"Jaki dziś dzień
I jaki mamy miesiąc
Ten zegar nigdy nie wydawał się być tak pobudzony
Nie potrafię nie tracić ducha i nie potrafię się wycofać
Straciłem tyle czasu
Bo jesteśmy Ty i ja, i cała reszta ludzi
Nic do zrobienia, nic do stracenia
I jesteśmy ja, i ty, i cała reszta ludzi, i
Nie wiem czemu nie potrafię oderwać od Ciebie oczu"
I jaki mamy miesiąc
Ten zegar nigdy nie wydawał się być tak pobudzony
Nie potrafię nie tracić ducha i nie potrafię się wycofać
Straciłem tyle czasu
Bo jesteśmy Ty i ja, i cała reszta ludzi
Nic do zrobienia, nic do stracenia
I jesteśmy ja, i ty, i cała reszta ludzi, i
Nie wiem czemu nie potrafię oderwać od Ciebie oczu"
-Lifehouse - You and Me
~*~
Nagłe przebudzenie
przyprawiło mnie o palpitacje serca. Co za idiota mógł walić w moje drzwi o tak
wczesnej porze?! Jak mamę kocham, ktoś tu dzisiaj zarobi w szczękę!
Zwlokłem się z łóżka i
chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę przedpokoju. Kręciło mi się w głowie,
jakbym był po jakiejś porządnej libacji. Ale nie byłem! Czułem się po prostu
chory. Głowa mi pękała, a mój nos zdawał się kompletnie zablokowany.
Mijając salon,
zerknąłem przelotnie na mały stoliczek. Jako, że byłem całkiem sprytny szybko
skojarzyłem fakty. Stały tam bowiem lekarstwa od Sakury. Jakaś część mnie
chciała jej wygarnąć, że poczułem się po tych miksturach jeszcze gorzej, ale…
może faktycznie powinienem był przestrzegać zalecanej dawki zamiast brać po
prostu po dwa łyki z każdej butelki? Mówi się trudno. Nie moja wina, że byłem
wczoraj taki skołowany, że od razu po wyjściu Hinaty udałem się na spoczynek.
Dreszcze jednak nie dawały mi spokoju i byłem pewien, że leki mi pomogą. Było
jednak zbyt ciemno, żeby przeczytać instrukcje, włącznik do światła był za
daleko, a ja byłem za bardzo zmęczony. Takim oto sposobem możliwe, że dołożyłem
sobie zmartwień. Mogłem mieć tylko nadzieję, że niewłaściwe połączenie tych
specyfików nie wywoła we mnie żadnego efektu trucizny. Chciałem jeszcze trochę
pożyć.
Natarczywe pukanie do drzwi
wywołało u mnie dodatkową falę irytacji.
- Idę, już idę –
wymamrotałem, docierając do wejścia i leniwie przekręcając kluczyk w zamku.
Ledwo zdążyłem się odsunąć, a drzwi otwarły się przede mną na oścież. W progu,
ku mojemu dodatkowemu atakowi migreny, stał Naruto.
- Nie gadaj, że
jeszcze spałeś? – zdziwił się, po czym nie czekając na moje zaproszenie, wlazł
do środka.
- Która godzina? –
jęknąłem, zamykając za nim drzwi i kierując się w stronę salonu. Ziewnąłem
przeciągliwie, rozciągając zdrętwiałe gości, po czym poczochrałem się po
fryzurze i podrapałem po plecach. Spojrzałem na niego z niesmakiem. Szczerzył
się jak głupek, widząc moją nieogarniętą postawę i pokazując mi sześciopak
piwa, który trzymał w ręku.
- Dochodzi druga po
południu. Mam na dziś już wolne, a skoro nie możesz wyskoczyć na piwo
pomyślałem, że ja wpadnę do ciebie – wyjaśnił, zmierzając już do kuchni, aby
wpakować swoje małe co nieco do lodówki.
Westchnąłem ciężko,
kręcąc głową i zacząłem zbierać ze
stolika swoje leki.
- Nie wierzę! –
Usłyszałem nagle przerażony okrzyk.
- Co jest? –
burknąłem, właściwie nie bardzo zainteresowany jego oznaką paniki. Zapewne
napił się zepsutego mleka z mojej lodówki, zobaczył jakiegoś karalucha, albo co
gorsza, własne odbicie.
- Hinata mnie
okłamała! – wykrzyknął po chwili, a ja o mały włos nie dostałem zawału.
Całkowicie rozbudzony, odwróciłem się w kierunku wejścia do kuchni. Nie miałem
pojęcia skąd to nagłe oświecenie, ani co mogło wywołać u niego takie
podejrzenie.
- Co ty gadasz? –
bąknąłem, siląc się na normalny ton. Sekundę później, z kuchni wychyliła się
górna połowa Naruto, trzymająca w dłoniach plastikowy talerzyk, z którego
dyndała folia, którą najwyraźniej ten wścibski koleś musiał już ściągnąć. Na
jednorazowym naczyniu dostrzegłem spory kawałek przepysznie wyglądającego
ciasta, o którym nie miałem bladego pojęcia. Co jeszcze za skarby mogła skrywać
moja lodówka?
- Oddała ci ostatni
kawałek ciasta z malinami! A tak się zarzekała, że zjadłem już wszystko i nic
nie zostało! – wyżalił się, z apetytem spoglądając na kruche ciasto.
- Odłóż to tam gdzie
było i wara ci od tego – powiedziałem chłodno i nie licząc nawet, że mnie
posłucha sam do niego podszedłem i wyswobodziłem słodkości z jego brudnych
łap. Posłał tylko tęskne spojrzenie w
kierunku wypieku, ale nie zaprotestował. – Jak zobaczę, że brakuje chociażby okruszka
naskarżę Hinacie i nigdy więcej ci tego nie upiecze – dodałem, wkładając
talerzyk z powrotem do lodówki.
- Jesteś beznadziejny
– stwierdził i pozując na wielce obrażonego podszedł do szafki, na której
stała jedna z puszek, której nie schował do lodówki. Otworzył ją, po czym
przyssał się jakby nigdy nic nie pił. Gdy oderwał się w końcu od trunku,
odetchnął głęboko z szerokim uśmiechem. – Tego mi było trzeba.
- Nie chcę cię
martwić, ale Sakura coś tam marudziła, żebym nie mieszał tych leków z alkoholem
– powiedziałem, kierując się ponownie do salonu po zapomniane przeze mnie
lekarstwa.
- Nie zmartwiłeś. Piwo
jest tylko dla mnie. Ty możesz sobie sączyć jakieś ziółka, czy co tam wolisz –
stwierdził, machając lekceważąco ręką i zmierzając w stronę sofy. Rozsiadł się
na niej jak pan i władca, posyłając mi złośliwy uśmieszek.
Skrzywiłem się jeszcze
bardziej i nie wiedząc co na to odpowiedzieć, po prostu poszedłem do kuchni,
aby schować te przeklęte eliksiry do jednej z szafek.
Rzeczywiście,
zaparzyłem sobie wody z cytryną, dodałem wielką łyżkę miodu i wróciłem do tego
idioty. Przy okazji, łaskawie wziąłem dla niego kolejną puszkę piwa, o którą
już mi jęczał.
Dosiadłem się do
niego, dmuchając na gorący wywar. Czułem na sobie wzrok Uzumaki’ego.
- Nie gap się tak na
mnie, bo jeszcze sobie coś o tobie pomyślę – burknąłem, biorąc mały łyczek
magicznego napoju. Oczywiście poparzyłem sobie tym język.
- Co ty taki nie w
humorze dzisiaj? – zapytał nagle, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Wzruszyłem
ramionami, stwierdzając w myślach, że faktycznie nie mam dziś ochoty na nic.
- Chory jestem, łamie
mnie w kościach, wszystko mnie boli, a jeszcze ty mi się zwalasz na głowę i
nawet nie przyniosłeś żadnego prezentu na rychły powrót do zdrowia – wyrzuciłem
z siebie biorąc kolejny łyk, tym razem ostrożniej.
Blondyn wywrócił
oczami, wzdychając ciężko.
- Jęczysz jak baba –
zarzucił, wyciągając nagle coś z kieszeni. – I o dziwo nawet kupiłem ci
prezent. Nie chciałem ci go dawać, bo byłeś bardzo nie uprzejmy, ale skoro masz
użalać się nad sobą to trzymaj. – Rzucił w moją stroną coś niewielkiego. Nie
zamierzałem łapać, więc przeturlało się za tuż za mną, po kanapie, zatrzymując
na bocznym brzegu. – Na zdrowie – dodał z uśmiechem.
Spojrzałem w bok
uśmiechając się krzywo.
- Łał, soczek
multiwitamina, mój ulubiony – zakpiłem. Nie mogłem jednak nie przyznać, że ten
jego mały gest był wzruszający.
- Widzisz, jak ja cię
dobrze znam – zaśmiał się, po czym znów dossał się do puszki piwa.
- Ta… znasz mnie na
wylot – mruknąłem cicho z krzywym uśmiechem, ponownie kosztując słodko-kwaśnej
mieszanki.
Z bólem musiałem
przyznać, że Naruto naprawdę był w porządku. Tak cholernie w porządku, że
zacząłem mieć potworne wyrzuty sumienia. Po jakiego czorta on tu przylazł?!
Sprawiał, że zaczynałem brzydzić się sam sobą. Przecież chciałem rozwalić jego
związek! Nawet teraz, patrząc na jego szczęśliwą osobę, z uśmiechem czytającą
jakiś małoważny napis na puszce, nie przestawałem fantazjować o jego
dziewczynie. Co gorsza, chyba nawet najgorsze wyrzuty sumienia nie sprawiłyby,
że porzuciłbym swój plan rozdzielenia ich. Z drugiej strony, nie chciałem
tracić takiego kumpla, jak Naruto. To prawda, był idiotą, debilem, półgłówkiem,
ale był lojalny. W przeciwieństwie do mnie…
- Ty chyba naprawdę
nie udajesz tej dziwnej choroby, co? – odezwał się nagle, spoglądając na moją
zbolałą minę.
Posłałem mu rozczarowane
spojrzenie.
- Poważnie myślałeś,
że moim marzeniem jest obijanie się w domu, podczas gdy Akamaru trenuje beze
mnie? – zironizowałem, kręcąc głową z rozczarowaniem i odstawiając gorący kubek
na stolik. – Słuchaj, nie chcę cię wyganiać, ale najchętniej położyłbym się po
prostu spać – powiedziałem, czując ponownie jak głowa zaczyna mi pękać, a
powieki stają się niezwykle ciężkie.
Naruto wpatrywał we
mnie przez chwilę, zgniatając w dłoni pustą puszkę. Cwaniaczek miał spust.
Szybko się uporał z tym piwem.
- Jasne, rozumiem –
odezwał się w końcu, wstając z kanapy. Ja w tym czasie, oparłem się na niej
wygodniej, czując jak wiotczeje mi ciało. Znów na mnie spojrzał, drapiąc się po
głowie. Wyglądał tak, jakby oceniał mój stan. Tymczasem ja naprawdę zaczynałem
się czuć fatalnie! Miałem gdzieś, czy ten pacan mi uwierzy, czy nie. – Ale piwo
zostawię w lodówce i wypijemy je niedługo razem, jak lepiej się poczujesz –
dodał nagle, spoglądając teraz w kierunku kuchni.
- Spoko – wymamrotałem
niewyraźnie, wdrapując się całkowicie na kanapę i zwijając się na niej w
kłębek. Dopiero teraz zauważyłem, jak w tym małym mieszkanku było zimno.
Zastanawiałem się, czy zamknąłem wszystkie okna. A może to Naruto już wyszedł i
zapomniał zamknąć drzwi wejściowych? Jeżeli tak, to skopię mu…
W tym momencie,
poczułem nagle lekki ciężar na sobie i zrobiło się tak trochę cieplej.
Dostrzegłem, że zostałem niedbale okryty kocem.
- Jakiś ty troskliwy.
Bo się wzruszę – jęknąłem z kpiącym uśmieszkiem, naciągając na siebie bardziej
przykrycie.
- Potrzebujesz czegoś?
– zapytał, ignorując moją zaczepkę.
- Kołysanki na
dobranoc i mojego misia – znów zakpiłem, otwierając jedno oko i zerkając na
lekko rozbawionego Uzumaki’ego.
- Z tym misiem to
jeszcze bym uwierzył, ale z tym, że chciałbyś, abym ci śpiewał, to nie bardzo –
odparł, odwracając się w kierunku wyjścia. – Zajrzę później, albo przyślę do
ciebie kogoś, żeby sprawdzili, czy jeszcze dychasz – dodał i już chciał
odchodzić, kiedy ponownie zacząłem mamrotać, z twarzą przyciśniętą do poduszki,
która leżała na brzegu kanapy.
- Naruto… - Obejrzał
się za siebie, patrząc na mnie pytająco. – Jak chcesz, to weź sobie to ciasto.
Ja i tak chyba zaraz puszczę pawia, a szkoda, żeby się zmarnowało – dodałem
sennie.
Oczywiście wcale nie
było mi niedobrze. Poczułem jednak tajemniczą radość, kiedy dostrzegłem
szczęście blondyna. Może próbowałem uspokoić własne sumienie?
Powędrował w
podskokach do kuchni po słodkości, bojąc się pewnie, że zmienię zdanie. Nie
bardzo pamiętam kiedy wyszedł z mieszkania, ale przedtem udał się jeszcze do
łazienki i przyniósł stamtąd wielką miskę, podstawiając mi ją obok kanapy, na
wypadek, gdybym naprawdę miał zamiar zwrócić treść mojego żołądka. Troskliwy
gamoń. Nie cierpię go!
Koszmary,
jakie torturowały mnie podczas nawrotu gorączki były nie do wytrzymania. Przez
cały czas, kiedy powinienem wypocząć, męczyłem się jak diabli.
Pamiętam, że dookoła było ciemno. Jasne światło padało z góry
tylko w miejsce, w którym akurat stałem. Tak jakby ktoś oświetlał mnie
specjalnie, uważnie obserwując. Czułem chłód, zdrętwienie i ociężałość. Zdezorientowany,
rozglądałem się na boki, próbując dostrzec coś w ciemności. Kiedy zrobiłem
kilka kroków na przód, światło podążyło za mną. Przez myśl przemknęło mi nawet,
że jestem jak gwiazda na scenie, oświetlany reflektorami.
Szedłem powoli, czując ból w kościach z każdym kolejnym
krokiem. Moje ciało ważyło chyba z tonę. Grawitacja uparcie ciągnęła mnie w
dół, a ja nie miałem pojęcia dlaczego w ogóle z tym walczę. Chyba wydawało mi
się, że gdy upadnę, ogromny ciężar, który na mnie napierał, zwyczajnie pozbawi
mnie resztek tlenu. Taka wizja ani trochę mi się nie uśmiechała.
Cały mokry od potu, zatrzymałem się w końcu, ledwo utrzymując
się na dygocących nogach. Oparłem ręce na kolanach, ze świstem nabierając
powietrza. Byłem pewien, że już dłużej nie wytrzymam.
- Kiba… - Usłyszałem nagle czyjś szept, który echem odbił się
w oddali. Uniosłem głowę, spoglądając przed siebie.
Stała tam pewna postać. Oświetlona tak samo jak ja. Począłem
iść w jej kierunku. Im byłem bliżej, tym większą ulgę czułem, domyślając się
kto to może być. Mimo, że odwrócona była tyłem i miała na sobie luźną, białą
sukienkę, od razu rozpoznałem jej długie, granatowe włosy i przyjemną dla oka
sylwetkę. To była Hinata. Moja Hinata.
Przyśpieszyłem, chcąc powiedzieć, by zabrała mnie z tej
okrutnej, męczącej nicości, ale kiedy byłem już bardzo blisko, ogarnął mną
niepokój. Tak szybko jak przyśpieszyłem, tak teraz zacząłem zwalniać.
Wyciągnąłem w jej kierunku ciężką dłoń, ale bałem się. Potwornie bałem się jej
dotknąć.
Dlaczego?
Czyżby moja podświadomość chciała mi o czymś powiedzieć?
Przestrzec mnie przed czymś?
Czego mogłem się obawiać?
Moja dłoń
była coraz bliżej jej odsłoniętego, bladego i delikatnego niczym kaszmir
ramienia. Dotykałem ją już tyle razy. Znałem to uczucie. Znałem lepiej niż
ktokolwiek inny. A jednak…
Zawahałem się, kiedy byłem już zaledwie milimetr przy jej
skórze i gwałtownie cofnąłem rękę. Chwilę później, poczułem jak płonie. Moja
dłoń zaczęła palić niemiłosiernie, mimo że po ogniu nie było nawet śladu.
Przerażony, spojrzałem na nią. Oprócz tego, że była cała czerwona, zaczęły
pokrywać ją wielkie pęcherze. Wrzasnąłem, odruchowo cofając się, jakby próbował
uciec od własnej ręki. Nieuważnie wpadłem na, stale odwróconą do mnie tyłem,
Hinatę, lekko ją szturchając. Na chwilę oderwałem się od piekła, które
zawładnęło moją kończyną i przeniosłem wzrok na dziewczynę. Nawet nie
zareagowała, ale nie minęła sekunda, gdy miejsca na moim ciele, które zanadto
się do niej zbliżyły, zaczęły równie piec, co dłoń.
To było nie do zniesienia.
Upadłem na ziemię, szamocząc się i wrzeszcząc wniebogłosy.
Daremnie starałem się ugasić nie istniejący ogień, który pożerał kolejne rejony
mojej osoby. Zdołałem jednak się zorientować, że najbardziej płonie mój lewy
bok. Miejsce, w które niedawno oberwałem zatrutym kunai’em. Cały zmachany,
ostatkiem sił, uniosłem swoją koszulkę i zamarłem z przerażenia. To nie był już
poparzony fragment ciała. Cały mój brzuch, bok i plecy… wszystko było zwęglone.
Całkowicie, bez żadnej szansy na ratunek.
Już nie krzyczałem. Głos uwiązł mi w gardle. Wciąż czując
nieludzko mocne kołatanie serca, odwróciłem głowę, chcąc zerknąć na Hinatę i
poprosić ją jakoś o pomoc. Stała tuż obok i… patrzyła na mnie! Gdy jednak nasze
spojrzenia się spotkały, wstrzymałem oddech. Te oczy… Patrzyła na mnie, to była
ona, ale… Cholera! Przecież to oczy Naruto! Co u diabła robił tu Naruto?!
Zamiast jednak irytacji, poczułem wszechogarniający smutek.
Czułem się przegrany. Porzucony, odepchnięty… Czułem się jak śmieć, który
zdradził przyjaciela i dostał to na co zasłużył.
Te oczy patrzyły na mnie z taką… z taką odrazą, a ja tę
odrazę akceptowałem.
- Zrób to – odezwałem się nagle, sam zaskoczony swoim głosem.
Bo to nie był mój głos, ale znów Naruto. Naruto przemawiał przeze mnie. Wiedziałem
nawet o co chodzi.
Prosiłem, albo raczej kazałem jej mnie dobić. Nie miałem
pojęcia dlaczego, ale taka po prostu była kolej rzeczy.
Zacisnąłem na chwilę powieki, a gdy je rozchyliłem,
zobaczyłem leżącego nad sobą samego Naruto. Wyglądał na zmizerniałego, a wręcz
wykończonego. Leżał, patrząc na mnie i z trudem oddychając. Nie wiedzieć czemu,
wyciągnąłem dłoń, żeby go dotknąć i wtedy się zorientowałem. To było lustro. A
to byłem ja. Ja byłem Naruto. Byłem teraz w jego ciele, byłem nim.
Co dziwniejsze, w ogóle mnie to nie zaskoczyło. Spojrzałem
smętnym wzrokiem na Hinatę, która trzymała w rękach ostrego kunai’a. Jej oczy
znów się zmieniły. Nie były błękitne, jak u Uzumaki’ego. Teraz były to czarne,
wilcze oczy. To były moje oczy.
Potem już wszystko potoczyło się w ułamku sekundy. Hinata
upadła na kolana, a ostrze wbiło się w moją klatkę piersiową. W sam środek
mojego serca.
Obudziłem się nagle, zalany zimnym
potem i sercem niemal wyrywającym się z piersi. Gwałtownie chcąc usiąść
zleciałem z wąskiej kanapy, uderzając biodrem i ramieniem w stolik i lądując
głową w misce, którą wcześniej postawił tu Naruto. Szybko się jej pozbyłem,
odrzucając z dala od siebie jakby co najmniej mnie parzyła. Jeszcze szybciej
chciałem podnieść się z podłogi przez co niefortunnie, acz solidnie uderzyłem
potylicą w stół. Przez moment aż mnie zamroczyło, ale w końcu zacząłem się też
uspokajać. Chyba potrzebowałem tego zderzenia, aby ogarnąć co się dzieje.
Już nie spałem. To był
tylko sen, powtarzałem sobie. Bardzo, bardzo zły sen.
Uniosłem się nieco
opierając na zgiętych łokciach i wciąż lekko wystraszony, wpatrywałem się w
brudną podłogę. Chciałem chociaż trochę przeanalizować to, co się tam
wydarzyło. Wszystko jednak ulatywało mi z umysłu z prędkością światła.
Zapamiętałem jednak kilka szczegółów.
Nie mogłem dotknąć
Hinaty. To najbardziej mnie przerażało. Czyżby moje wyrzuty sumienia osiągnęły
taki poziom, że aż męczyły mnie we śnie? Nie wiedziałem, że byłem taki
wrażliwy.
Kolejną rzeczą było
to, że miałem umrzeć. Hinata miała mnie zabić. Mnie, albo Naruto…
Cholera, właściwie to
który z nas miałby tam zginąć?! Skoro byłem w jego ciele, to ja byłem nim, czy
to był on… i te oczy Hinaty moje, lub jego… Ech… to zbyt pogmatwane. Lepiej postaram
się o tym zapomnieć, bo mózg mi eksploduje.
- Niech cię szlag,
Inuzuka! Co ty wyprawiasz?! – Usłyszałem denerwujący głos Sakury, która
znawał się być niebezpiecznie blisko. Nim zdążyłem poukładać sobie wszystkiego
w głowie, kiedy poczułem jej dłonie na moich biodrach, które starały się mnie
wciągnąć z powrotem na kanapę.
- Sakura? – mruknąłem,
bo nic innego nie potrafiłem z siebie wydobyć. Nie zmuszając jej dłużej, do
dźwigania mojego ciężaru, sam wsparłem się na rękach i nogach i wturlałam na
leżenie. Spojrzałem na nią pytająco, a ona westchnęła ciężko, kręcąc głową z
rezygnacją.
- Naruto się o ciebie
martwił i prosił, żebym zajrzała. Dobrze, że to zrobiłam. Miałeś potworną
gorączkę i drgawki. Gdybym w porę nie podała ci zastrzyku, mógłbyś zapaść w śpiączkę,
albo zwyczajnie twoje serce by stanęło – wyjaśniła krótko, przysiadając na
brzegu kanapy. Szybko przesunąłem nogi, chcąc zrobić dla niej więcej miejsca.
Cały czas wpatrywałem się w nią z nierozumnym wyrazem twarzy, nie będąc w
stanie bardziej przyswoić usłyszanych właśnie informacji.
- Jak się czujesz? –
odezwała się ponownie, patrząc na mnie przyjaźnie.
Zaraz, zaraz,
zreflektowałem się szybko. Coś mi tu nie pasowało. Miła Sakura? Dla mnie? Może
już umierałem?!
- Zaczynam się
martwić, kiedy jesteś taka troskliwa – odparłem, mrużąc oczy i uważniej się jej
przyglądając. Zaśmiała się cicho, a ja jeszcze bardziej się zestresowałem. –
Poważnie, przestań.
- Nie martw się,
miałam po prostu ciężki dzień – odezwała się, układając dłonie na swoich
kolanach i leniwie patrząc przed siebie.
Zerknąłem przez ramię
w stronę okna i dopiero zorientowałem się, że jest już noc.
- Jak długo tu jesteś?
– zapytałem z lekkim podziwem w głosie. Nagle dotarło do mnie jak bardzo musi
być zmęczona.
- Trzy, może cztery
godziny. – Wzruszyła ramionami, opierając się nagle na kanapie i wyciągając w
górę zdrętwiałe ręce. Ziewnęła przeciągliwie, a ja poczułem kolejny powód do
wyrzutów sumienia. – Szczerze, trochę się wystraszyłam – odezwała się nagle
poważniejszym tonem. Odwróciła głowę, patrząc na mnie. – Nie wyglądałeś za
dobrze. Po dyżurze w szpitalu, skoczyłam jeszcze coś przegryźć, zamiast od razu
pójść do ciebie. Bałam się, że dostałeś zastrzyk zbyt późno, i że się nie
obudzisz. Na szczęście twój stan szybko się ustabilizował i nie musiałam wzywać
ludzi, by przetransportowali cię do szpitala – dodała.
Spuściłem głowę,
patrząc na róg koca, który ściskałem w dłoniach. Było mi głupio, że miała
przeze mnie wyrzuty sumienia. Gdy mój stan się pogorszył, zapewne nigdy by
sobie tego nie darowała.
- No to… dzięki –
wydusiłem z siebie, starając się nie patrzeć w jej stronę. Usłyszałem tylko
cichy śmiech, a później ciężkie westchnienie.
- A tak w ogóle, Kiba…
- zaczęła ponownie. – Jaką ilość zażyłeś lekarstw, które ci dałam? – zapytała,
a ja cały zesztywniałem. Czy ona zapomniała już, że jestem poważnie chory?
Naprawdę musi mnie tak stresować?!
Przełknąłem głośno
ślinę, chcąc wybrnąć z tego obronną ręką. Musiałem kłamać, nie było innego
wyjścia.
- No… brałem tak, jak…
- Tylko nie kłam! – zarządziła
od razu. Zacisnąłem usta, denerwując się jeszcze bardziej. Spojrzałem na nią z
wyrzutem, na co ona odpowiedziała mi tym samym.
- Dobra, masz mnie,
przedawkowałem twoje ziółka – burknąłem, urażony przyznając się do błędu.
Uśmiechnęła się z tryumfem, ale i z politowaniem, kręcąc przy tym głową.
- Masz nauczkę. One co
prawda nie spowodowały takiej gorączki, ale miały ją hamować. Źle połączone,
nie tylko zniwelowały swoje pozytywne działania, ale mogły także posłużyć jako
iskra, która nie powstrzymana spowodowała tak silną gorączkę.
- Będę bardziej uważał
następnym razem – powiedziałem obojętnym tonem.
- Mam taką nadzieję.
Przy okazji, naszkicowałem ci specjalną rozpiskę dawkowania, którą powiesiłam
na szafkę z lekami w kuchni – dodała z uśmiechem do mnie mrugając. Skrzywiłem
się lekko, nieudolnie chcąc odwzajemnić uśmiech. W pewnym momencie, Sakura
podniosła się z miejsca i z poważniejszą miną, zbliżyła do mnie. Drgnąłem,
kiedy jej zimna dłoń dotknęła mojego czoła.
- Spokojnie, nie
ugryzę cię – zaśmiała się, po czym uważnie spojrzała mi w oczy. Czułem się
niezwykle głupio, będąc tak blisko jednej z przyjaciółek. Nawet jeżeli miało
być to tylko zwykłe badanie mojego powierzchownego stanu, miałem wrażenie, że
na moją twarz wypływają rumieńce. Oczywiście, nie uszło to uwadze złośliwej
Haruno. – Ależ ty wstydliwy – zaśmiała się i wreszcie ode mnie odsunęła. – A
zdawałeś mi się zawsze typem faceta, który nie czuje krępacji przed
dziewczynami – dodała, posyłając mi złośliwy uśmiech. Ja, nie wiedząc co jej
odpowiedzieć, odwróciłem szybko głowę, jeszcze bardziej się rumieniąc, co ona
potraktowała jako przyznanie się do nieśmiałości. Zaśmiała się głośno, dłonią
ocierając załzawione oczy. – Pasujesz z tym do Hinaty – dodała nagle, a ja
dziwnie ożywiony spojrzałem w jej stronę.
- Tak sądzisz? –
zapytałem i szybko ugryzłem się w język. Haruno zdziwiła się lekko, wciąż
patrząc na mnie z uśmiechem. – To znaczy… gadasz głupoty. Nie mam żadnego
problemu. Po prostu, tu jest bardzo gorąco, a ja dopiero co miałem gorączkę i…
Przerwał mi donośny
śmiech Sakury, co wytrąciło mnie nieco orientacji. Śmiała się tak, jakby
usłyszała coś niesamowicie zabawnego. Najwyraźniej zmęczenie dawało się jej we
znaki.
- Chyba powinnaś
odpocząć – odezwałem się, patrząc na jej zmęczone oczy. Zerknęła na mnie z
przymulonym uśmiechem, kiwając twierdząco głową. Podniosła się powoli z
miejsca, ponownie leniwie przeciągając i ziewając przy tym głośno. – Wybacz, że
cię zmartwiłem – dodałem, kiedy zauważyłem, że chwyta swoją bluzę, leżącą na
oparciu kanapy i zmierza w kierunku torby, która z kolei wisiała na wieszaku w
przedpokoju.
Odwróciła głowę,
zerkając w moją stronę.
- Taka praca. Zajrzę
do ciebie rano. Tymczasem, weź te tabletki, które położyłam ci luzem na
stoliku, a gdybyś poczuł się gorzej, zażyj jeszcze te, które włożyłam do
pudełeczka – powiedziała, po czym bez zbędnych pożegnań, opuściła moje
mieszkanie.
Spojrzałem na stolik i
dopiero dostrzegłem rzeczy, które na nim stały. Istotnie były tam trzy
tabletki, tuż obok szklanki pełnej wody. Kawałek dalej stało jeszcze maleńkie
pudełeczko, w którym musiały znajdować te awaryjne pigułki.
Kolejna troskliwa
osoba, pomyślałem z lekką kpiną.
Chcąc nie chcąc
jednak, musiałem przyznać Sakurze szacunek. Fakt, że to była jej praca, ale
przecież nie musiała siedzieć u mnie tyle czasu. Nie musiała w ogóle do mnie
przychodzić, wierząc, że poradzę sobie z odpowiednim zażywaniem leków. Można by
uznać, że gdyby nie Naruto, mógłbym już nawet nie żyć.
Jakoś jednak… wolałem
nie myśleć o tym w ten sposób. Naprawdę nie chciałem mu nic więcej zawdzięczać.
Następnego dnia, tak jak obiecała,
odwiedziła mnie Sakura. Czułem się znacznie lepiej, więc gdy przybyła o świcie,
byłem już na nogach. To była normalna pora, o której zawsze wstawałem. Wraz ze
wschodem słońca, wybierałem się zwykle z Akamaru na poranny trening. Shino
wyszkolił naszą drużynę tak, że byliśmy przyzwyczajeni budzić się na samym
początku dnia. Było w tym wiele dobrego. Nie marnowałem niepotrzebnie tyle
godzin na sen. Teraz jednak, wstając tak wcześnie, nie miałem co z sobą zrobić.
Nudziło mi się do tego stopnia, że zaczynałem sprzątać mieszkanie. Gdy więc
zjawiła się Haruno, nie miałem właściwie już nic do roboty.
Nie zabawiła u mnie
długo. Przepytała mnie z dawkowania leków, wykonała pobieżne padania i poszła,
uprzednio zabraniając mi jeszcze wychodzić z domu. Według niej, ciągle byłem
mocno osłabiony. Według mnie, słaby z niej diagnosta.
Nudziłem się więc
przez dłuższy czas, przeglądając wszystkie książki i gazety, jakie miałem w
domu. Doszło nawet do tego, że wczytywałem się w etykietki leków, które zostawiła
moja osobista lekarka.
W południe otrzymałem najlepszą
niespodziankę, jakiej mogłem oczekiwać. Właściwie nawet dwie. Gdy tylko
usłyszałem pukanie do drzwi, od razu wiedziałem kogo tam zastanę. Nic w tym
dziwnego. Łączyła nas w końcu tak silna więź, że oboje czuliśmy swoją obecność.
Ledwo zdążyłem złapać za klamkę, gdy wielkie cielsko wparowało do mieszkania,
od razu powalając mnie na ziemię i liżąc po całej twarzy.
- Akamaru! Ależ ja się
za tobą stęskniłem! – wykrzyknąłem z szerokim uśmiechem, tuląc się mocno do
jego białej sierści. Zaskomlał wzruszony, ocierając się o mnie jeszcze bardziej
i ponownie obśliniając mnie całego. Śmiałem się głośno, głaszcząc go za uchem i
jednocześnie, starając się go trochę od siebie odepchnąć. Dopiero po krótkim
czasie zauważyłem, kto go tu przyprowadził.
Hinata weszła tuż za
nim, zamykając za sobą drzwi i stojąc przy wejściu, patrzyła na nas z
nieśmiałym uśmiechem.
- Dobra, wystarczy
tych czułości, stary – odezwałem się do Akamaru, chwytając go jeszcze za skórę
na szyi i stukając lekko swoim czołem o jego, podniosłem się z ziemi. – Hej. –
Spojrzałem na Hyuugę. Przepuściłem w tym czasie psa, który od razu wbiegł do
salonu i wskoczył na kanapę, wygrzebując sobie w moim kocu legowisko i od razu
się w nim układając.
Sam zbliżyłem się do
przyjaciółki i bez cienia krępacji, chwyciłem jej dłoń, jakby było to czymś
zupełnie naturalnym. Po prostu ich wizyta poprawiła mi humor do tego stopnia,
że postanowiłem puścić w niepamięć wszystkie gorsze wydarzenia.
- Jak tam? –
zapytałem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- To chyba ja powinnam
o to zapytać – zaśmiała się i dotknęła dłonią swojego zaróżowionego policzka.
Denerwowała się, czułem to.
- Cieszę się, że
przyszłaś – powiedziałem po krótkiej ciszy, ściskając mocniej jej rękę.
Popatrzyła na mnie, jakby z lekkim strachem w oczach i wyraźnie odetchnęła,
kiedy ją puściłem i zrobiłem krok do tyłu.
- Czego się napijesz?
– zapytałem, zmierzając już w kierunku kuchni. Od razu chwyciłem za czajnik i
zacząłem nalewać do niego wody.
- Może być woda. –
Usłyszałem w odpowiedzi.
- To dostaniesz
herbaty – zakomunikowałem, wrzucając do dwóch szklanek dwie torebki
wypełnione ziółkami. Oparłem się o blat szafki, czekając na zagotowanie się
wody. Dopiero teraz zaczynało do mnie
docierać, że ostatnie nasze spotkanie zakończyło się dosyć… sam nie wiem jak
to określić, ale to nie było zwykłe „do zobaczenia później”. Uciekła. Tak po
prostu, nagle zaczęła się śpieszyć i mi uciekła. Ale żałowała tego, wiedziałem
to. Widziałem to w jej oczach kiedy spoglądała w moje okno. Nie chciała ode
mnie odchodzić. A teraz wróciła! Jak powinienem na to zareagować? Czy już każde
nasze spotkanie miało się kończyć jakimś dramatycznym wyjściem? Wymiana zdań, kłótnia,
rozpaczliwa walka ze sobą, a później oboje cierpimy. Po co to wszystko? Na tę
chwilę brakowało mi mojej przyjaciółki. Gdyby tak po prostu mógł usiąść obok
niej i pożalić się na moje kłopoty sercowe. Ona by udzieliła mi jakiejś
konkretnej rady i na koniec dodała, że wszystko będzie dobrze.
Ale nie!
Nie mogłem przecież
żalić się Hinacie na Hinatę! To byłoby dziwne. W dodatku nie na miejscu!
I to był właśnie ten
minus zakochiwania się w przyjaciółce. Nagle nie ma z kim pogadać o swoich
problemach.
- Kiba? – Usłyszałem
nagle jej słodki głosik, który wyrwał mnie z rozmyślań. Uniosłem głowę, patrząc
na nią pytająco. Wyglądała jakby czekała na moją odpowiedź.
- Co? – mruknąłem
cicho, nie wiedząc o co chodzi.
- Woda – upomniała
mnie, uśmiechając się pobłażliwie. Odskoczyłem szybko na bok, dopiero teraz
zauważając, że zapomniałem włożyć gwizdka, a woda wrzała już w najlepsze.
Szybko wyłączyłem gaz i zalałem herbaty.
Hinata w tym czasie
podeszła do jednej z szafek, która wisiała po lewej stronie kuchni i zaczęła w
niej coś szukać.
Uśmiechnąłem się z
rozkoszą, stając za nią i opierając się o przeciwne szafki. Splotłem ręce na
piersi, mierząc ją zachłannym spojrzeniem.
Stała na palcach,
starając się coś sięgnąć z górnej półki. Jej wąskie rybaczki, opinały lekko jej
zgrabne pośladki, a luźna bluzka podwinęła się do góry, ukazując skrawek jej
pleców.
Musiałem przyznać, że
takie drobiazgi działały na mnie niezwykle pobudzająco. Ona zdawała się o tym
doskonale wiedzieć i wyraźnie chciała mnie skusić kiedy zaczęła lekko
podskakiwać.
- No, no –
zagwizdałem końcu, a ona odwróciła się,
patrząc na mnie pytająco. Kiedy ujrzała mój wzrok, zarumieniła się
niemiłosiernie.
- Kiba! – pisnęła,
oburzona.
- Przyszłaś uwieźć
faceta, czy dotrzymać towarzystwa przyjacielowi? – zaśmiałem się, patrząc na
nią wyzywająco. – A może jedno i drugie?
- Nie moja wina, że
wszystko kojarzy ci się z jednym – odparła, również splatając ręce na piersiach
i wpatrując się we mnie obrażona. – Masz cukier? – zapytała.
- Nie jesteś
wystarczająco słodka? – odparłem, podchodząc do niej i nachylając się
niebezpiecznie blisko. Nie odwróciła jednak wzroku tylko twardo wpatrywała się
we mnie. Nawet nie drgnęła, kiedy nasze twarze dzieliło zaledwie kilka
centymetrów. Skubana, wyrabia się, pomyślałem po czym szybko się odsunąłem i
posłałem jej lekkiego pstryczka w nos.
Fuknęła zaskoczona i
niezadowolona, a ja w tym czasie sięgnąłem po cukier, który znajdował się w
szafce obok.
- Sakura trochę tu wczoraj grzebała i mi
poprzestawiała – wyjaśniłem, podając jej zgubę.
- Sakura? – zdziwiła
się, wyciągając teraz z szuflady dwie łyżeczki i zmierzając powoli do salonu.
Ja chwyciłem za obie szklanki herbaty i podążyłem tuż za nią.
- Była u mnie wczoraj…
i dzisiaj – odparłem krótko, ostrożnie odkładając wrzący wywar na stolik.
Akamaru posłusznie zszedł z kanapy i zajął miejsce obok, patrząc cały czas na
mnie i nie przestając merdać ogonem. Tak się chłopak za mną stęsknił!
Hinata mruknęła coś cicho pod nosem,
usadawiając się na sofie, a ja walnąłem się tuż obok niej, patrząc na nią z
zaciekawieniem.
- A co, zazdrosna? –
zaśmiałem, a kiedy wzruszyła ramionami o mało co nie opadła mi szczęka. Po
chwili spojrzała na mnie odrobinę zlękniona.
- Nie, nie! To znaczy…
- zawahała się i znów zatopiła we własnych myślach. Trwała tak chwilę,
zaciskając pięści na materiale swoich spodni. Przyglądałem jej się uważnie,
oczekując na jakiś ciąg dalszy. Gdy jednak stwierdziłem, że mogę jeszcze sobie
trochę poczekać, przybliżyłem się do stolika. Sięgnąłem po łyżeczkę, aby
nasypać sobie trochę cukru do herbaty. Gdy już to zrobiłem, zamieszałem i
ostrożnie uniosłem szklankę do ust. Tym razem wywar nie okazał się aż tak
gorący i bez obaw mogłem go spożyć.
- Kiba… - zaczęła
wreszcie, a ja z cierpliwością odstawiłem naczynie z powrotem na stolik, po
czym oparłem się na kanapie, siadając niemal bokiem do niej. Również odwróciła
się w podobny sposób, jednak wzrok miała spuszczony. Bawiła się przy tym
kosmykiem swoich włosów, nerwowo przeczesując je palcami. – Czy myślisz, że… -
zapytała niemal szeptem, z obawą marszcząc brwi.
Chwyciłem ją
niespodziewanie za dłoń, która zaczynała drżeć coraz bardziej. Spojrzała na
mnie zaskoczona.
- Spokojnie –
mruknąłem, uśmiechając się pokrzepiająco. – Przestań się tak denerwować –
dodałem, siląc się na cichy chichot, aby zrozumiała, że przy mnie nie powinna
się krępować, tak jak to było dawniej.
- Jesteśmy
przyjaciółmi? – zapytała w końcu. Skuliła się przy tym niepewnie, jakby bała
się, że powiedziała coś złego.
Przez te jej lęki
zaczynałem czuć się jak jakiś zwyrodnialec, który robi jej krzywdę. Naprawdę
miałem do niej anielską cierpliwość.
Tak czy inaczej,
zdziwiło mnie jej pytanie. Czy jesteśmy przyjaciółmi? Przecież zawsze nimi
byliśmy!
Potem jednak
przypomniałem sobie swoje wcześniejsze słowa, które mogły wywołać u niej
wątpliwości. W dodatku sposób w jaki rozstaliśmy się ostatnim razem… Czy
kochankowie mogą darzyć siebie przyjaźnią? Czy wciąż jesteśmy przyjaciółmi?
- Oczywiście, że tak –
odparłam, nadal trwając w lekkim osłupieniu. Odetchnęła głęboko, uśmiechając
się do mnie. Czyżby aż tak wątpiła w naszą przyjaźń?
- Tak się cieszę –
powiedziała, po czym sięgnęła po swoją szklankę herbaty. Upiła łyk i ze
stoickim spokojem odstawiła ją z powrotem. – Czy więc możemy nadal rozmawiać o
wszystkim? – kontynuowała temat.
Znów się zdziwiłem,
ale chyba zaczynałem się domyślać do czego dąży. Przelotnie zerknąłem na
Akamaru, który przeszedł teraz na drugą stronę stolika, podchodząc do mnie i
kładąc się tuż przy moich nogach. Chrapnął po chwili głośno, dając znak, że
ucina sobie drzemkę.
- Hinata… - zacząłem i
spojrzałem na nią poważnie. – To co się między nami dzieje w żadnym stopniu
nie przekreśla naszej przyjaźni – powiedziałem. Postanowiłem postawić na
bezpośredniość. Specjalnie też powiedziałem, że „to” wciąż się między nami
dzieje, a nie zdarzyło się i dobiegło już końca. Nie miałem zamiaru niczego
kończyć. Nigdy w życiu. – Możemy mieć i jedno i drugie. Wcale nie musimy nic
tracić.
- No właśnie… -
zawahała się. – Bo widzisz… - Uniosła ponownie głowę, patrząc na mnie wielkimi
oczami i przysuwając się niebezpiecznie blisko. – Tak się składa, że ja… -
zaczęła i znów przerwała, przygryzając dolną wargę i odwracając wzrok.
To było dziwne. Czyżby
Hinata naprawdę starała się mnie właśnie uwieźć? Nie potrafiła już się
powstrzymywać?
Odruchowo uniosłem rękę, dotykając
jej policzka. Nawet nie drgnęła pod moim dotykiem, a wręcz przeciwnie. Wtuliła
twarz w moją dłoń, uśmiechając się przy tym ciepło i zamykając oczy. Po chwili
rozchyliła nieco powieki, patrząc w moją stronę. Byłem jak zahipnotyzowany. Jej
urok znów na mnie działał. Była jak czarownica, która stale rzuca na mnie
jakieś czary. Jak syrena, która swoim słodkim śpiewem chce zwabić mnie na
skały.
- Ja… ja bardzo
potrzebuję teraz mojego przyjaciela – dokończyła w końcu, przybliżając się do
mnie jeszcze bardziej i napierając na mnie całym swoim ciałem. Wtuliła się w
moje ramiona nie czując przy tym grama krępacji.
Nie do końca tego się
spodziewałem, ale zaakceptowałem to z lekkim rozbawieniem. Przytuliłem ją
mocno, ciesząc się po prostu z tej bliskości. Cholera, przecież ja też za nią
tęskniłem. Nie za Hinatą-kochanką. Tęskniłem za Hinatą-przyjaciółką. Moją
super, ekstra kumpelą, z którą mogłem pożartować, z której mogłem się pośmiać,
i która zawsze była gotowa mnie pocieszyć i wesprzeć jakimś dobrym słowem.
- To całe szczęście,
że tu jestem – szepnąłem cicho, prosto do jej ucha. Śmieszne, byłem tak blisko
jej smukłej szyi, a nawet nie próbowałem jej pocałować. Nie zachwycałem się jej
zapachem, dotykiem. Bliskość naszych ciał nie miała nagle aż takiego znaczenia.
Tu chodziło o coś więcej. O coś znacznie cenniejszego. To była bliskość naszych
dusz, naszych serc. Czuliśmy dokładnie to samo, teraz byłem tego bardziej
pewien niż kiedykolwiek wcześniej.
Kiedy w końcu
oderwaliśmy się od siebie, nasze oczy się spotkały. Patrzyliśmy na siebie przez
dłużą chwilę, aż w końcu oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Wiesz… tęskniłam za
tobą – powiedziała nagle, a ja ponownie się zaśmiałem, kładąc dłoń na jej
głowie i czochrając jej grzywkę.
- Głupia, zawsze tu
będę dla ciebie.
- Naprawdę nie chcę,
żeby coś zniszczyło naszą przyjaźń.
- Po prostu o tym nie
myśl – powiedziałem obojętnie, wzruszając ramionami i szybko, nim zdążyła
jakkolwiek zareagować, przysunąłem się do niej i cmoknąłem prosto w usta.
Spojrzała na mnie wielkimi oczami, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
Sekundę później jednak, zaczęła się z tego głośno śmiać. – Widzisz? – zacząłem,
udowadniając jej swoją rację. – To po prostu taki gratis do przyjaźni. Postarajmy
się nie traktować wszystkiego zbyt poważnie. Nie zadręczajmy się przez to co
czujemy. To bez sensu.
- Chcesz potraktować
to co robimy jako zabawę? – zapytała, uśmiechając się z niedowierzeniem.
- Nie… a właściwie
tak. Trochę tak, ale nie do końca – zaplątałem się, drapiąc przy tym po głowie.
– To bardziej złożony temat, ale po prostu… - Spojrzałem na nią, a uśmiech znów
wypełzał mi na twarz. – Posłuchaj… - Wskoczyłem na kanapę, siadając po turecku
i odwracając się całkowicie w jej stronę. Chwyciłem jej dłonie, ściskając je
lekko. Przybrałem nieco poważniejszą minę. – Kiedy wtedy tak wybiegłaś,
myślałem, że pęknie mi serce – powiedziałem, bardzo, naprawdę bardzo starając
się by brzmiało to tak, jakby mówienie tego nie wprawiało mnie w zakłopotanie.
Modliłem się tylko w duchu bym nie zalał się przy tym rumieńcami.
Hinata zrobiła
zmartwioną minę, już otwierając usta, aby mnie pocieszyć, lub przeprosić.
- Nie, nie, poczekaj-
kontynuowałem. – Ale kiedy zobaczyłem cię przez okno. Kiedy tak patrzyłaś w
moją stroną, coś zrozumiałem. Tobie jest o wiele trudniej, bo boisz się zranić
kogokolwiek, ale nie musi tak być. Wszystko może zostać między nami, tutaj w
tym mieszkaniu, czy gdziekolwiek byś tylko chciała. Możemy stworzyć swój
własny, mały świat, o którym nikt się nie dowie – mówiłem to z takim
przekonaniem, że aż poczułem się, jakby chciał sprzedać jej jakąś bajkę o
prawdziwej utopii. Naprawdę jednak chciałem wierzyć, że takie miejsce, taka
idylla tylko dla naszej dwójki jest możliwa. Możliwość bycia z nią, bez obawy,
że możemy kogoś skrzywdzić, nie krzywdząc również siebie nawzajem.
- No nie wiem, Kiba… -
Pokręciła głową niepewnie, zatrzymując na dłużej wzrok na śpiącym Akamaru. –
Powtarzasz się – bąknęła cicho z nikłym uśmiechem. Czułem, że wciąż mam szansę,
że nadal mogę walczyć. Ucałowałem jej dłoń, szczerząc się jak głupek.
- Bo czekam na
zadowalającą odpowiedź – odparłem, unosząc jedną brew.
- Może… nie ustalajmy
jeszcze niczego. To wciąż trochę krępujące – mruknęła, znów lekko się
rumieniąc, ale wciąż pozostając uśmiechniętą. – Teraz chciałabym po prostu miło
spędzić czas z przyjacielem – dodała pewniej, spoglądając na mnie.
Kiwnąłem głową,
przystając na jej propozycję. Nie mogłem przyznać, ze usatysfakcjonowała mnie
taka odpowiedź, ale nie chciałem naciskać. Jakkolwiek bym tego nie przedstawił,
wciąż namawiałem ją do cichego romansu. A co się z tym wiązało, starałem
przekonać ją, że zdradzanie chłopaka, którego podobno kocha nie musi być takie
złe i nie powinna mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Gdyby to było
możliwe, wziąłbym całą winę na swoje barki, byleby tylko mogła być ze mną.
Zdrada chłopaka, kumpla… co za różnica. Siedzieliśmy w tym razem, a ja nie
miałem zamiaru się wycofać.
Tak jak chciała, spędziliśmy razem
cudowny dzień. Nie, nie robiliśmy żadnych ekstremalnych, ani fascynujących
rzeczy. Dużo rozmawialiśmy, bardzo dużo. Tak dużo, że jeszcze trochę, a
przypominalibyśmy bardziej dwie panienki, plotkujące o wyglądzie innych
koleżanek, a tego starałem się uniknąć. Dziwnym trafem, żadne z nas ani razu
nie wspomniało o Naruto. Nagle zrobił się dla nas tematem tabu, co w sumie
bardzo mi odpowiadało. Jej chyba też. Nawet teraz, odnosiłem wrażenie, że
dręczą ją wyrzuty.
Wygłupialiśmy się,
graliśmy w karty, bawiliśmy się wspólnie z Akamaru, a nawet ugotowaliśmy razem
obiad! Dzień, jakich było już wiele w naszym życiu, a jednak było w nim coś, co
sprawiało, że mógłbym zaliczyć go do grupy najlepszych. Czy tego właśnie
potrzebowaliśmy, aby na powrót odnaleźć siebie? Chwili wytchnienia, zapomnienia,
dzięki której przypomnielibyśmy sobie, jak cudowna jest nasza przyjaźń.
Chciałem tylko
wierzyć, że to nie były pozory, że to wszystko było szczere, nie wymuszone. Żadne
udawanie, żadne robienie dobrej miny do złej gry.
Poważnie,
zastanawiałem się na tym, czy właśnie tego nie moglibyśmy nazwać idyllą. Naszą
małą utopią, której reszta świata nie potrafiłaby zrozumieć.
- Myślisz, że nasi
przyjaciele, mogliby mieć do nas żal o to co robimy? – odezwała się nagle,
zmywając naczynia i co chwilę podając mi coś do wytarcia.
- Czyli jednak
przystałaś na moją propozycję? – ożywiłem się, patrząc na nią z uśmiechem.
Zamarła na moment, po czym westchnęła ciężko, wciskając mi w dłonie mokry
talerz.
- To, że się waham,
świadczy jedynie o tym, że jestem zbyt słaba. Zbyt słaba, by od razu odrzucić
twoją… ofertę – powiedziała, starając się mówić poważnie i nazbyt oficjalnie.
- Wciąż uważasz, że
nasze cierpienia ma mniejsze znaczenie, niż ewentualny ból Naruto, prawda? –
mruknąłem ponuro, a ona posłała mi karcące spojrzenie. Ktoś w końcu musiał o
nim wspomnieć! – Zaufaj mi, to…
- Nie bagatelizuj tak
tego! – krzyknęła nagle ze złością, a ja poczułem się jak wystraszony kociak.
Pierwszy raz krzyknęła na mnie z taką... mocą? – Myślę o tym cały dzień i wciąż
nie wiem. Traktujesz to jako zabawę, a to poważne sprawy! Tu nie chodzi tylko o
to, czy Naruto się dowie, czy nie. Możemy skrzywdzić siebie nawzajem jeszcze
bardziej. Rozum podpowiada mi, żebym uciekła, póki jeszcze nie jest za późno,
ale… - przerwała, znów wzdychając ciężko i zanurzając dłonie pod ciepłą wodą
płynącą z kranu.
- Słuchaj więc serca –
odezwałem się cicho, odkładając słuchy już talerz do szafki. – Po rzeczach,
które mówię, można się domyślić, że w moim przypadku rozum już dawno przegrał
walkę z sercem – dodałem ze sztucznym uśmiechem. Znów to się działo.
Popadaliśmy w ten depresyjny nastrój, bo zbliżała się chwila, w której
powinniśmy coś ustalić.
Ja naprawdę chciałem
być tylko z nią. Nie obchodziło mnie to, że nie byłaby tylko moją. To było
głupie i bez sensu, ale tak właśnie czułem. Było w tym również coś
podniecającego, zakazanego. Ukrywanie się, tajemnice… na myśl o tym, czułem
dreszcze. Nigdy bym nie przypuszczał, że wizja zakazanego romansu może tak na
mnie działać. A jednak.
To tak, jakbyśmy byli
my przeciwko wszystkim. Przeciwko całemu światu. Nikt inny by nas nie
zrozumiał, a wręcz mogliby nas potępić. – Pytałaś o naszych przyjaciół… -
zagaiłem znowu, a ona spojrzała na mnie z większym zainteresowaniem. – To nie
ich sprawa i nigdy by się o tym nie dowiedzieli, ale… myślę, że mogliby mieć do
nas żal… na początku. Potem by im przeszło. Zrozumieliby – odpowiedziałem, bez
większego przekonania. Naprawdę, miałem w głębokim poważaniu, co inni by sobie
o nas pomyśleli. I bolało mnie to, że Hinata tak bardzo tym się przejmuje. Nie
wiedziałem już, czy boi się po prostu kogoś zranić, czy obawia się o siebie, o
własną reputację?
- Naruto… - szepnęła
cicho, a ja miałem ochotę uderzyć głową w szafkę. Ciągle tylko Naruto to,
Naruto tamto! Sama pcha mi się do łóżka, a potem udaje niewiniątko, szepcząc
słodko „Naruto”. Ale mnie tym nie nabierze! Jej miłość do tego idioty stanęła
właśnie pod znakiem zapytania i ona doskonale o tym wiedziała! Wahała się. Było
jej żal Naruto, ale to mnie pragnęła.
- Jeżeli nie jesteś
pewna, to tym bardziej przestań się bronić – powiedziałem pewnym siebie tonem,
opierając dłonie na biodrach. – Daj się ponieść emocją, a w końcu znajdziesz
swoją odpowiedź – dodałem. Wciąż nie wydawała się przekonana, więc
kontynuowałem. – Posłuchaj, Hinata. Widzę przecież, że nie potrafisz ze mnie ot
tak zrezygnować. Chcesz tego, ale jednocześnie czujesz coś do Naruto. Kochasz
nas obu, prawda? Wiem, że tak. Daj więc nam szansę. Ja nie każę ci od razu
wybierać. Spróbujmy, a jeżeli będziesz miała pewność, że to on jest wszystkim
czego potrzebujesz, usunę się w cień. Tylko… - zaciąłem się, zaciskając pięści
i patrząc gdzieś w bok.
Co zrobię, jeżeli ona wybierze Naruto? Czy
będę w stanie sobie z tym poradzić? – Tylko pozwól mi zawalczyć o twoje serce –
wysyczałem niemal te słowa, czując się cały zesztywniały. Zaczynałem się
szczerze martwić, co będzie jeżeli Hinata mnie odrzuci.
Poczułem nagle jej
ciepłe, wilgotne dłonie na swoich i spojrzałem w dół na jej księżycowe oczy.
Lśniły tak, jakby zaraz miały z nich pocieknąć łzy. Co ciekawsze, to ja
poczułem nagle wielką gulę w gardle, z trudem powstrzymując się do płaczu.
Jakim cudem zrobił się ze mnie aż taki mięczak? To było nie do pomyślenia, żeby
facet rozbeczał się przy kobiecie.
- To ciebie obawiam
się najbardziej skrzywdzić – szepnęła, po czym oparła głowę na mojej piersi.
Odetchnąłem głęboko, zaciskając szczęki i starając się przetrzymać twardo
najtrudniejszy moment rozklejenia. Kiedy miałem już pewność, że nie zacznę
ryczeć, objąłem ją mocno, czule całując w sam czubek głowy.
- O mnie się nie
martw, o mnie się nie martw – zanuciłem, śmiejąc się żałośnie i lekko kołysząc
na boki. Uniosła głowę, znów na mnie patrząc i obejmując mnie przy tym w pasie.
- Zgadzam się –
powiedziała w końcu słowa, na które tak długo czekałem. – Ale jeżeli któreś z
nas poczuje, że nie może sobie z tym poradzić, damy sobie spokój, dobrze? –
dodała.
Skubana, jeszcze
chciała stawiać mi warunki!
- Dobrze, dobrze –
zaśmiałem się, dotykając od razu jej karku i przyciągając ją bliżej siebie. Bez
zbędnych słów, po prostu przypieczętowaliśmy tę umowę długim i namiętnym
pocałunkiem. Z błogiej chwili wyrwał nas szczek Akamaru, który stanął właśnie w
wejściu do kuchni. Spojrzeliśmy na niego zaskoczeni, przypominając sobie o jego
obecności. Następni odwróciliśmy się na chwilę ku sobie i jakby czytając sobie
nawzajem w myślach, uśmiechnęliśmy się szeroko, jednocześnie wykonując w stronę
mojego kompana gest, sugerujący, aby nikomu nie mówił o tym, co właśnie tu
zaszło. Śmieliśmy się głośno, przykładając sobie palec do ust i szepcząc ciche
„ciii”. Akamaru nie miał nam tego za złe. Dobry był z niego kumpel, widać było,
że mi kibicuje. Zamerdał tylko wesoło ogonem, powoli wycofując się w stronę
salonu, co rozbawiło nas jeszcze bardziej.
Długo nie mogliśmy się rozstać.
Kiedy już ustali się pewne rzeczy, wszystko staje się o wiele prostsze.
Całowałem ją więc łapczywie, stojąc przy drzwiach frontowych. Ona co chwilę
łapała tylko oddech, aby powiedzieć, że musi już iść, że jest już późno. W
końcu wypuściłem ją z ramion, wierząc, że niebawem do mnie wróci. Sama jednak
musnęła mnie jeszcze w usta, tuż przed samym wyjście, po czym zniknęła za
drzwiami, razem z moim Akamaru.
Tak, on również
odwiedził mnie tylko na trochę. Nie skończył jeszcze swojego kilkudniowego
treningu, a fakt, że wpadł do mnie dzisiaj, był po prostu miłym prezentem, o
który postarała się moja Hinata. Oboje zrobili mi dziś cudowną niespodziankę i
czułem, że dzięki temu nie ma szans, by znów zachorował.
Nie przestając się
szczerzyć, wpatrywałem się przez okno, na odchodzące postaci. Hyuuga co jakiś
czas odwracała się, by jeszcze raz mi pomachać. Jej chyba też nieco ulżyło. Ale
na jak długo? Spotka Naruto i wszystkie obawy powrócą. To było bardziej niż
pewne. A co ze mną? Jak ja spojrzę w oczy kumplowi? Jak długo to wytrzymam?
Choćbym nie wiem, jak się starał, te obawy nigdy nie znikną. Będą powracały
niczym najgorszy koszmar. Do czasu… pewnego dnia, Hinata będzie musiała podjąć
decyzję. Miałem tę przewagę, że wiedziałem na czym stoję i mogłem już rozpocząć
walkę. Nie zamierzałem tego zmarnować.
Z lękiem myślałem o
przyszłości, w której Uzumaki uzna mnie za wroga. A ta przyszłość miała nadejść
już niedługo, czułem to. Prędzej, czy później któryś z nas odpadnie. Nie może
być przecież dwóch zwycięzców, skoro nagroda jest tylko jedna.
******************************
Normalnie masło maślane. Tak mi się końcówka tego rozdziału kojarzy. Jak początek pisało mi się bardzo dobrze, tak później wyszło takie jakby... nic.Takie mdłe to wszystko ;p
W ogóle, ale gafę bym walnęła xD Chciałam Neji'ego dać w jednej scenie, zupełnie zapominając, że było już wspominane, że nie żyje. Ale co tam!
Trzymam kciuki sama za siebie, żeby kolejny rozdział wyszedł lepiej!
Pozdrawiam wytrwałych!
Drażnił mnie ten napis "Brak komentarzy" >.< Niech to będzie zapowiedź mojego komentarza, który obiecuję dziś napisać! I przeczytać rozdzialik, bo jeszcze nie miałam czasu.... :(((
OdpowiedzUsuńJak obiecałam, tak jestem! Spałam dziś tylko cztery godziny, więc raczej nie spodziewaj się super-hiper-giga-wspaniałego komentarza, bo po prostu mój umysł nie działa w tej chwili najlepiej :p Wgl ostatnio wszystko czytam na raty, to skubnę coś między nauką, to w autobusie jadąc do uczelni, to z uczelni, przez co potem mam straszne problemy z poukładaniem sobie wszystkiego w kupę. A co za tym idzie, zupełnie nie wiem jak mam pisać komentarze >.< I piszę to wszystko, żeby wzbudzić w tobie litość, ażebyś nie krzyczała na mnie za mocno za beznadziejną jakoś tego co tutaj drukuję xdd
UsuńNo więc... dopiero właściwie w tym rozdziale uderzyło mnie, w jak beznadziejnej sytuacji nasza parka się znalazła. Bo do tej pory tak bardzo, bardzo, bardzo im kibicowałam, bo w końcu Kiba o wiele lepszy od Uzumakiego, ale kurcze.... Tak mi się szkoda Narutka zrobiło :( Bo mimo że jest idiotą, że przez tyle lat nie zauważał Hinaty, to nadal jest wspaniałym przyjacielem, i w tym rozdziale doskonale opisałaś jego relacje z Kibą. I najsmutniejsze w tym wszystkich jest to, że Inuzuka też chcąc nie chcąc uznaje go za świetnego kumpla, którego nie che stracić, nawet jeśli będzie się przed tym bronił. Bo męska przyjaźń jednak coś w sobie ma i ciężko ją złamać, a kiedy już się ją łamie, to strasznie jej żal. (swoją drogą, zawsze podziwiałam taką męską przyjaźń, bo wydaje mi się tak różna od kobiecej i chyba nawet bardziej doskonała, no ale) Dlatego też zaczęłam wątpić, czy Hinata z Kibą rzeczywiście dobrze robią. Bo mogą przez to nie tyle zranić Naruto, ale właśnie jak ładnie Hyuga powiedziała - siebie. Kurcze, taka troche sytuacja, w której nie ma dobrego wyjścia :<
I tak się zastanawiam, czy sen Kiby ma jakieś odniesienie do przyszłości, czy były to tylko i wyłącznie majaki człowieka w gorączce? W sumie cieszyłabym się, gdyby okazało się to pierwsze. Bo wiesz, moja chora główka już ułożyła sobie krwawy plan żeby ten sen ziścić xd I tak się zastanawiam, czy pokrywa się to z twoimi planami :p Bo gdyby tak Hinata serio zabiła Kibę? Albo lepiej! Może to, że tak jej się zmieniały ślepka oznacza, że to siebie zabije prze NICH obu? Bo obu kocha, oboje naciskają, nie da sobie z tym rady i... popełni samobójstwo w imię ich dobra. A to, że niby zabiła Kibę ale w ciele Naruto mogłoby oznaczać, że swoim czynem wcale nie wyzwoliła ich z tego bólu i to wcale nie było dobre, bo tak naprawdę w ten sposób i ich zabiła - ich szczęście. Alboalboalbo..... mam jeszcze kilka opcji, które opierając się na podobnych teoriach, wiec ci już je podaruję :p Widzisz, mój mózg już tylko na takie historie jest chyba nastawiony, haha, przepowiadam bowiem, że będę pisarką horrorów psychologicznych, serio XDD
Nieważne... mówiłam, że ten komentarz będzie słaby >.< Jeesssskiiii, ja chcę już koniec tej nauki, żebym mogła wrócić do swojego trybu leniuchowania i regularnego czytania blogów :((((((
Ale się nie żalę. Stylistycznie jak zwykle mnie kupiłaś, chociaż nie było "Ale co tam!" - jakoś przeboleje, bo dałaś Akamaru :3 Przyczepić się mogę do kilku literówek, plus raz pomyliła ci się płeć i Kiba stał się nagle kobietą xd no i zauważyłam, że masz problem z "om" i "ą", oraz z pisownią "nie" z różnymi częściami mowy i innymi takimi "łączonymi" słówkami, już nie pamiętam konkretów z tego rozdziału, ale pamiętam, że na itami zawsze piszesz "gdzie nie gdzie" a poprawne jest "gdzieniegdzie" i tego typu kwiatki robisz :)
Ech, chyba idę spać, bo i gadam już od rzeczy....
Pozdrawiam i WENY! <3
O kurczę, to jak wyłapiesz takie błędy (których serio się wstydzę), to w miarę możliwości staraj mi się je wskazać. Będę dozgonnie wdzięczna ;)
UsuńNo i swoją drogę, mnie ten napisz "Brak komentarzy" wręcz bolał, więc nawet sobie nie wyobrażasz, jak mi serce zabiło mocniej, kiedy zobaczyłam, że coś nowego się pojawiło :]
Co do snu... ciekawa interpretacja. Jakoś do przyszłości to się na pewno odniesie. Prędzej, czy później trzeba będzie w końcu dokonać jakiegoś wyboru. Nie traktowałabym jednak tego zbyt dosłownie ;)
No i ta... męska przyjaźń... W sumie też wydaje mi się nawet silniejsza niż kobieca. Faceci nie są tacy czuli dla siebie, tacy... no nie okazują jej aż tak, ale... takie dwie babki łatwiej można poróżnić. Nie ma tej solidarności (często). Obrażą się na siebie za coś, czego nawet nie będą pamiętały i ich drogi się rozejdą. Z kolei mężczyźni mogą sobie dać po mordzie, a i tak wieczorem skoczą razem na piwo xD
Mi w sumie też żal trochę tej sytuacji u Kiby i Hinaty. Cieszę się jednak, że im współczujesz, a nie obierasz jedną ze stron. Bałam się trochę, że Kiba wyjdzie na tego złego, który manipuluje Hinatą, ale że właśni Hinata zostanie potępiona za swoje zachowanie xD
Tak czy inaczej... dziękuje Ci za komentarz. Serio, ilekroć nie widzę u siebie na blogu żadnego odzewu zaczynają mnie nachodzić myśli, jaka to ja beznadziejna nie jestem (taką mam niską samoocenę ^^")xD Wiedz, że nawet krótki komentarz by mi wystarczył (co nie znaczy, że nie kocham Twych długich ;*)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam! <3
No, wreszcie tu trafiłam. Bardzo ciekawe opowiadanie, też lubię ( czytaj BARDZO lubię ) ten paring ^.^ Ciekawe, jak potoczą się dalsze losy bohaterów . Obiecuję, iż przeczytam, dodaj nowy rozdzialik, please :>
OdpowiedzUsuńO proszę :) Miło jest zobaczyć kogoś nowego (rzadko mi się to zdarza). No i jestem baaardzo zaskoczona, że ktoś lubi ten paring (prędzej spodziewałabym się zwykłej ciekawości). Rozdział już się pisze i mam nadzieję, że nie rozczaruję ;)
UsuńDzięki za komentarz!
Pozdrawiam! :)
Twój blog został dodany do spisu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:
Akari Urokiri
http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/
Chciałam ci napisać przepiękny komentarz, w końcu to jeden z moich ukochanych blogów... no ale... sytuacja mi trochę nie pozwala się skupić, a nie chce cię znowu przeciągać. Niemniej jednak nie obraź się, jeśli komentarz okaże sie być trochę chaotyczny, bo ciężko zbieram myśli. O ironio!
OdpowiedzUsuńA wgl widzisz ile masz obserwatorów? Widzisz?! Może i komentarzy nie masz zbyt dużo, ale liczba obserwatorów mówi sama za siebie - masz czytelników! Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej, że będa przybywać a ty dokończysz tą historię. Chyba bym się załamała gdybyś znowu sobie odpuściła bo to jest najlepsza wersja silence! Do trzech razy sztuka w końcu, nie?! ;D
A co do samego rozdziału, no to... co ja mam w zasadzie powiedzieć?
Kocham ciebie, twoje OBA blogi, twój talent... i ten rozdział. Pomijając te słodkie przecinki które z początku go zaatakowały, haha i co mnie bardzo rozbawiło xD to był idealny! Kiba w twoim wykonaniu jest cudowny, genialny, wspaniały, dokładnie taki... jak sobie go wyobrażam! Męski, niby twardy a jednak wrażliwy, przyjacielski... pomimo wszystko cen Naruto...
Strasznie podoba mi się to, że wplotłaś w to własnie tą więź przyjaźni jaka się zakorzeniła między Inuzuką i Naruto... to nie ulega wątpliwości, że Kiba jest jaki jest, ale ceni Naruto. A wgl charakter Uzumakiego oddałaś na szóstkę... No to jaki jest dziecięco naiwny, wesoły, jak posmutniał na widok sernika, jakie ma dobre serce, jaki jest małostkowy - dał kibie prezent i jak się o niego troszczył... szczerze, to chyba sam kisiel by zrobił taką scenę!
Tymbardziej smutno mi z powodu Hinaty... ona to już wgl nikogo nie chce skrzywdzić, ale jednak! Zgodziła się na prośbę KIby! I to jak on ją zacięcie do tego przekonywał - no matko, ja już bym dawno pękła! Chyba każda dziewczyna wzruszyłaby się jeśli jakiś chłopak przejawiałby takie starania. Poza tym umówmy się... zakazany romans wydaje się być atrakcyjniejszy xD każda z nas o czymś takim marzy xD
Ogólnie sen był przerażający... tak jak zazwyczaj są po prostu nudne, ten był szokujący, wciągający i straszny! Te zawiłości, jak się te oczy zmieniały i już tak naprawdę nie wiadomo kto, co, komu było genialnie, bo to taka metafora że tak naprawdę każdy rani
siebie nawzajem, że nie będzie zwycięzców w tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńNaruto - załamany, bo jego JEDYNA prawdziwa miłośc, osoba, której CAŁKOWICIE zaufał, którą później pokochał i z którą chciał mieć rodzinę, której nigdy nie miał ( a taki człowiek bardziej się przywiązuje ) Aż strach sobie wyobrazić jak on może to odczuć, a tym bardziej że z przyjacielem - a Naruto jednak każdego za przyjaciela uważa i życie by za nich oddał.
Hinata - ona ma po prostu wielkie serce i zawsze pluła sobie w twarz, a co dopiero teraz kiedy we, że robi źle? że nie dość, że rani najlepszego przyjaciela, którego notabene kocha, to i jeszcze swoją miłość życia - naruto, doskonale zdając sobie sprawę z tego ile on przeszedł. poza tym... no halo! tam dobrej postaci na świecie nie ma! a tu się okazuje jednak, że w głębi siebie ma całkowicie ludzkie uczucia - zakochuje się, chociaż nie powinna xD
KIba - o tym to nie muszę wgl pisać, bo świetnie dajesz nam odczuć jak on się z tym czuję, chociaż jego przemyślenia są tak zabawne... że z dramatu robi się komedia czasami xD
Dzisiaj nie będę przytaczała moich ulu-ulu-ulubionych cytatów, bo po prostu rozdział czytałam dawno, a muszę nadrobić inne więc nie będę czytała teraz znowu. Poza tym czytałam go już 3 razy, i na razie mi starczy xD
ALe przy następnym rozdziale na pewno ci pocytuje trochę i wierz m, tutaj tez miałabym co dawać w klamerki xD
Co dalej, co dalej...
Akamaru! Stęskniłam sie za tym kudłaczem a samo spotkanie Kiby z nim i jak on się cieszył i zwracał do niego jak do swojej prawdziwej miłości mnie rrozwaliło na kawałki xD
A co! olać baby xD psy lepsze.
Nie no! Jak tak można. xD
Dobra kochana... mi się rozdział - jak zwykle - baaaardzo podobał i daję ci znać w komciu, że tak było, żebyś nie miała co do tego wątpliwości. Chyba zresztą więc że jestem fanką numer jeden ;d a już w szczególności jeśli chodzi o silence i HaruEmi xD
Teraz szybko pisz na Itami, a potem znowu tu! Ah... jakbyś mogła na dwa na raz dodawać;d
A nie myślałaś o nowej melodyjce? Znienawidziłam ją. Hahaha xD
OdpowiedzUsuńCo do melodyjki... nie, nie myślałam xD To jest motyw przewodni tej historii, a że nie włącza się automatycznie, to w sumie nie jest taka ważna. Może później pomyślę o zmianie (tak na półmetku).
UsuńCieszę się, że spodobał Ci się sen. Zwykle nie są zbyt ciekawym fragmentem w notce, mimo, że można w nich szaleć ile wlezie :)
Co do więzi ich wszystkich. W sumie, to najgorzej tutaj ma Hinata. Niby tak samo, jak Kiba wie w co się pakuje, ale jakby to od niej powinno zależeć najwięcej i to ona najbardziej jest za to odpowiedzialna. xD
No i ta wielka miłość Kiby i Akamaru zawsze będzie ponad wszystko!<3
Dzięki za komentarz!;*
Bardzo fajne opowiadanie :3 Obserwuje :D
OdpowiedzUsuńWpadaj do mnie :
http://crystal-ninja.blogspot.com/
Dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze wpadniesz ;)
Usuń