niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział II

"Nagle...
 Nie jestem nawet w połowie tym, kim byłem kiedyś.
 Cień zawisł nade mną
 Och, wczorajszy dzień przyszedł nagle."
-The Beatles

~*~



             Szedłem długim, wąskim korytarzem, węsząc to tu to tam w poszukiwaniu Naruto. Nie było to łatwe, bo mój zwykle tak niezawodny nos zaczynał ostatnio szwankować. Byłem jednak pewien, że to przejściowy problem i nie przejmowałem się tym zbytnio.
Niemniej jednak, znalezienie tego głupka zajęło mi więcej czasu niż bym sobie życzył. Kilka razy pomyliłem drzwi i nawet chyba przeszkodziłem w jakimś ważnym zebraniu. Ale co tam. Przeprosiłem kulturalnie i od razu wyszedłem, więc nic się nie stało. Najważniejsze, że wreszcie udało mi się znaleźć odpowiedni trop i wkroczyć na właściwą ścieżkę. Kto by pomyślał, że Siedziba Hokage jest aż taka wielka i pogmatwana. A tym bardziej, kto by pomyślał, że zapach Naruto przywiedzie mnie do pomieszczenia z archiwum, miejscu gdzie są same książki, dokumenty i podejrzane zapiski. Tak, właśnie stamtąd dochodził odór tego cwaniaczka. Ten wiecznie zadowolony i pewny siebie idiota, siedział sobie jak gdyby nigdy nic w archiwum i nawet nie zdawał sobie sprawy, że strasznie ostatnio uprzykrza mi życie.
            Stanąłem przed wielkimi, dębowymi drzwiami, obojętnie wpatrując się w napis „Archiwum”, który wisiał nad nimi. Wyjąłem ręce z kieszeni, wzdychając ciężko. Cóż no, skoro już tu przyszedłem, głupio byłoby rezygnować z mojego genialnego planu. Mianowicie, po wczorajszym, niezbyt ciekawym epizodzie z Hinatą, postanowiłem, że zadziałam. Zacznę od uświadomienia jej, że Naruto wcale nie jest taki wspaniały, jak to sobie zawsze wyobrażała. Zrozumie, że wcale go nie zna i nie kocha, i że to było tylko przelotne zauroczenie. Ja jej to wybaczę i będziemy mogli być razem.
            Uśmiechnąłem się z rozmarzeniem, odchylając głowę do tyłu. Czułem dreszcze na myśl o tym, że mógłbym być w prawdziwym związku z dziewczyną moich marzeń. Cholera, naprawdę mnie wzięło, to musiałem przyznać. Nigdy bym nie pomyślał, że jakakolwiek panna mogłaby mi tak zawrócić w głowie. Nie żebym był jakimś kobieciarzem, ale potrafiłem docenić swój potencjał faceta. Byłem przystojny, inteligentny, zabawny, silny… Mógłbym mieć każdą. Naprawdę była ze mnie dobra partia. A tu taki numer. Zakochać się w najlepszej przyjaciółce, która na domiar złego zakochana była w moim dobrym przyjacielu, który, jakby tego było mało, niby odwzajemniał jej uczucia.
Musiałem się więc trochę postarać. Wiem, że Hinata również coś do mnie czuje. Gdyby było inaczej, to czy by całowała mnie w ten sposób? Wystarczyło tylko otworzyć jej oczy.
            Trochę opornie, acz z dużą siłą zapukałem w drzwi i nie czekając na zaproszenie, otworzyłem je, wchodząc od razu do środka.
- Siemasz, Naruto! Olej wszystkie swoje dzisiejsze plany, bo wybieramy się na piwo – powiedziałem beztrosko i z szerokim uśmiechem. Spojrzałem na niego, nie spodziewając się odmowy. Wyglądał na zaskoczonego i lekko przybitego. Najwyraźniej miał plany na wieczór, z których teraz kombinował jakby się tu wymigać.
- Świetny pomysł, tylko że… - zaciął się, mrużąc oczy i drapiąc po brodzie. Znów zaczął intensywnie nad czymś myśleć, mrucząc pod nosem i wpatrując się w podłogą.
Włożyłem ręce do kieszeni spodni, czując się wyluzowany i spokojny. Cokolwiek Naruto chciał dziś zrobić z Hinatą, odwoła to na rzecz spotkania ze mną. Kumple górą!
W pewnym momencie, poczułem jakieś negatywne wibracje, napływające z mojej lewej strony. Z obawą odwróciłem głowę, by spojrzeć w bok.
W tamtej chwili na moment stanęło mi serce, gdy ujrzałem piorunujący wzrok Sakury, która cały czas stała tuż obok. Gdyby miała lasery w oczach, zapewne byłbym teraz kupką popiołu. Cofnąłem się jak najdalej od niej, uśmiechając głupkowato.
Dlaczego nie rozejrzałem się, wchodząc do tego pokoju?!
- Wybierasz się na imprezę? – zawarczała, odkładając trzymaną przez siebie książkę na półkę i stając naprzeciwko mnie. Powoli się zbliżała.
- Jaką tam imprezę – zaśmiałem się, machając lekceważąco ręką i drapiąc po głowie. – Chciałem tylko by Naruto wpadł do mnie i mnie trochę wsparł na duchu – dodałem, kombinując jak się wyplątać.
- Akurat, bo uwierzę. Chyba wyraźnie powiedziałam, że masz leżeć w domu i odpoczywać, prawda?! Poza tym, lekarstw, które ci przekazałam nie wolno łączyć z alkoholem – zagrzmiała groźnie, zatrzymując się tuż przede mną i splatając ręce na piersiach. Cofnąłem się o kolejny krok, po którym zderzyłem się ze ścianą. Przełknąłem głośno ślinę, czując się osaczony pod jej spojrzeniem.
- Lekarstw? – powtórzyłem cicho, zastanawiając się, o jakich lekach mówi. Dopiero po chwili przypomniało mi się, że gdy wychodziłem ze szpitala, dała mi jakąś małą siateczkę z buteleczkami i coś tam gadała, kiedy mam je zażyć i takie tam. Oczywiście, zupełnie o nich zapomniałem i nadal leżały w tym samym miejscu, w które rzuciłem je jak tylko wróciłem wczoraj do domu. 
- Nie wziąłeś ich?! – syknęła przez zaciśnięte zęby.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc zaśmiałem się tylko zmieszany.
- Wystarczy! Kolejny pacjent-idiota, który ma zamiar mnie ignorować, nie pozwolę na to – powiedziała dość ostrym tonem, po czym ni z tego ni z owego, szarpnęła mnie za ucho i skierowała się w stronę wyjścia. – Trzeba było iść do jakiejś miłej stażystki, gdy poczułeś się gorzej, ale skoro wolałeś przyjść z tym do mnie, odpowiadam teraz za twoje zdrowie. Nie dopuszczę do tego by twój stan się pogorszył! – dodała i nie zważając na moje okrzyki protestu, wyprowadziła mnie z pomieszczenia. Na odchodne usłyszałem jeszcze tylko wpierające słowa Naruto.
- Trzymaj się, stary! Następnym razem.

            Okrutna i bezlitosna pani doktor, odprowadziła mnie do samego mieszkania i kazała przy niej zażyć lekarstwa. Posłusznie wykonałem wszystkie jej polecenia, obawiając się, że przy kolejnej wizycie przepisze mi serię bolesnych zastrzyków. Wolałem tego uniknąć. 
Odetchnąłem gdy mogłem zamknąć za nią drzwi. Przez resztę dnia, staranie zajmowałem się obijaniem. Bez Akamaru było w mieszkaniu naprawdę pusto. Brakowało tu drugiej osoby.
Zaparzyłem sobie herbaty, wziąłem gazetę i usiadłem na podłodze, przy  niskim stoliczku w salonie. Nie wiedziałem, na co właściwie były te leki od Sakury, ale wcale nie czułem się po nich lepiej. Wręcz przeciwnie. Było mi bardzo zimno i chyba znów miałem gorączkę.
            Znudzonym wzrokiem śledziłem tekst w pisemku, które przeglądałem, kiedy to nagle usłyszałem nerwowe pukanie do drzwi. Przez krótką chwilę, tępo wpatrywałem się w wejście, nie spodziewając się nikogo. Leniwie podniosłem się z ziemi i podreptałem do przedpokoju. Uchyliłem lekko drzwi, które od razu zostały mocniej pchnięte do przodu. Do środka wpadła Hinata, szybko zamykając je za sobą. Oparła się o wejście, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem i dysząc ciężko. Musiała się do mnie bardzo śpieszyć, pomyślałem i uśmiechnąłem się lekko.
- Kiba – wysapała, starając się złapać oddech. – Wszystko w porządku? – zapytała.
Zdziwiłem się, przechylając lekko głowę w bok.
- A o co konkretnie chodzi?
- Naruto powiedział mi, że twój stan musiał się pogorszyć, bo Sakura była taka zdenerwowana, kiedy zobaczyła, że jesteś poza domem – wyjaśniła szybko.
- Więc o to chodzi – szepnąłem, po czym cicho się zaśmiałem, kręcąc głową z niedowierzeniem. – Naruto jak zwykle nic nie rozumie i papla bez sensu – powiedziałem, odwracając się do niej tyłem i wracając do drugiego pokoju. – Napijesz się czegoś? – zapytałem obojętnie.
- Nie, dziękuję – powiedziała, idąc tuż za mną. – A więc dobrze się czujesz, tak? – dopytywała.
- Jeszcze trochę będziesz musiała mnie znosić – odparłem, uśmiechając się do niej i siadając na moje poprzednie miejsce.
Posłała mi tylko spojrzenie pełne wyrzutów i przysiadła na brzegu łóżka, rozglądając się po pokoju.
- Potrzebujesz czegoś? – zapytała niepewnie, starając się nie patrzeć w moją stronę. Ja z kolei, uparcie lustrowałem ją wzrokiem. Odwróciłem się nawet w jej stronę i oparłem ręką o kanapę, która stała przy stoliczku, alby móc ją bardziej otwarcie obserwować.
- Bliskości – odparłem, uśmiechając się do niej wyzywająco.
Nerwowo rzuciła przelotne spojrzenie w moją stronę, lekko się rumieniąc.
- A czegoś ode mnie? – Nie poddawała się.
- Twojej bliskości? – rzuciłem od razu, szczerząc się jeszcze bardziej.
- Dlaczego tak się zachowujesz?! – wykrzyknęła nagle, wstając z miejsca i patrząc na mnie gniewnie. Uwielbiałem, kiedy dawała się ponosić emocją.
- Doskonale wiesz dlaczego! – zarzuciłem jej oskarżycielskim tonem.
Odetchnęła głęboko, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Zacisnęła pięści, lekko drżąc.
Gdy się tak denerwowała, wyglądała niezwykle uroczo. Miała na sobie ciemnobrązowe, obcisłe rybaczki i białą, długa, luźną bluzę, która sięgała jej aż do ud.  We wszystkim wyglądała tak kusząco. Zapewne nawet w starym worku po ziemniakach byłaby dla mnie pociągająca.
- Zawsze… zawsze wiedziałeś, że kocham Naruto i uprzedzałam, że to się nie zmieni, więc daj już z tym spokój – powiedziała bardzo powoli i wyraźnie, patrząc na mnie jak na nierozumne dziecko.
Tak też się poczułem. Jakby tłumaczyła mi coś takiego oczywistego, o czym mówiła już tyle razy i o czym doskonale powinienem wiedzieć. Wiedziałem, ale nie znaczy to, że akceptowałem.
- A co ze mną? – zapytałem niecierpliwie, opierając się mocniej jedną ręką o kanapę, a drugą o stolik, w każdej chwili gotowy do powstania. Wkurzały mnie je ciągłe deklaracje o tej całej miłości do Naruto i nie miałem zamiaru tego ukrywać. Nie kiedy wiedziałem, że i ja nie jestem jej obojętny. Niech sobie wymyśla inne argumenty!
- Z tobą? – Spojrzała na mnie, starając się ukryć lęk. Zapewne przestraszyła się własnych uczuć względem mnie. Ja jednak potrafiłem czytać z niej jak z otwartej księgi. Nic co dotyczyło jej, nie uszłoby mojej uwadze.
- Dobrze, rozumiem, wiem, że ty i ten zakichany Naruto jesteście sobie parką. Mówisz, że go kochasz, no w porządku. On ciebie też? Właściwie mało mnie to obchodzi. Ale na pewno nie wmówisz mi, że ja dla ciebie nic nie znaczę! – powiedziałem głośno i wyraźnie, wstając wreszcie z miejsca i patrząc na nią wyczekująco. Nie musiałem zbyt długo czekać na reakcję.
- Oczywiście, że jesteś dla mnie ważny! – wyznała od razu. – Jesteśmy przecież przy…
- Przestań pieprzyć głupoty – przerwałem ostro, prychając urażony. Zerknąłem na jej zaskoczone i przerażone oczy. – Zniszczyliśmy tę przyjaźń już dawno temu i dobrze o tym wiesz – dodałem nieco spokojniej, wlepiając wzrok w podłogę.
Usłyszałem tylko, jak wciąga z niedowierzeniem powietrze do płuc, cofając się odrobinę.
- Nie… - szepnęła. – Naprawdę tak sądzisz? Ja jestem zupełnie innego zdania – odezwała się niemal płaczliwym tonem.
Spojrzałem na nią z lekkim lękiem. Cholera! Nie chciałem, żeby znów mi się tu rozbeczała. Naprawdę nie można było normalnie pogadać? Miałem chodzić przy niej na paluszkach i ciągle jej przytakiwać?
Może wystarczyłoby też nie drzeć się jak debil i nie mówić rzeczy, których się naprawdę nie myślało, a wręcz których się obawiało.
- Dla mnie wciąż jesteś przyjacielem. Znacznie bliższym niż ktokolwiek inny – mruknęła niepewnie.
Oczywiście, ja również tak uważałem. Nasza przyjaźń nie mogła zniknąć, kiedy zrodziło się między nami płomienne uczucie. Gorący żar mógł jedynie ją utrwalić, wypalić w nas znamię, którego nie dało się już usunąć. Nadal to ona była mi najbliższa. Nadal to z nią chciałem się powygłupiać, trenować. Chciałem jej się zwierzyć i często korciło mnie by po prostu zapytać co u niej. Dodatkowe uczucie nie przekreśliło poprzedniego, po prostu sprawiło, że stałem się zachłanniejszy.
- Kochasz mnie? – zapytałem głucho. Cisza jaka zapanowała między nami znacznie wyostrzyła nawet najcichszy szelest. Gwar za oknem, tykanie zegara, czy nawet kołatanie serca. Czekałem cierpliwie na jej odpowiedź, a hałas spowodowany ciszą przyprawiał mnie o ból głowy.
Śledziłem każdy jej ruch. Uważnie obserwowałem, jak zaciska usta, marszy brwi, jak głowi się nad tym co powinna mi odpowiedzieć. Jak powinienem potraktować jej długie wahanie? Cieszyć się, bo może mnie kocha, czy złościć, bo przecież mogła sądzić inaczej? Gdzieś tam w głębi jednak obawiałem się, że być może ta dobra i szlachetna dziewczyna zwyczajnie nie chce mnie ranić. Starała się bym nie cierpiał, mimo że było to niewykonalne.
Każde bowiem spojrzenia na nią, każda myśl o niej… Wszystko to było nasączone bólem i żalem. Rozprzestrzeniało się jak najgorsza zaraza. Wypełniało mój umysł, serce, moją duszę. Im dużej była dla mnie niedostępna, tym bardziej jej pragnąłem. Wiedziałem, że tylko ona mogłaby sprawić, że to cała męka zniknęłaby jak ręką odjął.
 - Hinata? – odezwałem się ponownie, zmęczony jej milczeniem. Uniosła nieśmiało wzrok, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Nadal nie wiedziała, co powinna mi odpowiedzieć. Zbliżyłem się do niej, zatrzymując tak blisko, że mogłem jej dotknąć. Przechyliła nieco głowę w górę, łypiąc na mnie wzrokiem niepewnie. – To nie takie trudne – dodałem. – Odpowiedz.
Pokręciła przecząco głową, ponownie ją spuszczając. Przyłożyła dłoń do swojego policzka, chcąc ujarzmić nią swoje rozgrzane rumieńce.
- To jest trudne – mruknęła. – Bardzo trudne. – Jej głos ściszył się do szeptu.
- Po prostu powiedz mi, co naprawdę czujesz. Ale tak naprawdę, w głębi – naciskałem, nie odrywając od niej wzroku. Nie chciałem nic przegapić. To było dla mnie bardzo ważne.
I znów to wahanie. Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Przyznać się, czy też nie? Byłem niemal pewien, co dokładnie teraz sobie myślała.
- Nikomu nie powiem – szepnąłem mimowolnie. Odwróciła szybko twarz w moją stronę, zszokowana i jeszcze bardziej zawstydzona. – Chcę tylko wiedzieć – ciągnąłem dalej, co wprawiało ją w jeszcze większe osłupienie.
Czyżbym rzeczywiście odgadł jej myśli? Bała się tego, że ktoś się dowie? Myślała, że wyjdę na ulicę i jak idiota zacznę rozpowiadać, że wcale nie jest taką grzeczną i poukładaną osóbką? Obawiała się o swoją reputacje? O to, że jej ojciec dowie się, że zamiast bohatera wioski i kandydata na Hokage, kocha przeciętnego shinobi z klanu Inuzuka?
- I co potem? – Tym razem to ona zapytała i to ja się zdziwiłem. Uniosłem pytająco brew. – Co jeśli powiem ci o moich uczuciach? Co wtedy zrobisz? Pójdziesz do Naruto i wyzwiesz go na pojedynek? Będziesz udawał, że nic się nie stało? Zostawisz mnie w spo…
- Chcesz tego? – wtrąciłem zszokowany, nie dając jej nawet dokończyć zdania. Odruchowo zrobiłem krok do przodu, zmniejszając dystans między nami. Chwyciłem ją za ramiona, zaciskając na nich mocno moje pięści. Nachyliłem się, patrząc jej prosto w oczy – Chcesz, żebym zostawił cię w spokoju?
Wpatrywała się we mnie przez chwilę z ściśniętymi ustami i zmarszczonymi brwiami. Jej podbródek drżał lekko, jakby z trudem powstrzymywała płacz. Starała się jednak być twardą. Przynajmniej przez chwilę. Przydusiła swoją dłoń do serca, a jej oczy zaszły łzami, które zaraz spłynęły po policzkach. Pokręciła przecząco głową, pochylając ją do przodu.
- Nie – wyszlochała. – Nie, nie chcę tego – dodała głośniej. – To takie skomplikowane. Cokolwiek zrobię, ktoś będzie cierpiał. Przepraszam, nigdy nie chciałam cię skrzywdzić – powiedziała na jednym tchu, ponownie zanosząc się szlochem. Zbliżyła się do mnie i wtuliła się w moje ramiona, układając zaciśnięte pięści na moim torsie. Od razu objąłem ją mocno, zanurzając twarz w jej pachnących włosach. Tak mocno drżała. Tak bardzo się bała.
- Ciii – szepnąłem, lekko się kołysząc, jakbym otulał do snu dziecko. – Siedzimy w tym razem. Widać tak miało być – dodałem, nie do końca pewien, czy pocieszam ją, czy może raczej sam siebie. Oparłem policzek na jej głowie, patrząc ślepo w ścianę.
To wszystko potoczyło się tak szybko. Umysł podpowiadał mi, że to zaledwie chwila, a serce upierało się, że tak było od zawsze. Nie wiedziałem, którego z nich powinienem posłuchać. Zresztą, co za różnica. Liczyło się przecież tu i teraz. Czy to ważne, jak to wszystko się zaczęło?

            To był odruch bezwarunkowy. Oczywistość. Naturalna kolej rzeczy.
Nie mogłem przecież jej stracić. Była częścią mojego życia, częścią mnie samego. Oddać za nią własne życie? Ta cena była dla mnie taka zwyczajna. Tak jakby od zawsze właśnie taki był warunek w podobnych sytuacjach. Jakbym inaczej miał żyć, gdyby jej zabrakło?
Ciekawe, że nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem. W jednej chwili wszystko stało się jasne. Jakby jakiś głos w mojej głowie mówił „Halo! Przecież bez niej zginiesz!”, nie ważne w jakim znaczeniu tego słowa. Co za różnica, czy umarłaby moja dusza, czy moje ciało? Śmierć to śmierć, nie miałem zamiaru trwać w wegetacji, bo właśnie tak by wyglądało moje życie bez niej.
            Mimo, że wszystko działo się tak szybko, zaledwie w jednej sekundzie. Krótka chwila, mignięcie. Wymierzone w nią ostrze nie mogło jej dosięgnąć.
W tamtej chwili byliśmy pewni, że już po wszystkim. Staliśmy w deszczu, zupełnie przemoknięci. Cieszyliśmy się do siebie, radośni z ukończenia misji. Tak gładko poszło.
Kiedy tak patrzyłem na jej szczęśliwą twarz, myślałem sobie, że nic nie sprawia mi większej frajdy niż właśnie ten nieśmiały uśmiech, któremu zawsze towarzyszyły urocze rumieńce. Cholera, naprawdę tak właśnie się wtedy poczułem. Nawet nie chciało mi się wracać do domu. W myślach planowałem już nasze kolejne spotkanie. Najlepiej by było, gdybyśmy w ogóle się nie rozstawali.
            I właśnie wtedy, usłyszałem szelest. Tak cichy, zagłuszony przez deszcz, dobiegł do moich uszu. Intuicja mnie nie zawiodła, wywołując w mojej głowie alarm. Instynktownie pchnąłem Hinatę, sam nie mając już czasu na uskok.
Zaskoczona Hyuuga, szybko zrozumiała co jest grane i wycelowała kunai dokładnie w to miejsce, skąd nadleciało wrogie ostrze. Nie chybiła. Jej wzrok był bezbłędny. Widziała, jak broń trafia oprawcę, unieszkodliwiając go raz na zawsze.
Upadłem na kolana, czując ból w prawym boku i mrowienie rozchodzące się po całym ciele. Podbiegła do mnie przerażona, od razu siadając obok. Stanowczo oderwała moje dłonie od przyciskanej przeze mnie rany i pchnęła mnie lekko w lewą stronę. Posłusznie się wygiąłem, nadal czując ten przeszywający ból, który zaczynał się wzmagać. Podciągnęła mi koszulkę, a ja jęknąłem z bólu. Spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
- To tylko draśnięcie – powiedziała niepewnie, drżącym głosem. Otworzyłem oczy z przerażenia. Czułem jakby oderwało mi cały bok, a nie tylko drasnęło.
- Potwornie boli – wysyczałem.
- Połóż się, zobaczę co mamy w apteczce – oznajmiła, tym razem delikatniej mnie popychając.
            Niewiele pamiętam z tego co było dalej. Ból nasilał się z każdą sekundą do tego stopnia, że Hinata musiała użyć dużej siły do utrzymania moich rąk, bym nie uszkodził się jeszcze bardziej. Miałem ochotę wbić pazury we własne ciało i pozbyć się tego, co sprawiało mi takie cierpienie.
Wkrótce zacząłem tracić przytomność. Budziłem się co jakiś czas z krzykiem, a przytłumiony bólem, po chwili znów traciłem przytomność. I tak przez całe wieki. Miałem wrażenie, że moja agonia nigdy się nie skończy.
            W pewnym momencie otworzyłem oczy i wszystko ustało. Pomarańczowe światło ognia oświetlało skały, które miałem nad głową. Słyszałem szum ulewy gdzieś w pobliżu. Powoli przypominałem sobie co właściwie się stało. Czułem, że jestem cały mokry mimo, że deszcz nie padał na mnie. Moje ciało było tak zdrętwiałe, że ledwie mogłem się poruszać. Gdy jednak wziąłem chociażby głębszy oddech, lekki prąd przeszedł po lewej stronie moich pleców. Potraktowałem to jako ostrzeżenie i starałam się ograniczyć do nielicznych i bardzo powolnych ruchów.
Jakaś część mojego umysłu mówiła mi, że nie powinienem przywoływać na razie tego co się stało.
- Obudziłeś się. Tak się cieszę. – Usłyszałem znajomy głos mojej przyjaciółki. Ostrożnie odwróciłem głowę, by na nią spojrzeć. Nachylała się w moją stronę, przysłaniając ognisko przez co słabo ją widziałem.
W słabym świetle, wciąż mogłem jednak zauważyć, że wyglądała na niezwykle zmęczoną. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
- Jak… - zacząłem zachrypniętym głosem, odchrząkając od razu. – Jak długo?
- Siedem godzin, może więcej – powiedziała, odchylając mój koc i lekko dotykając brzucha. Dopiero teraz zauważyłem, że nie mam na sobie górnej części garderoby, a miejsce, które badała Hinata owinięte było bandażem. – Jak się czujesz? – zapytała.
Spojrzałem na nią w zamyśleniu, po czym przyjrzałem się swojemu opatrunkowi. Zacząłem skupiać się na każdym skrawku mojego ciała, sprawdzając jego możliwości. Zaciskałem pięści, powoli i ostrożnie zginałem i unosiłem każdą kończynę, kręciłem na boki głową, a kiedy nie zlokalizowałem żadnego bardziej dokuczliwego bólu, spróbowałem usiąść. Oczywiście, młoda Hyuuga od razu przybyła mi z pomocą.
- Dziwnie – stwierdziłem, gdy już siedziałem. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się szeroko, kładąc dłoń na jej głowie i głaszcząc ją niczym posłusznego psiaka. – Ale w sumie całkiem dobrze – dodałem.
- Tak się cieszę – mruknęła cicho, a ja spojrzałem na nią zdziwiony. Głowę miała spuszczoną, a po policzkach spływały jej łzy. – Tak się bałam – dodała.
- Ale już jest wszystko dobrze – powiedziałem ostrożnie, nie bardzo wiedząc, jak zareagować na jej płacz. Strasznie głupio się czułem w takich sytuacjach. – Dzięki tobie – dodałem z uśmiechem i nachyliłem się nieco, tak aby zetknąć się z nią czołem.
Uniosła wzrok, a nasze oczy się spotkały. Przez dłuższą chwilę, wpatrywaliśmy się tak w siebie bez słowa.
- Ocaliłaś mnie – szepnąłem z zawadiackim uśmiechem. Nie odpowiedziała, tylko niespodziewanie rzuciła się w moje ramiona, mocno mnie ściskając. Miałem wrażenie, że za chwilę mnie udusi.
- Nie prawda! W ogóle nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Tak strasznie cierpiałeś, a ja nie potrafiłam ci pomóc. Byłam bezużyteczna. Wszystko przez to, że musiałeś wepchnąć się pod te ostrze. Nigdy więcej tego nie rób, słyszysz? Nigdy! – trajkotała jak nakręcona, a ja nawet nie byłem w stanie zrozumieć wszystkich słów, które praktycznie wykrzykiwała mi prosto do ucha. Ścisnąłem ją mocno za ramiona, odrywając od siebie i zmuszając by na mnie spojrzała. Nadal cała jej twarz wykrzywiona była bólem i żalem. Westchnąłem ciężko.
- Głupia, nawet nie proś mnie o takie idiotyczne rzeczy – jęknąłem zmęczonym głosem.
- Idiotyczne? – Zdziwiła się, ocierając łzy ze swojej twarzy.
- Nadziałbym się na setki takich ostrzy, bylebyś była bezpieczna – wyznałem szczerze, nie wiele myśląc o sensie tych słów.
Spojrzała na mnie zszokowana, maszcząc nieco brwi.
- Nawet tak nie mów. Nie chcę tego słuchać – powiedziała niezwykle stanowczym jak na nią tonem.
Wpatrywałem się w nią z poważną miną, uważnie obserwując każdy centymetr jej twarzy. Im dłużej jej się przyglądałem, tym bardziej byłem pewien swoich słów. Za nic w świecie nie chciałbym, żeby coś złego stało się tej troskliwej dziewczynie.
- Przepraszam, że tak cię zmartwiłem – odezwałem się w końcu. Kiwnęła głową, jakby czekała od dłuższego czasu na te słowa. – Wiem, że dla ciebie było to niemniej bolesne doświadczenie – dodałem, przyciągając ją do siebie i mocno tuląc. Przybliżyła się jeszcze bardziej i zarzuciła ręce na moje ramiona.
- Już dobrze – mruknęła, głaszcząc delikatnie mój kark. - Nie śpieszmy się z powrotem do domu – dodała cichutko, usadawiając się wygodniej i opierając na mnie. Zdziwiła mnie trochę tymi słowami, ale musiałem przyznać, że poczułem ulgę.
Naprawdę nie chciało mi się zbyt szybko wracać do Wioski. Nie chodziło o to, że nie czułem się na siłach, ale chciałem po prostu jeszcze przez chwilę pobyć z nią sam.
Właściwie, wysłaliśmy Akamaru przodem, dając mu do dostarczenia zwój z raportem z misji, więc nie było pośpiechu. Osobiście, miałem nadzieję, że będę mógł się delektować jej towarzystwem jeszcze przez jakiś czas.
- Hinata? – odezwałem się w zamyśleniu. Burknęła coś cicho. – A gdybym umarł… - zacząłem, a ona od razu oderwała się ode mnie i spojrzała prosto w oczy.
- Nie przeżyłabym tego – odpowiedziała pewnie.
Przyjrzałem jej się badawczym wzrokiem. Wydawała się mówić poważnie. Nie spodziewałem się aż takiego zaangażowania. Naprawdę aż tak jej na mnie zależało? Co prawda czułem podobnie, a i tak byłem zaskoczony tym, że ona tak otwarcie o tym mówi.
Po chwili jednak zorientowałem się, o co może chodzić. Podczas wojny straciła przecież kuzyna, który stanął jej w obronie. Byłem głupi, że od razu o tym nie pomyślałem. Musiało jej być ciężko.
            Uśmiechnąłem się pocieszająco, patrząc na kosmyk włosów, który zachodził na jej twarz i powoli zaczesując go za ucho. Niepewnie wędrowałem wzrokiem po całej jej twarzy, nie chcąc na razie utrzymywać z nią dłuższego kontaktu wzrokowego.
- Nie chodzi o to, że zginąłbyś za mnie… - odezwała się ponownie, zupełnie tak, jakby czytała mi w myślach. Neji stracił życie, ratując jej. Gdyby tak samo stało się ze mną, zapewne dręczyłaby się tym do końca swoich dni.
- Wiem – odparłem spokojnie. Ona jednak nie dawała za wygraną.
- Nie wyobrażam sobie, że mógłbyś nagle zniknąć. Nie potrafiłabym tak żyć. – Przybliżyła się, opierając się swoim czołem o moje i patrząc mi prosto w oczy. Nadal była odrobinę roztrzęsiona, a jej policzki co jakiś czas zwilżała samotna łza.
Nie wiedzieć czemu, ten widok ranił mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie chciałem, żeby się bała, żeby się martwiła.
Odruchowo dotknąłem jej policzka, ostrożnie go osuszając. W jej oczach widziałem taką głębię… nie potrafiłem się odwrócić nawet na sekundę. To było silniejsze ode mnie. Zatapiałem się w nich.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, ocuciła mnie z tego transu swoim szybkim i krótki pocałunkiem. Miałem wrażenie, że dostanę zawału, kiedy poczułem jej wargi na swoich. To było zaledwie muśnięcie. Tak jakby po prostu za bardzo się pochyliła i niechcący wpadła na moje usta. A jednak… jednak moje serce nie przestawało walić, kiedy jak oparzona odsunęła się ode mnie, zakrywając twarz zatopiona w rumieńcach. Wierzgała się zawstydzona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a ja poczułem tak niesamowite szczęście, że uśmiech sam cisnął mi się na twarz. To było jak grom z nieba, jak objawienie. Poza tym, coś mi się wydawało, że nie byłem jedyny, który tego doświadczył.
- Przepraszam! Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam! – wykrzyknęła pośpiesznie, nie mogąc na mnie spojrzeć.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Miałem ochotę po prostu się roześmiać i powtórzyć to znowu. Spojrzałem na nią, szukając jej wzroku. Zerkała na mnie co chwilę, gdy nieco się uspokoiła.
- Ależ ja się wcale nie gniewam – odparłem spokojnie, posyłając jej łobuzerski uśmiech.
            Być może to była tylko moja wyobraźnia, ale mógłbym przysiąść, że ona również wtedy się uśmiechnęła. Nadal zakrywając większość swojej twarzy, wbiła wzrok w ziemię, lekko się przy tym kołysząc, a na jej twarzy dostrzegłem nieśmiały uśmiech.
Nie byłem jedynym, który tak się wtedy poczuł, wiedziałem to.

            Było już późno. Leżeliśmy na wąskiej kanapie, wtuleni w siebie, jak przestraszone dzieci. Żadne z nas nie odzywało się od dłuższego czasu. Po prostu byliśmy blisko siebie, nie chcąc by kolejne bezsensowne słowo przywołało nas do rzeczywistości. Ta chwila mogłaby nie dobiegać końca. Czułem, że i ona myśli podobnie.
Kiedy obejmowałem ją ręką, byłem w stanie wyczuć jej spokojne bicie serca. Wsłuchiwałem się w jej cichy oddech, jak w najpiękniejszą melodię. Leciutko, mechanicznie, głaskałem jej ramię, a ona co jakiś czas postukiwała palcami w moją pierś.
Zerkając w dół, widziałem jej granatowe włosy, spoczywające na moim torsie. Jej zgrabny, zadarty nosek. Smukłą dłoń, podkulone nogi… Widziałem spokojną i zrelaksowaną Hinatę. Czuła się przy mnie dobrze, tak samo jak ja przy niej. Wszystko było na swoim miejscu i na świecie znów panowała harmonia.
- Chyba powinnam już iść – odezwała się cicho, burząc tym samym całą moją utopię. Odruchowo wzmocniłem uścisk, przez chwilę bojąc się, że za moment mi się wymknie.
- Jeszcze trochę – szepnąłem, podciągając jej ciało nieco wyżej, abym mógł ucałować jej czoło. Zatopiłem twarz w jej włosach, delektując się ich zapachem. Niestety, mój węch zdawał się być teraz na poziomie przeciętnego człowieka, jeśli nie gorszym i nie byłem w stanie należycie docenić tej cudownej woni.
- Naprawdę… - zaczęła ponownie, sprytnie wymykając się z mojego uścisku i siadając. – Nie powinniśmy. – Spojrzała na mnie smutnymi oczami.
Podniosłem się nieco, opierając na łokciu, a drugą dłoń od razu położyłem na jej szyi, kciukiem głaszcząc ją po policzku.
- Przecież chcesz tego – powiedziałem, starając się pochwycić jej wzrok. Westchnęła ciężko, niepewnie pocierając swoje dłonie i wyglądając przez zamknięte okno.
            Na zewnątrz panował już mrok. Podobnie zresztą jak w mieszkaniu. Nie chciało nam się zapalać żadnej lampki. Jedynym źródłem światła był promień dochodzący z ulicznej lampy. Był na tyle mocny, że trudno było tu mówić o całkowitej ciemności.
- Hinata. – Potrząsnąłem lekko jej ramieniem, również podnosząc się do siadu, a tym samym zmniejszając chwilowy dystans między nami.  – To mój azyl. Miejsce, do którego nie wejdzie nikt bez mojej zgody. Nic nie musi wychodzić poza te ściany – oznajmiłem powoli, nie wiedząc jak inaczej wyjaśnić to, co miałem na myśli. Spojrzała na mnie rozumnie, ale z obawą. Uśmiechnąłem się zachęcająco. – Możesz tu zostać jak długo zechcesz – dodałem.
Wpatrywała się we mnie przez dłuższą chwilę, a wyraz jej twarzy zdawał się być coraz bardziej przerażony. Nie takiej reakcji się spodziewałem. Nie chciałem jej wystraszyć.
Po chwili, tak jak podejrzewałem, podniosła się z miejsca, nadal patrząc na mnie z niedowierzeniem.
- I według ciebie to będzie w porządku? – zapytała. Zdawało mi się nawet, że usłyszałem nutę oburzenia w jej tonie.
Westchnąłem ciężko, kręcąc głową z rezygnacją.
- W porządku? – burknąłem cicho. – Nie uważasz, że trochę za późno, aby wszystko było w porządku? – dodałem, ponownie na nią patrząc.
Znów mnie zaskoczyła. Spodziewałem się protestów, moralnych pouczeń, usprawiedliwień. Już prędzej obstawiałbym, że wyjdzie urażona, albo że zwyczajnie się rozpłacze, przytłoczona poczuciem winy. Zapomniałem, że z biegiem czasu ona również się zmieniła. Z bojaźliwej, nieśmiałej i zakompleksionej dziewczynki, przemieniła się w odważną i rozsądną kobietę. Płacz nie zawsze był wyjściem, a wypieranie przeszłości rozwiązaniem.
            Opuściła więc ręce bezradnie, przygryzając dolną wargę i ponownie wpatrując się w okno. Wyglądała, jakby się zwyczajnie poddała. Jakby w końcu przed samą sobą przyznała, że przecież mam rację, że nic nie może być już takie jak dawniej.
Pogodzenie się z teraźniejszością i zapomnienie o przeszłości niekiedy bywa bardzo trudne. Trzeba jednak zaakceptować rzeczywistość i stawić jej czoło. Dawne czasy już nie powrócą, a co za tym idzie, nasza dwójka już nigdy nie będzie postrzegać siebie nawzajem w tamten przyjazny, niewinny sposób.
Nie czekałem na jej odpowiedź. Nie wiedziałem, czy w ogóle na jakąkolwiek się doczekam. Podniosłem się z kanapy i stanąłem przed nią, łapiąc jej dłonie i unosząc do góry.
- Wybacz, ale nie chcę cię stracić. Chcę, po prostu móc cię kochać, nawet jeżeli miałoby to oznaczać dzielenie się tobą z kimś innym – wyznałem, siląc się na jak najpoważniejszy ton i czule całując jej dłonie.
Odwróciła zaskoczoną twarz w moją stronę, a ja dostrzegłem na niej rumieńce. Znów przyznałem wprost, że ją kocham i tym razem ani trochę się tego nie wstydziłem.
- Ja… - mruknęła cichutko, puszczając moje dłonie i dotykając moich policzków. – Nie wiem, czy jestem tak silna jak ty. Nie wiem, czy sobie z tym poradzę – dodała, jeżdżąc wzrokiem po całej mojej twarzy.
Uśmiechnąłem się kusząco wiedząc, że tak naprawdę podjęła już decyzję. Ułożyłem ręce na jej biodrach, przyciągając ją do siebie.
To ona to wszystko zaczęła. Zmieniła wszystko po tym jednym, krótkim pocałunku i oboje o tym dobrze wiedzieliśmy. Wszystko, co działo się później, było już tylko następstw jej wcześniejszego uczynku. Zrozumieliśmy to jeszcze tego samego dnia.

            Wracając do wioski, czułem się już dobrze. Właściwie, dobrze to mało powiedziane. Chciało mi się śpiewać i tańczyć. Te śmieszne motylki w brzuchu, o których tyle się gadało… wstyd się przyznać, ale naprawdę zaczynałem w to wierzyć. Całą drogę powrotną, zerkaliśmy na siebie ukradkiem, chichocząc cicho pod nosem. Przepychaliśmy się dla zabawy, żartowaliśmy, a od czasu do czasu nawet chwytaliśmy za ręce. Zachowywaliśmy się podobnie jak zazwyczaj, z tym że wszystkie te gest teraz nabrały zupełnie nowego znaczenia. To już nie były przyjacielskie zaczepki. Chciałem po prostu ponownie jej dotknąć, zbliżyć się. Szukałem pretekstu, aby pociągnąć jej włosy, złapać za dłoń, czy nawet objąć ramieniem.
Ona również jakby znajdowała się teraz bliżej. Jej rumieńce pojawiały się częściej, a roześmiane oczy błyszczały jeszcze bardziej.
Z tej całej euforii ocucił nas dopiero widok wioski. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu, pod lasem i oboje równocześnie zamilkliśmy.
Myśleliśmy o tym samym. O osobie, wokół której obracał się świat Hinaty. Pierwszy raz w życiu poczułem się o nią zazdrosny. Mimo, że zawsze ją dopingowałem, teraz uważałem, że nie jest dla niej właściwy. 
- Dobrze wrócić do domu, prawda? – odezwała się cicho, a ja spojrzałem na nią zaskoczony. Uśmiechała się wtedy smutno, jakby zrozumiała, że czar prysł, że to było tylko przejściowe.
- Dobrze – powtórzyłem nieco nieobecny i przeniosłem wzrok z powrotem na widok Konohy.
To było jak oblanie wiadrem zimnej wody, jak brutalne wybudzenie z najpiękniejszego snu.
- Ruszajmy więc dalej – powiedziała spokojne, acz z wyraźnym smutkiem w głosie. Tak jakby godziła się z powrotem, jakby udawała, że nic się nie stało.
Nie chciałem, żeby tak to się skończyło. Nie chciałem udawać i kończyć coś, co jeszcze się właściwie nie rozpoczęło. Miałem pozwolić, żeby ten dzień minął jak każdy inny? Wszystko miało pozostać takie jak samo, bez żadnych zmian?
Nigdy w życiu
- Zaczekaj – powiedziałem donośnie i nim zdążyła jakkolwiek zareagować, szarpnąłem ją za rękę, popychając w stronę drzew.
Pisnęła tylko cicho oniemiała, kiedy przygwoździłem ją własnym ciałem i wbiłem się w jej usta.
Z początku stała jak słup soli, nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Później stawiała nawet lekki opór, ale ja nie dałem jej nawet chwili wytchnienia. To była tylko krótka kwestia czasu by zaczęła oddawać pocałunki. Tak też się stało. Rozkoszowała się tą chwilą nie mniej ode mnie. Zatopiła dłonie w moich włosach, co wywołało we mnie dodatkowe dreszcze.
Nie musiałem już jej do niczego zmuszać, sama tego chciała. Moje dłonie spoczęły na jej biodrach, odnajdując drogę pod jej bluzkę. Jej skóra była delikatna niczym jedwab. Chciałem ją czuć tylko bardziej i bardziej. Poznać każdy centymetr jej ciała, każdy jego kształt i zapach, smak. W tamtej chwili, pragnęliśmy tylko siebie nawzajem, a reszta świata przestała istnieć.

            Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Ja z uśmiechem, ona z obawą. Oboje jednak czuliśmy dokładnie to samo. Głód wywołany naszą rozłąką. Pragnęliśmy tylko siebie. Tu i teraz.
Zawęziłem mój uścisk wokół jej tali jeszcze bardziej sprawiając, że znajdowała się bliżej. To jednak wciąż było zbyt daleko.
- Ty… - szepnąłem oniemiały blaskiem jej księżycowych oczu. – Sprawiasz, że to ja czuję się przy tobie słaby – dodałem z uśmiechem, po czym złożyłem na jej ustach długi i namiętny pocałunek. Ani trochę nieoponowana. Sprawiało jej to taką samą przyjemność jak i mi.
Po tym pocałunku był następny, a później jeszcze jeden i znów kolejny…
I ani się obejrzeliśmy, a pieściliśmy się w mojej sypialni, rozgrzani swoim towarzystwem.
Już w salonie stwierdziłem, że bluza nie będzie jej potrzebna. Bluzka tym bardziej była zbędna. Aby nie było niesprawiedliwości, zdążyłem również ściągnąć swoją koszulkę.
Miałem zabawne wrażenie, że Hinata nawet nie zauważyła, kiedy pozbawiłem ją części garderoby.
Upadliśmy na łóżko nie przestając się całować. Każdy jej dotyk wywoływał dreszcze na moim ciele. Na początki wszystko działo się powoli z niezwykłą czułością. Potem jednak, uświadomiliśmy sobie, jak bardzo spragnieni byliśmy naszych ciał. Dzikość i namiętność jej pocałunków zaskoczyła mnie prawie tak mocno jak rozpaliła.
Oddychała głośno i wyginała zachęcająco, kiedy całowałem jej brzuch i dekolt. Szybko jednak tęskniła za moimi ustami i stanowczym gestem przywoływała mnie wyżej, chcąc znów poczuć mój smak.
Same pieszczoty jednak, to wciąż było mało. Chciałem jeszcze więcej, chciałem jej jeszcze bliżej, poczuć ją bardziej. Byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Dyszeliśmy ciężko, podekscytowani naszym ponownym spotkaniem po tak długim czasie. Drżącymi dłońmi, jeździłem po całym jej ciele, wędrując coraz niżej. Jej ręce również nie należały już do tej grzecznej i niewinnej Hinaty, kiedy wygłodniale poszukiwały rozporka moich spodni.
Mi było o wiele łatwiej. Jednym sprawnym gestem, zsunąłem z niej rybaczki, od razu odnajdując dłonią drogę do mojego celu.
Jęknęła z rozkoszy, delektując się moim dotykiem. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, obserwując jej twarz w momencie ekstazy. Szlachetnie pomogłem jej uporać się z moimi spodniami i bielizną, jednocześnie, pozbawiając ją tych resztek odzienia.
Kiedy miałem już rozpocząć finał całego show, ona niespodziewanie wymknęła mi się, zakrywając moje usta dłonią.
            Spojrzałem na nią z niedowierzaniem, czując jednocześnie wściekłość i rozczarowanie. Przez chwilę miałem ochotę szarpnąć ją za ramiona i powiedzieć, że ma pozwolić mi dokończyć.
Ona jednak spoglądała w kierunku salonu, starając się panować nad swoim oddechem. Zupełnie jakby nasłuchiwała.
- Słyszałeś? – szepnęła, zerkając na mnie niepewnie.
- Zwariowałaś?! Co niby miałem słyszeć?! – syknąłem przez zaciśnięte zęby. Nadal drżałem cały z emocji, nie mogąc zapanować nad własnym ciałem.
Hinata, odepchnęła mnie delikatnie, a ja wkurzony jej delikatną aluzją, opadłem ociężale na drugi bok łóżka. Miałem nadzieję, że dostrzeże moje rozczarowanie i zrozumie swój błąd.
Ona jednak nadal uparcie wglądała do drugiego pokoju. Odniosłem nawet wrażenie, że zerka w tamtą stronę z lękiem.
- Pukanie. Naprawdę nie słyszałeś? – mruknęła znów szeptem.
- Zależy o jakim pukaniu mowa – burknąłem obrażony. Posłała mi karcące spojrzenie, a ja wywróciłem tylko oczami. – No już dobra! – jęknąłem od niechcenia i pośpiesznie naciągając na siebie bokserki, wyskoczyłem z łóżka i po cichu, na palcach pomknąłem do drzwi frontowych. 
Wróciłem po dwóch sekundach z tryumfem i jeszcze wyraźniejszym dla jej oczu rozczarowaniem.
- Nikogo nie ma – powiedziałem, ponownie wskakując do łóżka. Patrzyłem na nią wyczekująco, nie wiedząc co dalej.
Okryła się kołdrą, marszcząc brwi w zamyśleniu.
- Mogłabym przysiąść, że słyszałam jak ktoś puka do drzwi – odezwała się niepewnie, co jakiś czas zerkając do salonu.
- Pewnie byłaś w takim uniesieniu, że zwyczajnie ci się przesłyszało. – Uśmiechnąłem się wyzywająco, ciągnąć lekko za przykrycie, którym się osłaniała. Mimo wszystko, byłem gotów wybaczyć jej ten wybryk i pozwolić byśmy dokończyli, to co już zaczęliśmy.
Spojrzała na mnie ze złością, a ja odniosłem dziwne wrażenie, że moje plany szlag trafił.
- Może to było ostrzeżenie. Może naprawdę nie powinnam tu być – powiedziała boleśnie surowym tonem, zrywając się z łóżka i zaczynając zbierać swoje ubrania z podłogi.
- Daj spokój, gadasz bzdury – zacząłem mówić lekko podenerwowany, starając się ją powstrzymać. – Jak się dłużej nad tym zastanowić, to też jakiś stukot słyszałem. To chyba coś za oknem. Może jakiś pijak rąbnął w płot? Przesadzasz z tymi ostrzeżeniami – trajkotałem jak nakręcony. Ona jednak posłała mi tylko rozczarowane spojrzenie, a kiedy uzbierała już cały zestaw swoich ubrań, pognała do łazienki.
Wyszła z niej tak szybko, że nawet nie zdążyłem założyć na siebie spodni. Kiedy zrozumiałem, że zamierza tak po prostu wyjść, wyskoczyłem z łóżka jak oparzony, chcąc jakoś ją zatrzymać. Niefortunnie moje nogi zaplątały się w prześcieradło i sprawiły, że zleciałem jak długi, lądując twarzą na podłodze.
- Kiba! Co ty wyprawiasz?! – wykrzyknęła, podbiegając do mnie pośpiesznie i kucając tuż obok. – Zrobisz sobie krzywdę.
- To nie odchodź – powiedziałem, łapiąc ją za rękę i resztą ciała zsuwając się z leżenia. Usiadłem na podłodze, patrząc jej prosto w oczy. – Wiadomo, co mi do głowy strzeli? – zażartowałem żałośnie, uśmiechając się smutno.


- Jesteś niemożliwy – odparła z lekkim uśmiechem, po czym dotknęła mojego policzka. Nachyliła się nade mną, delikatnie całując mnie w czoło. Kiedy się odsunęła znów dostrzegłem w jej oczach łzy. – Przepraszam, lepiej będzie jak już pójdę – dodała i nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, wybiegła z mieszkania, nawet się nie oglądając.
            Przez krótki czas siedziałem jak zaczarowany. Co właściwie przed chwilą tu się wydarzyło? Dopiero co miałem ją w swoich ramionach i znów pod byle pretekstem pozwoliłem jej odejść? Serio? Byłem aż taki słaby?
Czując się przegranym, powoli powstałem z podłogi i niechętnie, powłócząc nogami, poszedłem do salonu. Zerknąłem tęsknie w stronę wyjścia, wzdychając jak porzucony kundel. Zbliżyłem się do okna i dotknąłem dłonią przyjemnie chłodnej szyby.
Brakowałoby jeszcze tylko deszczu za oknem i mógłbym uchodzić za najbardziej żałosnego, porzuconego kolesia w wiosce. Rozgoryczony, uderzyłem kilkakrotnie głową w szybę.
Kiedy jednak otworzyłem oczy i skupiłem się na tym co na zewnątrz, moje serce zabiło mocniej.
Stała tam. Równie zraniona co ja, równie smutna. Stała i patrzyła w moje okno. Patrzyła na mnie. Na żałosnego gościa, którego przed sekundą porzuciła. Nie potrafiłem tego pojąć. Jaki niby był sens w sprawianiu sobie wzajemnego cierpienia? W imię czego mieliśmy się tak męczyć? Żadne z nas sobie na to nie zasłużyło. Ja kochałem ją, a ona mnie.
Tymczasem jednaka, cofnęła się kilka kroków jeszcze przez chwilę na mnie patrząc, po czym odwróciła się i pobiegła drogą przed siebie, znikając mi z oczu.

*************************************

Próbowałam zachować powagę w niektórych scenach, ale chyba nie potrafię. Dodatkowo nie mogłam znaleźć wersji piosenki taką jak chciałam. No i nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału, ale znów dodaję go późno i już mi się nie chce sprawdzać.
Kolejny rozdział nie wiem, kiedy się pojawi, bo powinnam najpierw nadrobić zaległości na drugim blogu. Niemniej jednak, kiedy pojawi się nagły przypływ weny, postaram się to wykorzystać.
Pozdrawiam! 

8 komentarzy:

  1. Matko, mateczko, matulku, mamuśku! W końcu się doczekałam! No normalnie myślałam, że robisz to specjalnie! Specjalnie, na złość, sadystycznie...
    Ale nie! W końcu się zlitowałaś nade mną. W końcu się pojawił. OTO ON! Jedyny blog o mojej ulubionej parze, pisany właśnie przez Ciebie.
    Radości i łez nie ma miary.
    No dobra... radości i smarków nie ma miary, ale to prawie to samo!
    Pierwsza scena mnie rozbawiła. Już wtedy wiedziałam, że ten rozdział będzie...
    a nie, cicho, cicho. Martw się, że mi się nie spodobał i był katastrofą. Martw się, że się zawiodłam i zanudziłam! Martw się, tak jak ja martwiłam się, że pójdziesz oglądać serial, o!
    Kiba i te jego teksty. Wgl on się zachowywał jak pies jak go szukał - to było najlepsze.;D Węszył, jak stary, dobry Akamaru!
    "Tak, właśnie stamtąd dochodził odór tego cwaniaczka. Ten wiecznie zadowolony i pewny siebie idiota, siedział sobie jak gdyby nigdy nic w archiwum i nawet nie zdawał sobie sprawy, że strasznie ostatnio uprzykrza mi życie."
    Cały on! Jak ja kocham tę jego niby nienawiść w stosunu do Naruto.;D To mi przywodzi na myśl pierwszy sezon, kiedy tak bardzo pragnął skopać mu dupsko. Pewnie Kiba teraz trochę mnie go lubi, w końcu nie dość, że mu nałoił to zosał Hokage no i wiadoma przyczyna - kobieta.
    "Cóż no, skoro już tu przyszedłem, głupio byłoby rezygnować z mojego genialnego planu. Mianowicie, po wczorajszym, niezbyt ciekawym epizodzie z Hinatą, postanowiłem, że zadziałam. Zacznę od uświadomienia jej, że Naruto wcale nie jest taki wspaniały, jak to sobie zawsze wyobrażała. Zrozumie, że wcale go nie zna i nie kocha, i że to było tylko przelotne zauroczenie. Ja jej to wybaczę i będziemy mogli być razem." Ja nie wiem czy to przez Kibe, tą cholelrną radość, czy po prostu bomba weny w Ciebie wpadła, ale ze słowa na słowo ocieka zajebistością xD To takie lekkie, męskie myślenie. "Ja wiem lepiej co dla Ciebie dobre, pokaże Ci, WYBACZĘ CI, łaskawie Twoją pomyłkę i możesz mi się oddać"
    Kocham Cię. Xd
    "Dopiero po chwili przypomniało mi się, że gdy wychodziłem ze szpitale, dała mi jakąś małą siateczkę z buteleczkami i coś tam gadała, kiedy mam je zażyć i takie tam. " Nie, serio. Muszę przestać to robić, bo za chwilę skopiuje cały rozdział. Nigdy nie przypuszczałam, że pisanie w męskiej formie będzie tak do Ciebie pasowało! Matko! Wgl obrazek - to tak nie w temacie - Hinaty obok mnie tak rozczula, że gdziekolwiek widzę jej imię od razu zekram w lewo - mimowolnie, machinalnie - i jeszcze bardziej czuję tą miłość, która tak zwodzii naszego Kibe xD
    Matko kochana! Jak ja kocham tego cwaniaczka! Moment, jak Hinatka wparowała do niego do domu. Biedna, zmartwiona, struchlała, o tak dobrym serduszku, i Kiba który próbowął ją sprowokowac i to jak uroczo próbowała się nie dać! "Czego potrzebujesz? Bliskości? A czego ode mnie? Twojej bliskości" ten dialog mną zawładnął. Właśnie wtedy napisałam do Ciebie na gg "Matko"
    Matko! ;D
    Ty sobie nie wyobrażasz ile radości mi sprawia czytanie waszych rozdziałów. Czasem bardziej się cieszę, czasem mniej - ale zawsz sprawia mi to przyjemność, podobnie jak King. Poza tym tyle lat

    OdpowiedzUsuń
  2. już czytam wasze wypociny, że to mój nawyk, kolejny odcinek serialu "na wspólnej" który oglądam i będę oglądać, tyle że lepsze. A teraz wyobraź sobie... Hinata, moja ulubiona, pogrzebana przez Kisiela i chusteczę (tak szczędzi mi jej okrutnie) postać, i Kiba drugi ale tym razem męski ulubiony bohater pisany przez Ciebie. Ten blog siłą rzeczy przewyższa wszystko, dosłownie Wszystko! I to chyba najlepiej rozpoczynająca się próba tego paringu u Ciebie. Tyle akcji i emocji, że wybucham!
    I generalnie...
    To jest właśnne moment w którym wyobrażam sobie Hinatę we wroku po ziemniakach, dzięki!
    I to jest ten moment, w którym jesteś okropnym, okrutnym kłamcą! Mówiłaś, że ten fragment nie ma ciągu dalszego! A tu, patrzę, czytam zadowolona, że spoilere mój ukochany się nawinął, a tu patrzę... CIĄG DALSZY. Z jednej strony, super, fajnie, ciekawe tematy poruszają, ale z drugiej mi się przypomina jak mi kurde wmówiłaś, że nie możesz mi wysłać c.d.n bo nie ma .c.d.n tej sceny.
    Bezczelna! Następnym razem Cię tak zamęcze, że zobaczysz. Będziesz przeklinała to, jak mnie okrutnie oszukałas. Bestialsko!
    I nie mów, że to dla mojego dobra! W to Ci nigdy nie uwierzę!

    Matko, nie miałaś pomysłu na tą scenę,a wyszła po prostu genialna! Kiba, jego przemyślenia i opisy, ja serio mam wrażenie że nie Ty to piszesz - nie obraź się - ale Kiba, który istnieje naprawdę i to jest jego pamiętnik. Wszystkie te uczucia są takie prawdziwe, jakbyś sama była zakochana i tak cholernie dobrze to opisywała. Jaki on jest nią zafascynowany! A ten pocałunek! Kobiety często dają się ponieść uczuciom. Pewnie stykając się czołami z najlepszym przyjacielem czując cokolwiek do niego też nie mogłabym się oprzeć przez muśnięciem go, nawet gdyby czekał na mnie inny facet. I to, jak ona słodko się zawstydziła. I to, jak on był pewien że ona czuła tak samo jak on!
    Matko, ta cała ich relacja jest taka prawdziwa. Tyle lat czekała na Naruto. Była zapatrzona w niego jak obrazek. Tak bardzo go pragnęła i nigdy nie dostrzegała Kiby, a więź między nimi stale rosła. lecz Naruto stale się oddalał. Kiba również traktował ją jako "Dziewczynę zakochaną w Naruto" aż tu nagle, pewnego dnia, coś się dzieje. Naruto jest zbyt daleko a Kiba zbyt blisko i wszystko staje na głowie, potem Naruto się przybliża a Kiba wciąż.... jest blisko. I teraz co robić? Całe życie marzyła o jednym, a jak w końcu ma być najszczęśliwa na swiecie okazuje sie, że nie może.
    Matko. Tak jej współczuje.
    Ile razy jeszcze napisze "matko" nnie wiem.
    A Kiba? On jest taki tragiczny ;C uwielbiam zakochanych twardzieli, NIESZCZĘŚLIWIE ZAKOCHANYCH.
    Wgl żeby wypisać ci każdy tekst Kiby który mnie rozwalił to serio.. co drugie zdanie.
    Pukanie? Zależy o jakim pukaniu mowa. Boże, ta scena była taka piękna. Ta delikatność, a potem dzikość. Widziałam to swoimi oczyma, jakby przed sobą, potem jak on tak wyszkoczył z tego łóżka bo bał sę, że ona wyjdzie. Najpiękkniejsza scena na świecie! Oni są dla siebie stworzeni! Jak go nie kochać, Hinata? No jak?! ;D
    I czemu on tak cierpi? Czemu ona go tak kara? Przecież kocha go jak nic! Szaleje za nim, a on? taki biedny kundelek i to stwierdzenie, ze jeszcze deszcz i najbardziej żałosny porzucony koleś. ;C jeju zajebistość tej sceny mnie rozstroiła emocjonalnie. Za chwile i tak wiem że przeczytam ją znów i pewnie zrobię to kilka razy.
    Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem jak możesz nie być zadowolona z tego rozdziału? Piszesz romans, więc romantyczne sceny są potrzebne ale tu nic nie jest tandetne.To takie życiowe i trudne ;C A scena któej pisanie cię bawi moja droga, wyszła tak realistycznie, że powinnaś się wstydzić ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Obudziłam się i znów czytam. ^^ Trzeba odświeżać starą, niedołężną już pamięć, prawda? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie! Może inaczej zinterpretujesz xD

      Usuń
  4. To ja tak na szybko, bo właściwie to powinnam już spać XD
    Coraz bardziej zadziwiasz mnie swoim stylem, który z notki na notkę uwielbiam coraz bardziej. Nie dość, że wplatasz tu tonę kibowego humoru, to jeszcze przyprawiasz to szczyptą romantyzmu i nostalgii. I nie takiej kobiecej nostalgii, ale takie męskiej, z kopyta, a co! (tak, w tym momencie napisałaś mi o tym na gadu xd) Ale serio tak jest! Bo nie oszukujmy się, Kiba jest facetem z krwi i kości, taki wilczur z niego i wgl,mrr. Jak tu go nie lubić, kiedy jak piszesz, że jest napalony na Hinatę, to ja w wyobraźni widzę to jego wilcze spojrzenie? Nie wiem, czy ci już pisałam, ale dla Twojego Kiby, to ja bym nawet Shikamaru zdradziła! A to już jest wyczyn.... Dlatego absolutnie nie dziwię się, że Hinata jedzie teraz na dwa fronty. Fakt, trochę mnie to zaskoczyło, ale tylko w pierwszej chwili. Bo jak to, ta cicha, zakochana po uszy w Naruto Hinata miałaby go robić na boku z jego kumplem? o.o Toż to się w głowie nie mieści! Ha! Ale jak już na to spojrzeć z perspektywy Kiby, z twojej perspektywy i perspektywy, że kobietki lubią czasem zaszaleć i są uległe, to znowu tak bardzo nie dziwi. W końcu nie ulec Kibie, to jak wbić sobie sztylet w serce! Nie wiem, jak Hinata tyle lat dawała sobie radę, w dodatku była zaślepiona przez Naruto... Dobra, może on jest tym bohaterem i kandydatem na Hokage, ale spójrzmy prawdzie w oczy: takie postacie są nudne. Co innego taki Inuzuka, zadziora, podrywacz, seksowny (a nie ciapowaty jak Naruto), zdecydowany (nie jak Naruto, który lat potrzebował, żeby do Hinaty się przekonać). Rachunek prosty: go Hinta, go! Zdradzaj Uzumakiego dalej, to się opłaci! W końcu TAKI seks, z TAKIM facetem.... zazdrościć jedynie :)

    Ech, rozpisałam się o głupotach xd To przez godzinę i przez to, że dziś ponad godzinę maltretowałam swój umysł matmą >.< po takiej przerwie to naprawdę boli! Ale do rzeczy...

    Lubię jak porównujesz zachowanie Kiby do psa. Jesteś chyba jedną z niewielu autorek, które rzeczywiście zwraca uwagę na ten szczegół, jakim jest jego wyczulony węch. A ty to podkreślasz na każdym kroku - keep going! :) Ano, i jeszcze podoba mi się ten zwrot Kiby "Ale co tam!". To takie beztroskie i takie jego xd No i to, jak wylicza w myślach, jaki to on jest cudowny, haha <3

    I wiesz co? Na scenie łóżkowej nie mogłam przestać się śmiać, booooo.....? Bo wyobraziłam sobie, jak ty się śmiałaś, pisząc ją. Serio, to było silniejsze ode mnie. Ale ubaw przedni, coo? I powiem ci, że scena wyszła genialnie. Tylko czemu została przerwana prze jakieś wyimaginowane pukanie? A może naprawdę ktoś pukał, może Naruto? I jak usłyszał dziwne dźwięki to tylko lampa "O! Seksy! To ja nie będę przeszkadzać..." I pewnie biedak nawet nie pomyślał, że to jego Hinatka. A jutro pewnie pójdzie na piwo z Kibą i się będzie dopytywał, a ten tylko taki zonk "I co teraz?" potem jakoś to wytłumaczy z hasłem przewodnim "Ale co tam!" :D Mam rację? ;>
    Jednak końcowa scena to mnie naprawdę zasmuciła. Jak możesz? Tak na sam koniec dobić człowieka...

    Kończę. Było cudnie. Dobranoc <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja lubię dobijać ludzi tak na zakończenie xD
      No i dopiero się rozkręcam, więc takich "romantycznych" i zabawnych scen może być więcej. Ciekawe, że historia miała być bardziej dramatem... Ale co tam!
      Z tym pukaniem, to nie sądziłam, że się bardziej zainteresujecie. W kolejnej notce będę musiała więc napomknąć coś tam, co miałam na myśli ;)
      No i oczywiście również uważam, że z tej dwójki, Naruto vs Kiba, to Kiba wygrywa na męstwo.
      Co do porównań... Jestem miłośniczką psów, więc grzechem byłoby dla mnie nie wziąć tej jego wilczej cechy pod uwagę ;)
      A ten męski styl... hmmm... prosty i logiczny, dużo łatwiej mi się pisze niż z bardziej kobiecej perspektywy ^^" Ale! Planuję też sceny, w których nie będzie Kiby, więc możliwe, że wcielę się postać Hinaty (albo napiszę jak zwykle, w 3os.-_-")
      Dziękuję Ci więc, Ma Miła, za ten komentarz. Obyś nie zaspała przez to! ;*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. I kolejny rozdział u Ciebie, który czytam w szkole. Do tego znowu na tej samej lekcji(bo w sumie na innej nie ma okazji). I jeszcze koledzy mi się wcinali w samym środku akcji! Wiesz, jakie to wkurzające? Już całkiem jestem wkręcona w rozdział, jaram się Kibą, Hinata mu zaczyna ulegać, a tutaj ktoś ci wisi nad głową. No po prostu... Ugh.


    Kiba w twoim wykonaniu jest tak niemożliwie męski, że aż ciężko w to uwierzyć. Facet z krwi i kości, który wszystko przeżywa skrajnie. Jak kocha to na całego i dla tej miłości zrobi wszystko.
    A Hinata.... Ha, wiedziałam, że to ona musiała go "sprowokować". Piękna była ta scena, jak Kiba najpierw ją uratował, a potem ona się nim zajęła. I ten skrajnie niewinny pocałunek, który przedzielił etapy ich relacji. Wszystko było tak cudownie opisane.

    Hinata znalazła się w patowej sytuacji. W końcu Naruto stał się kimś ważnym w jej życiu kiedy była bardzo małą dziewczynką, powiedzmy sobie szczerze, że to dzięki niemu, a raczej dzięki wzorowaniu się na nim, została tą odważną, silną kobietą. On nawet dał radę zmienić stosunek w jej rodzinie, co zdawało się być prawie niemożliwe! Jest ideałem, tylko... Czy kobiety tak naprawdę pragną ideału? No i ile Hinata tak naprawdę o nim wie,ile czasu spędziła z nim sama. Tak mniej więcej sto razy mniej, niż z przyjacielem, który był z nią zawsze, wspierał i stanowił oparcie w dążeniu do celu. Ech, miłości się nie wybiera, ona sama przychodzi.

    W ogóle Kiba nie jest postacią, której bym w mandze poświęcała więcej uwagi, a tutaj tak łatwo jest mi się w niego wczuć, że to aż dziwne. Uwielbiam to jego lekkie, bezkompromisowe podejście do życia.
    Ach, i Sakura mnie rozbraja za każdym razem jak się pojawia. Podoba mi się jak owinęła sobie wszystkich wokół palca.

    Pozdrawiam i życzę weny, bo ja naprawdę chcę wiedzieć co dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Kiba to jedna z wielu postaci niestety bardzo pominiętych, zwłaszcza w drugiej serii :<
      No i jeśli chodzi o tę historię, to jakby tak pomyśleć w najgorszej sytuacji jest tutaj Hinata. Wyrzuty sumienia mogą być znacznie gorszym utrapieniem, niż nieodwzajemniona miłość.
      Cieszę się, że Kiba póki co mi w miarę wychodzi :)
      Mam nadzieję, że go nie zniszczę jakimś melodramatycznym zdarzeniem.
      No i miło mi, że scena z retrospekcji Ci się spodobała. Szczerze, to z niej byłam najmniej zadowolona xD
      Dzięki za komentarz i mam nadzieję, że następnym razem dadzą Ci przeczytać rozdział w spokoju, bez rozpraszania xD
      Pozdrawiam!

      Usuń

Statystyka

Obserwatorzy