piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział III

"Jaki dziś dzień
I jaki mamy miesiąc
Ten zegar nigdy nie wydawał się być tak pobudzony
Nie potrafię nie tracić ducha i nie potrafię się wycofać
Straciłem tyle czasu

Bo jesteśmy Ty i ja, i cała reszta ludzi
Nic do zrobienia, nic do stracenia
I jesteśmy ja, i ty, i cała reszta ludzi, i
Nie wiem czemu nie potrafię oderwać od Ciebie oczu"

-Lifehouse - You and Me
~*~


            Nagłe przebudzenie przyprawiło mnie o palpitacje serca. Co za idiota mógł walić w moje drzwi o tak wczesnej porze?! Jak mamę kocham, ktoś tu dzisiaj zarobi w szczękę!
Zwlokłem się z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę przedpokoju. Kręciło mi się w głowie, jakbym był po jakiejś porządnej libacji. Ale nie byłem! Czułem się po prostu chory. Głowa mi pękała, a mój nos zdawał się kompletnie zablokowany.
Mijając salon, zerknąłem przelotnie na mały stoliczek. Jako, że byłem całkiem sprytny szybko skojarzyłem fakty. Stały tam bowiem lekarstwa od Sakury. Jakaś część mnie chciała jej wygarnąć, że poczułem się po tych miksturach jeszcze gorzej, ale… może faktycznie powinienem był przestrzegać zalecanej dawki zamiast brać po prostu po dwa łyki z każdej butelki? Mówi się trudno. Nie moja wina, że byłem wczoraj taki skołowany, że od razu po wyjściu Hinaty udałem się na spoczynek. Dreszcze jednak nie dawały mi spokoju i byłem pewien, że leki mi pomogą. Było jednak zbyt ciemno, żeby przeczytać instrukcje, włącznik do światła był za daleko, a ja byłem za bardzo zmęczony. Takim oto sposobem możliwe, że dołożyłem sobie zmartwień. Mogłem mieć tylko nadzieję, że niewłaściwe połączenie tych specyfików nie wywoła we mnie żadnego efektu trucizny. Chciałem jeszcze trochę pożyć.
            Natarczywe pukanie do drzwi wywołało u mnie dodatkową falę irytacji.
- Idę, już idę – wymamrotałem, docierając do wejścia i leniwie przekręcając kluczyk w zamku. Ledwo zdążyłem się odsunąć, a drzwi otwarły się przede mną na oścież. W progu, ku mojemu dodatkowemu atakowi migreny, stał Naruto.
- Nie gadaj, że jeszcze spałeś? – zdziwił się, po czym nie czekając na moje zaproszenie, wlazł do środka.
- Która godzina? – jęknąłem, zamykając za nim drzwi i kierując się w stronę salonu. Ziewnąłem przeciągliwie, rozciągając zdrętwiałe gości, po czym poczochrałem się po fryzurze i podrapałem po plecach. Spojrzałem na niego z niesmakiem. Szczerzył się jak głupek, widząc moją nieogarniętą postawę i pokazując mi sześciopak piwa, który trzymał w ręku.
- Dochodzi druga po południu. Mam na dziś już wolne, a skoro nie możesz wyskoczyć na piwo pomyślałem, że ja wpadnę do ciebie – wyjaśnił, zmierzając już do kuchni, aby wpakować swoje małe co nieco do lodówki.
Westchnąłem ciężko, kręcąc głową  i zacząłem zbierać ze stolika swoje leki.
- Nie wierzę! – Usłyszałem nagle przerażony okrzyk.
- Co jest? – burknąłem, właściwie nie bardzo zainteresowany jego oznaką paniki. Zapewne napił się zepsutego mleka z mojej lodówki, zobaczył jakiegoś karalucha, albo co gorsza, własne odbicie.
- Hinata mnie okłamała! – wykrzyknął po chwili, a ja o mały włos nie dostałem zawału. Całkowicie rozbudzony, odwróciłem się w kierunku wejścia do kuchni. Nie miałem pojęcia skąd to nagłe oświecenie, ani co mogło wywołać u niego takie podejrzenie.
- Co ty gadasz? – bąknąłem, siląc się na normalny ton. Sekundę później, z kuchni wychyliła się górna połowa Naruto, trzymająca w dłoniach plastikowy talerzyk, z którego dyndała folia, którą najwyraźniej ten wścibski koleś musiał już ściągnąć. Na jednorazowym naczyniu dostrzegłem spory kawałek przepysznie wyglądającego ciasta, o którym nie miałem bladego pojęcia. Co jeszcze za skarby mogła skrywać moja lodówka?
- Oddała ci ostatni kawałek ciasta z malinami! A tak się zarzekała, że zjadłem już wszystko i nic nie zostało! – wyżalił się, z apetytem spoglądając na kruche ciasto.
- Odłóż to tam gdzie było i wara ci od tego – powiedziałem chłodno i nie licząc nawet, że mnie posłucha sam do niego podszedłem i wyswobodziłem słodkości z jego brudnych łap.  Posłał tylko tęskne spojrzenie w kierunku wypieku, ale nie zaprotestował.  – Jak zobaczę, że brakuje chociażby okruszka naskarżę Hinacie i nigdy więcej ci tego nie upiecze – dodałem, wkładając talerzyk z powrotem do lodówki.
- Jesteś beznadziejny – stwierdził i pozując na wielce obrażonego podszedł do szafki, na której stała jedna z puszek, której nie schował do lodówki. Otworzył ją, po czym przyssał się jakby nigdy nic nie pił. Gdy oderwał się w końcu od trunku, odetchnął głęboko z szerokim uśmiechem. – Tego mi było trzeba.
- Nie chcę cię martwić, ale Sakura coś tam marudziła, żebym nie mieszał tych leków z alkoholem – powiedziałem, kierując się ponownie do salonu po zapomniane przeze mnie lekarstwa.
- Nie zmartwiłeś. Piwo jest tylko dla mnie. Ty możesz sobie sączyć jakieś ziółka, czy co tam wolisz – stwierdził, machając lekceważąco ręką i zmierzając w stronę sofy. Rozsiadł się na niej jak pan i władca, posyłając mi złośliwy uśmieszek.
Skrzywiłem się jeszcze bardziej i nie wiedząc co na to odpowiedzieć, po prostu poszedłem do kuchni, aby schować te przeklęte eliksiry do jednej z szafek.
Rzeczywiście, zaparzyłem sobie wody z cytryną, dodałem wielką łyżkę miodu i wróciłem do tego idioty. Przy okazji, łaskawie wziąłem dla niego kolejną puszkę piwa, o którą już mi jęczał.
Dosiadłem się do niego, dmuchając na gorący wywar. Czułem na sobie wzrok Uzumaki’ego.
- Nie gap się tak na mnie, bo jeszcze sobie coś o tobie pomyślę – burknąłem, biorąc mały łyczek magicznego napoju. Oczywiście poparzyłem sobie tym język.
- Co ty taki nie w humorze dzisiaj? – zapytał nagle, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Wzruszyłem ramionami, stwierdzając w myślach, że faktycznie nie mam dziś ochoty na nic.
- Chory jestem, łamie mnie w kościach, wszystko mnie boli, a jeszcze ty mi się zwalasz na głowę i nawet nie przyniosłeś żadnego prezentu na rychły powrót do zdrowia – wyrzuciłem z siebie biorąc kolejny łyk, tym razem ostrożniej.
Blondyn wywrócił oczami, wzdychając ciężko.
- Jęczysz jak baba – zarzucił, wyciągając nagle coś z kieszeni. – I o dziwo nawet kupiłem ci prezent. Nie chciałem ci go dawać, bo byłeś bardzo nie uprzejmy, ale skoro masz użalać się nad sobą to trzymaj. – Rzucił w moją stroną coś niewielkiego. Nie zamierzałem łapać, więc przeturlało się za tuż za mną, po kanapie, zatrzymując na bocznym brzegu. – Na zdrowie – dodał z uśmiechem.
Spojrzałem w bok uśmiechając się krzywo.
- Łał, soczek multiwitamina, mój ulubiony – zakpiłem. Nie mogłem jednak nie przyznać, że ten jego mały gest był wzruszający.
- Widzisz, jak ja cię dobrze znam – zaśmiał się, po czym znów dossał się do puszki piwa.
- Ta… znasz mnie na wylot – mruknąłem cicho z krzywym uśmiechem, ponownie kosztując słodko-kwaśnej mieszanki.
Z bólem musiałem przyznać, że Naruto naprawdę był w porządku. Tak cholernie w porządku, że zacząłem mieć potworne wyrzuty sumienia. Po jakiego czorta on tu przylazł?! Sprawiał, że zaczynałem brzydzić się sam sobą. Przecież chciałem rozwalić jego związek! Nawet teraz, patrząc na jego szczęśliwą osobę, z uśmiechem czytającą jakiś małoważny napis na puszce, nie przestawałem fantazjować o jego dziewczynie. Co gorsza, chyba nawet najgorsze wyrzuty sumienia nie sprawiłyby, że porzuciłbym swój plan rozdzielenia ich. Z drugiej strony, nie chciałem tracić takiego kumpla, jak Naruto. To prawda, był idiotą, debilem, półgłówkiem, ale był lojalny. W przeciwieństwie do mnie…
- Ty chyba naprawdę nie udajesz tej dziwnej choroby, co? – odezwał się nagle, spoglądając na moją zbolałą minę.
Posłałem mu rozczarowane spojrzenie.
- Poważnie myślałeś, że moim marzeniem jest obijanie się w domu, podczas gdy Akamaru trenuje beze mnie? – zironizowałem, kręcąc głową z rozczarowaniem i odstawiając gorący kubek na stolik. – Słuchaj, nie chcę cię wyganiać, ale najchętniej położyłbym się po prostu spać – powiedziałem, czując ponownie jak głowa zaczyna mi pękać, a powieki stają się niezwykle ciężkie.
Naruto wpatrywał we mnie przez chwilę, zgniatając w dłoni pustą puszkę. Cwaniaczek miał spust. Szybko się uporał z tym piwem.
- Jasne, rozumiem – odezwał się w końcu, wstając z kanapy. Ja w tym czasie, oparłem się na niej wygodniej, czując jak wiotczeje mi ciało. Znów na mnie spojrzał, drapiąc się po głowie. Wyglądał tak, jakby oceniał mój stan. Tymczasem ja naprawdę zaczynałem się czuć fatalnie! Miałem gdzieś, czy ten pacan mi uwierzy, czy nie. – Ale piwo zostawię w lodówce i wypijemy je niedługo razem, jak lepiej się poczujesz – dodał nagle, spoglądając teraz w kierunku kuchni.
- Spoko – wymamrotałem niewyraźnie, wdrapując się całkowicie na kanapę i zwijając się na niej w kłębek. Dopiero teraz zauważyłem, jak w tym małym mieszkanku było zimno. Zastanawiałem się, czy zamknąłem wszystkie okna. A może to Naruto już wyszedł i zapomniał zamknąć drzwi wejściowych? Jeżeli tak, to skopię mu…
W tym momencie, poczułem nagle lekki ciężar na sobie i zrobiło się tak trochę cieplej. Dostrzegłem, że zostałem niedbale okryty kocem.
- Jakiś ty troskliwy. Bo się wzruszę – jęknąłem z kpiącym uśmieszkiem, naciągając na siebie bardziej przykrycie.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał, ignorując moją zaczepkę.
- Kołysanki na dobranoc i mojego misia – znów zakpiłem, otwierając jedno oko i zerkając na lekko rozbawionego Uzumaki’ego.
- Z tym misiem to jeszcze bym uwierzył, ale z tym, że chciałbyś, abym ci śpiewał, to nie bardzo – odparł, odwracając się w kierunku wyjścia. – Zajrzę później, albo przyślę do ciebie kogoś, żeby sprawdzili, czy jeszcze dychasz – dodał i już chciał odchodzić, kiedy ponownie zacząłem mamrotać, z twarzą przyciśniętą do poduszki, która leżała na brzegu kanapy.
- Naruto… - Obejrzał się za siebie, patrząc na mnie pytająco. – Jak chcesz, to weź sobie to ciasto. Ja i tak chyba zaraz puszczę pawia, a szkoda, żeby się zmarnowało – dodałem sennie.
Oczywiście wcale nie było mi niedobrze. Poczułem jednak tajemniczą radość, kiedy dostrzegłem szczęście blondyna. Może próbowałem uspokoić własne sumienie?
Powędrował w podskokach do kuchni po słodkości, bojąc się pewnie, że zmienię zdanie. Nie bardzo pamiętam kiedy wyszedł z mieszkania, ale przedtem udał się jeszcze do łazienki i przyniósł stamtąd wielką miskę, podstawiając mi ją obok kanapy, na wypadek, gdybym naprawdę miał zamiar zwrócić treść mojego żołądka. Troskliwy gamoń. Nie cierpię go!

            Koszmary, jakie torturowały mnie podczas nawrotu gorączki były nie do wytrzymania. Przez cały czas, kiedy powinienem wypocząć, męczyłem się jak diabli.
Pamiętam, że dookoła było ciemno. Jasne światło padało z góry tylko w miejsce, w którym akurat stałem. Tak jakby ktoś oświetlał mnie specjalnie, uważnie obserwując. Czułem chłód, zdrętwienie i ociężałość. Zdezorientowany, rozglądałem się na boki, próbując dostrzec coś w ciemności. Kiedy zrobiłem kilka kroków na przód, światło podążyło za mną. Przez myśl przemknęło mi nawet, że jestem jak gwiazda na scenie, oświetlany reflektorami.
Szedłem powoli, czując ból w kościach z każdym kolejnym krokiem. Moje ciało ważyło chyba z tonę. Grawitacja uparcie ciągnęła mnie w dół, a ja nie miałem pojęcia dlaczego w ogóle z tym walczę. Chyba wydawało mi się, że gdy upadnę, ogromny ciężar, który na mnie napierał, zwyczajnie pozbawi mnie resztek tlenu. Taka wizja ani trochę mi się nie uśmiechała.
Cały mokry od potu, zatrzymałem się w końcu, ledwo utrzymując się na dygocących nogach. Oparłem ręce na kolanach, ze świstem nabierając powietrza. Byłem pewien, że już dłużej nie wytrzymam.
- Kiba… - Usłyszałem nagle czyjś szept, który echem odbił się w oddali. Uniosłem głowę, spoglądając przed siebie.
Stała tam pewna postać. Oświetlona tak samo jak ja. Począłem iść w jej kierunku. Im byłem bliżej, tym większą ulgę czułem, domyślając się kto to może być. Mimo, że odwrócona była tyłem i miała na sobie luźną, białą sukienkę, od razu rozpoznałem jej długie, granatowe włosy i przyjemną dla oka sylwetkę. To była Hinata. Moja Hinata.
Przyśpieszyłem, chcąc powiedzieć, by zabrała mnie z tej okrutnej, męczącej nicości, ale kiedy byłem już bardzo blisko, ogarnął mną niepokój. Tak szybko jak przyśpieszyłem, tak teraz zacząłem zwalniać. Wyciągnąłem w jej kierunku ciężką dłoń, ale bałem się. Potwornie bałem się jej dotknąć.
Dlaczego?
Czyżby moja podświadomość chciała mi o czymś powiedzieć? Przestrzec mnie przed czymś?
Czego mogłem się obawiać?
            Moja dłoń była coraz bliżej jej odsłoniętego, bladego i delikatnego niczym kaszmir ramienia. Dotykałem ją już tyle razy. Znałem to uczucie. Znałem lepiej niż ktokolwiek inny. A jednak…
Zawahałem się, kiedy byłem już zaledwie milimetr przy jej skórze i gwałtownie cofnąłem rękę. Chwilę później, poczułem jak płonie. Moja dłoń zaczęła palić niemiłosiernie, mimo że po ogniu nie było nawet śladu. Przerażony, spojrzałem na nią. Oprócz tego, że była cała czerwona, zaczęły pokrywać ją wielkie pęcherze. Wrzasnąłem, odruchowo cofając się, jakby próbował uciec od własnej ręki. Nieuważnie wpadłem na, stale odwróconą do mnie tyłem, Hinatę, lekko ją szturchając. Na chwilę oderwałem się od piekła, które zawładnęło moją kończyną i przeniosłem wzrok na dziewczynę. Nawet nie zareagowała, ale nie minęła sekunda, gdy miejsca na moim ciele, które zanadto się do niej zbliżyły, zaczęły równie piec, co dłoń.
To było nie do zniesienia.
Upadłem na ziemię, szamocząc się i wrzeszcząc wniebogłosy. Daremnie starałem się ugasić nie istniejący ogień, który pożerał kolejne rejony mojej osoby. Zdołałem jednak się zorientować, że najbardziej płonie mój lewy bok. Miejsce, w które niedawno oberwałem zatrutym kunai’em. Cały zmachany, ostatkiem sił, uniosłem swoją koszulkę i zamarłem z przerażenia. To nie był już poparzony fragment ciała. Cały mój brzuch, bok i plecy… wszystko było zwęglone. Całkowicie, bez żadnej szansy na ratunek.
Już nie krzyczałem. Głos uwiązł mi w gardle. Wciąż czując nieludzko mocne kołatanie serca, odwróciłem głowę, chcąc zerknąć na Hinatę i poprosić ją jakoś o pomoc. Stała tuż obok i… patrzyła na mnie! Gdy jednak nasze spojrzenia się spotkały, wstrzymałem oddech. Te oczy… Patrzyła na mnie, to była ona, ale… Cholera! Przecież to oczy Naruto! Co u diabła robił tu Naruto?!
Zamiast jednak irytacji, poczułem wszechogarniający smutek. Czułem się przegrany. Porzucony, odepchnięty… Czułem się jak śmieć, który zdradził przyjaciela i dostał to na co zasłużył.
Te oczy patrzyły na mnie z taką… z taką odrazą, a ja tę odrazę akceptowałem.
- Zrób to – odezwałem się nagle, sam zaskoczony swoim głosem. Bo to nie był mój głos, ale znów Naruto. Naruto przemawiał przeze mnie. Wiedziałem nawet o co chodzi.
Prosiłem, albo raczej kazałem jej mnie dobić. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale taka po prostu była kolej rzeczy.
Zacisnąłem na chwilę powieki, a gdy je rozchyliłem, zobaczyłem leżącego nad sobą samego Naruto. Wyglądał na zmizerniałego, a wręcz wykończonego. Leżał, patrząc na mnie i z trudem oddychając. Nie wiedzieć czemu, wyciągnąłem dłoń, żeby go dotknąć i wtedy się zorientowałem. To było lustro. A to byłem ja. Ja byłem Naruto. Byłem teraz w jego ciele, byłem nim.
Co dziwniejsze, w ogóle mnie to nie zaskoczyło. Spojrzałem smętnym wzrokiem na Hinatę, która trzymała w rękach ostrego kunai’a. Jej oczy znów się zmieniły. Nie były błękitne, jak u Uzumaki’ego. Teraz były to czarne, wilcze oczy. To były moje oczy.
Potem już wszystko potoczyło się w ułamku sekundy. Hinata upadła na kolana, a ostrze wbiło się w moją klatkę piersiową. W sam środek mojego serca.

            Obudziłem się nagle, zalany zimnym potem i sercem niemal wyrywającym się z piersi. Gwałtownie chcąc usiąść zleciałem z wąskiej kanapy, uderzając biodrem i ramieniem w stolik i lądując głową w misce, którą wcześniej postawił tu Naruto. Szybko się jej pozbyłem, odrzucając z dala od siebie jakby co najmniej mnie parzyła. Jeszcze szybciej chciałem podnieść się z podłogi przez co niefortunnie, acz solidnie uderzyłem potylicą w stół. Przez moment aż mnie zamroczyło, ale w końcu zacząłem się też uspokajać. Chyba potrzebowałem tego zderzenia, aby ogarnąć co się dzieje.
Już nie spałem. To był tylko sen, powtarzałem sobie. Bardzo, bardzo zły sen.
Uniosłem się nieco opierając na zgiętych łokciach i wciąż lekko wystraszony, wpatrywałem się w brudną podłogę. Chciałem chociaż trochę przeanalizować to, co się tam wydarzyło. Wszystko jednak ulatywało mi z umysłu z prędkością światła. Zapamiętałem jednak kilka szczegółów.
Nie mogłem dotknąć Hinaty. To najbardziej mnie przerażało. Czyżby moje wyrzuty sumienia osiągnęły taki poziom, że aż męczyły mnie we śnie? Nie wiedziałem, że byłem taki wrażliwy.
Kolejną rzeczą było to, że miałem umrzeć. Hinata miała mnie zabić. Mnie, albo Naruto…
Cholera, właściwie to który z nas miałby tam zginąć?! Skoro byłem w jego ciele, to ja byłem nim, czy to był on… i te oczy Hinaty moje, lub jego… Ech… to zbyt pogmatwane. Lepiej postaram się o tym zapomnieć, bo mózg mi eksploduje.
- Niech cię szlag, Inuzuka! Co ty wyprawiasz?! – Usłyszałem denerwujący głos Sakury, która znawał się być niebezpiecznie blisko. Nim zdążyłem poukładać sobie wszystkiego w głowie, kiedy poczułem jej dłonie na moich biodrach, które starały się mnie wciągnąć z powrotem na kanapę.
- Sakura? – mruknąłem, bo nic innego nie potrafiłem z siebie wydobyć. Nie zmuszając jej dłużej, do dźwigania mojego ciężaru, sam wsparłem się na rękach i nogach i wturlałam na leżenie. Spojrzałem na nią pytająco, a ona westchnęła ciężko, kręcąc głową z rezygnacją.
- Naruto się o ciebie martwił i prosił, żebym zajrzała. Dobrze, że to zrobiłam. Miałeś potworną gorączkę i drgawki. Gdybym w porę nie podała ci zastrzyku, mógłbyś zapaść w śpiączkę, albo zwyczajnie twoje serce by stanęło – wyjaśniła krótko, przysiadając na brzegu kanapy. Szybko przesunąłem nogi, chcąc zrobić dla niej więcej miejsca. Cały czas wpatrywałem się w nią z nierozumnym wyrazem twarzy, nie będąc w stanie bardziej przyswoić usłyszanych właśnie informacji.
- Jak się czujesz? – odezwała się ponownie, patrząc na mnie przyjaźnie.
Zaraz, zaraz, zreflektowałem się szybko. Coś mi tu nie pasowało. Miła Sakura? Dla mnie? Może już umierałem?!
- Zaczynam się martwić, kiedy jesteś taka troskliwa – odparłem, mrużąc oczy i uważniej się jej przyglądając. Zaśmiała się cicho, a ja jeszcze bardziej się zestresowałem. – Poważnie, przestań.
- Nie martw się, miałam po prostu ciężki dzień – odezwała się, układając dłonie na swoich kolanach i leniwie patrząc przed siebie.
Zerknąłem przez ramię w stronę okna i dopiero zorientowałem się, że jest już noc.
- Jak długo tu jesteś? – zapytałem z lekkim podziwem w głosie. Nagle dotarło do mnie jak bardzo musi być zmęczona.
- Trzy, może cztery godziny. – Wzruszyła ramionami, opierając się nagle na kanapie i wyciągając w górę zdrętwiałe ręce. Ziewnęła przeciągliwie, a ja poczułem kolejny powód do wyrzutów sumienia. – Szczerze, trochę się wystraszyłam – odezwała się nagle poważniejszym tonem. Odwróciła głowę, patrząc na mnie. – Nie wyglądałeś za dobrze. Po dyżurze w szpitalu, skoczyłam jeszcze coś przegryźć, zamiast od razu pójść do ciebie. Bałam się, że dostałeś zastrzyk zbyt późno, i że się nie obudzisz. Na szczęście twój stan szybko się ustabilizował i nie musiałam wzywać ludzi, by przetransportowali cię do szpitala – dodała.
Spuściłem głowę, patrząc na róg koca, który ściskałem w dłoniach. Było mi głupio, że miała przeze mnie wyrzuty sumienia. Gdy mój stan się pogorszył, zapewne nigdy by sobie tego nie darowała.
- No to… dzięki – wydusiłem z siebie, starając się nie patrzeć w jej stronę. Usłyszałem tylko cichy śmiech, a później ciężkie westchnienie.
- A tak w ogóle, Kiba… - zaczęła ponownie. – Jaką ilość zażyłeś lekarstw, które ci dałam? – zapytała, a ja cały zesztywniałem. Czy ona zapomniała już, że jestem poważnie chory? Naprawdę musi mnie tak stresować?!
Przełknąłem głośno ślinę, chcąc wybrnąć z tego obronną ręką. Musiałem kłamać, nie było innego wyjścia.
- No… brałem tak, jak…
- Tylko nie kłam! – zarządziła od razu. Zacisnąłem usta, denerwując się jeszcze bardziej. Spojrzałem na nią z wyrzutem, na co ona odpowiedziała mi tym samym.
- Dobra, masz mnie, przedawkowałem twoje ziółka – burknąłem, urażony przyznając się do błędu. Uśmiechnęła się z tryumfem, ale i z politowaniem, kręcąc przy tym głową.
- Masz nauczkę. One co prawda nie spowodowały takiej gorączki, ale miały ją hamować. Źle połączone, nie tylko zniwelowały swoje pozytywne działania, ale mogły także posłużyć jako iskra, która nie powstrzymana spowodowała tak silną gorączkę.
- Będę bardziej uważał następnym razem – powiedziałem obojętnym tonem.
- Mam taką nadzieję. Przy okazji, naszkicowałem ci specjalną rozpiskę dawkowania, którą powiesiłam na szafkę z lekami w kuchni – dodała z uśmiechem do mnie mrugając. Skrzywiłem się lekko, nieudolnie chcąc odwzajemnić uśmiech. W pewnym momencie, Sakura podniosła się z miejsca i z poważniejszą miną, zbliżyła do mnie. Drgnąłem, kiedy jej zimna dłoń dotknęła mojego czoła.
- Spokojnie, nie ugryzę cię – zaśmiała się, po czym uważnie spojrzała mi w oczy. Czułem się niezwykle głupio, będąc tak blisko jednej z przyjaciółek. Nawet jeżeli miało być to tylko zwykłe badanie mojego powierzchownego stanu, miałem wrażenie, że na moją twarz wypływają rumieńce. Oczywiście, nie uszło to uwadze złośliwej Haruno. – Ależ ty wstydliwy – zaśmiała się i wreszcie ode mnie odsunęła. – A zdawałeś mi się zawsze typem faceta, który nie czuje krępacji przed dziewczynami – dodała, posyłając mi złośliwy uśmiech. Ja, nie wiedząc co jej odpowiedzieć, odwróciłem szybko głowę, jeszcze bardziej się rumieniąc, co ona potraktowała jako przyznanie się do nieśmiałości. Zaśmiała się głośno, dłonią ocierając załzawione oczy. – Pasujesz z tym do Hinaty – dodała nagle, a ja dziwnie ożywiony spojrzałem w jej stronę.
- Tak sądzisz? – zapytałem i szybko ugryzłem się w język. Haruno zdziwiła się lekko, wciąż patrząc na mnie z uśmiechem. – To znaczy… gadasz głupoty. Nie mam żadnego problemu. Po prostu, tu jest bardzo gorąco, a ja dopiero co miałem gorączkę i…
Przerwał mi donośny śmiech Sakury, co wytrąciło mnie nieco orientacji. Śmiała się tak, jakby usłyszała coś niesamowicie zabawnego. Najwyraźniej zmęczenie dawało się jej we znaki.
- Chyba powinnaś odpocząć – odezwałem się, patrząc na jej zmęczone oczy. Zerknęła na mnie z przymulonym uśmiechem, kiwając twierdząco głową. Podniosła się powoli z miejsca, ponownie leniwie przeciągając i ziewając przy tym głośno. – Wybacz, że cię zmartwiłem – dodałem, kiedy zauważyłem, że chwyta swoją bluzę, leżącą na oparciu kanapy i zmierza w kierunku torby, która z kolei wisiała na wieszaku w przedpokoju.
Odwróciła głowę, zerkając w moją stronę.
- Taka praca. Zajrzę do ciebie rano. Tymczasem, weź te tabletki, które położyłam ci luzem na stoliku, a gdybyś poczuł się gorzej, zażyj jeszcze te, które włożyłam do pudełeczka – powiedziała, po czym bez zbędnych pożegnań, opuściła moje mieszkanie.
Spojrzałem na stolik i dopiero dostrzegłem rzeczy, które na nim stały. Istotnie były tam trzy tabletki, tuż obok szklanki pełnej wody. Kawałek dalej stało jeszcze maleńkie pudełeczko, w którym musiały znajdować te awaryjne pigułki.
Kolejna troskliwa osoba, pomyślałem z lekką kpiną.
Chcąc nie chcąc jednak, musiałem przyznać Sakurze szacunek. Fakt, że to była jej praca, ale przecież nie musiała siedzieć u mnie tyle czasu. Nie musiała w ogóle do mnie przychodzić, wierząc, że poradzę sobie z odpowiednim zażywaniem leków. Można by uznać, że gdyby nie Naruto, mógłbym już nawet nie żyć.
Jakoś jednak… wolałem nie myśleć o tym w ten sposób. Naprawdę nie chciałem mu nic więcej zawdzięczać.

            Następnego dnia, tak jak obiecała, odwiedziła mnie Sakura. Czułem się znacznie lepiej, więc gdy przybyła o świcie, byłem już na nogach. To była normalna pora, o której zawsze wstawałem. Wraz ze wschodem słońca, wybierałem się zwykle z Akamaru na poranny trening. Shino wyszkolił naszą drużynę tak, że byliśmy przyzwyczajeni budzić się na samym początku dnia. Było w tym wiele dobrego. Nie marnowałem niepotrzebnie tyle godzin na sen. Teraz jednak, wstając tak wcześnie, nie miałem co z sobą zrobić. Nudziło mi się do tego stopnia, że zaczynałem sprzątać mieszkanie. Gdy więc zjawiła się Haruno, nie miałem właściwie już nic do roboty.
Nie zabawiła u mnie długo. Przepytała mnie z dawkowania leków, wykonała pobieżne padania i poszła, uprzednio zabraniając mi jeszcze wychodzić z domu. Według niej, ciągle byłem mocno osłabiony. Według mnie, słaby z niej diagnosta.
Nudziłem się więc przez dłuższy czas, przeglądając wszystkie książki i gazety, jakie miałem w domu. Doszło nawet do tego, że wczytywałem się w etykietki leków, które zostawiła moja osobista lekarka.
            W południe otrzymałem najlepszą niespodziankę, jakiej mogłem oczekiwać. Właściwie nawet dwie. Gdy tylko usłyszałem pukanie do drzwi, od razu wiedziałem kogo tam zastanę. Nic w tym dziwnego. Łączyła nas w końcu tak silna więź, że oboje czuliśmy swoją obecność. Ledwo zdążyłem złapać za klamkę, gdy wielkie cielsko wparowało do mieszkania, od razu powalając mnie na ziemię i liżąc po całej twarzy.
- Akamaru! Ależ ja się za tobą stęskniłem! – wykrzyknąłem z szerokim uśmiechem, tuląc się mocno do jego białej sierści. Zaskomlał wzruszony, ocierając się o mnie jeszcze bardziej i ponownie obśliniając mnie całego. Śmiałem się głośno, głaszcząc go za uchem i jednocześnie, starając się go trochę od siebie odepchnąć. Dopiero po krótkim czasie zauważyłem, kto go tu przyprowadził.
Hinata weszła tuż za nim, zamykając za sobą drzwi i stojąc przy wejściu, patrzyła na nas z nieśmiałym uśmiechem.
- Dobra, wystarczy tych czułości, stary – odezwałem się do Akamaru, chwytając go jeszcze za skórę na szyi i stukając lekko swoim czołem o jego, podniosłem się z ziemi. – Hej. – Spojrzałem na Hyuugę. Przepuściłem w tym czasie psa, który od razu wbiegł do salonu i wskoczył na kanapę, wygrzebując sobie w moim kocu legowisko i od razu się w nim układając.
Sam zbliżyłem się do przyjaciółki i bez cienia krępacji, chwyciłem jej dłoń, jakby było to czymś zupełnie naturalnym. Po prostu ich wizyta poprawiła mi humor do tego stopnia, że postanowiłem puścić w niepamięć wszystkie gorsze wydarzenia.
- Jak tam? – zapytałem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- To chyba ja powinnam o to zapytać – zaśmiała się i dotknęła dłonią swojego zaróżowionego policzka. Denerwowała się, czułem to.
- Cieszę się, że przyszłaś – powiedziałem po krótkiej ciszy, ściskając mocniej jej rękę. Popatrzyła na mnie, jakby z lekkim strachem w oczach i wyraźnie odetchnęła, kiedy ją puściłem i zrobiłem krok do tyłu.
- Czego się napijesz? – zapytałem, zmierzając już w kierunku kuchni. Od razu chwyciłem za czajnik i zacząłem nalewać do niego wody.
- Może być woda. – Usłyszałem w odpowiedzi.
- To dostaniesz herbaty – zakomunikowałem, wrzucając do dwóch szklanek dwie torebki wypełnione ziółkami. Oparłem się o blat szafki, czekając na zagotowanie się wody. Dopiero teraz zaczynało do  mnie docierać, że ostatnie nasze spotkanie zakończyło się dosyć… sam nie wiem jak to określić, ale to nie było zwykłe „do zobaczenia później”. Uciekła. Tak po prostu, nagle zaczęła się śpieszyć i mi uciekła. Ale żałowała tego, wiedziałem to. Widziałem to w jej oczach kiedy spoglądała w moje okno. Nie chciała ode mnie odchodzić. A teraz wróciła! Jak powinienem na to zareagować? Czy już każde nasze spotkanie miało się kończyć jakimś dramatycznym wyjściem? Wymiana zdań, kłótnia, rozpaczliwa walka ze sobą, a później oboje cierpimy. Po co to wszystko? Na tę chwilę brakowało mi mojej przyjaciółki. Gdyby tak po prostu mógł usiąść obok niej i pożalić się na moje kłopoty sercowe. Ona by udzieliła mi jakiejś konkretnej rady i na koniec dodała, że wszystko będzie dobrze.
Ale nie!
Nie mogłem przecież żalić się Hinacie na Hinatę! To byłoby dziwne. W dodatku nie na miejscu!
I to był właśnie ten minus zakochiwania się w przyjaciółce. Nagle nie ma z kim pogadać o swoich problemach.
- Kiba? – Usłyszałem nagle jej słodki głosik, który wyrwał mnie z rozmyślań. Uniosłem głowę, patrząc na nią pytająco. Wyglądała jakby czekała na moją odpowiedź.
- Co? – mruknąłem cicho, nie wiedząc o co chodzi.
- Woda – upomniała mnie, uśmiechając się pobłażliwie. Odskoczyłem szybko na bok, dopiero teraz zauważając, że zapomniałem włożyć gwizdka, a woda wrzała już w najlepsze. Szybko wyłączyłem gaz i zalałem herbaty.
Hinata w tym czasie podeszła do jednej z szafek, która wisiała po lewej stronie kuchni i zaczęła w niej coś szukać.
Uśmiechnąłem się z rozkoszą, stając za nią i opierając się o przeciwne szafki. Splotłem ręce na piersi, mierząc ją zachłannym spojrzeniem.
Stała na palcach, starając się coś sięgnąć z górnej półki. Jej wąskie rybaczki, opinały lekko jej zgrabne pośladki, a luźna bluzka podwinęła się do góry, ukazując skrawek jej pleców.
Musiałem przyznać, że takie drobiazgi działały na mnie niezwykle pobudzająco. Ona zdawała się o tym doskonale wiedzieć i wyraźnie chciała mnie skusić kiedy zaczęła lekko podskakiwać.
- No, no – zagwizdałem  końcu, a ona odwróciła się, patrząc na mnie pytająco. Kiedy ujrzała mój wzrok, zarumieniła się niemiłosiernie.
- Kiba! – pisnęła, oburzona.
- Przyszłaś uwieźć faceta, czy dotrzymać towarzystwa przyjacielowi? – zaśmiałem się, patrząc na nią wyzywająco. – A może jedno i drugie?
- Nie moja wina, że wszystko kojarzy ci się z jednym – odparła, również splatając ręce na piersiach i wpatrując się we mnie obrażona. – Masz cukier? – zapytała.
- Nie jesteś wystarczająco słodka? – odparłem, podchodząc do niej i nachylając się niebezpiecznie blisko. Nie odwróciła jednak wzroku tylko twardo wpatrywała się we mnie. Nawet nie drgnęła, kiedy nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Skubana, wyrabia się, pomyślałem po czym szybko się odsunąłem i posłałem jej lekkiego pstryczka w nos.
Fuknęła zaskoczona i niezadowolona, a ja w tym czasie sięgnąłem po cukier, który znajdował się w szafce obok.
-  Sakura trochę tu wczoraj grzebała i mi poprzestawiała – wyjaśniłem, podając jej zgubę.
- Sakura? – zdziwiła się, wyciągając teraz z szuflady dwie łyżeczki i zmierzając powoli do salonu. Ja chwyciłem za obie szklanki herbaty i podążyłem tuż za nią.
- Była u mnie wczoraj… i dzisiaj – odparłem krótko, ostrożnie odkładając wrzący wywar na stolik. Akamaru posłusznie zszedł z kanapy i zajął miejsce obok, patrząc cały czas na mnie i nie przestając merdać ogonem. Tak się chłopak za mną stęsknił!
            Hinata mruknęła coś cicho pod nosem, usadawiając się na sofie, a ja walnąłem się tuż obok niej, patrząc na nią z zaciekawieniem.
- A co, zazdrosna? – zaśmiałem, a kiedy wzruszyła ramionami o mało co nie opadła mi szczęka. Po chwili spojrzała na mnie odrobinę zlękniona.
- Nie, nie! To znaczy… - zawahała się i znów zatopiła we własnych myślach. Trwała tak chwilę, zaciskając pięści na materiale swoich spodni. Przyglądałem jej się uważnie, oczekując na jakiś ciąg dalszy. Gdy jednak stwierdziłem, że mogę jeszcze sobie trochę poczekać, przybliżyłem się do stolika. Sięgnąłem po łyżeczkę, aby nasypać sobie trochę cukru do herbaty. Gdy już to zrobiłem, zamieszałem i ostrożnie uniosłem szklankę do ust. Tym razem wywar nie okazał się aż tak gorący i bez obaw mogłem go spożyć.
- Kiba… - zaczęła wreszcie, a ja z cierpliwością odstawiłem naczynie z powrotem na stolik, po czym oparłem się na kanapie, siadając niemal bokiem do niej. Również odwróciła się w podobny sposób, jednak wzrok miała spuszczony. Bawiła się przy tym kosmykiem swoich włosów, nerwowo przeczesując je palcami. – Czy myślisz, że… - zapytała niemal szeptem, z obawą marszcząc brwi.
Chwyciłem ją niespodziewanie za dłoń, która zaczynała drżeć coraz bardziej. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Spokojnie – mruknąłem, uśmiechając się pokrzepiająco. – Przestań się tak denerwować – dodałem, siląc się na cichy chichot, aby zrozumiała, że przy mnie nie powinna się krępować, tak jak to było dawniej.
- Jesteśmy przyjaciółmi? – zapytała w końcu. Skuliła się przy tym niepewnie, jakby bała się, że powiedziała coś złego.
Przez te jej lęki zaczynałem czuć się jak jakiś zwyrodnialec, który robi jej krzywdę. Naprawdę miałem do niej anielską cierpliwość.
Tak czy inaczej, zdziwiło mnie jej pytanie. Czy jesteśmy przyjaciółmi? Przecież zawsze nimi byliśmy!
Potem jednak przypomniałem sobie swoje wcześniejsze słowa, które mogły wywołać u niej wątpliwości. W dodatku sposób w jaki rozstaliśmy się ostatnim razem… Czy kochankowie mogą darzyć siebie przyjaźnią? Czy wciąż jesteśmy przyjaciółmi?
- Oczywiście, że tak – odparłam, nadal trwając w lekkim osłupieniu. Odetchnęła głęboko, uśmiechając się do mnie. Czyżby aż tak wątpiła w naszą przyjaźń?
- Tak się cieszę – powiedziała, po czym sięgnęła po swoją szklankę herbaty. Upiła łyk i ze stoickim spokojem odstawiła ją z powrotem. – Czy więc możemy nadal rozmawiać o wszystkim? – kontynuowała temat.
Znów się zdziwiłem, ale chyba zaczynałem się domyślać do czego dąży. Przelotnie zerknąłem na Akamaru, który przeszedł teraz na drugą stronę stolika, podchodząc do mnie i kładąc się tuż przy moich nogach. Chrapnął po chwili głośno, dając znak, że ucina sobie drzemkę.
- Hinata… - zacząłem i spojrzałem na nią poważnie. – To co się między nami dzieje w żadnym stopniu nie przekreśla naszej przyjaźni – powiedziałem. Postanowiłem postawić na bezpośredniość. Specjalnie też powiedziałem, że „to” wciąż się między nami dzieje, a nie zdarzyło się i dobiegło już końca. Nie miałem zamiaru niczego kończyć. Nigdy w życiu. – Możemy mieć i jedno i drugie. Wcale nie musimy nic tracić.
- No właśnie… - zawahała się. – Bo widzisz… - Uniosła ponownie głowę, patrząc na mnie wielkimi oczami i przysuwając się niebezpiecznie blisko. – Tak się składa, że ja… - zaczęła i znów przerwała, przygryzając dolną wargę i odwracając wzrok.
To było dziwne. Czyżby Hinata naprawdę starała się mnie właśnie uwieźć? Nie potrafiła już się powstrzymywać?
            Odruchowo uniosłem rękę, dotykając jej policzka. Nawet nie drgnęła pod moim dotykiem, a wręcz przeciwnie. Wtuliła twarz w moją dłoń, uśmiechając się przy tym ciepło i zamykając oczy. Po chwili rozchyliła nieco powieki, patrząc w moją stronę. Byłem jak zahipnotyzowany. Jej urok znów na mnie działał. Była jak czarownica, która stale rzuca na mnie jakieś czary. Jak syrena, która swoim słodkim śpiewem chce zwabić mnie na skały.
- Ja… ja bardzo potrzebuję teraz mojego przyjaciela – dokończyła w końcu, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej i napierając na mnie całym swoim ciałem. Wtuliła się w moje ramiona nie czując przy tym grama krępacji.
Nie do końca tego się spodziewałem, ale zaakceptowałem to z lekkim rozbawieniem. Przytuliłem ją mocno, ciesząc się po prostu z tej bliskości. Cholera, przecież ja też za nią tęskniłem. Nie za Hinatą-kochanką. Tęskniłem za Hinatą-przyjaciółką. Moją super, ekstra kumpelą, z którą mogłem pożartować, z której mogłem się pośmiać, i która zawsze była gotowa mnie pocieszyć i wesprzeć jakimś dobrym słowem.
- To całe szczęście, że tu jestem – szepnąłem cicho, prosto do jej ucha. Śmieszne, byłem tak blisko jej smukłej szyi, a nawet nie próbowałem jej pocałować. Nie zachwycałem się jej zapachem, dotykiem. Bliskość naszych ciał nie miała nagle aż takiego znaczenia. Tu chodziło o coś więcej. O coś znacznie cenniejszego. To była bliskość naszych dusz, naszych serc. Czuliśmy dokładnie to samo, teraz byłem tego bardziej pewien niż kiedykolwiek wcześniej.
Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, nasze oczy się spotkały. Patrzyliśmy na siebie przez dłużą chwilę, aż w końcu oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Wiesz… tęskniłam za tobą – powiedziała nagle, a ja ponownie się zaśmiałem, kładąc dłoń na jej głowie i czochrając jej grzywkę.
- Głupia, zawsze tu będę dla ciebie.
- Naprawdę nie chcę, żeby coś zniszczyło naszą przyjaźń.
- Po prostu o tym nie myśl – powiedziałem obojętnie, wzruszając ramionami i szybko, nim zdążyła jakkolwiek zareagować, przysunąłem się do niej i cmoknąłem prosto w usta. Spojrzała na mnie wielkimi oczami, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Sekundę później jednak, zaczęła się z tego głośno śmiać. – Widzisz? – zacząłem, udowadniając jej swoją rację. – To po prostu taki gratis do przyjaźni. Postarajmy się nie traktować wszystkiego zbyt poważnie. Nie zadręczajmy się przez to co czujemy. To bez sensu.
- Chcesz potraktować to co robimy jako zabawę? – zapytała, uśmiechając się z niedowierzeniem.
- Nie… a właściwie tak. Trochę tak, ale nie do końca – zaplątałem się, drapiąc przy tym po głowie. – To bardziej złożony temat, ale po prostu… - Spojrzałem na nią, a uśmiech znów wypełzał mi na twarz. – Posłuchaj… - Wskoczyłem na kanapę, siadając po turecku i odwracając się całkowicie w jej stronę. Chwyciłem jej dłonie, ściskając je lekko. Przybrałem nieco poważniejszą minę. – Kiedy wtedy tak wybiegłaś, myślałem, że pęknie mi serce – powiedziałem, bardzo, naprawdę bardzo starając się by brzmiało to tak, jakby mówienie tego nie wprawiało mnie w zakłopotanie. Modliłem się tylko w duchu bym nie zalał się przy tym rumieńcami.
Hinata zrobiła zmartwioną minę, już otwierając usta, aby mnie pocieszyć, lub przeprosić.
- Nie, nie, poczekaj- kontynuowałem. – Ale kiedy zobaczyłem cię przez okno. Kiedy tak patrzyłaś w moją stroną, coś zrozumiałem. Tobie jest o wiele trudniej, bo boisz się zranić kogokolwiek, ale nie musi tak być. Wszystko może zostać między nami, tutaj w tym mieszkaniu, czy gdziekolwiek byś tylko chciała. Możemy stworzyć swój własny, mały świat, o którym nikt się nie dowie – mówiłem to z takim przekonaniem, że aż poczułem się, jakby chciał sprzedać jej jakąś bajkę o prawdziwej utopii. Naprawdę jednak chciałem wierzyć, że takie miejsce, taka idylla tylko dla naszej dwójki jest możliwa. Możliwość bycia z nią, bez obawy, że możemy kogoś skrzywdzić, nie krzywdząc również siebie nawzajem.
- No nie wiem, Kiba… - Pokręciła głową niepewnie, zatrzymując na dłużej wzrok na śpiącym Akamaru. – Powtarzasz się – bąknęła cicho z nikłym uśmiechem. Czułem, że wciąż mam szansę, że nadal mogę walczyć. Ucałowałem jej dłoń, szczerząc się jak głupek.
- Bo czekam na zadowalającą odpowiedź – odparłem, unosząc jedną brew.
- Może… nie ustalajmy jeszcze niczego. To wciąż trochę krępujące – mruknęła, znów lekko się rumieniąc, ale wciąż pozostając uśmiechniętą. – Teraz chciałabym po prostu miło spędzić czas z przyjacielem – dodała pewniej, spoglądając na mnie.
Kiwnąłem głową, przystając na jej propozycję. Nie mogłem przyznać, ze usatysfakcjonowała mnie taka odpowiedź, ale nie chciałem naciskać. Jakkolwiek bym tego nie przedstawił, wciąż namawiałem ją do cichego romansu. A co się z tym wiązało, starałem przekonać ją, że zdradzanie chłopaka, którego podobno kocha nie musi być takie złe i nie powinna mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Gdyby to było możliwe, wziąłbym całą winę na swoje barki, byleby tylko mogła być ze mną. Zdrada chłopaka, kumpla… co za różnica. Siedzieliśmy w tym razem, a ja nie miałem zamiaru się wycofać.
            Tak jak chciała, spędziliśmy razem cudowny dzień. Nie, nie robiliśmy żadnych ekstremalnych, ani fascynujących rzeczy. Dużo rozmawialiśmy, bardzo dużo. Tak dużo, że jeszcze trochę, a przypominalibyśmy bardziej dwie panienki, plotkujące o wyglądzie innych koleżanek, a tego starałem się uniknąć. Dziwnym trafem, żadne z nas ani razu nie wspomniało o Naruto. Nagle zrobił się dla nas tematem tabu, co w sumie bardzo mi odpowiadało. Jej chyba też. Nawet teraz, odnosiłem wrażenie, że dręczą ją wyrzuty.
Wygłupialiśmy się, graliśmy w karty, bawiliśmy się wspólnie z Akamaru, a nawet ugotowaliśmy razem obiad! Dzień, jakich było już wiele w naszym życiu, a jednak było w nim coś, co sprawiało, że mógłbym zaliczyć go do grupy najlepszych. Czy tego właśnie potrzebowaliśmy, aby na powrót odnaleźć siebie? Chwili wytchnienia, zapomnienia, dzięki której przypomnielibyśmy sobie, jak cudowna jest nasza przyjaźń.
Chciałem tylko wierzyć, że to nie były pozory, że to wszystko było szczere, nie wymuszone. Żadne udawanie, żadne robienie dobrej miny do złej gry.
Poważnie, zastanawiałem się na tym, czy właśnie tego nie moglibyśmy nazwać idyllą. Naszą małą utopią, której reszta świata nie potrafiłaby zrozumieć.
- Myślisz, że nasi przyjaciele, mogliby mieć do nas żal o to co robimy? – odezwała się nagle, zmywając naczynia i co chwilę podając mi coś do wytarcia.
- Czyli jednak przystałaś na moją propozycję? – ożywiłem się, patrząc na nią z uśmiechem. Zamarła na moment, po czym westchnęła ciężko, wciskając mi w dłonie mokry talerz.
- To, że się waham, świadczy jedynie o tym, że jestem zbyt słaba. Zbyt słaba, by od razu odrzucić twoją… ofertę – powiedziała, starając się mówić poważnie i nazbyt oficjalnie.
- Wciąż uważasz, że nasze cierpienia ma mniejsze znaczenie, niż ewentualny ból Naruto, prawda? – mruknąłem ponuro, a ona posłała mi karcące spojrzenie. Ktoś w końcu musiał o nim wspomnieć! – Zaufaj mi, to…
- Nie bagatelizuj tak tego! – krzyknęła nagle ze złością, a ja poczułem się jak wystraszony kociak. Pierwszy raz krzyknęła na mnie z taką... mocą? – Myślę o tym cały dzień i wciąż nie wiem. Traktujesz to jako zabawę, a to poważne sprawy! Tu nie chodzi tylko o to, czy Naruto się dowie, czy nie. Możemy skrzywdzić siebie nawzajem jeszcze bardziej. Rozum podpowiada mi, żebym uciekła, póki jeszcze nie jest za późno, ale… - przerwała, znów wzdychając ciężko i zanurzając dłonie pod ciepłą wodą płynącą z kranu.
- Słuchaj więc serca – odezwałem się cicho, odkładając słuchy już talerz do szafki. – Po rzeczach, które mówię, można się domyślić, że w moim przypadku rozum już dawno przegrał walkę z sercem – dodałem ze sztucznym uśmiechem. Znów to się działo. Popadaliśmy w ten depresyjny nastrój, bo zbliżała się chwila, w której powinniśmy coś ustalić.
Ja naprawdę chciałem być tylko z nią. Nie obchodziło mnie to, że nie byłaby tylko moją. To było głupie i bez sensu, ale tak właśnie czułem. Było w tym również coś podniecającego, zakazanego. Ukrywanie się, tajemnice… na myśl o tym, czułem dreszcze. Nigdy bym nie przypuszczał, że wizja zakazanego romansu może tak na mnie działać. A jednak.
To tak, jakbyśmy byli my przeciwko wszystkim. Przeciwko całemu światu. Nikt inny by nas nie zrozumiał, a wręcz mogliby nas potępić. – Pytałaś o naszych przyjaciół… - zagaiłem znowu, a ona spojrzała na mnie z większym zainteresowaniem. – To nie ich sprawa i nigdy by się o tym nie dowiedzieli, ale… myślę, że mogliby mieć do nas żal… na początku. Potem by im przeszło. Zrozumieliby – odpowiedziałem, bez większego przekonania. Naprawdę, miałem w głębokim poważaniu, co inni by sobie o nas pomyśleli. I bolało mnie to, że Hinata tak bardzo tym się przejmuje. Nie wiedziałem już, czy boi się po prostu kogoś zranić, czy obawia się o siebie, o własną reputację?
- Naruto… - szepnęła cicho, a ja miałem ochotę uderzyć głową w szafkę. Ciągle tylko Naruto to, Naruto tamto! Sama pcha mi się do łóżka, a potem udaje niewiniątko, szepcząc słodko „Naruto”. Ale mnie tym nie nabierze! Jej miłość do tego idioty stanęła właśnie pod znakiem zapytania i ona doskonale o tym wiedziała! Wahała się. Było jej żal Naruto, ale to mnie pragnęła.
- Jeżeli nie jesteś pewna, to tym bardziej przestań się bronić – powiedziałem pewnym siebie tonem, opierając dłonie na biodrach. – Daj się ponieść emocją, a w końcu znajdziesz swoją odpowiedź – dodałem. Wciąż nie wydawała się przekonana, więc kontynuowałem. – Posłuchaj, Hinata. Widzę przecież, że nie potrafisz ze mnie ot tak zrezygnować. Chcesz tego, ale jednocześnie czujesz coś do Naruto. Kochasz nas obu, prawda? Wiem, że tak. Daj więc nam szansę. Ja nie każę ci od razu wybierać. Spróbujmy, a jeżeli będziesz miała pewność, że to on jest wszystkim czego potrzebujesz, usunę się w cień. Tylko… - zaciąłem się, zaciskając pięści i patrząc gdzieś w bok.
 Co zrobię, jeżeli ona wybierze Naruto? Czy będę w stanie sobie z tym poradzić? – Tylko pozwól mi zawalczyć o twoje serce – wysyczałem niemal te słowa, czując się cały zesztywniały. Zaczynałem się szczerze martwić, co będzie jeżeli Hinata mnie odrzuci.
Poczułem nagle jej ciepłe, wilgotne dłonie na swoich i spojrzałem w dół na jej księżycowe oczy. Lśniły tak, jakby zaraz miały z nich pocieknąć łzy. Co ciekawsze, to ja poczułem nagle wielką gulę w gardle, z trudem powstrzymując się do płaczu. Jakim cudem zrobił się ze mnie aż taki mięczak? To było nie do pomyślenia, żeby facet rozbeczał się przy kobiecie.


- To ciebie obawiam się najbardziej skrzywdzić – szepnęła, po czym oparła głowę na mojej piersi. Odetchnąłem głęboko, zaciskając szczęki i starając się przetrzymać twardo najtrudniejszy moment rozklejenia. Kiedy miałem już pewność, że nie zacznę ryczeć, objąłem ją mocno, czule całując w sam czubek głowy.
- O mnie się nie martw, o mnie się nie martw – zanuciłem, śmiejąc się żałośnie i lekko kołysząc na boki. Uniosła głowę, znów na mnie patrząc i obejmując mnie przy tym w pasie.
- Zgadzam się – powiedziała w końcu słowa, na które tak długo czekałem. – Ale jeżeli któreś z nas poczuje, że nie może sobie z tym poradzić, damy sobie spokój, dobrze? – dodała.
Skubana, jeszcze chciała stawiać mi warunki!
- Dobrze, dobrze – zaśmiałem się, dotykając od razu jej karku i przyciągając ją bliżej siebie. Bez zbędnych słów, po prostu przypieczętowaliśmy tę umowę długim i namiętnym pocałunkiem. Z błogiej chwili wyrwał nas szczek Akamaru, który stanął właśnie w wejściu do kuchni. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, przypominając sobie o jego obecności. Następni odwróciliśmy się na chwilę ku sobie i jakby czytając sobie nawzajem w myślach, uśmiechnęliśmy się szeroko, jednocześnie wykonując w stronę mojego kompana gest, sugerujący, aby nikomu nie mówił o tym, co właśnie tu zaszło. Śmieliśmy się głośno, przykładając sobie palec do ust i szepcząc ciche „ciii”. Akamaru nie miał nam tego za złe. Dobry był z niego kumpel, widać było, że mi kibicuje. Zamerdał tylko wesoło ogonem, powoli wycofując się w stronę salonu, co rozbawiło nas jeszcze bardziej.
            Długo nie mogliśmy się rozstać. Kiedy już ustali się pewne rzeczy, wszystko staje się o wiele prostsze. Całowałem ją więc łapczywie, stojąc przy drzwiach frontowych. Ona co chwilę łapała tylko oddech, aby powiedzieć, że musi już iść, że jest już późno. W końcu wypuściłem ją z ramion, wierząc, że niebawem do mnie wróci. Sama jednak musnęła mnie jeszcze w usta, tuż przed samym wyjście, po czym zniknęła za drzwiami, razem z moim Akamaru.
Tak, on również odwiedził mnie tylko na trochę. Nie skończył jeszcze swojego kilkudniowego treningu, a fakt, że wpadł do mnie dzisiaj, był po prostu miłym prezentem, o który postarała się moja Hinata. Oboje zrobili mi dziś cudowną niespodziankę i czułem, że dzięki temu nie ma szans, by znów zachorował.
Nie przestając się szczerzyć, wpatrywałem się przez okno, na odchodzące postaci. Hyuuga co jakiś czas odwracała się, by jeszcze raz mi pomachać. Jej chyba też nieco ulżyło. Ale na jak długo? Spotka Naruto i wszystkie obawy powrócą. To było bardziej niż pewne. A co ze mną? Jak ja spojrzę w oczy kumplowi? Jak długo to wytrzymam? Choćbym nie wiem, jak się starał, te obawy nigdy nie znikną. Będą powracały niczym najgorszy koszmar. Do czasu… pewnego dnia, Hinata będzie musiała podjąć decyzję. Miałem tę przewagę, że wiedziałem na czym stoję i mogłem już rozpocząć walkę. Nie zamierzałem tego zmarnować.
Z lękiem myślałem o przyszłości, w której Uzumaki uzna mnie za wroga. A ta przyszłość miała nadejść już niedługo, czułem to. Prędzej, czy później któryś z nas odpadnie. Nie może być przecież dwóch zwycięzców, skoro nagroda jest tylko jedna.

******************************

Normalnie masło maślane. Tak mi się końcówka tego rozdziału kojarzy. Jak początek pisało mi się bardzo dobrze, tak później wyszło takie jakby... nic.Takie mdłe to wszystko ;p
W ogóle, ale gafę bym walnęła xD Chciałam Neji'ego dać w jednej scenie, zupełnie zapominając, że było już wspominane, że nie żyje. Ale co tam! 
Trzymam kciuki sama za siebie, żeby kolejny rozdział wyszedł lepiej!
Pozdrawiam wytrwałych!

12 komentarzy:

  1. Drażnił mnie ten napis "Brak komentarzy" >.< Niech to będzie zapowiedź mojego komentarza, który obiecuję dziś napisać! I przeczytać rozdzialik, bo jeszcze nie miałam czasu.... :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak obiecałam, tak jestem! Spałam dziś tylko cztery godziny, więc raczej nie spodziewaj się super-hiper-giga-wspaniałego komentarza, bo po prostu mój umysł nie działa w tej chwili najlepiej :p Wgl ostatnio wszystko czytam na raty, to skubnę coś między nauką, to w autobusie jadąc do uczelni, to z uczelni, przez co potem mam straszne problemy z poukładaniem sobie wszystkiego w kupę. A co za tym idzie, zupełnie nie wiem jak mam pisać komentarze >.< I piszę to wszystko, żeby wzbudzić w tobie litość, ażebyś nie krzyczała na mnie za mocno za beznadziejną jakoś tego co tutaj drukuję xdd

      No więc... dopiero właściwie w tym rozdziale uderzyło mnie, w jak beznadziejnej sytuacji nasza parka się znalazła. Bo do tej pory tak bardzo, bardzo, bardzo im kibicowałam, bo w końcu Kiba o wiele lepszy od Uzumakiego, ale kurcze.... Tak mi się szkoda Narutka zrobiło :( Bo mimo że jest idiotą, że przez tyle lat nie zauważał Hinaty, to nadal jest wspaniałym przyjacielem, i w tym rozdziale doskonale opisałaś jego relacje z Kibą. I najsmutniejsze w tym wszystkich jest to, że Inuzuka też chcąc nie chcąc uznaje go za świetnego kumpla, którego nie che stracić, nawet jeśli będzie się przed tym bronił. Bo męska przyjaźń jednak coś w sobie ma i ciężko ją złamać, a kiedy już się ją łamie, to strasznie jej żal. (swoją drogą, zawsze podziwiałam taką męską przyjaźń, bo wydaje mi się tak różna od kobiecej i chyba nawet bardziej doskonała, no ale) Dlatego też zaczęłam wątpić, czy Hinata z Kibą rzeczywiście dobrze robią. Bo mogą przez to nie tyle zranić Naruto, ale właśnie jak ładnie Hyuga powiedziała - siebie. Kurcze, taka troche sytuacja, w której nie ma dobrego wyjścia :<

      I tak się zastanawiam, czy sen Kiby ma jakieś odniesienie do przyszłości, czy były to tylko i wyłącznie majaki człowieka w gorączce? W sumie cieszyłabym się, gdyby okazało się to pierwsze. Bo wiesz, moja chora główka już ułożyła sobie krwawy plan żeby ten sen ziścić xd I tak się zastanawiam, czy pokrywa się to z twoimi planami :p Bo gdyby tak Hinata serio zabiła Kibę? Albo lepiej! Może to, że tak jej się zmieniały ślepka oznacza, że to siebie zabije prze NICH obu? Bo obu kocha, oboje naciskają, nie da sobie z tym rady i... popełni samobójstwo w imię ich dobra. A to, że niby zabiła Kibę ale w ciele Naruto mogłoby oznaczać, że swoim czynem wcale nie wyzwoliła ich z tego bólu i to wcale nie było dobre, bo tak naprawdę w ten sposób i ich zabiła - ich szczęście. Alboalboalbo..... mam jeszcze kilka opcji, które opierając się na podobnych teoriach, wiec ci już je podaruję :p Widzisz, mój mózg już tylko na takie historie jest chyba nastawiony, haha, przepowiadam bowiem, że będę pisarką horrorów psychologicznych, serio XDD

      Nieważne... mówiłam, że ten komentarz będzie słaby >.< Jeesssskiiii, ja chcę już koniec tej nauki, żebym mogła wrócić do swojego trybu leniuchowania i regularnego czytania blogów :((((((

      Ale się nie żalę. Stylistycznie jak zwykle mnie kupiłaś, chociaż nie było "Ale co tam!" - jakoś przeboleje, bo dałaś Akamaru :3 Przyczepić się mogę do kilku literówek, plus raz pomyliła ci się płeć i Kiba stał się nagle kobietą xd no i zauważyłam, że masz problem z "om" i "ą", oraz z pisownią "nie" z różnymi częściami mowy i innymi takimi "łączonymi" słówkami, już nie pamiętam konkretów z tego rozdziału, ale pamiętam, że na itami zawsze piszesz "gdzie nie gdzie" a poprawne jest "gdzieniegdzie" i tego typu kwiatki robisz :)

      Ech, chyba idę spać, bo i gadam już od rzeczy....
      Pozdrawiam i WENY! <3

      Usuń
    2. O kurczę, to jak wyłapiesz takie błędy (których serio się wstydzę), to w miarę możliwości staraj mi się je wskazać. Będę dozgonnie wdzięczna ;)

      No i swoją drogę, mnie ten napisz "Brak komentarzy" wręcz bolał, więc nawet sobie nie wyobrażasz, jak mi serce zabiło mocniej, kiedy zobaczyłam, że coś nowego się pojawiło :]

      Co do snu... ciekawa interpretacja. Jakoś do przyszłości to się na pewno odniesie. Prędzej, czy później trzeba będzie w końcu dokonać jakiegoś wyboru. Nie traktowałabym jednak tego zbyt dosłownie ;)

      No i ta... męska przyjaźń... W sumie też wydaje mi się nawet silniejsza niż kobieca. Faceci nie są tacy czuli dla siebie, tacy... no nie okazują jej aż tak, ale... takie dwie babki łatwiej można poróżnić. Nie ma tej solidarności (często). Obrażą się na siebie za coś, czego nawet nie będą pamiętały i ich drogi się rozejdą. Z kolei mężczyźni mogą sobie dać po mordzie, a i tak wieczorem skoczą razem na piwo xD
      Mi w sumie też żal trochę tej sytuacji u Kiby i Hinaty. Cieszę się jednak, że im współczujesz, a nie obierasz jedną ze stron. Bałam się trochę, że Kiba wyjdzie na tego złego, który manipuluje Hinatą, ale że właśni Hinata zostanie potępiona za swoje zachowanie xD

      Tak czy inaczej... dziękuje Ci za komentarz. Serio, ilekroć nie widzę u siebie na blogu żadnego odzewu zaczynają mnie nachodzić myśli, jaka to ja beznadziejna nie jestem (taką mam niską samoocenę ^^")xD Wiedz, że nawet krótki komentarz by mi wystarczył (co nie znaczy, że nie kocham Twych długich ;*)
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam! <3

      Usuń
  2. No, wreszcie tu trafiłam. Bardzo ciekawe opowiadanie, też lubię ( czytaj BARDZO lubię ) ten paring ^.^ Ciekawe, jak potoczą się dalsze losy bohaterów . Obiecuję, iż przeczytam, dodaj nowy rozdzialik, please :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę :) Miło jest zobaczyć kogoś nowego (rzadko mi się to zdarza). No i jestem baaardzo zaskoczona, że ktoś lubi ten paring (prędzej spodziewałabym się zwykłej ciekawości). Rozdział już się pisze i mam nadzieję, że nie rozczaruję ;)
      Dzięki za komentarz!
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Twój blog został dodany do spisu.
    Pozdrawiam:
    Akari Urokiri
    http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam ci napisać przepiękny komentarz, w końcu to jeden z moich ukochanych blogów... no ale... sytuacja mi trochę nie pozwala się skupić, a nie chce cię znowu przeciągać. Niemniej jednak nie obraź się, jeśli komentarz okaże sie być trochę chaotyczny, bo ciężko zbieram myśli. O ironio!

    A wgl widzisz ile masz obserwatorów? Widzisz?! Może i komentarzy nie masz zbyt dużo, ale liczba obserwatorów mówi sama za siebie - masz czytelników! Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej, że będa przybywać a ty dokończysz tą historię. Chyba bym się załamała gdybyś znowu sobie odpuściła bo to jest najlepsza wersja silence! Do trzech razy sztuka w końcu, nie?! ;D

    A co do samego rozdziału, no to... co ja mam w zasadzie powiedzieć?
    Kocham ciebie, twoje OBA blogi, twój talent... i ten rozdział. Pomijając te słodkie przecinki które z początku go zaatakowały, haha i co mnie bardzo rozbawiło xD to był idealny! Kiba w twoim wykonaniu jest cudowny, genialny, wspaniały, dokładnie taki... jak sobie go wyobrażam! Męski, niby twardy a jednak wrażliwy, przyjacielski... pomimo wszystko cen Naruto...
    Strasznie podoba mi się to, że wplotłaś w to własnie tą więź przyjaźni jaka się zakorzeniła między Inuzuką i Naruto... to nie ulega wątpliwości, że Kiba jest jaki jest, ale ceni Naruto. A wgl charakter Uzumakiego oddałaś na szóstkę... No to jaki jest dziecięco naiwny, wesoły, jak posmutniał na widok sernika, jakie ma dobre serce, jaki jest małostkowy - dał kibie prezent i jak się o niego troszczył... szczerze, to chyba sam kisiel by zrobił taką scenę!
    Tymbardziej smutno mi z powodu Hinaty... ona to już wgl nikogo nie chce skrzywdzić, ale jednak! Zgodziła się na prośbę KIby! I to jak on ją zacięcie do tego przekonywał - no matko, ja już bym dawno pękła! Chyba każda dziewczyna wzruszyłaby się jeśli jakiś chłopak przejawiałby takie starania. Poza tym umówmy się... zakazany romans wydaje się być atrakcyjniejszy xD każda z nas o czymś takim marzy xD
    Ogólnie sen był przerażający... tak jak zazwyczaj są po prostu nudne, ten był szokujący, wciągający i straszny! Te zawiłości, jak się te oczy zmieniały i już tak naprawdę nie wiadomo kto, co, komu było genialnie, bo to taka metafora że tak naprawdę każdy rani

    OdpowiedzUsuń
  5. siebie nawzajem, że nie będzie zwycięzców w tym wszystkim.
    Naruto - załamany, bo jego JEDYNA prawdziwa miłośc, osoba, której CAŁKOWICIE zaufał, którą później pokochał i z którą chciał mieć rodzinę, której nigdy nie miał ( a taki człowiek bardziej się przywiązuje ) Aż strach sobie wyobrazić jak on może to odczuć, a tym bardziej że z przyjacielem - a Naruto jednak każdego za przyjaciela uważa i życie by za nich oddał.
    Hinata - ona ma po prostu wielkie serce i zawsze pluła sobie w twarz, a co dopiero teraz kiedy we, że robi źle? że nie dość, że rani najlepszego przyjaciela, którego notabene kocha, to i jeszcze swoją miłość życia - naruto, doskonale zdając sobie sprawę z tego ile on przeszedł. poza tym... no halo! tam dobrej postaci na świecie nie ma! a tu się okazuje jednak, że w głębi siebie ma całkowicie ludzkie uczucia - zakochuje się, chociaż nie powinna xD
    KIba - o tym to nie muszę wgl pisać, bo świetnie dajesz nam odczuć jak on się z tym czuję, chociaż jego przemyślenia są tak zabawne... że z dramatu robi się komedia czasami xD
    Dzisiaj nie będę przytaczała moich ulu-ulu-ulubionych cytatów, bo po prostu rozdział czytałam dawno, a muszę nadrobić inne więc nie będę czytała teraz znowu. Poza tym czytałam go już 3 razy, i na razie mi starczy xD
    ALe przy następnym rozdziale na pewno ci pocytuje trochę i wierz m, tutaj tez miałabym co dawać w klamerki xD

    Co dalej, co dalej...
    Akamaru! Stęskniłam sie za tym kudłaczem a samo spotkanie Kiby z nim i jak on się cieszył i zwracał do niego jak do swojej prawdziwej miłości mnie rrozwaliło na kawałki xD
    A co! olać baby xD psy lepsze.

    Nie no! Jak tak można. xD
    Dobra kochana... mi się rozdział - jak zwykle - baaaardzo podobał i daję ci znać w komciu, że tak było, żebyś nie miała co do tego wątpliwości. Chyba zresztą więc że jestem fanką numer jeden ;d a już w szczególności jeśli chodzi o silence i HaruEmi xD

    Teraz szybko pisz na Itami, a potem znowu tu! Ah... jakbyś mogła na dwa na raz dodawać;d

    OdpowiedzUsuń
  6. A nie myślałaś o nowej melodyjce? Znienawidziłam ją. Hahaha xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do melodyjki... nie, nie myślałam xD To jest motyw przewodni tej historii, a że nie włącza się automatycznie, to w sumie nie jest taka ważna. Może później pomyślę o zmianie (tak na półmetku).
      Cieszę się, że spodobał Ci się sen. Zwykle nie są zbyt ciekawym fragmentem w notce, mimo, że można w nich szaleć ile wlezie :)
      Co do więzi ich wszystkich. W sumie, to najgorzej tutaj ma Hinata. Niby tak samo, jak Kiba wie w co się pakuje, ale jakby to od niej powinno zależeć najwięcej i to ona najbardziej jest za to odpowiedzialna. xD
      No i ta wielka miłość Kiby i Akamaru zawsze będzie ponad wszystko!<3
      Dzięki za komentarz!;*

      Usuń
  7. Bardzo fajne opowiadanie :3 Obserwuje :D
    Wpadaj do mnie :
    http://crystal-ninja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze wpadniesz ;)

      Usuń

Statystyka

Obserwatorzy