziona moją taktyką zmieniania
tematu.
- Zakupy –
odpowiedziała krótko. Skrzywiłem się, nieusatysfakcjonowany taką odpowiedzią.
- Ale czemu jest z
wami Shikamaru? – drążyłem, chociaż właściwie mało mnie to obchodziło. Ponownie
westchnęła.
- Syn Kurenai ma w tym
tygodniu urodziny.
- Serio? – Spojrzałem
na nią szczerze zaskoczony tą nowiną. – Znowu?
- Ostatnie miał rok
temu – odparła, marszcząc brwi i uważniej mi się przyglądając. – Rozmawialiśmy
przecież o tym kilka dni temu – dodała, wyraźnie nie pochwalając faktu, iż nie
pamiętam o takich rzeczach.
- Wybacz, najwyraźniej
nie słuchałem – mruknąłem cicho, ukradkiem wyglądając zza rogu i wzrokiem
szukając Naruto. Dostrzegłem ich dwójkę przy jakimś niedużym stoisku z
zabawkami. Znudzony Nara kiwała leniwie głową, natomiast blondyn zdawał się
bawić w najlepsze, chwytając każdy gadżet po kolei.
- Będziesz, prawda? –
zapytała niepewnie. Odwróciłem się w jej stronę i zamyśliłem na moment,
lustrując ją swoim spojrzeniem. Urodziny małego brzdąca? Zapewne będzie cała
drużyna dziesiąta, jak i również moja. Dodatkowo jak sądziłem, zjawi się Naruto
jako towarzysz Hinaty. Skrzywiłem się odrobinę na tę myśl, ale pokiwałem
twierdząco głową.
- A kto w ogóle
jeszcze będzie? – zapytałem. Zarumieniła się, spuszczając głowę. – Dobra, nie
odpowiadaj – uciąłem bardziej ostro niż planowałem. Ponownie wyjrzałem na
uliczkę, a widząc, że Naruto nieprędko zakończy swoją zabawę przy stoisku,
nieco spokojniejszy stanąłem naprzeciwko Hinaty. Oparłem się o kamienną ścianę
i odetchnąłem ciężko, patrząc na nią i wreszcie posyłając jej jeden z moich
najbardziej czarujących uśmiechów. Znów się zarumieniła, nerwowo zerkając w
bok. Wyciągnąłem ku niej ręce i nim zdążyła mi umknąć, pochwyciłem ją w swoje
ramiona, przyciągając bliżej siebie.
- Nawet nie
zainteresowałaś się, czy żyję przez te dwa dni – zarzuciłem z łobuzerskim
uśmiechem.
- Przestań! Co ty
robisz – fuknęła, wciąż z obawą odwracając wzrok w stronę uliczki.
- Nie stęskniłaś się?
– zapytałem, udając smutnego. Naburmuszyła się jeszcze bardziej, a jej twarz
przybrała bardziej różowy kolor. – Kiedy Naruto da ci trochę swobody? –
dodałem, znów się uśmiechając. Odwróciła głowę w moją stronę, niezbyt
zadowolona z sytuacji w jakiej ją stawiałem. Postarałem się spoważnieć. –
Chciałem z tobą pogadać.
- O czym? – Wyraźnie
się zmartwiła. Przygryzłem lekko dolną wargę.
- Zobaczysz. To kiedy?
– ponowiłem pytanie. Opuściła głowę, zamyślając się na chwilę. Była bardzo
blisko mnie i z tej odległości czułem niezwykle intensywny zapach jej włosów.
- Nie wiem. Dzisiaj,
albo jutro wieczorem? – Uniosła pytający wzrok. Kiwnąłem głową z obojętnością,
jednak mój uścisk zrobił się ciaśniejszy. – A teraz wypuść mnie. Muszę wracać –
zakomunikowała, na co ja uśmiechnąłem się szeroko.
- Wypuszczę cię, jak
zasłużysz – zaśmiałem się, stukając lekko nosem jej czoła. Przez chwilę
próbowała się wyrwać, ale coś nie bardzo się starała. Pośpiesznie wyjrzała zza
rogu, po czym przeniosła wzrok na mnie.
- Jesteś niemożliwy – powiedziała
ze złością. Mruknąłem tylko cicho, ocierając twarz o jej głowę i delektując się
tą cudowną wonią. – I śmierdzisz – dodała niespodziewanie na co ja parsknąłem
śmiechem.
- To zapach mężczyzny.
- Spoconego po
treningu – zauważyła inteligentnie. – Miałeś nie trenować – dodała
oskarżycielskim tonem.
- Nic z tych rzeczy.
Miałem się nie przemęczać – odparłem, wywracając demonstracyjnie oczami. Przez
minutę mierzyliśmy się na spojrzenia, aż w końcu to ja odpuściłem. – Dobra,
spadaj sobie do tego twojego promyczka – burknąłem, wypuszczając ją z objęć.
Uśmiechnęła się przyjaźnie, chwytając mnie za dłoń i ściskając ją
pokrzepiająco.
- To do zobaczenia –
powiedziała, a kiedy już odchodziła, nie puściłem jej dłoni tylko ścisnąłem
jeszcze mocniej i pociągnąłem w swoją stronę tak, że dziewczyna wpadła prosto
na mnie. Bez zbędnych ceregieli, objąłem ją mocno w talii, drugą dłonią
chwytając za tył głowy i składając na jej ustach tak namiętny pocałunek o jakim
długo nie zapomnij. Gdy oderwaliśmy się od siebie, z ledwością łapała oddech.
- Do zobaczenia –
mruknąłem jej w usta, z zawadiackim uśmiechem. Sekundę później pchnąłem jej
obficie zarumienioną i zszokowaną postać w kierunku wyjścia na uliczkę, sam
chcąc odczekać jeszcze jakiś czas w ukryciu.
Nie przyszła.
Ani tego samego dnia, ani następnego.
Skubana, najwyraźniej
z jakiegoś powodu mnie unikała! Ja zresztą też miałem swoją dumę. Miałem!
Naprawdę! Facet z honorem ze mnie! Tak, czy inaczej, obiecałem sobie, że nie
będę za nią latał, jak wygłodniały pies. Byłem pewien, że prędzej, czy później
to ona pęknie i zrobi pierwszy krok.
Nasze spotkanie
musiało więc poczekać do urodzin małego Sarutobi’ego. Byłem szczerze zaskoczony
faktem, że Kurenai zaprosiła tyle osób. Poza drużyną ósmą i dziesiątą, był oczywiście
Naruto, ale oprócz tego pojawiła się tam również Anko, a nawet sam Kakashi i
Genma. Ten ostatni najwyraźniej miał chrapkę na samotną mamuśkę, bo doskakiwał
do mojej mistrzyni na każde jej skinienie. Żałosny typek. Jak można tak się
płaszczyć przed kobietą… Ale co tam! Życzyłem jej jak najlepiej i musiałem
przyznać, że z Kurenai wciąż była niezła partia, więc dlaczego nie miałaby
sobie kogoś znaleźć? Życie układa się różnie i bywa czasem tak, że to nie z tą
wyśnioną miłością je spędzamy, a z kimś, po kim w ogóle nie spodziewaliśmy się
wcześniej żadnego głębszego uczucia. Może to trochę okrutne, może trochę
zabawne, ale właśnie tak jest. Nic nie można sobie zaplanować, bo życie jest
jednym, wielkim chamem i zawsze zrobi nam coś na przekór.
Siedząc na zbyt miękkiej kanapie,
posępnie spojrzałem na roześmianą twarz Hinaty. Stała razem z Ino i Kurenai,
dyskutując o jakiś babskich sprawach. Obstawiałem, że zachwycają się tym małym
bachorkiem, który już od jakiegoś czasu siedział obok mnie i co chwilę próbował
wdrapać mi się na głowę. Moja cierpliwość zaczynała już niebezpiecznie zbliżać
się do granic.
- Zapamiętaj młody,
kobiety to fałszywe stworzenia. Obiecują jedno, a potem robią co innego i
jeszcze powiedzą, że to twoja wina – mruknąłem, nie spuszczając wzroku z
granatowowłosej. Na domiar złego, podeszli do nich Naruto i Shikamaru. Nara
oczywiście z nijakim wyrazem twarzy, pewnie tylko czekał, kiedy będzie mu
wypadać pójść sobie do domu… Natomiast Naruto… Naruto był wkurzająco
zadowolony. Cały dzień z bananem na twarzy. Że też nie bolała go szczęka… W
dodatku, jak gdyby nigdy nic, obejmował sobie co jakiś czas Hinatę, jakby
znakował swoje terytorium. Poważnie, miałem wrażenie, że za chwilę ściągnie
spodnie i nasika wokół niej, żeby wszyscy wiedzieli, że jest jego.
A ona? Ona zachowywała
się, jakby jej to odpowiadało. Udawała szczęśliwą i zadowoloną. Śmiała się i
patrzyła na niego z… z NIBY czułością. Ale ja wiedziałem! W tej „czułości”
kryła się odraza. Wolała, żebym to ja stał tam obok niej i ją obejmował.
- Korzystanie z nieswoich rzeczy bez pozwolenia właściciela, jest równoznaczne z kradzieżą. –
Usłyszałem nagle ponury głos, przez który niemal dostałem zawału. Z ręką
przytwierdzoną do wyrywającego się z piersi serca, spojrzałem w bok.
- Kurde, Shino! Dawaj znać
jakoś o swojej obecność, a nie mnie straszysz.
- Siedziałem tu dłużej
od ciebie – odparł spokojnie. – Przyjaciele nie powinni być tak zaślepieni
własną osobą – dodał z wyraźnym wyrzutem. Wykrzywiłem usta z cichym jęknięciem.
Cichociemny drań. Robił to specjalnie. Zawsze musiał mnie jakoś wystraszyć. –
Poza tym… jestem ninją – odezwał się znów po chwili, usprawiedliwiając
wszystkie swoje wybryki.
- Dobra, dobra –
skwitowałem, nie mając ochoty na kontynuowanie tego tematu. Delikatnie
odepchnąłem od siebie Juniora, ponownie spoglądając na wesołą gromadkę, w
której była moja ukochana. – A tak w ogóle, pożyczanie to nie kradzież –
chciałem sparować jego poprzednie zdanie.
- Owszem, jeżeli nie
spytałeś o pozwolenie. – Był denerwująco pewny siebie. Przyjrzałem mu się
uważnie, zastanawiając się, czy ma na myśli coś konkretnego. Shino zawsze był
dziwny, ale wiedział denerwująco dużo. Zapewne poznawał wiele sekretów, bo
ludzie zwyczajnie nie zwracali uwagi na jego obecność.
Szybko więc cofnąłem
się w myślach, aby zanalizować różne miejsca, w których mógłby dostrzec mnie i
Hinatę. Nic konkretnego jednak nie przychodziło mi do głowy i miałem szczerą
nadzieję, że jego wypowiedź nie nawiązuje do towarzyszki z naszej drużyny.
- Jak zwykle nie
wiadomo o co ci chodzi – burknąłem, coraz bardziej nerwowo odganiając od siebie
malca. Ten wypierdek jednak się uparł! Koniecznie musiał wleźć mi na głowę!
- Jeśli mnie nie
rozumiesz, to jak zwykle zignoruj, ale jeżeli wiesz co mam na myśli, to zakończ
to zanim zostaniesz z niczym i skrzywdzisz więcej osób. – Byłem w szoku. Czułem
jak jeżą mi się włosy na karku. Shino jeszcze nigdy nie powiedział mi niczego,
można rzec tajnego, tak dosadnie. Nie miałem wątpliwości, o co mu chodzi i
bałem się dalej myśleć skąd tyle wie.
Odwróciłem więc czym
prędzej wzrok, prychając cicho i uśmiechając się kpiąco.
- Pleciesz trzy po
trzy.
- Bylebyś mógł potem
spojrzeć w lustro – odpowiedział. Co za wkurzający gbur!
Impreza, o ile można to tak nazwać,
zaczęła zbliżać się ku końcowi. Shikamaru pod pretekstem ważnego raportu,
ulotnił się wcześniej, a za nim poszedł Chouji. Kakashi i Anko również długo
nie zabawili. Shino nie wiem kiedy poszedł. Mały Asuna- bo takie wymyślne imię
nosił Junior- spał teraz w swoim pokoju. Najwyraźniej zmęczyły go ciężki
wspinaczki na moją głowę.
Kurenai i Genma
zmywali w kuchni, natomiast my we czwórkę, siedzieliśmy nadal w salonie. Hinata
czuła na sobie moje ciężkie spojrzenie, bo skrupulatnie starała się cały czas
patrzeć w innym kierunku. Ja jednak nie miałem zamiaru odpuszczać. Musiałem
przecież z nią pogadać. Jej zachowanie nie było normalne. Chciałem wiedzieć na
czym stoję.
W końcu jednak wpadłem
na genialny plan! Zawołałem na bok Ino i najzwyczajniej w świecie poprosiłem
ją, aby jakoś uwolniła Hinatę od Naruto. Oczywiście Yamanaka nie należała do
osób, które robią coś dla innych, nie poznawszy wcześniej szczegółów każdego
planu. Przedstawiłem więc całą sprawę tak, by wyszło na to, że chciałbym po
prostu wypytać Hinatę o jej związek z Uzumaki’m, a później wszystkie informację
chętnie przekażę blondynce. Moja przyjaciółka z drużyny nie zwierzała się
każdemu, a wśród znajomych miałem opinię jej najlepszego spowiednika, więc… Ino
głodna tak banalnych rzeczy, jak szczegóły związku kogoś innego niż ona sama,
łyknęła wszystkie moje kłamstwa. Nawet byłem trochę rozczarowany tym, że tak
łatwo mi uwierzyła. Czy ona naprawdę myślała, że facet wziąłby swoją koleżankę
na ploteczki o innym facecie?
W każdym razie, jak
tylko opuściliśmy dom Kurenai, Ino „przypomniała sobie”, że Sakura kazała im
pójść do Siedziby Hokage i dokończyć bardzo ważną sprawę. Naruto brał sobie
bardzo do serca wszystko, co zbliżyłoby go do stanowiska Lidera Wioski, więc
nawet nie oponował. Przeprosił Hinatę, pożegnał się z nią i razem z Ino, która
po prostu nie mogła powstrzymać się przed puszczeniem do mnie oczka, oddalili
się.
Jak tylko zostaliśmy
sami, spojrzałem kątem oka na dziewczynę. Nie patrzyła na mnie, ale przed
siebie. Trochę minęło, zanim dwójka naszych przyjaciół, zniknęła nam całkiem z
oczu.
- Chciałeś
porozmawiać, Kiba – odezwała się niespodziewanie. Jej głos podziałał na mnie
jak porażenie prądem.
- Przejdźmy się –
zaproponowałem dziwnie niepewnym głosem. Nagle zrodziło się między nami jakieś
napięcie. Nie te dobre. Coś zupełnie przeciwnego. Jakby wyrosła wielka ściana i
odgrodziła nas od siebie.
Szliśmy więc w milczeniu,
aż dotarliśmy do miejsca mniej uczęszczanego przez ludzi. To był park. O tej
porze zwykle wałęsało się tędy sporo par, teraz jednak o dziwo nie było tu
prawie nikogo. Prawie, bo po drodze mignął mi znany w Konoha, bezdomny
pijaczek, który komplementował zawsze wszystkie mijające go niewiasty.
Zatrzymaliśmy się przy jednaj z
ławek, naprzeciwko której znajdował się nieduży staw, w którym pływały kaczki.
Hinata usiadł, natomiast ja jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w gładką taflę
wody.
- Dlaczego mnie
unikasz? – zapytałem bez ogródek. Nie patrzyłem na nią, ale czułem w kościach,
że się cała spięła. Jej oddech był trochę inny.
- Nie… nie wiem –
odparła cicho i z pokorą, jakby przyznawała się do winy.
- A może to dlatego,
że sytuacja cię przerosła i próbujesz udawać, że nic się nie stało? –
zaproponowałem bardziej złośliwie, niż planowałem.
- Może – przyznała, a
ja odwróciłem się szybko w jej stronę. Siedziała skulona, zgarbiona z
opuszczoną głową i splecionymi na kolanach dłońmi. – Tak chyba byłoby lepiej –
dodała. Nie chciałem tego słuchać. Pieprzyła bzdury.
Przykucnąłem przed
nią, opierając ręce na ławce po jej obu bokach.
- Wcale tak nie
myślisz – powiedziałem.
- Właśnie, że tak
myślę! – wykrzyknęła, szokując mnie doszczętnie.
- Chciałabyś –
mruknąłem znów po krótkiej chwili ciszy. Odwróciła głowę w bok, starając się na
mnie nie patrzeć. Musiałem więc chwycić ją za podbródek i pewnie skierować jej
twarz w moim kierunku. – Chciałabyś, ale nie jesteś w stanie tak po prostu nas
skreślić, prawda? – wyznałem pewnie. – PRAWDA? – powtórzyłem z większym
naciskiem, mocniej ściskając palce na jej cerze. Skrzywiła się, a jej oczy
zrobiły się szkliste. Przymknęła powieki, nabierając sporo powietrza przez nos.
- Tylko skrzywdzimy się
niepotrzebnie – dodała w końcu. Zacisnąłem mocniej szczęki. – Cała nasza trójka
będzie cierpieć prędzej czy później. Czuję to.
- Nie możesz być tego
pewna – obstawiałem przy swoim. Jak dla mnie, Naruto wcale nie musiał się
dowiedzieć o czymkolwiek. – A nawet jeśli, jestem gotowy zaryzykować.
- A ja nie…
- Więc chcesz
powiedzieć, że wybierasz tylko moje cierpienie?! – zgromiłem ją surowym tonem.
Cholera, naprawdę nie chciałem tego mówić. To nawet dla mnie brzmiało jak
szantaż. Tak jednak właśnie czułem. Stale wybierała jego zamiast mnie.
Co mnie zaskoczyło, to
fakt, że Hinata się tym zbytnio nie przejęła. Spojrzała na mnie smutnym
wzrokiem i powoli, delikatnie przystawiła swoją dłoń do mojego policzka.
Uśmiechnęła się przy tym nikle.
- Oboje byśmy
cierpieli. – Jej cichy głos, wyjątkowo drażnił moje uszy. – Ale myślę, że to
jeszcze będzie znośne, a z czasem ból zmaleje, albo zupełnie zniknie – dodała.
- Zmaleje? –
powtórzyłem głucho. – Zniknie? – Spojrzałem na nią ze złością. – Więc nie masz
bladego pojęcia, co tak naprawdę do ciebie czuję – zarzuciłem jej z
nieukrywanym rozczarowaniem. Jej usta zadrżały. Zaskoczyłem ją, bo znów okazało
się, że mam rację.
Zacisnąłem mocniej
pięści i przygryzłem dolną wargę, z naburmuszoną miną rozglądając się na bok.
Ścieżki parku aktualnie świeciły pustkami. W tle słychać było jedynie,
nieznośne ćwierkanie ptaszków.
- Kiba…
- Chyba się nie
zrozumieliśmy – przerwałem jej i ponownie spojrzałem prosto w oczy. – Nie
możesz skreślić tego, co nas łączy. To uczucie jest zbyt silne.
- Kiba… proszę…-
szepnęła cichutko, drżącym głosem. Złapałem pośpiesznie jej chłodne dłonie,
którymi nerwowo poruszała.
- Prosisz mnie, bym
przestał cię kochać? – również szepnąłem, opierając się teraz brodą o jej
kolana i starając się uchwycić jej spojrzenie. Udało się, a smutek jaki
dostrzegłem w jej oczach, łamał mi serce. Kiwnęła twierdząco głową,
przygryzając dolną wargę. – No to mi przykro – odparłem, po czym jakby na
potwierdzenie, że jest to niemożliwe, ucałowałem jej dłonie.
- Kocham Naruto –
powiedziała słowa, które przeszyły moją klatkę piersiową, niczym najostrzejszy
harpun.
- Nie wierzę –
skłamałem, chociaż naprawdę chciałem tak czuć.
- No to mi przykro –
ściągnęła moją wcześniejszą wypowiedź, odwracając głowę w bok. Wkurzyłem się.
Bardzo nie podobał mi się przebieg tej rozmowy.
- Nie poddam się –
ostrzegłem, po czym uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie jej zasadę,
którą jak na ironię, ściągnęła od Naruto. – Nigdy nie cofam swoich słów.
Tak jak myślałem, jej
wzrok poszybował na mnie z prędkością światła. Nie była jednak zaskoczona.
Wydawała się być raczej złą, czy nawet urażoną.
- Dlaczego chcesz nas
wpędzać w kłopoty? Nie jest jeszcze za późno, żeby się ze wszystkiego wycofać.
- Dla mnie nasza cicha
miłość nie jest żadnym kłopotem.
- Ale dla mnie jest! –
wykrzyknęła nerwowo. Otworzyłem szeroko oczy, ponownie będąc zaskoczonym. Ta
cała napięta sytuacja, najwyraźniej budziła jej skrywane wnętrze.
- Słuchaj… - zacząłem
po chwili ciszy, coraz bardziej podirytowany tą całą rozmową. Ściągnąłem brwi i
ścisnąłem mocniej jej dłonie. – Ja jestem gotowy zrezygnować ze swojego kumpla
dla ciebie. Mam go gdzieś. Dla mnie liczysz się tylko ty, dawno już to
zrozumiałem. Nie mów więc mi, że mam po prostu rezygnować, bo tak się nie
stanie. Jeżeli ty wciąż nie jesteś pewna własnych uczuć, pomogę ci się w nich
odnaleźć, czy tego chcesz, czy nie – zakomunikowałem z pewnością siebie.
Hinata nic nie
odpowiedziała. Westchnęła głośno, a po trzech minutach i dwudziestu siedmiu
sekundach, podniosła się z miejsca, wyswobadzając się tym samym z mojego
uścisku. Odeszła kilka kroków w bok, a ja w milczeniu i skupieniu, obserwowałem
jej poczynania.
- Jestem już pewna –
wyznała, na co ja szybko również wstałem. Nie podszedłem jednak do niej.
- Kłamiesz – rzuciłem
oskarżycielsko, marząc brwi. Odchyliła głowę w bok, zerkając na mnie przez
ramię. Uśmiechała się nikle.
- Tak będzie lepiej.
Spróbujmy zapomnieć o nas.
- Ja nie chcę próbować
– powiedziałem pośpiesznie.
- Spróbuj – uparła
się, po czym pobiegła. Tak po prostu, niczym w jakimś melodramacie. Zostawiła
samotnego faceta w parku i sobie uciekła. Brakowało tu tylko deszczu, w którym
mogłaby mnie podrzucić. Chociaż… miałem wrażenie, że w moim wnętrzu szaleje
istna ulewa. Deszcz smutku i rozpaczy, spływał właśnie w każdym zakamarku
mojego ciała.
Nie poddam się,
obiecałem sobie w myślach. Będę walczył i ją zdobędę!
Mimo tak motywujących
myśli, czułem jednak potworny uścisk w klatce piersiowej. Serce kołatało mi tak
szybko, jakby chciało wyrwać się z tego żałosnego ciała. W uszach mi dzwoniło,
a odór bezdomnego żulka nasilił się jeszcze bardziej.
Najchętniej upadłbym
na kolana i zaczął wyć do pełni księżyca. Był jednak nadal dzień. Nic mi nie
wychodziło!
Mając więc w głowie
totalną pustkę, przysiadłem na ławce i siedziałem na niej bardzo długo.
„Dwie postacie, stojąca naprzeciwko
siebie niczym lustrzane odbicia. On i ja. Dwie tak różne osoby, a jednak w tym
momencie zdawaliśmy się być niemal jednym.
Inne cele w życiu? Inne
pragnienia? Czy naprawdę mieliśmy tyle wspólnego? Tak wiele, że można by
pokochać nas obu taką samą miłością?
On jednak świecił
jaśniej. Jego blask się rozprzestrzeniał, podczas gdy moje mdłe światło
zaczynało gasnąć.
To on był słońcem,
które tak rozświetlało jej księżycowe oczy. Kim więc ja byłem w tym trójkącie
miłości? Wilkiem, który mógł jedynie zawyć w swoim bólu.
Stojąc przede mną,
patrzył na mnie i… uśmiechał się. Jego uniesione ku górze kąciki ust, drażniły
mnie nie miłosiernie. Nie dlatego, że ze mnie kpił. Wcale się nie wywyższał.
Nie było również w tym uśmiechu współczucia. On… on uśmiechał się do mnie tak
zwyczajnie. Tak jakby po prostu mój widok go radował. Cieszył się, że patrzy na
przyjaciela, bo… bo wciąż byliśmy przyjaciółmi. Mogliśmy nimi pozostać na
zawsze.
Moje usta zadrżały,
kiedy mimowolnie próbowałem odwzajemnić gest. Byłem ważny dla przyjaciela i on
również nie był mi obojętny.
Wtedy nagle przechylił
głowę, zerkając gdzieś w bok. Podążyłem za jego spojrzeniem i ujrzałem ją. Stała
w ciemności, z ciepłym uśmiechem wpatrując się w jego błękitne, radosne oczy.
Poczułem ból w sercu i
nawet nie wiem kiedy, zrobiłem krok w jej kierunku. To było silniejsze ode
mnie. Moje ciało działało jak automat, nie miałem na nic wpływu.
Jasna aura, otaczająca
mojego przyjaciela zaczęła się rozmywać, a wkoło robiło się coraz ciemniej. Im
bliżej byłem miłości mojego życia, tym mrok panujący między nami począł się
poszerzać. Po kilku krokach, znów zerknąłem na mojego przyjaciela. Nie
uśmiechał się. Jego twarz zaszedł cień i spoglądał teraz na mnie ponurym
wzrokiem. Byłem winny, mówił do mnie samym wyrazem twarzy. To ja gasiłem tę
świetlistą i radosną więź, jaka nas łączyła.
Moje nogi jednak stale
parły na przód. Coraz ciemniej, a ja nie zwolniłem ani na moment. Kiedy
dotarłem do dziewczyny, obejrzałem się za siebie, by ponownie ujrzeć mojego
przyjaciela. Była jednak tylko czerń, ani śladu światła. Byłem winny,
wiedziałem to. Dokonałem wyboru i straciłem coś pięknego. Moja decyzja była
jednak słuszna. Myślałem o tym, gdy powoli odwracałem głowę w stronę mojej
miłości. Trzeba coś utracić, aby coś innego mogło… i stało się. Nie było jej,
ona również zniknęła. Zostałem sam. Sam w tej otaczającej mnie, bezkresnej
ciemności.”
Zerwałem się do siadu, zalany zimnym
potem. Poderwałem się tak szybko, że omal nie zleciałem z łóżka. Z trudem
łapałem oddech.
Co to było, u diabła?!
Niby takie nic, ale… cholera! Konkretnie mnie powaliło, skoro tak żałośnie zaczynają
wyglądać moje koszmary. To był tylko durny, irracjonalny sen. Nic takiego nie
ma prawa się zdarzyć.
Nerwowo rozejrzałem się po pokoju.
Moja sypialnia.
Przez okno zauważyłem, że musi być późna noc. Nawet nie pamiętałem, jak doczłapałem się do domu. Musiałem iść tu w totalnym amoku, skoro nic nie potrafiłem sobie przypomnieć.
Moja sypialnia.
Przez okno zauważyłem, że musi być późna noc. Nawet nie pamiętałem, jak doczłapałem się do domu. Musiałem iść tu w totalnym amoku, skoro nic nie potrafiłem sobie przypomnieć.
Hinata porzuciła mnie
w parku, jak jakiegoś niechcianego kundla i zostałem sam, skazany na pastwę
swoich nienormalnych myśli. Sam… nie, nie, nie! Nigdy nie zostanę sam! Czy ona
naprawdę myśli, że ja tak po prostu dam jej spokój?! Że niby zapomnę?! Gówno
prawda! Nie da się, po prostu się nie da. Mam gdzieś Naruto i jego pieprzoną przyjaźń,
jeśli mam za to płacić tak wysoką cenę. Wybieram Hinatę i nie obchodzi mnie, co
ona na to!
Zdenerwowany chaotycznymi myślami,
skopałem z siebie kołdrę i szybko wstałem z łóżka. Pech chciał, że zaplątałem
się o te cholerne przykrycie i poleciałem do przodu, przy okazji uderzając
biodrem o róg łóżka. Zawyłem skołowany, siarczyście klnąc pod nosem.
- Zostaw mnie, Akamaru
– warknąłem, kiedy mój wierny przyjaciel, ten prawdziwy, a nie jakiś frajer,
który zabierał mi dziewczynę… kiedy mój przyjaciel, Akamaru, zaczął troskliwie
mnie obwąchiwać.
Odepchnąłem lekko jego
pysk, szybko podnosząc się z ziemi. Przeszedłem przez salon, od razu kierując
się w stronę kuchni. Otworzyłem jedną z szafek, w poszukiwaniu śmiesznych
buteleczek z moimi lekarstwami. Sam do końca nie wiedziałem, dlaczego właśnie
po nie wyruszyłem, ale może… może one jakoś mi ulżą. Chciałem chyba myśleć, że
mój dygocący stan, moje nerwowe bicie serca, mój ból… że to wszystko jest
skutkiem jakiegoś przewlekłego wirusa, który nadal trapił moje ciało. Dopiero
po dobrej minucie przeklinania i szukania dostrzegłem, że zaginiona buteleczka
stoi sobie na zewnątrz, obok zlewu. Zatrzasnąłem więc nerwowo drzwi szafki,
wyzywając buteleczkę od najgorszych. Brutalnie chwyciłem ją w swoje szpony i
uprzednio otwierając, upiłem spory łyk. Grymas wykrzywił moją twarz, kiedy
poczułem gorzki smak specyfiku. Sakura nic nie myślała o moich kubkach
smakowych, kiedy przygotowywała tę magiczną miksturę.
Powoli zaczynałem się uspokajać. Nie
wiem, czy to dzięki lekowi od Sakury, czy może po prostu, zwyczajnie ochłonąłem,
wypijając przy okazji pół litra wody mineralnej. W każdym razie, byłem już
spokojny i mogłem trzeźwo myśleć.
Usiadłem na kanapie w
salonie i mętnym wzrokiem wpatrywałem się w ciemność za oknem. Akamaru wskoczył
na mebel, zajmując miejsce obok mnie i układając swoją głowę na moich kolanach.
Pogłaskałem go za uchem, wzdychając ciężko.
Podsumowując… Hinata
chce mnie rzucić dla tego matołka. Woli jego ode mnie. Nie interesuje ją, że to
ja będę cierpiał. Nie wie jednak, że się myli. Po pierwsze, to mnie kocha
naprawdę. Miłość do Naruto jest tylko jej urojeniem, które wpoiła sobie,
podziwiając go przez tyle lat. To tylko kwestia przyzwyczajenia. Mnie przez
cały ten czas uważała za przyjaciela. Nie widziała we mnie kandydata na swojego
partnera, podczas gdy do Naruto wzdychała z zamiłowaniem. Życia jednak nie da
się zaplanować i to dotyczy również jej. Nie przewidziała tego, że spojrzy na
mnie inaczej i to ją tak przeraziło. Boi się zaryzykować, boi się czegoś, o
czym wcześniej nie myślała. Czegoś, co nie było w jej planach.
Ja jednak nie
zamierzam się poddać. Mogę chyba nawet otwarcie przed sobą przyznać, że skoro
tak stawia sprawę, to cichy romans przestaje mi wystarczyć. Nie zamierzam
dłużej uciszać naszej miłości. Na przeszkodzie stoi mi jedynie Naruto, a jak to
się mówi: W miłości i na wojnie, wszystkie chwyty dozwolone.
Nagle poczułem coś wilgotnego pod
moim nosem. Uniosłem rękę, a kiedy przyłożyłem ją do twarzy, znów zobaczyłem
krew. Wywróciłem oczami, wkurzony na tak przyziemne sprawy i szybko skoczyłem
do łazienki, aby jakoś zatamować krwotok.
Po jakiś trzydziestu
minutach, walnąłem się z powrotem na łóżko, cały czas przykładając sobie do
nosa ręcznik. Był już cały w palmach, a krew nie chciała przestać lecieć.
- Może mam anemie po
tej całej chorobie? – mruknąłem w stronę Akamaru, gdy ten zajął miejsce przy
moim boku. Kochana psinka. On jeden zawsze chętnie spał ze mną.
Zamknąłem oczy,
czujące lekkie zawroty w głowie.
Nie miałem teraz
czasu, aby znów chorować. Musiałem przecież walczyć! Sam nie wiem dlaczego, ale
czułem, że muszę działać szybko. Naprawdę nie chciałem jej tracić, a przyjaźń z
nią… Tak, myślałem, że wciąż można nazwać to przyjaźnią, ale nie! Cholera, to
co do niej czułem nie umywało się do przyjaźni! I rosło z każdym dniem, z
każdym jej widokiem z każdą tęsknotą. Nie, chyba nie potrafiłbym być znów jej
przyjacielem. Wiedziałem więc, że jeżeli jej nie odzyskam, to stracę ją
zupełnie. Nie będę miał dość siły by spoglądać biernie na nią i tego kmiotka.
Żałosne. Ta miłość uczyniła mnie naprawdę słabym, podczas gdy myślałem, że
dodaje mi sił.
Leżące tak bezradnie,
bez krzty siły, z zawrotami głowy, nieustannym krwotokiem i tymi wszystkimi,
denerwującymi myślami… Nie! Póki starczy mi sił! Zdecydowanie ją odzyskam!
Uśmiechnąłem się
chytrze, widząc na ciemnym suficie swoje wizje na najbliższą przyszłość.
- Nigdy nie cofam
swoich słów – szepnąłem. – Muszę tylko pozbyć się Naruto – dodałem, czując
nagle, jakie to wszystko przy odpowiednim podejściu może być proste.
*************************
Tak, rozdział krótszy niż zwykle i pod dłuższej przerwie, ale tym razem jest mniej dialogów ^^"
Dostałam małego powera, widząc, że mam nowego czytelnika. Widzicie, jak mi niewiele do szczęścia potrzeba? No i nie mogłam zakończyć tego rozdziału inaczej, bo wiem już dokładnie, jak rozpocznie się kolejny ;p
Poza tym...
Poza tym, od pewnego czasu moja ilość wolnego czasu zmalała diametralnie (praca codziennie od rana do wieczora + jazdy + weekendowa szkoła), więc ciężko mi powiedzieć, kiedy pojawi się nowy rozdział. Motywujące jest jednak posiadanie czytelników xD Nigdy nie wierzyłam, że mogę mieć jakiegoś cichego czytelnika, który czyta i nie komentuje, więc jeżeli takowy się jednak znajdzie, to byłabym wdzięczna chociaż za uśmiech w komentarzu.
To chyba tyle. Mam nadzieję, że wybaczycie mi długość rozdziału. Następnym razem postaram się bardziej! ;*
TU BĘDZIE KOMENTARZ! Przeczytałam pół rozdziału i wybacz, ale miałam męczący dzień i nie dałam rady doczytać :(
OdpowiedzUsuńBuziaki ♥
Błędy:
Usuńnie swoich rzeczy - nieswoich rzeczy
nie miłosiernie - niemiłosiernie
Tylko skrzywdźmy się niepotrzebnie - ??????
+czasami nadużywasz słówka "jednak" :)
A z tych przyjemnych rzeczy: JAK JA SIĘ STĘSKNIŁAM ZA CZYMŚ TWOIM! Ostatnio coś robisz takie długie przerwy jak ja, a to wcale nie jest fajne (teraz już wiem, jak się czujecie, jak miesiącami nic nie dodaję na TL T^T). No i rzeczywiście coś krótko było, ale to akurat mogę ci wybaczyć - nie każdy rozdział musi powalać swoją długością :)
Już na początku chcę napisać, że to krwawienie z nosa podejrzanie mi wygląda. Coś nie chce mi się wierzyć, że tak tylko od osłabienia go bierze, w końcu to je ninja! Mają silniejsze organizmy niż my - ludzie zwykli. Ale póki co nic nie gadam, bo może się okazać, że to serio tylko głupie osłabienie :p
Nie wiem jaki mieć stosunek do Hinaty :/ Bo z jednej strony ją rozumiem, w końcu nie chce sobie bardziej kombinować życia i wgl, zrozumiała że z takiej cichej miłości (jak Kiba fajnie zaznaczył tytuł bloga :3) nic dobrego nie wyjdzie poza czyjąś krzywdą. I teraz znalazła się między prawdziwym młotem a kowadłem. Z jednej strony ma przyjaciela, do którego mówi że nic nie czuje, a którego straci jeśli zerwie ich schadzki. A z drugiej ma faceta, za którym się ugania przez całe życie. W sumie ciężko się połapać, co ona wgl czuje, bo nam zamieszałaś tym rozdziałem. Jak w zeszłym jeszcze byłam przekonana, że kocha Kibę i szczerze im kibicowałam, tak teraz kiedy powiedziała, ze kocha Naruto, to uważam zachowanie Kiby za pazerne i chamskie, i nie chcę żeby dręczył Hinatkę :/ Dupaaa, serio nie wiem co myśleć :(
Rozwalił mnie Shino xd to jest taka postać, o której SERIO się zapomina dopóty, dopóki czegoś nie odwali. Masakra jak go Kisiel stworzył, bo naprawdę w mojej głowie on prawie nie istnieje, aż tu nagle tak BAM! i sobie przypominam, że serio jednak był w tym anime xd dziwny ._. Ale to jak pouczył Kibę mi się podobało :) Ale to człowiek zagadka - wszystko wie, ale nikt nie wie skąd. W sumie to Kiba ma rację, że pewnie tyle wie, bo nikt go nie zauważa, hah.
"Nic nie można sobie zaplanować, bo życie jest jednym, wielkim chamem i zawsze zrobi nam coś na przekór." - a z tym się zgadzam w 100%
Pozdrawiam, WENY i buziaki ♥
Wiesz, że ja w sumie też mam mieszane uczucia zarówno do Kiby jak i Hinaty :) Wkurza mnie postawa Kiby, taki egoista trochę wychodzi. Z drugiej strony Hinata też nie wypada za dobrze w tym świetle. W końcu to ona zdradza Naruto. No i właśnie, Naruto... jedyny o czystym sumieniu. Sama nie wiem, co się dokładnie wydarzy. W sumie to nawet mam dwie wersji zakończenia, więc wszystko jest możliwe, w zależności od tego, w jakich humorach będę pisała decydujące rozdziały ;D
UsuńDzięki za komentarz, kochana ;**
A my to nie czytelnicy, czy co?!:d Komentarz zostawię jutro, bo... jestem u dziadków -,-'
OdpowiedzUsuńJak to nie czytelnicy?! Wy te najwierniejsze, które były niemal od początku i wytrwały tyle lat ;* Czekam więc... xD
UsuńKurczeee ...
OdpowiedzUsuńCzytam twój blog tak naprawdę od czasu, jak był pierwszy rozdział. I na początku ta historia nie przypadła mi zbytnio do gustu. Ale teraz strasznie kibicuję Kibie!
Biedny Kiba. Wydaje się, że on naprawdę kocha Hinatę, a ona tak go rani. I jeszcze nie przyszła do niego, a obiecała. A po tym ich "zerwaniu" jestem ciekawa co wymyśli. I ten Shino. Pojawia się znikąd, gada nie do końca zrozumiale i, nie wiadomo kiedy, znika.
Ino jest jakaś tępa.
Shikamaru taki jak zawsze, leń.
Naruto to chyba można wszystko wmówić.
Bardziej jestem za parą NaruHina, ale u ciebie po prostu nie mogę się pogodzić, że są razem. Nie pasują mi do siebie. Oby Hinata się opamiętała, zerwała z Naruto i była z Kibą.
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ^^
Kurczę, jak miło widzieć tu nową osobę xD Serio, naprawdę mnie to buduje. Bardzo się cieszę, że czytasz od początku i zmieniasz zdanie odnośnie całej historii :)
UsuńDla mnie osobiście, NaruHina jest oczywistością, ale fajnie właśnie popisać, czy poczytać historię typu "co by było gdyby".
Super, że kibicujesz tu Kibie. Mam nadzieję, że nikogo do niego nie zrażę, a wręcz przeciwnie. Chciałabym, aby więcej osób dostrzegło tego zajebiste typka, tak pominiętego w oryginale xD
Bardzo więc dziękuję Ci za komentarz. Cieszę się, że jesteś i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę!
Pozdrawiam!
Cieszę się, że się cieszysz ^^
UsuńWedług mnie Kiba jest jedną z najfajniejszych postaci. I za mało go, naprawdę :/
Kiba w twojej wersji jest świetny, jeden z dwóch Kibów z blogów, jakich w 100% lubię. Nawet jak planuje zniszczyć NaruHina to nie mogę przestać go lubić, mimo że na innych blogach z tego faktu Kiby nie cierpię. To o czymś świadczy ^^
Matko! Ten rozdział rozłożył mnie na łopatki! Serio! Ja nie wiem ile razy będę zmuszona ci o tym mówić i mówić i mówić, ale może chociaż zamiast znudzenia, będziesz czerpała z tego trochę przyjemności, ale... Jesteś zawodowym Kibą! Z rozdziału na rozdział idzie ci to naprawdę coraz lepiej. Zawsze obawiałam się, że zrobisz na silence drugiego KIbę z Itami, a przyznasz sama, że tamten jest troszeczkę zniewieściały - ale nie ma w tym oczywiście nic złego! - ale tutaj... no kurczę, te teksty, te opisy powplatane z jego myślami! Na poparcie... dam ci coś, co rozwaliło mnie na kawałeczki. Musiałam to sobie przeczytać trzy razy i szczerze... zaśmiałam się. xD
OdpowiedzUsuń"Poważnie, miałem wrażenie, że za chwilę ściągnie spodnie i nasika wokół niej, żeby wszyscy wiedzieli, że jest jego." No kurde! Wszystkie jego teksty są takie męskie, proste, jasne i... idealnie dla Kiby, którego żywiołem bądź co bądź są... psy. Jestem pełna zachwytu. Oczywiście takich zdań i słówek było więcej, więc jak będziesz miała ochotę to znajdę czas i powypisuje ci co nie co, ale to stanie powyżej... przeszłaś samą siebie i mimo że jesteś kobietą, to tak pięknie oddajesz męską maturę, że... muszę stwierdzić, że jesteś NAPRAWDĘ genialną pisarką i nie tylko jeśli chodzi o styl, akcje, wymyślane historii i bohaterów. SZACUN!
Ogółem... cała kreacja Kiby w tym rozdziale... jak taki zbity pies na tej sofie. Umiałam sobie to doskonale wyobrazić! Siedział naburmuszony, wstrętny bachor powoli wyprowadzał go z równowagi, a on patrzył z iskrami w stronę Hinaty i jeszcze jej pociskał! Haha ;d Biedny, nieszczęśliwy Kiba. xD A potem ta zawiść w kierunku Naruto. Cała ta scena! No po prostu mistrz tego rozdziału. No weź sobie to wyobraź! No wiem, że to głupie pisać ci coś takiego, ale weź sobie to wyobraź jeszcze raz! Razem ze mną! Jestem taka podekscytowana tą sceną. xD Siedzi, patrzy, marudzi i narzeka, a zaraz... SHINO! NO tak jak on mi zawsze był obojętny, tak teraz go ubóstwiam. Pierwsze zdanie które powiedział: "
Korzystanie z nieswoich rzeczy bez pozwolenia właściciela, jest równoznaczne z kradzieżą." Było takiego podobne do niego! Genialne! I ta rakcja Kiby! Że go wcale nie widział, a przecież on siedział obok! HAHAHAHA NO MANGA ŻYWCEM WYCIĘTA Z GŁOWY KISIELA! Jakbyś mi tą scene narysowała w postaci komiksu to kochałabym cię jak nie wiem co i kogo! ;D Ale wiem, że ty zarobione dziewcze jesteś, ale wiedz... bardzo chciałabym to zobaczyć xD Cała rozmowa z Shino to mistrz. I to, jak Kiba w ostatecznym rozrachunku go olał i tyle. xD Potem moment zerwania! Ja w tym wypadku własnie rozumiem Hinatę... Ona po prostu ma za dobre
serce na takie numery. Powiedziała to wszystko Kibie, aby odpuścił, aby nie cierpiał dalej i mocniej, aby nie ranić Naruto. Ona nie przejmuje się tym, że to ONA BĘDZIE CIERPIEĆ, ale martwi się przedewszystkim o nich i dziewczyna ma racje... bo to rozwiązanie DLA NICH jest najlepsze. No oczywiście też popieram Kibe. Niech walczy! Niech się stara! I kolejna scena mistrz... jak na końcu wkurzony skopał kołdre ze złości i wyzywał wszystko w myślach, że co to! przeciez on nie jest żadnych frajerem którego się zostawia! CO TO-TO NIE! Przecież... jak to zauważył na początku rozdziału... jest doskonały. xd
OdpowiedzUsuńMartwią mnie jedynie te krwotoki z nosa i to, że ewidentnie Sakura w przyszłości będze miała pełne ręce roboty z Kibusiem, który nie korzysta z jej zaleceń i uwag. Ale cóż się dziwić?;D Toż to nie jest pokorny chłopaczyna.
A i jedna uwaga, ale sama do końca nie jestem pewna, bo przecież polonistką nie jestem, ale chyba pisze się "chyli się ku końcowi" albo "zbliża się do końca" a nie "zbliża się ku końcowi" i chyba po prostu ci się pomyliło i pomieszałaś te oba razem, ale to tylko taki szczegół i mogę się mylić, no ale tak mi się wydaje. xD
No i... teraz oczywiście czekam na itami! chociaż czuję, że akcja na silence rusza pełną parą. Kiba w roli czarnej zmory rodziny Uzumakich?:D To może być i śmieszne i tragiczne zarazem. xD Jakbyś miała ochotę powymyślać scenki to ja mam wene. xD I do konca tygodnia nocami jestem dostępna. ;D No, a teraz kończę, ale wiedz... JESTEM PRZESZCZĘŚLIWA, że dodałaś ten rozdział,
Zniewieściały Kiba xD Fakt, Itami trochę go tam utemperowała swoim charakterkiem, a przy takiej skromnej Hinacie, to może się chłopaczyna popisywać i szpanować byle czym xD
UsuńCo do Hinaty... no ma dobre serducho, ale znalazła sie w takiej chu... nieciekawej sytuacji. Serio, ja osobiście nie widzę dobrego wyjścia. Bez względu na to, co postanowi, ktoś ucierpi.
Ach, no i pochlebiasz mi i to bardzo tymi komplementami ;* Ja ciągle mam wrażenie, że zbyt często brakuje mi słów i wychodzi trochę dziecinnie ^^" Chociaż z wcielania się w rolę Kiby jestem jak na razie zadowolona (te Wasze zachwalanie tak mnie podbudowało xD)
No i koniecznie musimy się spiknąć na gg i będziesz mi mówiła, co Ci się podobało i jakie masz wizje i pomysły xD W piątek, albo sobotę...
Co do Shino... aż narobiłaś mi ochoty, żeby to narysować xD Raz już tak mnie pokusiłaś na ten obrazek z Itami, Yuji'm i Tią, więc może w wersji mangowej też spróbuję taką scenkę z Kibą i zShino zrobić ;))
Dziękuję Ci bardzo za dłuuugi komentarz, moje ty bejbe! ;**
Kocham <3
OdpowiedzUsuńKocham to, że kochasz <3
UsuńNie! Nie zgadzam się! xd (miło zaczęty komentarz :3) Nie mogę uwierzyć w zachowanie Hinaty. Przecież ostatnio było to samo. Mówiła mu, że lepiej będzie, jeżeli dadzą sobie spokój, zapomną o sobie. I co zrobiła? Wróciła do niego. A teraz robi znowu to samo? -,- I znowu szkoda mi Kiby, a z drugiej strony Naruto też szkoda. Kurczę, kibicuję Kibie, ale mam też małe wtrzuty sumienia w stosunku do Uzumakiego.
OdpowiedzUsuńI jak żyć, jak żyć? Xd Co ta miłość potrafi zrobić z ludźmi.
Rozpływam się podczas czytania za każdym razem. I czasami nawet zastanawiam się, co bym zrobiła w takiej sytuacji. Oczarowałaś mnie po prostu. Moja wyobraźnia pracuje jak oszalała, a jest już 23.30 xd :3
Zastanawiają mnie sny Kiby, które powoli robią się bardzo dziwne. No i co jest nie tak z jego zdrowiem? + Ta krew z nosa... ;> Coś kombinujesz, tylko nie wiem jeszcze co. ;> Może Sakura dała mu nie ten lek co trzeba i teraz ma halucynacje. XD Nie no, żartuję, ona by pewnie czegoś takiego nie zrobiła.
Hinata niech się pacnie w głowę i pędzi przepraszać Kibę, który okazał się wspaniałym, wrażliwym facetem. :3
Chciałabym takiego, no... ;__;
Rozdział genialny, w sumie jak zawsze. Życie teraz takie brutalne. Też nie mam ostatnio na nic czasu, więc znam twój ból.
Będę cierpliwie czekać na kolejną notkę.
Trzymaj się i weny! ;*;*
Hah, z tą weną to zawsze na przekór. Ja teraz mam, to brak mi czasu, a jak mam czas, to brak weny. Ta... życie takie brutalne...
UsuńAle co tam! Jak się sprężę, to może w miarę szybko coś naskrobię, bo już w głowie powoli obmyślam kolejne sceny ;)
Co do Hinaty... Kobieta zmienną jest. Zwłaszcza taka Hinata, która jest po prostu czasem zbyt miła, zbyt dobra... Nie potrafi odmówić takiemu lachonowi, a potem ma problem, bo ten lachon się w niej na zabój zakochuje. I jak tu żyć?!
Sny... sny są fajne, bo można w nich poszaleć. Czy jakieś głębsze znaczenie będą miały? Zobaczymy :X
Zdrówko Kiby może będzie omówione :X
W każdym razie, dziękuję Ci bardzo za komentarz.
Cieszę się, że jesteś! <3
Witam,
OdpowiedzUsuńmogłabym się spytać jakiego używasz szablonu, lub układu tabel, że nie rusza Ci się tło, a sama kolumna z opowiadaniami ?
Mam nadzieje, że jak minie mi matura to będę w stanie przeczytać Twoje opowiadanie. Kiba Hina to jedna z moich OTP
Pozdrawiam Serdecznie!
Szablon mam chyba Prosty, albo Rewelacja, ale Tło wystarczy zrobić "Nie powielaj sąsiadująco" i odhaczyć "Przewijaj wraz ze stroną" :)
UsuńMam nadzieję, że jeszcze tu wpadniesz.
Również pozdrawiam!
Kocham ten blog! Jesteś cudowną Autorką! Wiedz, że nawet jeśli nie komentuje, to czytam! :) Pisz częściej!
OdpowiedzUsuńO proszę! Ja miło mi się zrobiło :) Dziękuję za komplement, za to, że jesteś i za to, że jakiś znak życia od Ciebie dostałam. Pozdrawiam!
UsuńWIESZ CO DOBRE!!! XD
Usuń:) Czekamy na rozdział!
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńZa karę ci pospamie. Rozdział daj!
OdpowiedzUsuńod samego początku podoba mi się nie tylko Twój sposób pisania, ale umiejętność wprowadzenia czytelnika w sytuację. wszystkie emocje Kiby strasznie mi się udzielają, więc to jak potraktowała go Hinata - mocno mną.. "poszarpało". :D jedno Ci powiem, nigdy nie przestawaj pisać, bo jesteś w tym niewiarygodnie dobra. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę duuuużo weny!
Ależ takie niespodziewane pochwały, od niespodziewanych gości poprawiają humor. Dziękuję Ci bardzo. Trochę się teraz obijam, ale postaram się poprawić! ;)
UsuńPozdrawiam!