"Pozwól mi lepszym być,
Widzieć nas choćby przez łzy,
Nie będę się dłużej kryć,
Dosyć kłamstw, walki już dość,
Pozwól mi lepszym być,
Pomóż mi zrozumieć sny
Chce kochać jak nigdy nikt,
By całemu złu zrobić na złość "
Widzieć nas choćby przez łzy,
Nie będę się dłużej kryć,
Dosyć kłamstw, walki już dość,
Pozwól mi lepszym być,
Pomóż mi zrozumieć sny
Chce kochać jak nigdy nikt,
By całemu złu zrobić na złość "
-Szymon Wydra & Carpe Diem
~*~
- Korzystając z
dogodnej okazji, chciałbym wznieść toast – rzekłem oficjalnym tonem, unosząc
nieco nad blatem baru wielki kufel piwa. Z błogim uśmiechem, omiotłem wzrokiem
kumpli, delektując się tą zacną chwilą. – Bowiem nieważne gdzie rzuci nas los,
jak życie się potoczy… mam nadzieję, że zawsze będziemy walczyć o to, co jest
dla nas naprawdę ważne. Jeśli będziemy dawać z siebie wszystko, pewnego dnia…
- Zabiję cię! –
Usłyszałem nagle zdenerwowany głos, który przerwał moją wspaniałą przemowę.
Istotnie, w tonie dało się wyczuć mordercze intencje. Odruchowo wszyscy
obejrzeliśmy się za siebie, a nim zdołałem cokolwiek pomyśleć, zza zasłonki
wynurzyła się wściekła postać Naruto.
- Co do… - warknąłem,
ale znów nie dane mi było dokończyć. Uzumaki brutalnie chwycił mnie za fraki i
nie zważając na pełen piwa kufel, który wciąż trzymałem w ręku, wyciągnął mnie
z baru, z zaskakującą łatwością wyrzucając na ulicę. Oczywiście, naczynie z
magicznym trunkiem rozbiło się o twardą ziemię, marnując część moich
oszczędności, które włożyłem w ten zakup.
Nie byłem w stanie
nawet zareagować, kiedy jego pięść po raz pierwszy zderzyła się z moim nosem.
Nie hamował się. Chrupnięcie kości i krew, jaka spływała mi teraz po twarzy,
były na to doskonałym dowodem. Szok na szczęście odsunął ból na dalszy tor, a
ja instynktownie zacząłem się bronić. Poniekąd, w głębi duszy czułem, że ten
dzień kiedyś nadejdzie.
Przygwoździł mnie do ziemi, jedną rękę
przyciskając do mojej klatki piersiowej, natomiast drugą nabierając już rozpędu
do kolejnego ciosu. Zamachnąłem się więc nogami i z całej siły kopnąłem go w
brzuch, odpychając od siebie. Jednym uchem słyszałem jak Shikamaru i pozostali
coś do nas krzyczą, najwyraźniej przerażeni naszym zachowaniem.
Podniosłem się z
ziemi, rękawem wycierając krew z twarzy i ze złością patrząc na blondyna, który
również zdążył już wstać.
- Nic nie powiesz? –
warknął na mnie, niemal wypluwając te słowa. Złość z niego aż kipiała. – Więc
to wszystko prawda, tak? Przyznajesz się?
Milczałem. No bo i co
miałbym mu powiedzieć? Po co? Najwyraźniej jakoś sam się o wszystkim
dowiedział. Słowa były tu już niepotrzebne.
- Naruto, uspokój się.
– Usłyszałem głos Chouji’ego.
- Cokolwiek Kiba
zrobił, możecie przecież to spokojnie obgadać. – Tym razem wtrącił się Nara.
Prychnąłem cicho,
ponownie ocierając wciąż cieknącą z nosa krew. Zdążyłem się już do tego
przyzwyczaić.
- Nie wtrącajcie się!
– wrzasnął na nich Naruto. Widać było, że wściekłość wymyka mu się spod
kontroli. Nie wróżyło to dla mnie najlepiej. – Zabiję gnoja! Zabiję go! –
krzyknął i ponownie zaczął biec w moją stronę. Nachyliłem się nieco, kumulując
w sobie całą chakrę, aby odeprzeć jego atak. Chociaż nie lubiłem się do tego
przyznawać, wiedziałem, że z Uzumaki’m nie można sobie odpuszczać w poważnej
walce. Jeżeli nie dam z siebie wszystkiego, mogę nie dożyć jutra.
Przygotowałem się więc
do defensywy, a kiedy pięści mojego rywala, zderzyły się z moim ciałem
zrozumiałem, co oznacza „wkurzony Naruto”. Odleciałem na kilka metrów w tył,
zatrzymując się na betonowej ścianie jakiegoś budynku. Uderzyłem potylicą w
twardą nawierzchnię, przez co na moment zakręciło mi się w głowie. Szybko
jednak się otrząsnąłem na tyle, by uniknąć kolejnego natarcia tego idioty.
Odskoczyłem na bok, a kiedy znalazłem się za jego plecami, nie miałem zamiaru
czekać. Uciekanie to nie mój styl. Ruszyłem więc na niego i okazałem się na
tyle szybki, że nie zdołał zareagować na mój cios i tym razem to z jego nosa
polała się krew, a on sam cofnął się kilka kroków do tyłu.
- Pożałujesz, draniu –
syknął, ocierając pośpiesznie juchę i patrząc na mnie z nienawiścią. – Jesteś
gorszy od śmiecia – dodał.
Skrzywiłem się,
słysząc obelgę. Co innego, kiedy wyzywamy się w przyjacielskich stosunkach, a
co innego kiedy on tak naprawdę myśli. Nadal nie miałem nic na swoje
usprawiedliwienie i to dobijało mnie jeszcze bardziej.
- Hej, Naruto… - Obok
blondyna pojawił się nagle Nara. Mój wzrok jednak nie schodził z postaci mojego
wroga. Dyszałem ciężko, czekając na kontynuację walki. – Odpuście, ludzie
zaczynają się zbierać. Będziesz miał przerąbane – dodał, odrobinę zdesperowanym
tonem. Naruto spojrzał nagle na niego w taki sposób, że Pan Mądrala aż się
cofnął.
- Ten drań… - warknął
i ponownie odwrócił głowę w moją stronę. Najeżyłem się, gotowy do starcia. – Ty
śmieciu… - Jak miło! Zwrócił się bezpośrednio do mnie! Zacisnąłem mocniej
szczęki, czując ciarki na plecach. Gdyby można było zabić wzrokiem już dawno
leżałbym trupem. – Sypiasz z moją dziewczyną! – wrzasnął na całą Konohę, przy
okazji przylepiając mi łatkę szmaciarza. Teraz już cała wioska będzie
wiedziała, jakim śmieciem byłem.
Widząc jak znów pędzi na mnie i z
całej siły zaciska pięści poczułem, jak kamień spada mi z serca. Mimo
perspektywy możliwej śmierci, a już na pewno bolesnego ciosu, czułem nagle
ogromną ulgę. Tak jakby ktoś wreszcie przestał ściskać moje płuca i mogłem
odetchnąć pełną piersią. Cudowne uczucie.
Tego samego dnia,
wcześniej.
Jak mogło do tego dojść? Pytam się,
jak?! Wychodząc z domu byłem w stu procentach nastawiony na to, że udam się
prosto do Naruto i z szyderczym uśmiechem wyznam mu całą prawdę. No bo… jak prościej mógłbym zniszczyć jego
związek z Hinatą?
Tak, tego właśnie
chciałem. Zabić te ich naiwne uczucia do siebie. Zdusić szkodnika w zarodku.
Naruto pewnie by się na mnie wkurzył, ale co tam… Byłoby warto.
Jakimś jednak dziwnym
sposobem, nie zdołałem dotrzeć do mieszkania Uzumaki’ego, lecz spotkałem go po
drodze. Uradowany jak zawsze, szedł z Sai’em i Lee i od słowa do słowa,
wylądowaliśmy kawałek za Konohą, na wzgórzu, obok lasu. Mimo wczesnej godziny,
chłopaki postanowili uczcić fakt, że wspólnie mają wolne i wypić sobie po
jednym. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Narę i mimo, że na początku bardzo się
opierał, to dla świętego spokoju, jak to on sam stwierdził poszedł z nami. Sam
nie wiem dlaczego, również się na to zgodziłem. Możliwe, że chyba nawet trochę
mi ulżyło, że moja rozmowa z Naruto musiała poczekać.
- To urocze, że tak
się tym ekscytujesz . – Do mych uszu dotarł głos Sai’a, który wyrwał mnie z
rozmyśleń. Spoglądał na Naruto z tym swoim parszywym uśmieszkiem. – Żebyś tylko
nie rozczarował swojej dziewczyny, jeśli skończysz po pięciu sekundach – dodał,
a blondyn zrobił się cały czerwony. Jakaś krępująca uwaga. To było bardzo w
stylu Sai’a. Niechętnie jednak domyślałem się, o czym oni gadają.
- Pamiętaj, że dla
niej nie oznacza to tylko zabawy. Dziewczyny mają nieco inne podejście do tych
spraw. – Tym razem, głos zabrał Shikamaru. Wzrok wszystkich skupił się na nim,
przez co ten poczuł się osaczony i jęknął głośno, mamrocząc pod nosem, jakie to
upierdliwe.
Uśmiechnąłem się
lekko, zaskoczony wypowiedzią naszego mądrali. Nie tyle treścią, co faktem, że
udzielał się w tej dyskusji. Czyżby coś zaskoczyło między nim a siostrą
Kazakage? Mimo wolnie, od razu przed moimi oczami stanął obraz Temari. Była
zupełnym przeciwieństwem Hinaty. Zastanawiałem się, czy skoro Hyuuga staje się
w kwestiach łóżkowych bardziej otwarta, to kto wie… może siostra Kankuro
zmienia się w czułą kochankę.
- Kiba, zboczeńcu!
Leci ci krew z nosa! – Usłyszałem krzyk Naruto i ponownie wróciłem do
rzeczywistości. Spojrzałem na niego zaskoczony i przyłożyłem sobie wierzch
dłoni do nosa.
- Co? – mruknąłem i
okazało się, że rzeczywiście, znów krwawię. – Cholera… - skrzywiłem się, na co
chłopaki zaczęli się śmiać, jakby byli w zmowie. Zerknąłem na nich i dopiero po
chwili dotarło do mnie, co też chodzi im po głowie. – Nie! Ja nic takiego nie…
- zacząłem się tłumaczyć, ale zawtórował mi tylko ich głośniejszy chichot. Prychnąłem
cicho, urażony ich zachowaniem. Żałosne, czy oni naprawdę myśleli, że zwykła
gadka o pukaniu panienek może mnie podniecić?
- Poważnie, chłopaki –
odezwał się znów Naruto. Uśmiechał się, patrząc na swoją butelkę rozmarzonym
wzrokiem. – Też nie chcę tego traktować tylko jak zabawę. Ona jest dla mnie
naprawdę ważna – powiedział.
- Nie wolno ci jej
skrzywdzić – wtrącił z niewyjaśnionym entuzjazmem Lee. – Ona również cię kocha.
- Żebyś tylko później
niańki nie musiał szukać – jęknął Shikamaru, odstawiając na bok pustą już
butelkę i odpalając papierosa.
- Niańki? Po co mi
niańka? – zadziwił się Uzumaki, na co szatyn przewrócił tylko oczami, kręcą
głową z rozczarowaniem.
- Hyuuga są podobno
bardzo płodni. Często nawet zabezpieczenie może niewiele ci pomóc. Jesteś
pewien, że chcesz zaryzykować – powiedziałem z chytrym uśmieszkiem. Jeżeli był
jakiś sposób na zniechęcenie Naruto do pójścia z Hinatą do łóżka, to czemu by
tego nie wykorzystać.
- Mówisz poważnie? – Spojrzał
na mnie z obawą. Przytaknąłem, nie mogąc zapanować na szerokim uśmiechem. To
piwo chyba samo rozciągało mi twarz.
- Myślisz, że dlaczego
członkowie klanu są tacy zdystansowaniu do siebie i mogłoby się wydawać
chłodni? Jakaś większa bliskość i bam! – wykrzyknąłem, stukając dołem swojej
butelki o górę butelki Naruto. – Kolejny, mały Hyuuga na świecie – dodałem ze
śmiechem.
Blondyn nic nie
odpowiedział, krzywiąc się tylko na moje słowa i unosząc do ust butelkę. Nie
zauważył jednak, jak cała zawartość z niebezpieczną szybkością wystrzeliła w
górę, przez co większa część trunku wylądowała na jego twarzy.
- Cholera! Kiba, ty
idioto! Mam piwo w nosie – wrzasnął na mnie, krztusząc się i plując na bok. Tym
razem to jego wyśmiała cała reszta, a ja mogłem z czystym sumieniem stwierdzić,
że ten mały rachunek mamy wyrównany. Chociaż ten.
Sam również upiłem spory łyk,
rozglądając się po okolicy. Byliśmy w miejscu, w którym widok na całą Konohę
był po prostu cudowny. To była najczęstsza droga, którą powracało się z misji.
Zerknąłem w bok, przypominając sobie pewnie wydarzenie, które miała miejsce
niedaleko stąd. Ciekawe, jakby zareagował teraz Naruto, gdybym powiedział mu,
że zaledwie kilkanaście metrów dalej, już dawno temu rozdziewiczyłem jego
dziewczynę? Pewnie przestałby się tak rajcować całą tą sprawą z zapraszaniem jej
na noc. Żałosny typek…
Dopiliśmy i
kulturalnie zebraliśmy butelki, aby jak na wzorowych obywateli przystało,
wyrzucić szkło w odpowiednie miejsce. Jakby nie było, pilnowanie porządku w
wiosce należało również do nas. Głupio więc, gdybyśmy ścigając wandali i
pijaków, sami na takich wychodzili.
- Po jakiego czorta
Lee kupił sobie piwo, skoro nawet nie umoczył ust? – westchnąłem, zakładając
sobie ręce za głowę i wyginając się nieco do tyłu. Chmury sunęły po niebie tak
powoli, że aż działały hipnotyzująco. Zaczynałem bardziej rozumieć Shikamaru.
Szedłem właśnie obok
Uzumaki’ego, nie mając bliżej określonego celu. Z pozostałą trójką, rozstaliśmy
się zaraz po przekroczeniu bramy Konohy.
- Alkohol mu nie służy
– mruknął blondyn, wkładając ręce do kieszeni i zgarbiony, kopiąc mały
kamyczek.
- Tyle wiem, ale nie
szkoda mu było kasy? – drążyłem dalej. Może i byłem trochę sknerowaty. Zawsze
liczyłem każdy grosz. Nie widziałem jednak nic złego w oszczędności. Bolało
mnie, gdy ktoś tak sobie szastał pieniędzmi.
- Pytałem go o to,
kiedy płaciliśmy. Powiedział, że głupio by się czuł, gdyby jako jedyny nie
trzymał butelki – wyjaśnił.
Zaśmiałem się lekko.
- Ten głupek. Pewnie
potraktował butelkę jako ciężarek i nie chciał, żebyśmy trenowali więcej od
niego.
- Pewnie tak –
odpowiedział Naruto. Zerknąłem na niego niepewnie. Wydał mi się jakiś taki…
markotny? Może biedaczek tak bardzo się denerwował przed nocą z Hinatą? Aż
miałem ochotę mu powiedzieć, że chętnie im przeszkodzę. – Idę jeszcze do
Głównej Siedziby – powiedział nagle, kiedy dotarliśmy do skrzyżowanie.
Zdziwiłem się
odrobinę, ale kiwnąłem głową ze zrozumienie.
- Ja idę w przeciwnym
kierunku – odparłem.
- To na razie. –
Machnął mi ręką i tak po prostu sobie poszedł. Przez kilka sekund jeszcze
stałem jak kołek i przyglądałem się jego malejącej postaci. Naprawdę wyglądał
na wielce przejętego. Zapewne rozbawiłbym go jakoś, gdyby chodziło o inną
dziewczynę. Niestety, w tym układzie musiał sobie radzić sam.
Odwróciłem się na
pięcie i tak jak zapowiedziałem, ruszyłem w drugą stronę.
Szedłem i szedłem,
myśląc głównie o tym, że Akamaru niecierpliwie czeka na mnie w domu. Ta… Tak
sobie zawsze wmawiałem, kiedy w rzeczywistości mój wierny druh zapewne dalej
sobie chrapał na moim łóżku, zupełnie nieświadomy, że nie ma mnie w pobliżu.
Ech, prawda bywa bolesna.
W każdym razie czułem,
że jest zbyt wcześnie by wracać do domu. Jakby nie było, miałem całkiem ambitny
plan, kiedy z niego wychodziłem. A, że los potoczył się inaczej to już nie moja
wina. Nie mogłem jednak wrócić tak… tak po prostu.
Skoro więc z Naruto
jakoś tak coś nie wyszło, to pozostawała zawsze Hinata. Może udałoby mi się jej
wreszcie przemówić do rozumu? Czas naglił i nie miałem już ani chwili do stracenia.
Musiałem się śpieszyć. Miałem głupie uczucie, że kiedy tamta dwójka pójdzie ze
sobą do łóżka, to będzie koniec. Tak jakby Naruto wkroczył na moje terytorium i
oznaczył je swoim zapachem. Nie chciałem do tego dopuścić, jakkolwiek źle by to
nie brzmiało. W ostateczności, zawsze mogłem wprosić się do tego cwaniaczka na
chatę i zepsuć cały nastrój. Sądziłem jednak, że Uzumaki nie miałby oporów
przed wyrzuceniem mnie stamtąd na zbity pysk.
Zatrzymałem się w pewnym momencie
obok niewielkiego straganiku z owocami i warzywami. Do mojego wciąż nie do
końca zregenerowanego nosa, dotarła słodka woń pysznych, małych owocków. Co
prawda ja się nimi aż tak nie zachwycałem, ale znałem pewną uroczą osóbkę,
która je wręcz ubóstwiała. Zadowolony, że mam w kieszeni trochę grosza, niemal
w podskokach zbliżyłem się do stoiska.
Piękne, dojrzałe
maliny.
Hinata je uwielbiała.
Przynajmniej już na
samym początku rozczulę jej niepewne serducho, kiedy do niej dotrę.
Niby pół kilo, a
wydawało ich się tak dużo. Kogoś chyba wieczorem będzie bolał brzuch, jeśli nie
powstrzyma się przed zjedzeniem wszystkiego. Idąc tak dalej drogą, spróbowałem
kilka owocków, tak z czystej dobroci serca, aby dziewczyna nie pochorowała się
czasem od ilości, którą dla niej niosłem. Taki dobry ze mnie chłopak.
Skręciłem w boczną
alejkę, aby wykorzystać dobrze znany przeze mnie skrót i po kilku minutach,
moim oczom ukazała się już rezydencja klanu Hyuuga. Byłem nie mało zaskoczony,
kiedy ujrzałem moją ukochaną, siedzącą na schodach. Nie wyglądała najlepiej. To
znaczy… wciąż mnie olśniewała swoim urokiem, ale… no nie wyglądała najlepiej.
Skulona, z opuszczoną głową, lekko kołysała się na boki. Zbliżyłem się do niej
bez słowa i kucnąłem, delikatnie szturchając jej kolano.
- Kiba? – mruknęła
cichutko, kiedy uniosła głowę, aby na mnie spojrzeć. – Co tu robisz?
- Coś się stało? –
zapytałem od razu, uważnie lustrując całą jej twarz. – Źle się czujesz –
stwierdziłem, widząc jej bladą cerę i lekko podkrążone oczy.
Nie odpowiedziała od
razu, tylko zacisnęła mocniej usta. W końcu westchnęła, kiwając głową.
Odruchowo, wyciągnęła w moją stronę rękę, a ja podparłem ją za łokieć,
pomagając podnieść się z miejsca.
- Powinnaś się położyć
– zasugerowałem, szczerze zmartwiony jej stanem. Nie protestowała, więc bez
problemu wprowadziłem ją do środka. Doskonale wiedziałem, gdzie znajduje się
jej mieszkanie i jej sypialnia, więc żadnych problemów orientacyjnych nie
miałem. Po drodze napotkaliśmy jakąś kobietę z klanu Hyuuga.
- Panienko Hinato! Co
się stało? – Podbiegła do nas, wyraźnie zaniepokojona całą sytuacją.
- Źle się czuje. To
chyba zwykła niestrawność, albo coś – wyręczyłem Hinatę odpowiedzią. Kobieta
dopiero teraz przeniosła na mnie swoje księżycowe tęczówki.
- Pan Inuzuka. –
Skłoniła się lekko, a ja odkiwnąłem jej mniej oficjalnie głową. Nigdy nie
przepadałem za tymi zwyczajami, które pielęgnowano się w ich klanie.
Oczywiście, nie oznaczało to, że byłem niekulturalny.
- Mogłaby pani
zaparzyć jej jakieś ziółka, czy coś. Zaprowadzę ją do pokoju.
- Oczywiście, już biegnę
– odparła pośpiesznie i już jej nie było. Trochę zazdrościłem Hinacie, że tak
ją rozpieszczają w jej własnym domu. Sama dziewczyna natomiast milczała.
Najwyraźniej czuła się wyjątkowo paskudnie. Bez zbędnego przedłużania więc,
skierowaliśmy się do jej sypialni.
Otworzyłem drzwi i jak zwykle
rozejrzałem się po pomieszczeni, czując lekkie zakłopotanie. Jej pokój zawsze
sprawiał, że czułem się tu trochę dziwnie. Może nawet nie tyle dziwnie, co
najzwyczajniej w świecie głupio.
Idealny porządek jaki
panował teraz wokół mnie, był aż irytujący. Nigdzie ani grama kurzu. Żadnych
rozrzuconych ubrań. Żadnych starych, nieumytych naczyń na szafkach. Żadnych
papierów. Żadnych walających się pod nogami kunaiów i shurikenów. Książki,
doniczki z kwiatami, jakieś duperelki… wszystko stało na swoim miejscu i pod
odpowiednim kątem. Nawet jej ochraniacz na czoło, miał swoje wytypowane miejsce
i leżał starannie złożony i wypolerowany na szafce, obok jej doskonale
zaścielonego łóżka ze świeżą i pachnącą pościelą.
Z cało pewności, w tym
pomieszczeniu każdy normalny facet poczułby się jak ostatnia fleja.
Ostrożnie poprowadziłem ją do jej
leżenia i pomogłem na nim usiąść. Odstawiłem siatkę z malinami na nocną szafkę,
przy okazji zakłócając porządek jej ochraniacza.
Hinata puściła moją
dłoń i od razu położyła się na miękkiej pościeli, podkulając automatycznie nogi
i zwijając się w kłębek. Oczywiście, buty zdążyliśmy ściągnąć już przed
wejściem.
Wyprostowałem się,
wzdychając ciężko i z dłońmi opartymi na biodrach, po prostu przyglądałem jej
się przez dłuższą chwilę.
- Co ja z tobą mam –
mruknąłem w końcu, kręcąc z rezygnacją głową.
- Przepraszam –
pisnęła cicho, kuląc się jeszcze bardziej. Kucnąłem przy niej, delikatnie
dotykając jej policzka i zgarniając granatowe kosmyki włosów z jej twarzyczki.
- Co żeś zjadła? –
zapytałem z pobłażliwym uśmiechem. Zarumieniła się lekko, przygryzając dolną
wargę. Zmarszczyła brwi, co jakiś czas zerkając na mnie niepewnie.
- Nie… nie pamiętam.
Nic takiego właściwie – odparła, sama wątpiąc w swoje słowa.
- Pewnie Uzumaki
postawił ci jakieś tanie wino, co? – zaśmiałem się, ale widząc jej zdegustowany
wyraz twarzy, postanowiłem odłożyć na razie kąśliwe żarciki na bok.
W tym momencie, usłyszeliśmy pukanie
do drzwi, które po chwili się otworzyły i do środka została włożona taca, na
której mieścił się kubek z jakimś wrzącym wywarem, pudełeczko z lekami, butelka
wody mineralnej i jedna, pusta szklanka.
- Gdybym była
potrzebna, proszę wołać – odezwała się kobieta z klanu Hyuuga, spoglądając na mnie
wyczekująco.
- Nie… - zająknąłem
się, skrępowany jej oficjalnym zachowaniem. – Poradzimy sobie jakoś – dodałem,
na co tamta przytaknęła lekko głową, zamykając za sobą drzwi.
Podniosłem się z
miejsca i poszedłem po tacę. Ustawiłem ją na drugiej nocnej szafce, po drugiej
stronie łóżka. Ukradkiem powąchałem wywar, jaki został przygotowany dla Hinaty,
a nie wyczuwszy żadnych złowrogich substancji, chwyciłem za uszko kubka, chcąc
podać go mojej ukochanej.
- Rany… ty to się masz
z tymi swoimi sługami – jęknąłem, na powrót kucając przed nią.
- To nie służba –
odburknęła szybko, wielce zbulwersowana, po czym znów się skrzywiła.
- Co nie zmienia
faktu, że traktują cię jak królową – ciągnąłem z lekkim przekąsem. Widząc jej
naburmuszoną minę, uśmiechnąłem się tylko, wyciągając w jej stronę wolną dłoń.
– No już. Spróbuj się trochę podnieść i wypić to śmierdzące coś.
Hinata posłusznie
przekręciła się na plecy i krzywiąc się niemiłosiernie, spróbowała usiąść.
Ciężko było nazwać to siadem, ale do leżenia też się nie zaliczało, więc chyba
mogła w takiej pozycji wypić trochę płynów. Ostrożnie przystawiłem jej do ust
naczynie, uważając by jej nie poparzyć. Dmuchnęła kilkakrotnie na parujący
specyfik, a następnie siorbnęła kilka kropel, krzywiąc się jeszcze bardziej niż
wcześniej.
- Obrzydliwe –
stwierdziła, na co ja się tylko zaśmiałem.
- To pewnie bardzo
skuteczne – odpowiedziałem, kierując się logiką, iż najlepsze lekarstwa,
najgorzej smakują.
Upiła jeszcze kilka
łyków, zanim odstawiłem kubek na szafkę. Ułożyła się z powrotem na łóżku, na
powrót odwracając się na bok i zwijając w kłębek. Przez krótką chwilę uważnie
lustrowała mnie swoimi księżycowymi tęczówkami.
- Dlaczego tu jesteś?
– zapytała niespodziewanie. Zdziwiłem się. Dla mnie to było oczywiste. Szkoda,
że musiała o to pytać.
- Ponieważ źle się
czujesz. – Postanowiłem nie zdradzać wszystkich powodów, o których zresztą
miałem nadzieję, że sama wie.
- Ale dlaczego tu
przyszedłeś? – nie dawała za wygraną.
- Nie można już
odwiedzić przyjaciółki z drużyny? – zapytałem, udając zbulwersowanego.
- Kiba… - upomniała
mnie, wyraźnie zmęczona tym przesłuchaniem. Westchnąłem, pochylając się nad nią
i głaszcząc lekko jej ramię.
- Ja… po prostu
chciałem cię zobaczyć – powiedziałem w końcu. Widząc jej bladą, zmęczoną twarzyczkę,
nie chciałem dokładać jej w tej chwili dodatkowych zmartwień. Postanowiłem
przemilczeć na razie sprawę z Naruto. Zresztą… Hinata wydawała się chora.
Szczęście w nieszczęściu, że prawdopodobnie nici z ambitnych planów tego
gamonia.
Ku mojemu zaskoczeniu,
poczułem jej delikatną dłoń na mojej. Spojrzałem jej w oczy, po czym
przeniosłem wzrok na nasze splecione już palce. Nie wiedzieć czemu, ale ten
widok mnie smucił. Cholera, to było takie irracjonalne. Raz takie gesty
przepełniają mnie euforią, a zaraz potem to samo napawa mnie niepokojem.
Powinienem się leczyć.
- Dziękuję. –
Usłyszałem nagle jej cichy głosik. Uśmiechała się słabo z delikatnymi
rumieńcami na policzkach. Zastanawiałem się, za co właściwie mi dziękuje. Za
to, że się nią zawsze opiekowałem? Za to, że w takiej chwili nie gadam o
Naruto? A może zwyczajnie za to, że tak bardzo ją kocham.
Nie odpowiedziałem
nic, a jedynie pochyliłem głowę, wtulając policzek w nasze splecione dłonie.
Jej skóra była tak przyjemnie ciepła.
Z apetytem włożyłem sobie kolejną
malinę do ust. Musiałem przyznać, że smakowały mi coraz bardziej. Siedziałem na
podłodze, obok łóżka Hinata, opierając się plecami o jej nocną szafkę. Moja
przyjaciółka z kolei, wciąż leżała w ciepłym wygodnym łóżeczku. Jak na
dżentelmena przystało, przykryłem ją kocem, który miała starannie złożony w
szafie. Zerkałem na nią kątem oka i nie potrafiłem się nie uśmiechnąć, widząc
jej wygłodniałe spojrzenie.
- Dobre? – zapytała po
raz enty, kiedy maleńki owoc ponownie został rozgnieciony przez moje zęby.
- Zostanie dla ciebie
całkiem sporo – stwierdziłem, unosząc nieco reklamówkę z moim wcześniejszym
zakupem. – Po prostu nie chcę, żeby taka ilość ci bardziej zaszkodziła –
dodałem.
Uśmiechnęła się słabo,
kuląc jeszcze bardziej i poprawiając sobie poduszkę pod głową. Leżała już tak
prawie dwie godziny, a ja jak ten pacan czuwałem przy niej, jak przy kimś
umierającym. Co jednak dziwniejsze, nie nudziłem się ani trochę. Sama jej
obecność działała na mnie uspokajająco. A może to ta świadomość, że nie ma z
nią teraz Naruto? Głupio było przyznać, ale najpewniej właśnie nad tym bym się
głowił, gdybym nie miał jej na oku. Cały dzień zastanawiałbym się, czy
przypadkiem nie migdali się gdzieś z Uzumaki’m. Ech… mój umysł stawał się chyba
coraz bardziej ograniczony.
- Lepiej się już
czujesz? – zapytałem widząc, że grymas z jej twarzy niemal zupełnie zniknął.
Mruknęła coś cicho, próbując przytaknąć głową.
- Te zioła
najwyraźniej zadziałały – odezwała się, zadowolona z efektu magicznego wywaru.
Prychnąłem urażony.
- Zioła ziołami, ale
to moja osoba podziałała na ciebie lepiej niż jakikolwiek lek. – Wypiąłem
dumnie pierś do przodu, spoglądając na nią z tryumfalnym uśmiechem.
Zachichotała tak słodko, że aż miałem ochotę ją pocałować.
- I pewnie masz rację
– zaśmiała się.
- Zawsze mam –
odparłem już nieco ciszej. Zamilkliśmy oboje na dłuższą chwilę. Zamyślony,
zapatrzyłem się w futrzany dywan, który zdobił jej ciemną podłogę.
Nie myślałem o niczym
konkretnym. Po prostu… Odciąłem się na moment od reszty świata, by wrócić do
rzeczywistości za sprawą jej dotyku. Poczułem delikatny uścisk na swoim
ramieniu i odwróciłem głowę w jej stronę, patrząc nań pytająco.
- Czuję się już dużo
lepiej – zapewniła nagle. – Chciałabym ci o czymś powiedzieć – dodała po
krótkiej przerwie, przygryzając dolną wargę.
Nadstawiłem więc uszy
ciekawy, co też ma mi do powiedzenia.
- Uznałam… że
powinieneś wiedzieć – kontynuowała, lekko się rumieniąc i spuszczając swój
nieśmiały wzrok. Uśmiechnąłem się rozczulony jej krępacją. Widząc jednak jej
minę, zdawało mi się, że wiem, co też chce mi powiedzieć. I jeśli dobrze
kombinowałem, to wcale nie chciałem tego słuchać.
- Nie mów tego –
uprzedziłem ją, a ona zdziwiona uniosła swoje księżycowe tęczówki na mnie. –
Nie chcę tego słuchać – dodałem jak zwykle zbyt szorstko. Szybko jednak
posiliłem się na delikatny uśmiech.
- Ale ja…
- Ciii – przerwałem
jej, przykładając do tych cudownych, malinowych usteczek swój palec. – Serio,
nie obchodzi mnie to.
Wydawało mi się, że
odrobinę posmutniał. Nie wiedziała, co ma mi powiedzieć. Cóż, może to i lepiej.
Między nami ponownie
zapadła grobowa cisza. Słychać było tylko jakichś Hyuuga, krzątających się za
ścianami tego pokoju.
- Hinata – odezwałem
się w końcu, odwracając się tak, by siedzieć do niej przodem. Uniosła głowę, by
lepiej mnie widzieć. Powoli chwyciłem jej dłoń i mocno ścisnąłem. – Nie dam się
zbyć – powiedziałem w końcu. – Nie oddam cię Naruto.
Nie odpowiedziała.
Przymknęła tylko powieki, wypuszczając powietrze przez nos. Zupełnie tak, jakby
była już doszczętnie znudzona moją bezsensowną paplaniną. Zupełnie tak, jakby
moje słowa nic dla niej nie znaczyły.
- Chyba się trochę
prześpię – oświadczyła niespodziewanie. Zacisnąłem usta, zbity z tropu i
przejechałem pośpiesznie wzrokiem po całej jej postaci.
- Mogę przy tobie
posiedzieć – zaoferowałem odruchowo, nawet nie zastanawiając się nad idiotyzmem
tej propozycji. Hinata wcale mnie nie potrzebowała. Nic takiego jej nie
dolegało. Ot, zwykłe zatrucie, czy coś tam, które zresztą już niemal całkowicie
minęło. Nie potrzebowała anioła stróża. Nie w tej chwili. Nie tutaj.
Ale nie! Ja oczywiście
musiałem zadeklarować swoją gotowość, w czuwaniu przy niej niczym
najwierniejszy pies.
- Nie – odpowiedziała
od razu i uśmiechnęła się przepraszająco, najwyraźniej skrępowana zbyt szybką i
stanowczą odpowiedzią. – Nie usnę, gdy będziesz siedział tuż obok –
stwierdziła.
- Mogę posiedzieć na
tamtym krześle – kontynuowałem, udając nierozgarniętego i wskazując na krzesło,
stojące obok drzwi. Zachichotała cicho, kręcąc przy tym głową. – Jak chcesz –
westchnąłem po chwili ciężko, leniwie podnosząc się z miejsca. – Ale wiedz, że
mogę zostać.
- Naprawdę, nie musisz
– odpowiedziała przyjaźnie. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, ponownie mierząc
ją wzrokiem od stóp do głowy.
- Lepiej poleż dzisiaj
w łóżku i nigdzie się nie włócz. Słyszałem, że po wiosce krąży grypa. Kto wie,
może to pierwsze objawy, więc lepiej nie ryzykuj. – Czułem się jak ostatnio
frajer, wygadując tak żałosne kłamstewka tylko po to, by zwiększyć szansę na jej
nie spotkanie się z Naruto. Zdecydowanie coraz mniej zasługiwałem nawet na jej
przyjaźń.
- Taki mam zamiar –
odparła, a ja od razu poczułem wielką ulgę. Hinata by mnie nie okłamała.
- Kuruj więc się –
powiedziałem, szybko i sprawnie nachylając się nad nią czule pocałowałem jej
zarumieniony policzek. – Do zobaczenia niebawem – szepnąłem do jej ucha, po
czym ulotniłem się z tej pedantycznej sypialni.
Od razu wiedziałem dokąd powinienem
pójść. Jak na dobrego kumpla przystało, musiałem uprzedzić Naruto, że nici z
jego wielkiego planu na dzisiejszy wieczór. Chłopak będzie musiał jakoś to
przeboleć.
Nogi dosłownie same
prowadziły mnie do celu. Czułem się niezwykle lekki i pełen zapału. Zupełnie,
jakby wstąpiła we mnie nowa energia, nowa nadzieja. To było głupie, ale cóż
zrobić. Dawno już nie byłem w tak dobrej formie. Postanowiłem więc, że gdy
przekażę Uzumaki’emu złe wieści, udam się na trening. Może nawet uda mi się
namówić tego gamonia, żeby poszedł ze mną. Z drugiej strony, to byłoby trochę
dziwne. Powinienem chyba zacząć traktować go poważniej jako rywala.
Tak, czy inaczej,
nawet nie zastałem tego idioty w domu. Najprawdopodobniej wciąż tkwił w
siedzibie Hokage. Trzeba było mu przyznać, że co jak co, ale do bycia Hokage
przykłada się coraz poważniej. Nie chodziło już tylko o siłę, nowe techniki,
czy moc. Naruto kształtował swój oporny rozumek! Potrafił godzinami ślęczeć w
archiwach i bibliotekach, pogłębiając swoją wiedzę. Fakt, że większość tego
czasu przesypiał, a do reszty był zmuszany i pilnowany przez Sakurę, ale sam
fakt…
Postanowiłem zostawić mu liścik,
który wsunąłem pod drzwi, tak by nie dostał się w niepowołane ręce. Miałem
nadzieję, że znajdzie go, zanim uda się do Hinaty.
„Drogi Naruto…
Hej, Głąbie!
Byłem u Hinaty. Jest chora. Nici z
Twoich planów ;)
Przykro mi.
Wieczorem pewnie będziemy z
chłopakami na piwie.
Wpadnij!
K.”
Tak jak wcześniej ustaliłem, resztę
dnia spędziłem na solidnym treningu, na którym towarzyszył mi Akamaru, a
wieczorem postanowiłem się trochę odprężyć i zaciągnąć kilkoro przyjaciół na
małe co nieco. Wciąż byłem w szampańskim nastroju.
Chciałem nawet wznieść
toast, kiedy przerwał mi złowrogi wrzask, a ja sam poleciałem do tyłu, zupełnie
tak, jakbym nic nie ważył. Naruto był wściekły. Był cholernie wściekły.
Widziałem to w jego oczach. Czułem kipiącą z niego złość. Nie pomogły prośby i
groźby naszych przyjaciół. Zostaliśmy tylko my dwaj. W ciągu kilku sekund
polała się krew, a ja czułem bolesne pulsowanie na całej twarzy. Otuchy dodawał
mi fakt, że i gęba Uzumaki’ego została trochę uszkodzona. Tak, czy inaczej, on
już wiedział. Zresztą… nie tylko on. Jego niewymarzony język musiał od razu
obwieścić to wszem i wobec, że zdradziłem przyjaciela. Tak, dokładnie tak teraz
wszyscy będą na mnie patrzeć. Sypiam z dziewczyną kumpla. Jak można szanować i
ufać komuś, kto robi takie rzeczy? Naruto miał rację, byłem śmieciem.
Leżąc na brudnej i twardej ziemi,
wdychając duszący kurz, który unosił się w powietrzu, naprawdę miałem wrażenie,
że coś nagle przestało ściskać mi płuca i mogłem odetchnąć pełną piersią. Ból
fizyczny, jaki właśnie zadał mi mój niegdyś dobry przyjaciel, był niczym w
porównaniu do ulgi jaką poczułem wiedząc, że on już wie.
Wsparłem się na łokciach, wypluwając
na bok trochę krwi. Językiem przejechałem po zębach, odruchowo upewniając się,
czy wszystkie są na swoim miejscu, po czym wreszcie podniosłem wzrok na
blondyna. Od unoszącego się kurzu, szczypały mnie oczy. Musiałem przez to
wyglądać jeszcze bardziej żałośnie. Miałem nadzieję, że nikt nie pomyśli, że
moje załzawione oczy oznaczają strach, czy słabość.
- Dlaczego nic nie
powiesz? – warknął, twardym krokiem zmierzając w moją stroną. Wciąż zaciskał
wściekle pięści. – Dlaczego nie zaprzeczysz?! – wrzasnął, a ja znów poczułem tę
pogardę do samego siebie. Wiedział, dobrze wiedział co zrobiłem. Wiedział, że
to prawda, a mimo to…. wciąż nie mógł w to uwierzyć. Nie chciał wierzyć w
zdradę przyjaciela. W zdradę własnej dziewczyny.
- Po co miałbym
zaprzeczać? – burknąłem, obolały podnosząc się z ziemi. Nogi lekko mi dygotały,
ale utrzymałem je w rydzach. Chyba całodniowy trening dawał mi się we znaki.
Odważnie podniosłem
głowę, spoglądając prosto w jego błękitne tęczówki. – Hinata ci powiedziała,
prawda?- zapytałem, sam chcąc się upewnić.
Splunął gdzieś w bok,
w taki sposób, jakby brzydził się samego patrzenia na mnie.
- Ta… powiedziała –
syknął. – Tego ci nie daruję – zagroził, ponownie ruszając w moją stronę.
- Nie myśl, że będę cię
za cokolwiek przepraszał – poinformowałem go, również zaciskając pięści i
przygotowując się do kolejnego starcia.
- Nie będziesz miał
okazji – warknął, biorąc rozpęd swoją pięścią.
Z początku nie
chciałem robić uniku, ale kiedy wyczułem ilość chakry, jaka przepełniała jego
pięść, spanikowałem. Czy on naprawdę zamierzał mnie zabić?!
Schyliłem się, od razu
odbijając od ziemi i całym ciężarem ciała uderzając w jego brzuch. Jęknął
głucho, zginając się wpół i upadając do tyłu. Może i był przeraźliwe silny, ale
złość przysłaniała mu racjonalną ocenę sytuacji. Emocje były jego najsłabszym
punktem. Nie zdarzało mu się to często, ale tym razem ani trochę nie myślał,
gdzie i jak uderzyć. Chciał po prostu wdeptać mnie w ziemię z największą siłą.
Upadek zdenerwował go jeszcze
bardziej. Zazgrzytał zębami i już podrywał się z ziemi, kiedy nagle zamarł w
pół kroku.
- Shikamaru! –
wrzasnął wściekle. – Puszczaj mnie!
Dopiero wtedy
dostrzegłem długi cień, przyczepiony do Naruto. Unieruchomił go, chociaż widać
było po Narze, że wkłada w to wiele wysiłku. Byłem mu nawet trochę za to
wdzięczny.
- Uspokój się Naruto i
chociaż przez chwilę zastanów – odezwał się przez zaciśnięte zęby Mądrala. –
Jeśli poturbujesz Kibę, stracisz wszystko to, na co pracowałeś przez całe swoje
życie. Stracisz szansę na bycie Hokage! Zastanów się! Czy on jest tego wart?!
Skrzywiłem się, słysząc jego słowa.
Musiałem przyznać, że nawet mnie trochę zabolały. Brzmiało tak, jakby
stanowisko Hokage było ważniejsze ode mnie. Jakby w oczach Nary i pozostałych
był już nikim.
- Wypuść mnie. –
Usłyszałem syk Naruto. Przez chwilę zerkałem to na jednego, to na drugiego,
wciąż nie opuszczając gardy. Byłem gotowy na najgorsze. Taką przynajmniej
miałem nadzieję. Co chwilę musiałem wypluwać krew, która niewiadomo skąd
pojawiała się w moich ustach. Czułem jak z nosa leci mi jak z kranu. W dodatku
głowa pulsowała mi tak mocno, że przed oczami zaczynało robić się ciemno. Nie
miałem pojęcia, jak długo jeszcze ustoję na nogach.
- Naruto… - Głos
Shikamaru zdawał się być niemal błagalny.
- Zrozumiałem! Puszczaj!
– warknął. – Nic mu nie zrobię – dodał znacznie ciszej.
Nara wahał się jeszcze
przez dłuższą chwilę, aż wreszcie, ostrożnie odsunął swój cień od Naruto. Było
widać jednak, że wciąż jest gotowy, by ponownie chwycić go w swoje sidła. Jak
się okazało, nie było to wcale konieczne. Naruto stanął prosto, opuszczając
ramiona wzdłuż ciała. Wpatrywał się we mnie z pogardą.
- Nie jest tego wart.
- Pozwól mi się
uleczyć, bo do jutra spuchniesz jak balon. – Próbowała być zabawna? A może
stanowcza? W każdym razie za wszelką cenę chciała zająć się moją poobijaną
gębą. Po jakimś czasie przestałem ją ignorować i zająłem miejsce na niedużym,
drewnianym taborecie, robiąc jej dostęp do całej mojej osoby. Oczywiście nie
mogłem sobie odpuścić posłania jej pełnego irytacji spojrzenia, jakbym robił
wielką łaskę, że pozwalam się opatrzyć. – Ślad na pewno będzie widoczny przez
dłuższy czas, ale trwałych uszkodzeń nie musisz się obawiać – obwieściła,
zabierając się za leczenie. Z jej szczupłych dłoni, wydobyła się zielona
chakra, która przyjemnie muskała moją twarz.
Prychnąłem, chcąc
pokazać jak bardzo mam tę informację w dupie i od razu poczułem skutki minionej
bójki. Szczęka bolała mnie jak diabli. Chcąc nie chcąc, syknąłem skołowany,
odruchowo unosząc dłoń ku górze. Nim jednak dotarłem nią do twarzy, poczułem
ciepły, delikatny, a zarazem stanowczy uścisk.
- Nie wierć się –
rozkazała i jakby chcąc dodać mi otuchy, ścisnęła mocniej moją dłoń. Czułem na
sobie jej uważny wzrok. Te błękitne tęczówki przeszywały mnie na wylot. W
przeciwieństwie jednak do Naruto, niebieskie oczy Ino wcale nie chciały spalić
mnie na popiół. Wręcz przeciwnie. Patrzyła na mnie z troską, szukała
odpowiedzi, czułem to. Ona także nie mogła uwierzyć. Tym trudniej było mi
odwzajemnić jej spojrzenie. Uparcie przypatrywałem się szarym kafelkom na
podłodze.
Chwilę później, puściła
moją dłoń i znów poczułem zabawne mrowienie na twarzy.
- Chouji się wygadał –
zawiadomiła po kilku minutach ciszy. Wydawała się być tym odrobinę zawstydzona.
Ja z kolei nie byłem zaskoczony. Byłoby dziwne, gdyby nie wiedziała o co nam
poszło, a fakt, że to Gruba Gaduła jej o wszystkim powiedział, tylko
potwierdził moje przypuszczenia. – Nie wierzę, że to zrobiłeś. Jesteś dobrym
przyjacielem – dodała.
Uśmiechnąłem się
kpiąco, przy okazji orientując się, że mimika twarzy i lekkie poruszanie
szczęką nie bolą już tak bardzo.
- Uwierz – odezwałem
się w końcu dziwnie zachrypniętym wzrokiem. – Sypiam z dziewczyną kumpla. Nie
ma sensu już tego ukrywać – dokończyłem swobodnym tonem.
Ino chyba odrobinę się
zarumieniła. Byłem pewien, że do tej chwili uważała mnie tylko za głupkowatego
dzieciaka, a Hinatę za niewinną dziewczynkę. Cóż… nie wszystko jest takie,
jakim się wydaje.
- Nie chciałeś
skrzywdzić Naruto – powiedziała cicho.
- Ale to zrobiłem.
- Ale nie chciałeś! –
Przestała mnie leczyć i chwyciła moje dłonie, ponownie wpatrując się w moje
oczy. Tym razem utrzymałem kontakt wzrokowy. Chyba koniecznie chciałem ją
przekonać do tego, jakim dupkiem jestem. – Nie jesteś taki. Nie zrobiłbyś
czegoś takiego tylko dla rozrywki.
Ponownie prychnąłem,
odwracając głowę w stronę okna. Lekko uchylone, wpuszczało do gabinetu
przyjemny wiaterek, który delikatnie podwiewał kremowe zasłony.
- Kiba? – Usłyszałem
jej zmartwiony głos i nie wiedzieć czemu, cały się spiąłem. Zupełnie tak,
jakbym przeczuwał jej pytanie. – Dlaczego?
Uśmiechnąłem się pod
nosem, obdarowując ją ponownie spojrzeniem zbitego psa. Miałem wrażenie, że w
tym niebieskich oczyskach, widzę własne odbicie. Odbicie drania, który nie
potrafił zapanować nad własnymi emocjami. Idioty, który skrzywdził dziewczynę,
którą kocha i najlepszego kumpla. Po prostu widziałem tam beznadziejnego
frajera, w żałosnej sytuacji bez wyjścia.
Ścisnęła moje dłonie jeszcze
bardziej. Nigdy bym się nie spodziewał, że ktoś taki jak Ino może okazać mi
zrozumienie, czy wsparcie. Właściwie to, byłem pewien, że to ona pierwsza
zaczęłaby ze mnie szydzić. Chyba mogłem więc zdobyć się na jakąś szczerość
wobec niej?
- A jak ci się wydaje?
– mruknąłem, posyłając jej uśmiech pełen bólu. W tym momencie, miałem wrażenie,
że zeszło ze mnie całe powietrze. Byłem tak rozpaczliwie słaby, że nie wiele
brakowało, żebym sam się zupełnie rozkleił. Yamanaka nie powinna być dla mnie
taka dobra. Nie zasługiwałem na to. Przez nią czułem się jeszcze gorzej.
- Ty i Hinata… Wy…? –
Tak, kochaliśmy się. Nie mogło jej to przejść przez gardło. Najwyraźniej trudno
jest uwierzyć, że dwoje tak bliskich przyjaciół, może się w sobie tak zakochać.
– A Hinata i Naruto? – zapytała po minucie, z nowym zapałem.
Wzruszyłem ramionami.
- Myślę, że… że może kochać
też Naruto – burknąłem.
- Nie przeszkadzało ci
to?
- Oczywiście, że
przeszkadzało! – wykrzyknąłem zbulwersowany, a ból całej twarzy dotkliwie o
sobie przypomniał. Skrzywiłem się, a Ino od razu zabrała się za wznowienie
leczenia. – Przeszkadzało… - dodałem głucho. – Ale nie myślałem o tym. Nie
chciałem o tym myśleć. Wolałem się okłamywać.
- Nie ma dobrego
wyjścia z takiej sytuacji – powiedziała współczująco.
- No co ty nie powiesz
– syknąłem, mierząc ją pogardliwym spojrzeniem. – Po prostu, któryś z nas musi
się wycofać.
- Wycofasz się?
- Nie.
- Myślisz, że Naruto…
- Nie.
- Chcecie walczyć?
- Jeśli będzie trzeba.
- Pozabijacie się.
- Możliwe. –
Uśmiechnąłem się żałośnie. – Chociaż patrząc na to obiektywnie, bardzo możliwe,
że to ja skończę martwy.
Yamanaka westchnęła
ciężko, kręcąc przy tym głową. Przyjrzałem jej się uważniej, mając wrażenie, że
chce mi coś powiedzieć. Odchrząknąłem więc znacząco, a kiedy na mnie spojrzała,
kiwnąłem ponaglająco głową.
- A czy któryś z was
pomyślał chociaż przez chwilę o Hinacie? – zapytała, zbijając mnie tym pytaniem
nieco z tropu. Dokładnie, to głupotą tego pytania.
- Cały czas o niej
myślimy! No… przynajmniej ja – odparłem urażony, na co ona ponownie westchnęła.
- Mówię o jej
uczuciach. Fakt, że nie podoba mi się, to co zrobiła. Spodziewałam się po niej
więcej rozsądku. Nie wiem, jak mogła dopuścić do takiej sytuacji…
- Ale… - warknąłem,
denerwując się jej atakiem na moją ukochaną.
- Ale nie uważasz, że
to ona w tym waszym pojedynku ucierpi najbardziej?
Przygryzłem dolną,
nadal opuchniętą wargę, mierząc ją wściekłym spojrzeniem. Czy ona miała mnie za
idiotę? To przecież jasne, że Hinacie nie jest łatwo. Zapędziliśmy się w
sytuację, z której nie ma ucieczki. Czy to przez odrzucenie, czy zwyczajne
wyrzuty sumienia, każdy z nas będzie cierpiał.
Już miałem coś odpowiedzieć, kiedy
wkoło rozległo się pukanie do drzwi. Nim zdążyliśmy jakkolwiek zareagować, do
pomieszczenia wszedł Shikamaru.
Mądrala, który jak
zwykle musiał się wtrącić, który ocalił bezcenną karierę Naruto i możliwe, że
moje nic nie warte życie. Oczywiście miał ten swój znudzony wyraz twarzy. Tym
razem wkurzał mnie on bardziej niż zwykle. Tak, jakby wszystko robił z wielką
łaską, jakby każdy go zmuszał do jakże trudnej i męczącej egzystencji.
Powoli zamknął za sobą
drzwi i oparł się o ścianę, chowając przy tym ręce do kieszeni spodni.
- Jak on się czuje? –
Kiwnął na mnie głową.
- Potrafię sam
odpowiadać – warknąłem, wyprzedzając Ino. Nara posłał mi znudzone spojrzenie, a
ja mogłem przysiąść, że ujrzałem w nim cień pogardy, a wręcz obrzydzenia.
- Naruto nic nie jest.
Poszedł już do domu – odezwał się po chwili, najwyraźniej stwierdzając, że ja
nie opowiem mu o swoim własnym stanie.
- Mam to w dupie – odparłem, odwracając głowę
w drugą stronę, aby Yamanace łatwiej było mnie uleczyć.
- Sakura poszła do
Hinaty – dodał niespodziewanie.
spojrzała na mnie
wyczekująco. Czy ja byłem jakimś wybrykiem natury, że tak obserwowali moją
reakcję?! Chyba nikogo nie zdziwił fakt, że zacisnąłem wściekle pięści i
zazgrzytałem złowrogo zębami.
- Po jakiego czorta? –
warknąłem, niemal dygocąc ze złości.
- Chciała tylko
sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku – odpowiedział mi spokojnie.
- To nie wasza sprawa.
Nie wtrącajcie się – rozkazałem wściekle, w końcu spoglądając na niego z mordem
w oczach. Nie odwrócił się a patrzył odważnie prosto na mnie. Szlag mnie
trafiał, kiedy widziałem w jego spojrzeniu wyższość i pogardę dla mnie.
Westchnął ciężko, przymykając nieco powieki.
- Będziemy się
wtrącać. Jesteśmy przyjaciółmi.
- To nie transakcja wiązana-
syknąłem.
- Nie obchodzi nas
sytuacja między wami, ale nie pozwolimy byście się pozabijali. – Dlaczego ten
Mądrala musi być taki wkurzający?! Czy to jego twarz, czy słowa… Działał na mnie
jak płachta na byka. Miałem ochotę wstać i strzelić mu prosto w nos za to
wymądrzanie się.
Nic jednak nie
odpowiedziałam, tylko na powrót odwróciłem się, dając Ino znak, aby
kontynuowała leczenie.
Shikamaru nie odezwał
się więcej, ale stał w gabinecie jeszcze dobrze dziesięć minut. Potem nagle
wyszedł bez słowa.
Yamanaka skończyła
mnie opatrywać jakieś dwadzieścia minut później. Wykluczyła możliwość krwotoków
wewnętrznych, a jedyne co zdiagnozowała, to porządne poobijanie i przestrzegła
mnie przed nieprzyjemnym bólem, który będzie mi towarzyszył przez kilka dni.
Nic na to nie mogłem poradzić, więc podziękowałem tylko za to, że wypełniła
swój pieprzony obowiązek i udałem się do swojego domu.
Idąc, zauważyłem, że
nawet lekko kuleję. Dziwne, nawet nie pamiętam, żebym dostał w nogę. Ba, nawet
noga mnie nie bolała! Czułem jednak naprawdę denerwujący ból w biodrze i
okolicach klatki piersiowej. No i głowa. Głowa mi pękała. Dawno nie byłem aż
tak poobijany. Chyba po wojnie byłem już w lepszym stanie. Żałosne, że taka
krótka bójka, mogła ze mnie zrobić takiego cieniasa.
Zatrzymałem się po drodze i oparłem
o najbliższe drzewo, chcąc zaczerpnąć odrobinę powietrza. Wyraźnie słyszałem
mój zachrypnięty oddech, który z każdym nabraniem powietrza sprawiał mi jeszcze
więcej męki.
Wyplułem odrobinę
krwi, znów upewniając się, czy aby na pewno wszystkie zęby są tam, gdzie być
powinny i czy żaden z nich nigdzie się nie wybiera. Przywarłem do drzewa całymi
plecami, odchylając głowę do tyłu. Niebo było wysypane gwiazdami i mimo
licznych świateł, jakie paliły się w Wiosce, robiło nie najgorsze wrażenie. Był
nawet księżyc. Co prawda nie w pełni, ale i tak wydał się spory. Ciepłe
powietrze, przyjemnie zakłócone przez delikatny wietrzyk. To była cudowna noc.
Taka spokojna, a wręcz idealne. Idealna, aby się nią cieszyć.
Przez dłuższą chwilę, zastanawiałem
się nad tym, co robi teraz Naruto. Czy przeklina moje imię? Czy rzuca shuriken’ami
w moje zdjęcie? A może pozbywa się wszystkiego, co przypomina mu o Hinacie? W
sumie skąd mogłem wiedzieć… Przecież on się właśnie dowiedział całej prawdy.
Kto wie, może wcale nie będzie chciał stawać do walki? Może wycofa się i
wszystko wreszcie wróci do normy? Może uświadomi sobie, że wcale mu na niej nie
zależy? Może… Nie obawiałem się kolejnego starcia, ale zawsze mogłem mieć
nadzieję, że nie będzie tak źle. Kto wie, może Naruto również wpatruje się
teraz w niebo i myśli o naszym ponownym spotkaniu? A może wcale nie myśli o
mnie, a jego umysł zaprząta tylko Hinata. To by mnie nie zdziwiło. O niej
ciężko zapomnieć.
Uśmiechnąłem się
mimowolnie, myśląc o ukochanej. Jak pachniała, jak się śmiała. O tym, jak
bardzo ją pokochałem. O tym, że ją skrzywdziłem. Byłem zbyt samolubny?
Nie myśląc wiele więcej, cały czas
kuśtykając, skierowałem się wolnym krokiem w stronę rezydencji Hyuuga.
****************************
Długa przerwa, za którą przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie!
Może i długość rozdziału nie powala, ale jestem z niego nawet zadowolona. Zaczęłam go już pisać, jak tylko dodałam poprzedni, a wczoraj jedynie dokończyłam, więc mam nadzieję, że początek i końcówka aż tak się nie różnią ^^" A dlaczego tak krótko? Bo byłam pewna, że do już siódmy rozdział, a tu taki psikus! Muszę coś zmieścić do tamtych jeszcze trzech rozdziałów, więc postanowiłam już się w tym nie rozpisywać. Następny mam nadzieję, będzie bardziej przemyślany w kwestii rozmieszczenia akcji.
Mam nadzieję (chyba za dużo tej nadziei?!), że Wam się podobał.
Pozdrawiam i raz jeszcze przepraszam za zwłokę!
w końcu nowy, rewelacyjny rozdział ! ^^
OdpowiedzUsuńbiedni. cała trójka. nawet Kibie współczuje. ale chyba najgorzej ma Naruto. ale dobrze, że chociaż o całej sprawie powiedziała mu Hinata. chociaż jestem ciekawa, jak bardziej poobijany byłby Kiba, gdyby przyznał się Naruto. bo nie wierze, aby się przyznał do wszystkiego w obecności innych.
Ino. podobało mi się, że nie krytykowała Kiby, a próbowała go zrozumieć. chyba jako jedyna, albo jedna z nielicznych.
tak się zastanawiam jak daleko posunął by się Naruto, gdyby Shikamaru go nie zatrzymał. to było dobre dla Kiby, jednak też dla Naruto. a dla kogo bardziej, już nie wiem :)
najlepsza scena to była, jak chłopaki gadali o Lee, czemu kupił piwo i go nie wypił. myślałam że padne ze śmiechu :D
mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej. co dalej się wydarzy? co spotka Kibę w domy Hinaty (jeśli tam dojdzie)- czy dostanie od Sakury?
nie mogę się doczekać ciągu dalszego :)
pozdrawiam
Co się wydarzy nie mogę jeszcze zdradzić, ale postaram się by rozdział pojawił się szybciej ;)
UsuńCiężko jak dla mnie znaleźć osobę w tej trójce, która ma najgorzej. Wszyscy tak, czy siak mają przerąbane xD
No i gdyby Nara się nie wtrącił, to kto wie, czy Naruto potrafiłby się opamiętać. W tamtej chwili miał gdzieś wszystko inne i chciał po prostu się wyżyć. Na pewno znacznie bardziej uszkodziłby Inuzukę, ale czy mógłby go zatłuc na śmierć? Nie dowiemy się.
No i miło mi, że czymś Cię nawet rozbawiłam :D
Dziękuje Ci bardzo za to, że czytasz i za komentarz!
Pozdrawiam!
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńTyle czekania, ale opłaciło się. Kocham Kibę i cieszę się, że jest o nim jakieś opowiadanie, chociaż osobiście bardziej preferuję parę Kiba-Hanabi, ale to też mi się podoba.
Powodzenia i weny!
A jakoś z Hanabi nigdy go raczej nie łączyłam. Już prędzej z Ino wolę... xD
UsuńDziękuję bardzo za komentarz!
Pozdrawiam!
warto było czekać! :)
OdpowiedzUsuńnie mam słów, nie wiem czy to przez brak snu od ponad doby czy sam zachwyt. :) czytałam rozdział z zapartym tchem, bałam się o Kibę, na szczęście Uzumaki nie poturbował go zbyt mocno. no, ale reakcji Naruto nie mogę się dziwić, jak najbardziej na miejscu.
pobyt Inuzuki u Hinaty był rozczulający, ale tak jak już zostało wspomniane, współczuję całej trójce. ale najbardziej mimo wszystko Kibie. być może ze względu na to, że przez narrację i skupienie tylko i wyłącznie na nim. (nie, to nie sugestia na temat tego, że należytym byłby pozwolić innym powiedzieć co czują, bo to prawdziwy urok tego opowiadania, urok bycia w głowie Kiby.:))
tym czasem z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, ciekawa jestem dalszego rozwoju! buziaki! :)
No to chyba normalne, że w opowiadaniach pisanych w pierwszej osobie, czytelnik jednak chcąc nie chcąc najbardziej zżyje się właśnie z głównym bohaterem. Ja mimo wszystko cieszę się, że dzięki temu chociaż w jakimś stopniu więcej osób może polubić taką pominiętą przez Kishimoto postać, jaką jest Kiba ;D
UsuńMiło mi, że spodobał Ci się moment z Hinatą i Kibą. Trochę się bałam, że wyszedł zbyt... mdły? ^^"
Tak, czy inaczej, dziękuję pięknie za komentarz!
Pozdrawiam!
Łoohohohoh! Tyle radości! Tak wiele szczęścia! Wspominałam już, że uwielbiam sceny zazdrości? Zapewne z tysiąc razy, no ale... powtórzę jeszcze raz, o! Uwielbiam sceny zazdrości, dlatego ten rozdział wygrał! Zmiażdżył wszystko! Naruto... Ah! Naruto! Czekałam na ten moment i podobnie jak Kiba, wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie. Szkoda jedynie, że nie wplotłaś słów wyjaśnienia, jak Hinata to przedstawiła Naruto? Dlaczego? Czy po prostu nie wytrzymała? Jak to wyniknęło i jak zachował się Naruto wobec niej samej? Mnie to strasznie ciekawi, ale może Hinata opowie wszystko Kibie? Byłabym wielce uradowana xD
OdpowiedzUsuńNo więc... powiem ci szczerze, że akcja z bójką wyszła na piątkę z plusem! I sama postać Ino... kurde, na wielki plus! Strasznie ją polubiłam ostatnimi czasy. Wydaje mi się właśnie taka postacią, jaką ty ją tutaj ukazałaś. Pod maską próżności, którą okrył ją Kishimoto w pierwszej serii, skrywa się piękny kwiat, który właśnie nam rozkwitł. Jest wrażliwa, empatyczna, delikatna i współodczuwająca. No i bystra! <3 Pięknie ją przedstawiłaś i bardzo spodobała mi się ta ich więź, która się narodziła. xD Oczywiście nie wspomnę, że zakończyłaś w najgorszym momencie, bo to już pewnie wiesz. ;D Albo wiesz co? Nie! Wspomnę! Zakończyłaś w najgorszym momencie! Teraz kompletnie nie mam wizji, jak Hinata go przyjmie? Jak On sam się zachowa? A moe Naruto tam będzie? Coś czuję, że Hinate przytłoczy ból na jaki skazała Uzumakiego i nie będie chciała widzieć Kiby, bo uzna, że to nie w porządku - tak mi się wydaę, ale mogę się mylić i z pewnością w jakiś sposób na pewno mnie zaskoczysz. Jak zawsze. ;D Żałuję jedynie, że rozdział był naprawdę strasznie krotki. Zanim się na dobre rozpoczął, to już czytałam ostatnie zdanie i odczułam taką nostalgię, bo sobie pomyślałam... co ja zrobię, jak w końcu zakończysz ten blog? Nie będę miała na co czekać z taką niecierpliwością i zgrzytaniem zębów. Dla mnie silence, to naprawdę niezła frajdda i fenomenalna rozrywka. Nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć i nie mogłam lepiej wymyślić historii, która jest na pozór taka prosta i nieskomplikowana, bo mamy doczynienia z trójkątem, a jenak... tak absorbująca, ciekawa i nurtująca, bo nikt nie spodziewa się, jak to zakończysz. Bynajmniej ja... mam tysiąc scenariuszy, ale co do rzadnego nie mam pewności. Na pewno zakończenie będzie epickie1 Mimo iż strasznie nie chce aby do tego doszło, to nie moge się doczekać. Kurde... aż mnie świerzbi, aby to z ciebie wydusić, ale nie! Chce do ostatniej cwili mieć niepewność i ciągle myśleć... kto będzie z Hinatą? A może nikt? Kto zginie? A może nikt? Jak to się potocy?!
Teraz aż mi się smutno zrobiło, więc kończę i idę poczytać sobie silence od początku ;c
Muszę przyznać, że decyzja, aby silence napisać z perspektywy Kiby była chyba najlepszą w tej kwestii, jaką mogłam podjąć. Bardzo przyjemnie mi się wciela w jego postać xD W głowie układam drugą serię, ale wolę żadnych obietnic nikomu nie składać.
UsuńCo do Ino... Nawet nie wiesz, jak się ciesze, że właśnie tak ją sobie wyobrażasz. Ja ją bardzo lubię, a mam wrażenie, że dla większości osób wciąż jest zbyt płytka. Boli mnie jak czytam historię, w której jest ukazywana w niekorzystnym świetle. :<
Cieszę się, że walka Ci się spodobała. Zaskakująco łatwo mi się ją pisało. Ogólnie, chyba cały rozdział bardzo lajcikowo mi się tworzył. Normalnie na pełnym relaksie, niemal sam się pisał (mimo takiej przerwy) xD
Zakończeniem mam nadzieję, że Cię zaskoczę i w tej historii nie zdradzę Ci więcej już nic! Więc nawet nie masz na co liczyć >:D
A co do kolejnego rozdziału... Też nic więcej nie powiem, o!
Dziękuję za komentarz, moje ty bejbe! ;**
Się porobiło!
OdpowiedzUsuńNajpierw te docinki Kiby, później niezbyt dobrze czująca się Hinata, no a później bójka. :o Tyle emocji, tyle emocji.
Zacznę od tego, że w opowiadaniach chyba nigdy nie spotkałam tak czułego i romantycznego chłopaka, jakim okazał się Kiba. To z jaką radością kupował dla Hyugi głupie truskawki i jak sprawdzał, czy są dobre... No uwiódł mnie i tyle (znowu ._.) Sama chciałabym kiedyś dostać takie truskawki. *,*
Jestem ciekawa, czy zasłabnięcie Hinaty było chwilowe i z powodu niestrawności żołądka, czy może szykują się jakieś większe buty i jest w ciąży ^^ W końcu zawzięcie próbowała powiedzieć coś naszemu wariatowi (czemu głupek nie słuchał ._.) No, bo wtedy w ogóle wszystko by się skomplikowało.
Bardzo denerwuje mnie sposób, w jaki Naruto i Kiba spostrzegają Hinatę. Przecież to nie jest zabawka, o którą można się pobić i ten, kto wygra bójkę dostanie ją w nagrodę. >.< Stanowcze nie dla takiego zachowania!
A może Naruto odpuści... Chociaż nie, wątpię, jest za bardzo uparty.
Kiba też pewnie nie odpuści. ;>
Dlaczego zawsze sprawiasz, że mam 100000 myśli na minutę i po przeczytaniu rozdziału przez co najmniej godzinę zastanawiam się, co zrobiłabym ja w takiej sytuacji? xddd
Za wcześnie na takie wyznania, ale oczekuję słodziaśnego dziecka Kiby i Hinaty. xd Ja go chcę i tyle! ;P <3
Rozdział rzeczywiście nie był najdłuższy, ale za to jak przyjemnie się go czytało.
Tak lekko i luźno opisujesz wszystkie sytuacje, że czuję się, jakbym czytała dobrą książkę, naprawdę. ;)
"niewymarzony język" - niewyparzony język
"nie warte" - niewarte
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej, nie każ znowu tyle czekać. ;<< ^^
Dużo weny, bo ona zawsze się przydaje!
Buziaki! :*
Wiesz, powiem Ci, że faktycznie sposób postrzegania Hinaty przez tą dwójkę, jest denerwujący, ale cóż... To są w końcu faceci! Oni postrzegają wiele rzeczy w sposób prostszy. Nie komplikują aż tak, jak my kobiety xD I tak mam wrażenie, że trochę jednak za bardzo się roztkliwiam czasem nad rozmyśleniami Kiby. Tak czy inaczej, wychodzą z założenia, że mogą po prostu rozwiązać konflikt między sobą i zwycięzca bierze wszystko.
UsuńCo do ciąży i dziecka, to nie zapędzałabym się aż tak. Acz nie będę zdradzała kto, co, gdzie i z kim w przyszłości ;)
Cieszę się, że nie tak prosto odgadnąć zakończenie. Zawsze mam wrażenie, że moje historię są zbyt przewidywalne.
Dziękuję Ci bardzo za komentarz i pozdrawiam! ;)
Hinata jest w ciąży, dlatego rzygała i to chciała powiedzieć Kibie, zanim jej przerwał; w ten sposób oznajmiła Naruto swoją zdradę.
OdpowiedzUsuńDziękuję, dobranoc, znów tęsknie za twoim stylem, chociaż do przeczytania rozdziału zbierałam się stanowczo za długo, a ten komentarz to jedno wielkie gówno na kółkach, do którego lgną jak do lepu muszki owocówki.
Buziaki :*
;O!
UsuńTaaaak Mits, wiem, że ten komentarz jest do dupy, nie musisz mi tego mówić... obiecuję poprawę przy następnym? ^^"
UsuńKomentarz komentarzem, ważne, że znak życia dałaś! :D
UsuńNo, a teoria to jakaś jest, ale czy prawdziwa, to tam tylko Hinata może wiedzieć ;)
Dzięki, że jesteś! ;*
Chodziło mi raczej, że ZASPOILEROWAŁAŚ i jeśli to prawda, to... ZEPSUŁAŚ MI MOMENT ZASKOCZENIA ;O
Usuńw sumie to większość mogła się domyślić ale i tak czekam na kolejne notki porostu czytając o mało co się nie popłakałam ( wniosek? nie słuchać muzyki z narni kiedy się czyta twojego bloga) najbardziej mnie ciekawi czy kiba znowu będzie cierpieć ( jestem szaolona wiam)
OdpowiedzUsuńSama od jakiegoś czasu zastanawiam się nad założeniem bloga (oczywiście FF ;)), przeszukując internety wpadłam tutaj... I SIĘ ZAKOCHAŁAM!
OdpowiedzUsuńFantastyczny pomysł z pierwszoosobową narracją, świetnie oddajesz charakter Kiby! Jestem pod wrażeniem. Czekam na więcej!
Aww, Kiba taki zakochany.
OdpowiedzUsuńYo! Przedstawiam państwu panią Dżej Dżej, młodego ludka obracającego się od niedawna w blogoswerze.
Dżej Dżeja wielce zachwycił fanfik Odei-sama, więc postanowiła ona przeczytać ten blog w jeden dzień. Niestety, ilość tekstu oraz choroba ją powaliły, więc zajęło jej to dwa tygodnie. Ale teraz wreszcie dobrnęłam i będę na bieżąco!
Kochana, to jest piękne, niesamowite, wspaniałe! Charakter wszystkich bohaterów jest wiernie odwzorowany i nie da się do niczego przyczepić. Sceny miłosne, walki, nawet zwykłe rozmowy są pięknie dopracowane, a jednocześnie napisane prostym językiem. Pierwszoosobowa narracja idealnie tu pasuje - cała swera uczuć Kiby jest przesłodka.
To tyle z recenzji. A teraz czas na głupoty.
Zawsze czytając kolejny rozdział słucham Enjoy the Silence, heh.
Cholercia, sprawiłaś, że zaczęłam kibicować Kiba x Hinata, mimo że jestem zapaloną fanką NaruHina. Ty magiku.
I szczerze to nie wiem, co jeszcze napisać xD
A, ładny szablon. Kiba taki sexy *-*
No to pisuj dalej! Weny ślę koparkami <3
Matane~~
Sobota. 1 sierpnia 2015.
OdpowiedzUsuńGdzieś na Ziemii żyje sobie spokojnie beecia ś. Od ponad roku czeka, z nie małą niecierpliwością, na nowy rozdział jednej z jej ulubionych historii. Historii innej niż inne, które czyta/czytała, a jednocześnie tak bardzo interesującej. Która jest jedyną, na której nie przeszkadzałby jej związek Hinaty z kimś innym niż Naruto. I której dalszego ciągu tak bardzo nie może się doczekać.
Niestety, na blogu pusto, cicho. Beecia rozumie, że autorka może mieć inne zajęcia, swoje sprawy niż pisanie. To jest jasne jak słońce. Mimo wszystko będzie czekać dalej, aż pewnego dnia wejdzie na silence--love, a tam z zaskoczeniem, radością, ulgą, i pewnie innymi emocjami, zobaczy, że jest nowy rozdział.
Na razie jednak pozostaje jej oczekiwać tego dnia. I nie traci nadziei, że kiedyś on w końcu nadejdzie. :)